Rozdział 37

736 60 5
                                    

Connor

Te wygłupy budziły we mnie dwojakie uczucia. Mimo irytacji, chciało mi się śmiać. Przypomniały mi się czasy, kiedy mała Katie wczepiała się we mnie, bym nie mógł wyjść z jej małego łóżeczka w kształcie karocy.

Wkurzało mnie to, że teraz Katie miała prawie dziewiętnaście lat. Z tego samego powodu chciało mi się śmiać – oboje byliśmy dorośli i fakt ten powodował, że wyglądaliśmy komicznie. Opierałem wyprostowane ramiona po bokach poduszki i podskakiwałem na czworaka, by ją strącić.

A ona zamiast się poddać chichotała mi do ucha. Tęskniłem za tym. Już dawno nie bawiliśmy się tak beztrosko, bo za bardzo bałem się, by nie wysyłać seksualnych podtekstów. Ani jej ani tym bardziej sobie...

-Raz, raz, Katie. Muszę przynieść ci lekarstwa – uniosłem jedną dłoń do jej żeber, żeby przejechać po nich palcami. To był błąd. Katie zaczęła wierzgać. Przesuwała się wzdłuż mojego ciała. Góra, dół, a w dole miałem cholernego fiuta. Prawdziwego. Okazało się, że on jednak działał, mimo że nie wykazywał oznak życia, gdy go potrzebowałem przy Em. -Puść mnie! -krzyknąłem pospiesznie i natychmiast zaprzestałem łaskotania.

-Na to co mi dolega, nie ma syropu – mój najulubieńszy na całym świecie głos przy samym uchu, mimo że brzmiał tak samo, był mi teraz znany w jakiś inny sposób. Nie wiedziałem, co się działo. Spanikowałem, jak nigdy dotąd.

-Puść mnie, KURWA!!! – ryknąłem, desperacko szarpiąc ciałem, które w tym samym momencie odczepiło się, opadając bezwładnie na materac. Nim wybiegłem w popłochu, zdążyłem jeszcze zauważyć przerażony wzrok Katie. To był jakiś koszmar...

Byłem kompletnie oszołomiony. Przez chwile nie wiedziałem, jak doszło do tego, że widziałem siebie w lustrzanym odbiciu. Znajdowałem się w łazience. W spodniach pulsowała mi pełna erekcja. Nie miałem takiej od dobrych kilku tygodni nawet o poranku. Dlaczego akurat teraz? Nie miałem pojęcia jak skonfrontować się z Katie, nie chciałem jej widzieć. Ale przecież musiałem jej to jakoś wyjaśnić. I to szybko. Kazałem jej spierdalać. Może niedosłownie, ale oboje wiedzieliśmy, że dokładnie to miałem na myśli, gdy na nią ryknąłem. Te jej przerażone oczy będą nawiedzać mnie w koszmarach do końca życia.

Oblałem twarz i kark zimną wodą. Przyrodzenie przypomniało sobie już, że powinno pozostawać w stanie spoczynku, kiedy mózg myślał o Katie. Znów zacząłem drgać, bo przypomniałem sobie tę jej sukienkę. Już rano zrobiła na mnie dziwne wrażenie. Mętlik w mojej głowie zniknął, kiedy doleciał do mnie huk trzaśniętych drzwi.

-Ja pierdolę! – wrzasnąłem, waląc pięścią w blat. Mogłem dać się ponieść emocjom na całego, skoro Katie opuściła nasz dom. Zamiast jednak szaleć, opadłem na płytki, opierając plecy o szafki. Czułem się jak wrak. Skryłem twarz w dłoniach, by skupić myśli. To było na nic. Wszystko było na nic. Nie miałem pojęcia, co robić. Nie umiałem rozróżnić słusznych i poprawnych rzeczy od niemoralnych i krzywdzących. Ta sytuacja nie miała dobrego wyjścia, a tata tak przykładał wagę, by wtłoczyć mi do głowy, że nie istnieją problemy nie do rozwiązania...

Z przeświadczeniem, że znalazłem się między młotem, a kowadłem, opuściłem łazienkę. Nie zaglądając do sypialni, podążyłem do drzwi. Nie zamierzałem szukać Katie. Sądziłem, że ona też nie będzie chciała mnie widzieć. Jej torebka była w środku, a zatem nie miałaby, jak otworzyć bungalowu, dlatego nie zamykałem ich na klucz.

Wiedziałem, że nie dam rady skupić się na pracy. Podążyłem do biura wyłącznie po to, by się schować. Kiedy więc zastałem w nim Emily, byłem zdruzgotany. Przed chwilą myślałem, że gorzej być nie może, a jednak. Jej widok potwierdzał zasadę, że zawsze może być gorzej.

-Niespodzianka! – uśmiechnęła się. Nie miałem w sobie nawet tyle energii, by odwzajemnić uprzejmość. Zamierzałem za to zaraz zerżnąć ją tak ostro, żeby mi się mózg zresetował i wskoczył na odpowiednie tory.

-Cześć, Śnieżko – mruknąłem. Ja jeden zawsze mówiłem do niej po imieniu, ale tym razem nazwałem ją po przezwisku. Bo teraz nie różniłem się od innych, nie czułem się jak jej facet, nie chciałem nim być. Nie podszedłem do niej, by dać choć jednego głupiego buziaka. Od razu ruszyłem do kanapy.

-Co się stało? – słyszalne w jej głosie przerażenie było także widoczne w sposobie, w jakim zbliżała się do mnie. Powoli, jakbym był zranionym, ale wciąż nieprzewidywalnym dzikim zwierzęciem. I całe szczęście, że zachowała ostrożność, bo mogłaby przypadkiem zderzyć się ze mną, gdyby była bliżej. Przez okno zobaczyłem bowiem Michaela, którego łapy spoczęły na Katie. A że skumulowało się dzisiaj już zbyt wiele, jak na moje możliwości to straciłem resztki równowagi. 

BestiesWhere stories live. Discover now