20. Po tylu latach...

2.2K 93 26
                                    

Od razu po wyjściu z rezydencji Zabinich udał się pod adres podany w dokumentach. Zapukał do drzwi i czekał jak mu otworzy. Po kilku minutach zapukał ponownie. Mogłem się tego spodziewać, pomyślał rozglądając się po korytarzu. Nie zauważył nikogo, więc wyciągnął różdżkę i otworzył drzwi. Musiał rzucić kilka zaklęć, by odblokować zamek. Miał coraz gorsze przeczucia. Czy gdyby nie miał nic do ukrycia to miałby tak zabezpieczone mieszkanie?

Zamknął za sobą drzwi i rzucił kolejne zaklęcie. Nikogo nie było w mieszkaniu co przyjął z ulgą. Mógł spokojnie się po nim rozejrzeć. Sam nie wiedział czemu to robił. Gdyby minister się o tym dowiedział, że sam ruszył na przeszukanie mieszkania podejrzanego to zostałby zawieszony albo chociaż upomniany.

Westchnął rzucając światło, które zaczęło krążyć wokół niego oświetlając mu drogę do salonu, kuchni, aż w końcu trafił do pomieszczenia, które mogło służyć za gabinet. Wszystko wyglądało normalnie. Jeśli to był ich sprawca to musiał przetrzymywać dzieci w innym miejscu i eliksiry również. Po pół godzinie poszukiwań nie znalazł nic co mogłoby nawiązywać chociażby do świata magii. Czyżby Granger pomyliła mieszkania? W to akurat wątpił.

W sypialni również niczego nie znalazł. Jedynie zdobył kolejną informację, że chłopak był pedantem. Wszystko miał idealnie ułożone na półkach, co go lekko przeraziło, bo do dzisiaj sądził, że większego pedanta od siebie nie znajdzie. Nie znalazł nawet żadnych dowodów, że mogła u niego nocować jakaś kobieta. Nic, kompletnie. Więc czemu miał tak bardzo zabezpieczone mieszkanie? Po co, jeśli nic wartościowego w nim nie miał. Jedynie stracił dwie godziny, które mógł wykorzystać na szukanie Granger. A może powiadomić mugolską policję? Może ona coś wniesie do sprawy? Gdzie jesteś Granger, zadał sobie kolejne pytanie.

***

Otworzyła oczy i zamrugała zdziwiona. Nie pamiętała co się stało. Złapała się za głowę kiedy głowa jej zapulsowała. Gdzie ja jestem, pomyślała podnosząc się powoli do pozycji siedzącej. Nie powstrzymała swojego odruchu i jęknęła głośno. Musiała się dość mocno uderzyć, ale kiedy? Przymknęła oczy próbując sobie przypomnieć gdzie ostatnio była. Poszła sprawdzić mieszkanie tego chłopaka... Wiedziała, że postępuje źle nie prosząc nikogo innego o pomoc, ale musiała to zrobić. To była szansa, żeby się zrehabilitować. Ale co tam odkryła? Raczej nic. Ledwo co włamała się do mieszkania, usłyszała czyjeś kroki i następnie ciemność. Czy to możliwe, że wpadła w zasadzkę?

- Proszę pani?

Podniosła zdziwiona głowę, może trochę za szybko, bo znów zapulsowała. Rozejrzała się po pomieszczeniu i dopiero wtedy zauważyła, że leżała jednej z cel. Z trzech stron otaczały ją kamienne ściany, a naprzeciwko niej była krata na całą ścianę. W co ja się wpakowałam, pomyślała zrozpaczona wkładając dłoń do wewnętrznej kieszeni kurtki. Nie miała różdżki, musiał ją zabrać. Byłaby zdziwiona, gdyby jej zostawił...

- Proszę pani...

Przybliżyła się powoli do kraty chcąc być jeszcze bliżej tego głosu. Zauważyła, że w korytarzu był cały rząd cel. Zauważyła dziewczynkę, która znajdowała się kilka cel dalej i spoglądała na nią lekko przerażonym wzrokiem.

- Nic pani nie jest?

- Leathia? Leathia Smith? – zapytała Hermiona rozpoznając dziewczynkę z dokumentów. Nie pomyliła się. Leathia po chwili kiwnęła głową. – Eva Longbottom? Adam Bareley? Też tutaj są? – odetchnęła z ulgą kiedy dziewczynka ponownie kiwnęła głową i wskazała palcem na dwie cele, do których już nie miała dostępu.

- Teraz śpią – odpowiedziała ponownie spoglądając na kobietę. – Obudziłam się kiedy tu przyszedł. Nikogo tu nie przyprowadzał. Jedynie zabierał. Zabrał Anastazję i Thomasa. Wie pani co z nimi? Proszę pani... - pogoniła ją lekko kiedy Hermiona schyliła głowę.

Lonely I | Dramione | ZakończoneWhere stories live. Discover now