23. Nadzieja umarła

2K 90 2
                                    

Draco teleportował się w okolice swojej rezydencji wiedząc, że tam nie spotka mugoli. Wyciągnął różdżkę przed drogą i machnął nią. Minęło kilka sekund, a przed nim zatrzymał się fioletowy, piętrowy samochód z wielkim napisem na przodzie: Błędny Rycerz.

- Witam w Błędnym Rycerzu. Ja jestem James i będę dzisiaj Twoim...

- Tak tak, skończ pieprzyć. Musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań – przerwał mu zirytowany Draco wchodząc do autobusu przepychając się z konduktorem w wejściu, który nadal był zdziwiony dziwnym zachowaniem pasażera.

- Dokąd chce pan dojechać? – zapytał niechętnie wchodząc do środka za irytującym pasażerem.

- Do miejsca skąd zabrałeś Leathię Smith – oświadczył spokojnie siadając na jednym z wolnych łóżek. – Kilka godzin wcześniej z pewnego miejsca odebraliście jedenastoletnią dziewczynkę, która poprosiła was o podwózkę do Ministra, więc... skąd ją odebraliście? – zapytał wprost widząc zdziwioną minę konduktora.

- A kim pan jest?

- Draco Malfoy, szef Departamentu zwalczania Czarnej Magii, więc dowiem się w końcu skąd ją zabraliście czy mam wam podać cały mój życiorys? – mówił lekko zirytowany, ale James sprawiał nie zwracać na to uwagi.

- Dziewczynka wyglądała na dość przerażoną. Gdyby nie fakt, że była wzmianka w Proroku Codziennym o zaginionych dzieciach to bym uznał ją za wariatkę, ale na szczęście rozpoznałem ją ze zdjęć...

- Fascynujące – przerwał mu ironicznie. – Jeśli będziemy dłużej gadać to możliwe, że zamiast żywej dwójki dzieci odnajdę ich zwłoki, bo komuś zebrało się na rozmowę. Pozwól mi wykonywać swoją pracę, a dam wam spokój.

Konduktor sprawiał wrażenie jakby chciał coś dodać, ale w końcu z tego zrezygnował i skierował się do kierowcy. Już po chwili pędzili ulicami różnych miast, a on miał nadzieję, że nie będzie za późno. Kilka minut później był już na miejscu. Wyciągnął telefon i zadzwonił do Pottera kiedy konduktor podał mu dokładną lokalizację. Nie popełni tego samego błędu co Granger. Miał możliwość poproszenia o pomoc to o nią poprosi.

- Ładniej tu niż sądziłem – wzdrygnął się, gdy usłyszał obok siebie głos Pottera kiedy obserwował dość duży dworek z wielkim ogrodem. Gdyby trochę ktoś nad nim popracował to mógłby naprawdę olśniewać. A może by tak go kupić, przeszło mu przez myśl, ale szybko wyrzucił to z głowy. Tutaj jest przetrzymywana Granger, a ty myślisz o kupnie, po raz kolejny ta druga strona Malfoya się odezwała. Ta mądrzejsza...

- Idziemy, Potter – warknął jedynie w jego kierunku wyciągając różdżkę z kieszeni płaszcza. – Ja idę do lochów, a wy róbcie co chcecie – nakazał naciskając na klamkę. Wziął głęboki wdech kiedy drzwi ustąpiły. Oświecił sobie drogę i zaczął szukać schodów.

***

Hermiona powoli otworzyła oczy czując na swoim czole czyjś dotyk. Draco... przeszło jej na myśl, ale szybko odrzuciła tę myśl przyglądając się postaci nachylonej nad nią. Zamrugała kilka razy powiekami, żeby bardziej wyostrzyć sobie wzrok. Najbardziej na ile była teraz w stanie. Nachylał się nad nią Adam Bareley...

- Lepiej się już pani czuje? – zapytał po chwili kiedy podniosła się do pozycji siedzącej. Nie znajdowali się w lochach tylko w pokoju. Dość przytulnie urządzonym.

Miała już odpowiedzieć na pytanie Bareleya, ale spojrzała na swój nadgarstek, na którym był widoczny czerwony znak. Pamiętała skąd to miała. Michael ją złapał kiedy próbowała uciec. Torturował ją, nawet teraz czuła jak przez jej ciało przebiegał ból, który wręcz ranił ją fizycznie. A potem najgorsze... wlał jej coś do gardła. Było bez smaku. Mogła mieć tylko nadzieję, ze to nie było to czego bała się najbardziej.

Lonely I | Dramione | ZakończoneWhere stories live. Discover now