Rozdział Trzydziesty Pierwszy: Koniec wszystkich kłamstw

554 34 12
                                    

#WWBIC_watt na Twitterze

Kocham 💕

***

Brawa, wiwaty, gwizdy i masa rzucanych kwiatów na scenę. Tak właśnie było po zakończonym przedstawieniu. Wszystko wyszło wręcz obłędnie. Sylvie poradziłaby sobie znał i cudowne oddała klimat tak starej i znanej każdej historii. Gdyby tylko modlą, obejrzała by to jeszcze raz. I może faktycznie to zrobi, skoro będą co grać do końca roku. I tym razem bardziej się na nim skupi.

Jako pierwsza wybiegła z rzędu i ruszyła do Sylvie. Tym razem się nie hamowała i po prostu rzuciła jej się na szyję. Przez chwilę Adamsówna nie odwzajemniała uścisku lecz później, delikatnie ją objęła. Nie było to czymś wielkim, lecz dało jej małą nadzieję i iskierkę szczęścia.

— Boże, Sylvie…byłaś cudowna. — powiedziałam blondynka kiedyś się od niej odsunęła. — Naprawdę nie wiem co mam powiedzieć.

— Nie musisz, twoje oczy mówią wszystko. — faktycznie, miała rację. W pewnym momencie się popłakała ze wzruszenia i nie mogła tego powstrzymać. Parsknęła śmiechem co poczyniła również Sylvie. — Nie zapytałam wcześniej ale…Jak ty się trzymasz? — zmarszczyła brwi nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi. — Chodzi mi o Dawkinsa. — wiedząc o co konkretnie pyta, siedziała jakiego tematu nie poruszać.

— Dobrze. Cieszę się, że go zabrali. Mam nadzieję, że więcej nie zobaczę go na oczy, bo chyba wybije mu zęby.

— Daj znać jak będziesz chciała to zrobić, dołączę się. — obie zaczęły się śmiać. Przez chwilę były w sytuacji gdzie obie zapomniały o wszystkich złych rzeczach które się wydarzyły. Kiedy jednak sobie o tym przypomniały, zrobiło się między nimi trochę niezręcznie.  Imogen nie wiedziała co ma w końcu powiedzieć, aż w końcu wydusiła z siebie jakieś zdanie.

— Tęsknię, Vie. — powiedziała. — Możemy w końcu porozmawiać? To naprawdę nie wygląda tak jak myślisz. — czarnowłosa wzięłam głęboki wdech. W rękach ściskała kwiaty które dostała od reżysera. — Kupię nasze wino i zrobię twoje ulubione ciasto. — Musiała próbować wszystkiego, dlatego uznała, że nie zaszkodzić spróbować również lekkiej łapówki. I chyba podziałało, po po raz pierwszy, od kilku dni zobaczyła na jej twarzy szczery uśmiech.

— Ale dodasz do niego likier?

— Oh, błagam cię. Ja bym miała nie dodać? Dodam nawet dwa razy więcej. — po raz kolejny się zaśmiały. Adamsówna miała się odezwać, ale w tej samej chwili rozbrzmiał głos jakiegoś mężczyzny

— Bonjour, mon amoure. — do kobiet podszedł wysoki, czarnoskóry mężczyzna, odziany w garnitur. Był niewiele starszy od nich, a przynajmniej tak wyglądał. — Gratuluję występu. Świetnie się pani spisała. — złapał za jej dłoń i delikatnie pocałowała jej wierzch.

— Bardzo dziękuję. — powiedziała lekko onieśmielona ale zarazem miłe zaskoczona. — Przepraszam bardzo, ale kim jest? Wydaje mi się, że skądś pana kojarzę.

— Ah! Proszę mi wybaczyć, za mój brak manier. Jestem Raphael Van Moreau. Jestem aktorem teatralnym we Francji. ukłonił się szeroko uśmiechając. — Przyjechałem do rodziny na święta, zaś ona zaciągnęłam mnie na ten występ. Nie byłem ku temu przychylny, lecz po zobaczeniu Pani na scenie, zachwyciłem się pani talentem. — powiedział bacznie ją obserwując. — Może słyszałaś o musicalu Charlotte? Jestem jego reżyserem a zarazem jednym z głównych aktorów.

Wedding Will Be In Christmas!Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum