Rozdział Dwudziesty: Juliet

1.1K 33 11
                                    

Włączcie sobie tą piosenkę w odpowiednim momencie (będziecie wiedzieć kiedy) na spotify, bo tu nie da się jednocześnie czytać i słuchać...Gwarantuje wam, nie pożałujecie hihi

Miłego czytania!

#WWBIC_watt na Twitterze!

***

Wieczorem całą czwórką udali się do baru, niedaleko hotelu. Niby to był plus, ale i tak Imogen było w cholerę zimno. Jako jedyna była ubrana w grubą kurtkę i bluzę. Warren wraz z Tony'm, mieli na sobie czarne koszule, a na to zwykle czarne kurtki. Morewood, skórzaną ramoneskę, a Rhythar gruby czarny płaszcz. Zawsze utrzymywał klasę, mimo okropnej pogody.

Dobrze, że chociaż założył dżinsy a nie garnitur.

— Więcej ubrań nie dało się założyć?  — wtargnął Warren, stojąc tuż przy blondynce, która to zdjęła niebieska bluzę. Z mordem w oczach spojrzała na bruneta ściągają, czapkę i szalik, wraz z rękawiczkami.

— Wybacz, że nie mam w sobie wbudowanego kaloryfera.

— Masz przecież mnie. — przysunął się bliżej gdy kobieta wkładała rzeczy do rękawa kurtki. — A ja, chętnie cię rozgrzeje. Rzecz w tym, że taka duża ilość ubrań jaką masz na sobie, nie dość, że będzie mnie ograniczać, to jeszcze będzie to wolniej trwało. — Stojąc za nią, objął ją w talii. Nachylił się i  delikatnie pocałował w czułe miejsce na szyi. Mimowolnie się uśmiechnęła na ten gest. Szybko przybrała poważny wyraz twarzy i odwróciła się przodem do niego. 

— Jeśli masz zamiar cały dzień, gadać takie rzeczy, to przysięgam, że zacznę żałować, że się zgodziłam na to wyjście. — Mężczyzna się zaśmiał i ponownie zetknął swoje usta z jej skórą, lecz tym razem, tą na lodowatych policzkach.

— Okej, moi drodzy. Chodźmy usiąść zanim zajmą nam najlepsze miejsca. — Sylvie podeszła do blondynki i zaczęła pchać ją w stronę jednego ze stolików. 

Mimo, że był środek tygodnia to w barze, było dość sporo osób. Sam lokal był urządzony w ciemnych kolorach,  które wraz z drewnianymi meblami tworzyły naprawdę ładną kompozycję. Nie mogło zabraknąć oczywiście świątecznych ozdób. Wszędzie stały jakieś niewielkie mikołaje, renifery, czy inne pierdoły. Pod sufitami zawisły łańcuchy wraz z kolorowymi światełkami. Kątem oka zauważyła, że na barze była postawiona niewielka choinka, a na stolikach stały mini bałwanki.

Dla Imoge nie robiło to żadnego wrażenia. W ogóle nie czuła świąt w tym roku. Nawet o nich nie myślała,  nie tylko dlatego, że jej życie nabrało innego obrotu, to teraz nie była w stanie myśleć tak samo o świętach, jak co roku. Nie, kiedy jej babci nie było przy niej.

To było po prostu inne. Jak co roku nie mogła się doczekać na ten dzień,  na tą cala otoczkę,  tak teraz, miała ochotę iść spać i przespać ten dzień. I najlepiej obudzić się po nowym roku. Nie czuła żadnej radości ani ekscytacji. Może właśnie dlatego,  tak późno udekorowała swoje mieszkanie

Wszyscy usiedli przy wolny stoliku znajdującym się tuż pod scena. Był wysoki, czarny z drewnianym blatem do którego zostały dostawione wysokie stołki. Każdy ułożył swoje ubrania na ich oparciu, co blondynce zajęło trochę dłużej.  Nie obyło się oczywiście bez jakiś kąśliwych uwag ze strony jej przyjaciółki 

— Nigdy nie wyrośniesz, ze swojej niezdarności?

— Nigdy nie wyrośniesz, ze swojej niezdarności?  — Powtórzyła, przeobrażajac wypowiedź w tą z grymasem i głupia mina. — Będę się śmiała jak to ty, będziesz przeziębiona. Czy naprawdę powinnam ci przypominać, że za kilka dni masz przedstawienie i powinnaś o siebie dbać?

Wedding Will Be In Christmas!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz