𝓐𝓵𝔀𝓪𝔂𝓼 𝓐𝓷𝓭 𝓕𝓸𝓻𝓮�...

By elijahjea

89.4K 3.1K 601

❝𝐇𝐞'𝐬 𝐦𝐲 𝐰𝐨𝐥𝐟, 𝐦𝐲 𝐰𝐢𝐥𝐝 𝐚𝐧𝐝 𝐟𝐫𝐞𝐞. 𝐒𝐨𝐦𝐞 𝐧𝐢𝐠𝐡𝐭𝐬 𝐦𝐲 𝐡𝐞𝐚𝐫𝐭, 𝐒𝐨𝐦𝐞 𝐧𝐢𝐠... More

•Prolog•
•1.Pora wrócić na stare śmieci•
•2.Hej, może coś podać?•
•3.Więc idziemy pić?•
•4.Dobrze, obiecuję.•
•5.Always and forever•
•6.Czasami w ciebie nie wierzę•
•7.Gdybyś wiedział, to byś zrozumiał•
•8.Teraz już wszystko rozumiem•
•9. ...czy...ty...mnie...przeprosiłaś?•
•10.No cóż, żegnaj.•
•11.czas zacząć "brudną robotę"•
•12.Jesteś potworem!•
•13.Ty jesteś normalny?•
•14.twarzą w twarz z.....•
•15.Dostaliście zaszczyt poznać...•
•16.Świerzaczek hmm?•
•17.Kto? Kim jest Tatia?•
•18.Mamy i naszą zgubę•
•19.Katherine..?•
•20.Stefan Salvatore, znasz może?•
•21.Co zrobiłaś!?•
•22.Elena...ładne imię•
•23.co te biedne drzwi ci zrobiły•
•24.Melanie, czyń honory•
•25.to będzie długa historia..•
•26.Przysięga krwi•
•NIE ROZDZIAŁ•
•27.Alkohol lekarstwem na wszystko•
•28.Spotkanie z Michaelem Jacksonem•
•29.Nie bulwersuj się tak•
•30.Niespodzianka•
•31.Kiedy ma być ten bal?•
•32.Przeprowadzka•
•33.Wyglądasz cudownie!•
•35.Nie jest dobrze•
•36.Nie pozwolę ich zabić.•
•37.Niespodzianka?•
•38...,którego trafiły drzwi. •
•39.Pierdolona Melanie Jefferson•
•40.Wielkie umysły myślą podobnie.•
•41. Ty żyjesz! •
•42.Zabijmy tą sukę.•

•34.Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?•

1.2K 71 16
By elijahjea

- Gdzie byłaś? - usłyszałam zaraz po przekroczeniu progu drzwi domu państwa Salvatorów. I prawie dostałam paluchem w oko. Zmarszczyłam brwi i odsunęłam się do tyłu.

- Te, gdzie z tym paluchem? - zapytałam ignorując wcześniejsze pytanie wymijając Damona. Wchodząc do salonu zobaczyłam, że Stefan zaś siedzi nad laptopem tam gdzie wcześniej. - A ty co widzisz takiego ciekawego w tym laptopie? Dziewczynę byś se znalazł. - skomentowałam ale w odpowiedzi uzyskałam jedynie poirytowane spojrzenie. Westchnęłam z zamiarem pokierowania się do mojej sypialni, gdy drogę zastawił mi nie kto inny a Damon Salvatore. Spojrzał na mnie gniewnie.

- Gdzie. Byłaś.? - zapytał twardo a ja wywróciłam oczami. - uważaj, bo ci oczęta zaraz wylecą. - skomentował i skrzyżował ramiona oczekując mojej odpowiedzi.
Westchnęłam i podniosłam siatkę.

- Byłam na zakupach. Zadowolony? - odpowiedziałam a on zero reakcji. Zirytowana odwróciłam się w stronę jego brata.

- Kwiatuszku powiedz mu coś. - powiedziałam do Stefana.

- Mówię ci coś. - mruknął nawet nie racząc mnie ani jednym spojrzeniem. Otworzyłam buzię z niedowierzaniem i odwróciłam się z powrotem do starszego z braci.

- Co wam się dzisiaj dzieje? - powiedziałam niby do siebie ale po cichu licząc na odpowiedź z strony któregoś z nich. Jednak nic. Nadal cisza. Warknęłam zirytowana i w końcu nie wytrzymałam. - O co wam chodzi do cholery jasnej! - krzyknęłam wyrzucając ręce do góry, przy okazji przywalając Damonowi z siatki z sukienką. Wciągnęłam głośno powietrze a chłopak pomasował obolałe miejsce mówiąc "ała". - Przysięgam, że jak coś jej się stało to zabije. - powiedziałam stanowczo i zerknęłam do wnętrza siatki upewniając się, że z ubraniem wszystko okej.

- Okres masz czy co? - burknął Damon odchodząc i siadając na przeciwko brata. Prychnęłam.

- Mogłabym zapytać o to samo. - mruknęłam i nie odwracając się ruszyłam do swojego pokoju.
Co im dzisiaj odpierdala? Jeden nie rozstaje się z laptopem, a drugi zachowuje się nadwyraz irytująco. Co jest grane do cholery? Ugh. Nevermind, mam ważniejsze sprawy na głowie.

Po wejściu do pokoju od razu zamknęłam drzwi na klucz, żeby nikt mi już nie przeszkadzał. Potem powiesiłam sukienkę na jutro na wieszaku. Spojrzałam na nią.

Tak. To na pewno jest "ta".

Westchnęłam i biorąc poprzednie ubrania, które służyły mi za piżamę ruszyłam do łazienki.

Gdy kładłam się do łóżka zerkając na telefon zobaczyłam kilka nieodebranych połączeń od Gerarda i godzinę 22:24.
No to pięknie. Jeszcze równe 19 godzin i 36 minut do spotkania z Mikaelsonami. Rany julek. Znowu poczułam ucisk w żołądku. Odłożyłam telefon decydując, że do Marcela odezwę się kiedy indziej. Kiedy będzie już po wszystkim.
Hm, ciekawe jak to będzie.

Przewróciłam się na plecy i zaczęłam patrzeć tępo w sufit.

Jeszcze kwestia tych cholernych snów. W końcu może czegoś się dowiem na temat mojego pochodzenia. Tylko najpierw muszę wiedzieć po kiego grzyba sprowadziły mnie tutaj. Do Mikaelsonów. Wszystko kręci się wokół nich. Cały czas. Dlaczego? Dlatego, że odegrali tak wielką rolę w moim życiu? Dlatego, że byli moimi pierwszymi prawdziwymi przyjaciółmi, rodziną? Ale Esther była dla mnie jak matka, a mnie zabiła. Teoretycznie.
Ciekawe jakby to było gdybym nie odeszła. Czy dalej moje stosunki z nimi były by takie same? A może by się pogorszyły? Nie wiem. Ale wiem jedno. Muszę to teraz naprawić. Sama wiem ile ja dla nich znaczyłam. Widziałam to na własne oczy. Czemu wtedy nie dałam im żadnego znaku na to, że żyje? Mogłam coś zrobić, gdy Klaus ... robił co robił. Mogłam go odepchać, przecież miałam na tyle siły. Więc czemu nie zrobiłam nic? Strasznie mnie to flustruje. Byłam idiotką. Dalej jestem, skoro do tej pory nie odważyłam się im pokazać. Cieszę się, że jakimś cudem udało mi się ukryć moje istnienie przed Mikaelsonami. Nie wiem jak to możliwe skoro było wiele okazji, aby się dowiedzieli. A może już wiedzą? Może mnie już szukają, żeby mnie zajebać? Co jeśli tak na prawdę dowiedzieli się o mnie prawdy i mnie znienawidzili? Jaka będzie ich reakcja kiedy z nikąd pojawię się u nich w domu? Co wtedy?
Niestety dowiedzieć się tego mogę tylko w jeden sposób.
Iść jutro na ten jebany bal. Przecież nie na darmo męczyłam się tyle w tych sklepach żeby znaleźć kieckę nie? Czy może mam jeszcze wyjście? Nie! To był mój pomysł, więc teraz muszę dać z siebie wszystko, aby go zrealizować. Nawet gdyby to oznaczało bezpośrednią konfrontację. Nie czuję się w tej sytuacji ani trochę pewnie. Wręcz przeciwnie. Nie jestem pewna czego mogę się spodziewać i tego się obawiam. Ich reakcji. Mojej reakcji. Co jeśli ściśnie mnie w żołądku i odbierze głos a co dopiero nie wspominając o trzeźwym myśleniu?
A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?

Na nogach jestem już od 8 rano a jest pieprzona 11. Cały czas siedzę jak na szpilkach. Czuję narastający stres z każdą minutą, ba, sekundą! Jeszcze 7 godzin. Siedem. Pieprzonych. Godzin. Tylko. Ja pierdole no zajebie się chyba.

Właśnie siedzę w salonie nerwowo tupiąc nogą. Nawet nie wiem na co czekam. Na kogo. Jeden chuj. I gdzie są do cholery Damon i Stefan. Nie ma w domu nikogo oprócz mnie. Gdzie ich wywiało przed 8 rano! Wszystko mnie dzisiaj strasznie denerwuje. Próbowałam się nawet napić meliski ale nawet nie przeszła mi przez gardło.
Spojrzałam na zegar.

11:23

Jasna cholera. Coraz bliżej a ja nie jestem w najmniejszym stopniu gotowa na to co ma nadejść.

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Natychmiast zerwałam się z kanapy i w mgnieniu oka znalazłam się przy wspomnianym przedmiocie otwierając go na oścież.

- I jak tam moja ulubiona nadnaturalna istotka? - zapytał z swoim firmowym uśmieszkiem. Zmarszczyłam brwi.

- Gdzie wyście do cholery byli? - puściłam mimo uszu pytanie Damona i odchodząc od drzwi znowu usiadłam na moim poprzednim miejscu. Trochę się rozluźniłam z myślą, że przynajmniej moje zguby się znalazły.

- Nigdzie czym powinnaś się martwić. - odpowiedział za brata Stefan. Posłałam im niepewne spojrzenie. Nigdzie gdzie powinnam wiedzieć? Co oni ukrywają.
Odłożyłam jednak tą sprawę na potem.

- Co tak siedzisz? - zapytał Damon, gdy młodszy Salvatore gdzieś zniknął. Westchnęłam.

- Czekałam na was. - mruknęłam.

- Czekałaś na nas? - dopytał zdumiony.

- Tak. Jakiś problem? - warknęłam w jego stronę podnosząc się z kanapy.

- Nope. - powiedział i uniósł ręce w geście obronnym po chwili również znikając.
Warknęłam zirytowana. Co jest z tym dniem nie tak.
Postanowiłam jednak nie dać tym kretynom za wygraną i również weszłam do kuchni, gdzie obaj siedzieli przy stole. Zmarszczyłam brwi i zatrzymałam się w pół kroku. To dość niecodzienny widok. Bracia Salvatore siedzą spokojnie w  jednym pomieszczeniu. W ciszy. Gapią się pusto w tylko sobie znane punkty.

- Na prawdę zaczynam się o was martwić. - przerwałam panującą ciszę, czym zwróciłam uwagę chłopaków. - Poważnie no, powiecie mi o co wam chodzi? - jęknęłam wyrzucając ręce do góry z bezsilności. Po czym spojrzałam na nich z nadzieją, że ogarnęli dupy i mi powiedzą. Mam już po cholerę tej strasznie irytującej i niekomfortowej sytuacji z nimi. Jest co najmniej  dziwnie.

- Powiedzmy, że mieliśmy małą sprzeczkę. - westchnął w końcu Damon. - Ale serio, Mel, nie wtrącaj się w to. Proszę. - powiedział i spojrzał mi prosto w oczy. Patrzyłam w nie przez moment a potem przeniosłam wzrok na Stefana, który akurat na mnie nie patrzy. W sumie miał rację, po kiego grzyba miałabym się wtrącać w coś, co mnie nie dotyczy? No właśnie. Po cholerę. Więc dlaczego dałam się wpakować w balowanie z Mikaelsonami.
Chwila moment. Poprztykali się a teraz jakby nigdy nic siedzą sobie w ciszy przy stole? Rany, zadaje się z jakimiś psychopatami.

- Jesteście jacyś zjebani, do cholery. - wyznałam i uniosłam ręce w geście obronnym, szybko znikając z kuchni. Nie chce znać ich odpowiedzi na mój komentarz. Wolę się psychicznie przygotować na ten pieprzony bal.

.
.
.

Co ja gadam na to nie da się przygotować.

Westchnęłam zrezygnowana i postanowiłam iść się już szykować.

- I jak? Gotowa na wieczór życia? - usłyszałam za drzwi głos starszego Salvatora, który nad wyraz mnie zirytował.

- Komuś się skończył okres. - zauważyłam kpiąco i już kolejny raz z rzędu poprawiłam włosy, ciągle odnosząc wrażenie, że coś jest z nimi nie tak. Westchnęłam i postanowiłam zostawić je w świętym spokoju.

Podeszłam do dużego lustra, które obejmowało całą moją sylwetkę i przyjrzałam się odbiciu na nim widniejącym. Musiałam pogratulować sobie w duchu za wybranie właśnie tej sukienki, bo poważnie no, była idealna! Pasowała jak ulał.


Następnie przeniosłam wzrok na te nieszczęsne włosy, w których nadal coś mi nie pasowało.


(Mowa tu o tych po prawej ☝️, oczywiście są czarne)

Mam wrażenie, że zaraz ten idealnie nieidealny koczek się rozpadnie, ale cóż. Wszystko w końcu się rozpada. No ciało człowieka bardziej rozkłada ale to to samo.

- Wypiękniłaś się już? - usłyszałam głos zza drzwi, który należał do nikogo innego jak Damona. Westchnęłam i ruszyłam do drzwi na czarnych szpilkach z nie za wysokim obcasem, takim idealnym jak dla mnie.

Otworzyłam drzwi i stanęłam twarzą w twarz z chłopakiem. Muszę przyznać, że wyglądał na prawdę dobrze w garniturze. Ale to akurat talent każdego faceta. Chyba wszyscy mężczyźni wyglądają obłędnie w garniturach, a Damon nie był wyjątkiem.
Widziałam, że przegląda mi się z zainteresowaniem. Po chwili posłał mi swój sławny uśmiech, który nie jedną dziewczynę zwalił by z nóg. Odwzajemniłam go bez zastanowienia.

- Wyglądasz normalnie jakbyś szła na pogrzeb. - skomentował a mój uśmiech zszedł z twarzy tak szybko jak się pojawił. A zastąpiła ją irytacja. Jednak nie miałam teraz czasu na wkurzanie się na niego. Później oberwie. Teraz musiałam się uspokoić, bowiem zostało jakieś plus minus 20 minut do 18, czyli godziny o której powinniśmy zjawić idę w posiadłości Klausa.

- Uznam to za komplement. - mruknęłam i nieznacznie podrapałam się po głowie. Damon musiał zauważyć moje zdenerwowanie, bo postanowił już spoważnieć.

- Idziemy? - zapytał i wyciągnął ramię. Posłał mi pocieszający uśmiech, który miał mnie chyba zachęcić do pójścia z nim do jego samochodu i pojechania prosto do paszczy lwa.
Ani trochę mnie nie zachęcił.

- Nie mam innego wyboru, prawda? - zapytałam ale przyjęłam ramię chłopaka. Ruszyliśmy do wyjścia z domu Salvatorów.

- Stety niestety. - zaśmiał się lekko w odpowiedzi.

Po chwili wsiadaliśmy już do auta, oczywiście nie obyło się bez iście dżentelmeńskiego gestu ze strony Damona, w postaci otworzenia mi drzwi. Jednak byłam zbyt zestresowana, by jakoś to skomentować. Dlatego w ciszy usadowiliśmy się na siedzeniach i ruszyliśmy na "wieczór życia".

*Witam witam.
Straaasznie nie podoba mi się ten rozdział ale nic lepszego już nie wymyślę więc niech zostanie taki jaki jest.
Przepraszam za błędy,
Do następnego, cześć 👋!*

Continue Reading

You'll Also Like

63.4K 2.7K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
6.8K 376 30
Lucyfer wielki król piekła, Alastor overlord który budzi a bardziej budził postrach oboje cierpią do siebie nienawiścią ale serce nie sługa. [shipy...
11.3K 912 42
Jestem córką Syriusza, anioła najjaśniejszej gwiazdy. Moje życie było idealne, przynajmniej tak zawsze mi się wydawało. Wszystko zmieniło się w chwil...
18K 1.4K 23
"(...)Czuję dłoń na ramieniu, więc się obracam. Joost wrócił z białym tulipanem w ręku. Patrzę na niego zdziwiona. - Dla mnie? - dopytuję. - Możesz...