31. Umierał z każdą kolejną minutą

1.8K 83 21
                                    

Ginny nie miała pojęcia co ma powiedzieć kiedy usiadła na kanapie w salonie naprzeciwko Jean i Johna Granger. Spojrzała z nadzieją na męża, który usiadł obok niej. Westchnęła. Może to ona teraz powinna zacząć rozmowę. W końcu też po coś tu przyszła...

- Hermiona zniknęła i przeczuwamy, że mogło się jej coś stać...

- Czyli co? – przerwał jej ojciec brunetki. Tak oschłym tonem, że Ginny się wzdrygnęła.

- Chcieliśmy państwa przygotować na ewentualną informację o...

- O śmierci Hermiony? – Blaise westchnął kiedy i tym razem John nie pozwolił im dokończyć. Kiwnął jedynie głową. – Czemu nic nie zrobicie? – widać było, że mężczyzna próbuje zapanować nad swoimi emocjami, ale i tak ręce mu drżały.

- Bo nie wiemy już co mamy robić. Hermiona jest uparta. Chciała się poświęcić dla dwójki dzieci i to zrobiła nie pytając nas o radę. Próbujemy uszanować jej decyzję i pomyśleliśmy, że powinniście państwo o tym wiedzieć... - przerwała kiedy Blaise wyciągnął telefon z kieszeni i przez krótką chwilę obserwował nieznany numer, aż w końcu odebrał podnosząc się z kanapy i wychodząc z salonu. Świetnie, Blaise. Dziękuję za wsparcie! Warknęła na niego wściekła w myślach i spojrzała ponownie na rodziców Hermiony. Czuła, że jest teraz ich wrogiem numer jeden i nie winiła ich za to. Siebie również znienawidziła.

- Znaleźli się – oznajmił Blaise wracając do salonu. Zrobił to tak oczywistym tonem, że Ginny przez chwilę nie wiedziała jak ma na to zareagować. – Musimy iść do Munga, Gin – dodał łapiąc ją za dłoń i pociągając za sobą do przedpokoju.

- Idziemy z wami – John zatrzymał ich przy drzwiach frontowych. Blaise westchnął w odpowiedzi. – Bezczelnie do nas przychodzicie i mówicie, że mamy przygotować się na ewentualną śmierć naszej jedynej córki, a teraz wychodzicie jakby nigdy nic, bo się znalazła?

- To nie jest najlepszy pomysł, żeby mugole weszli do św. Munga...

- Blaise, oni mają rację. Teraz tym bardziej powinniśmy ich ze sobą zabrać. Tu chodzi o Hermionę – wyszeptała do męża.

- Nie wiemy w jakim są stanie, Gin. Możemy ich powiadomić później, a teraz proszę Cię... Chodźmy już. Nie powiedzieli mi nic przez telefon. Muszę się tam dostać jak najszybciej...

- Ja też Cię o coś proszę, kochanie – dodała łagodnie łapiąc go za dłoń. – Mają prawo wiedzieć co się dzieje z Hermioną. Zasługują na to. Popełniliśmy błąd przychodząc tu tak wcześnie i teraz nie możemy ich zostawić w niewiedzy. Jakbyś się czuł, gdyby coś się stało Victorii i musielibyśmy siedzieć w domu i czekać na jakiekolwiek informacje?...

- Możemy rzucić na nich Obliviate. Zapomną o dzisiejszej rozmowie i jutro przyjdziemy powiadomić ich o stanie Granger. Pasuje? – zapytał już lekko zirytowany kierując nawet dłoń po swoją różdżkę.

- Miałbyś sumienie to teraz zrobić, Blaise? Bo ja nie...

Ciemnoskóry jedynie westchnął spoglądając na rodziców Granger, który przyglądali im się z zaciętymi minami.

***

Piętnaście minut później po wypełnieniu odpowiednich dokumentów przez państwo Granger kierowali się już na odpowiednie piętro, na którym przyjęli Granger. Dracona nie przyjęli. Blaise nie ukrywał, że słysząc te słowa omal nie zemdlał. Chciał już zapytać czemu tego nie zrobili, ale Ginny pociągnęła go w stronę schodów. Trzymała go cały czas mocno za dłoń jakby tym sposobem chciała dodać mu otuchy.

- Łapy precz ode mnie! Nic mi nie jest!

Byli w połowie korytarza kiedy usłyszeli zdenerwowany głos Dracona, który najwyraźniej wyżywał swoją wściekłość na pierwszej napotkanej osobie, którą był Uzdrowiciel. Arystokrata siedział na podłodze, a biedny Uzdrowiciel próbował go zbadać na co on skutecznie mu nie pozwalał.

Lonely I | Dramione | ZakończoneKde žijí příběhy. Začni objevovat