14. Złamane serce

1.9K 94 8
                                    

Draco lekko wściekły próbował po raz kolejny dodzwonić się do Granger, ale ta jak na złość nie odbierała telefonu. Zbliżało się południe, więc nie powinna spać. Chyba, że... Nie, nie. Powiedziała, że nie ruszy alkoholu w trakcie śledztwa.

Rzucił telefon na biurko i spojrzał jeszcze raz na miejsce gdzie jeszcze wcześniej był niebieski kot dyrektorki Hogwartu. Panie Malfoy, proszę o pilne przybycie do Hogsmeade. Z poważaniem, Minerwa McGonagall, przypomniał sobie jeszcze raz treść wiadomości wysłanej poprzez patronusa. Westchnął. Co on teraz miał zrobić? No trudno, może Granger jest już na miejscu.... pomyślał nim teleportował się na główną ulicę Hogsmeade. Przez krótką chwilę nie wiedział czego się spodziewać, nawet czego miał wypatrywać.

- Panie Malfoy...

Natychmiast się odwrócił kiedy usłyszał za sobą głos profesor McGonagall, która wyglądała na zrozpaczoną. Zaczął mieć złe przeczucia. Już wiedział czego ma się spodziewać... Kolejnego ciała. Poczuł dziwne uczucie w głębi swojego ciała. Tak jakby rozpacz. Podobne uczucie, które zaczął odczuwać kiedy dowiedział się o chorobie matki.

- Panny Granger nie ma? – ocknął się kiedy kobieta zadała kolejne pytanie. Pokręcił przecząco głową i wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia gdzie ona teraz mogła być. Może nie miała czasu odczytać wiadomości? Może po prostu zasnęła? Nie wiedział i teraz nie miał ochoty nawet o tym myśleć.

- No cóż...

- Gdzie ciało? – przerwał jej natychmiast. Chciał już mieć to za sobą. Zdobyć najważniejsze informacje i wrócić do domu. Połączyć kolejne fakty ze sobą i może mieć szansę uratować pozostałą trójkę dzieci, ale jeśli w takim tempie będą prowadzić całą tą sprawę to nigdy im się to nie uda. Będzie musiał po tym wszystkim odwiedzić Granger i z nią o tym porozmawiać. Za bardzo żyli teraz swoim życiem. Zaczął coraz bardziej sądzić, że własne sprawy trzeba odłożyć na bok. Wszystkie sprawy. Żadnych koleżeńskich spotkań. Żadnych zawodowych jeśli dotyczy czegoś innego. Niczego innego. Tylko i wyłącznie dobro dzieci.

- Thomas jeszcze żyje.

Spojrzał zdziwiony na kobietę. Czy ona naprawdę powiedziała, że chłopiec jeszcze żył?

- Ale to niestety długo już nie potrwa. Nie chcemy go teleportować do Mungu. Boimy się, że to pogorszy jego stan i już nic mu nie pomoże...

- A teraz niby co mu pomoże? – warknął wściekły. McGonagall nic nie powiedziała tylko skierowała się w stronę bocznej uliczki. Zrozumiał, że zamierzała go do niego zaprowadzić. Będzie musiał porozmawiać z dzieckiem, które niedługo umrze, bo nie wiedzą jak mają mu pomóc. Czy Thomas o tym wiedział? Może kłamali mu, że to tylko kwestia nim pomoc przybędzie i mu pomogą? Nie było to fair, ale zrozumiałby to postępowanie. Możliwe, że sam by to zrobił.

- Kiedy go znaleźliście? – zapytał kiedy zbliżali się do grupki czarodziei, a on czuł coraz większą wściekłość na siebie i na Granger. Gdzie ona teraz była? Czemu zostawiała go w tak trudnej sytuacji jak ta teraz? To miała być zemsta, że ona musiała być sama przy pierwszej ofierze? A co jeśli domyśliła się o co chodziło w patronusie McGonagall i postanowiła nie przyjść, żeby po raz kolejny przez to nie przechodzić? Zamorduje ją, jeśli taki był właśnie powód jej nie pojawienia się w Hogsmeade.

- Może z dziesięć minut temu. Od razu wysłałam do was patronusa. To może być szansa, żeby się czegoś dowiedzieć o pozostałych.... Może jak zadasz mu kilka pytań to wam to pomoże w tej całej okropnej sprawie.

- Pani sobie ze mnie żartuje, prawda? – warknął zrozpaczony i wściekły równocześnie. – Nie jestem takim potworem, żeby zadawać pytania umierającemu dziecku. Thomas może umrzeć w ciągu kilku minut. Ostatnie jego minuty życia mają zostać wykorzystane na przesłuchaniu?

Lonely I | Dramione | ZakończoneWhere stories live. Discover now