Kitsune - Ostatni Lisi Demon

By Kembutsu

41.3K 3.1K 846

|Uwaga! Tytuł w korekcie!| Pierwsza część dylogii pt. "Kitsune". Japończycy wierzą, że wszystkie Kitsune wyg... More

1. Fumei
2. Osoroshii
3. Choushizen
4. Bougyaku
5. Mujou
6. Tayutou
7. Akuratsu
8. Seoinage o kuu
Nominacja (^.^)
9. Sekushii
10. Yashinteki
11. Myouri ga Tsukiru
12. Majimono
13. Hontou
14. Kizuna
15. Suii
16. Hinode
17. Kagami
18. Yukue Fumei
19. Kurai
20. Nemutai
21. Ara
22. Akari
23. Akebono
24. Aida
25. Orenchi (cz.1)
25. Orenchi (cz.2)
26. Kitsune no Inaka
27. Norowareta unmei
28. Kichouna-ryoku
29. Saigono no Shi
30. Kyuushutsu
31. Akai Tsuki
32. Ichijitekina Gesshoku
33. Henshin
34. Shiousei
Rozdział 18+

35. Taiyō no ue

720 50 27
By Kembutsu

Osiem miesięcy później...

„W najbliższych dniach pogoda wyraźnie się ustabilizuje. Powietrze nieco się ochłodzi, a my będziemy mogli przywitać lato..."

Laura minęła pokój, w którym reszta jej współpracowników oglądała prognozę pogody. Nie była tym zainteresowana, nie przeszkadzały jej ostatnie gorące dni, choć dopiero zaczynał się czerwiec, więc takie upały były raczej nienaturalne.

Jedną ręką uchyliła drzwi do swojego małego gabinetu, by je za sobą zamknąć musiała wziąć w usta plik papierów, które jeszcze trzymała. To nie był dobry pomysł robić sobie w między czasie herbatę, przez to zmuszona była zabrać ze sobą zbyt dużo rzeczy.

Wreszcie udało się jej postawić kubek na biurku i odłożyć na bok papiery.

— Jak dobrze — zawołała z ulgą, siadając w fotelu.

Oparła się i wypiła łyk cierpkawego napoju, po czym natychmiast zabrała się do pracy. Nie lubiła zwlekać, choćby nie wiadomo ile czekała, obowiązki nie znikały, a jedynie się powiększały, dlatego wolała mieć wszystko zrobione od razu.

Załączyła laptopa, a w między czasie dalej popijała herbatę, przeglądając dokumenty z uwagami, odnoszącymi się do jej projektu okładki.

Już od pięciu miesięcy pracowała w wydawnictwie, zajmującym się w szczególności tekstami japońskich autorów. Była jednym z grafików i ilustratorów, od czasu do czasu pomagała również przy kontaktach z japońskimi kontrahentami. Pracy miała dużo, ale dzięki temu zbyt wiele nie myślała o pewnym białym kitsune, który dosłownie zapadł się pod ziemię, bo wbrew swoim wcześniejszym słowom, nie odnalazł jej.

Zmarszczyła brwi, usilnie starając się skupić na swoich zadaniach, lecz twarz Ginittou chyba na dobre wkradła się w jej myśli. Tak bardzo się cieszyła, że już od dwóch godzin nie była w stanie o nim myśleć, a tu klops, jej zmora wróciła.

Westchnęła ciężko, dopijając resztę herbaty.

Osiem miesięcy temu, gdy wróciła do swojego kraju, ku jej zaskoczeniu, od strony jej rodziców oraz sąsiadów nie padło ani jedno pytanie odnoszące się kwestii jej zaginięcia. Skoro jednak inni o tym nie wspominali, to sama też uznała, że nie będzie się wysilać, by coś wymyślać i kłamać i pozostawi to po prostu dla siebie. Być może inni zapomnieli, że zniknęła na ponad miesiąc, lecz ona wiedziała, że będzie pamiętać tamte chwile do końca życia, w końcu tak wiele się w nim wówczas zmieniło.

Później niespodziewanie dostała tę ofertę pracy. Wtedy była bardzo zaskoczona, gdyż nie miała, jako tako w tym kierunku kwalifikacji, ale szybko pojęła, jak powinna działać, a jej projekty pomału zdobyły uznanie i akceptacje.

— Laura?

Do gabinetu wszedł starszy mężczyzna. Miał na imię Peter i to on wprowadził Laurę w firmę, zaznajomił ją ze wszystkim, co powinna wiedzieć, był jej swego rodzaju mentorem i dziewczyna po prostu bardzo go lubiła.

— Ty jeszcze tutaj? — zapytał zaskoczony.

— Kończę wprowadzać poprawki i zmywam się do domu — odparła z szerokim uśmiechem.

— Tylko nie siedź nad tym do późna, bo się nam wykończysz.

— Nie mogę dać za wygraną, w końcu muszą przyjąć mój projekt.

— Powodzenia.

Pożegnał się i wyszedł.

Nie można było się dziwić, godzina wyjścia z pracy już dawno minęła, ale Laura w natłoku innych obowiązków nie zdążyła poprawić okładki, którą zlecono jej stworzyć. Niestety jej pierwszy projekt został odrzucony, choć to nie tak, że całkowicie nie podobał się stronie japońskiej, po prostu polecili jej go nieco przekształcić i miał być gotowy na jutro rano. Dlatego teraz nadal siedziała w biurze, chcąc to dokończyć.

Tak bardzo zajęła się pracą, że przestała w końcu zwracać uwagę na czas. Godziny mijały, a biuro opustoszało, została właściwie sama.

Przeciągnęła się, prostując wszystkie swoje kości. Zaczęła odczuwać wyraźny ból w ramionach, siedzenie przy komputerze w jednej pozycji dało się jej we znaki.

— Dobra. To, to damy tu... a to będzie tu — mamrotała pod nosem.

— I gotowe!

Klasnęła nagle w dłonie. Skończyła i to przed terminem. Projekt musiała dostarczyć jutro rano. Nim wyszła z gabinetu, upewniła się, że wszystko zapisała, strata danych byłaby jak śmierć.

Na szczęście jej rodzinny dom nie znajdował się daleko od biura. Musiała przejechać tramwajem pięć przystanków, a następnie przejść przez park. W gruncie rzeczy, jej rodzinny dom był tak naprawę sześćdziesięciometrowym mieszkaniem w starej kamienicy, w której od czasu do czasu śmierdziało stęchlizną.

Gdy przekroczyła próg mieszkania, ogarnęło ją potworne zmęczenie, jakby ktoś nagle wypompował z niej życie. Smętnie powlokła nogami do łazienki, by umyć ręce, zostawiając w przedpokoju swoją torbę. Później po cichu weszła do kuchni.

— Już jesteś, kochanie?

Mama Laury wciąż była na nogach, przez cały ten czas czekała na córkę z posiłkiem.

— Masz zjedz, właśnie odgrzałam — dodała.

Zanim wyszła, ucałowała dziewczynę w policzek. Laura miała ponad dwadzieścia lat, a matka nadal traktowała ją jak swoje ukochane małe dziecko, nie przeszkadzało jej to, choć w pewnych chwilach bywało uciążliwe.

— Dobranoc, mamo — zawołała za kobietą.

— Dobranoc — odparła z uśmiechem.

Po posiłku ponownie udała się do łazienki, zamierzała wziąć długą gorącą kąpiel, liczyła, że to odrobinę ją orzeźwi. Do swojej sypialni weszła dopiero, gdy była już czyściutka i pachnąca.

Z wielkim bananem na ustach, ubrana w niebieską piżamę w pączki oblane różowym lukrem, rzuciła się na łóżko, które pod jej ciężarem trochę się zakołysało.

— Aaa... jak dobrze być w domu — powiedziała, przytulając twarz do mięciutkiej poduszki.

Po chwili podniosła się na łokcie, by móc zerknąć na stojącą przy łóżku etażerkę. Stała na niej nie tylko ozdobna nocna lampka, ale również mała, niepozorna figurka, przedstawiająca lisiego demona o pięknych zielonych oczkach. Laura zakupiła ją zaraz przed wylotem do rodzinnego kraju, miała nadzieję, że dzięki niej Ginittou cały czas ją obserwuje i wie, gdzie jest.

W końcu przytuliła głowę do poduszki i nim się obejrzała, zasnęła, myśląc o jedynym mężczyźnie, który był jej przeznaczony, wszak łączyła ich czerwona nić. Człowiek nie powinien igrać z własnym przeznaczeniem, a jedynie się mu poddać, z tą myślą wierzyła, iż Gin do niej wróci.

Nazajutrz Laura zbudziła się wypoczęta. Nawet nie przypuszczała, że będzie się jej tak dobrze spało. Czuła jak jej serce rozpiera pozytywna energia. Gdy tylko wyjrzała zza okno, wiedziała już, iż dzisiejszy dzień będzie udany.

Z entuzjazmem zabrała się za przygotowywanie do pracy. Choć była bardzo wczesna pora, Laura nie czuła zmęczenia, a jasno świecące słońce dodawało jej otuchy.

Po lekkim i szybkim śniadaniu, wybiegła z domu. Wolała być w pracy przed czasem, ponadto uwielbiała, co rano spacerować sobie po parku, to był jej rytuał odkąd tylko zaczęła pracę.

O tej porze park był właściwie opustoszały, sporadycznie udało się jej minąć jakiegoś przechodnia, lecz Laura nie ludzi lubiła obserwować, a zwierzęta. Park zamieszkały był przez różne gatunki ptaków oraz trzy wiewiórki, dwie rude i jedną czarną. Wciąż ją zadziwiało to, że wcale nie boją się ludzi i chętnie podchodzą, licząc na jakieś dobre przekąski.

Laura zawsze w torebce nosiła garść orzechów, by w razie potrzeby poczęstować nimi gryzonie. Kilka razy wiewiórka wzięła od niej orzecha prosto z ręki, wtedy była przeszczęśliwa. Dziś jednak wyglądało na to, że nie uda się jej przed pracą zobaczyć, któregoś z milusińskich, w parku panowała cisza i spokój. Gdyby nie znała tego miejsca, mogłaby poczuć się nieswojo. Pusta, betonowa ścieżka, którą szła, nie kojarzyła się zbyt dobrze.

Nagle, skręcając w jedną z bocznych dróg, taką bardziej zacienioną, potknęła się i upadła jak długa na ziemię. Zdobiące betonową ścieżkę dziury obecne były tu już od dawnych czasów, właściwie Laura nie pamiętała, czy droga kiedykolwiek była prosta. Gdzie tylko się nie spojrzało, widoczne były pęknięcia oraz garby, powstałe przez rosnące przy poboczu potężne drzewa. W tym miejscu dziewczyna już wielokrotnie wywinęła orła, miała nieodparte wrażenie, że jej upadki też były częścią jej porannych spacerów. Może musiała w tym miejscu upaść, by dać radę się podnieść i iść naprzód. Wolała takie myślenie, niż to, iż jest po prostu łamagą.

Wstała na nogi, a następnie otrzepała ubranie. Nie przejęła się tym, że na jej spodniach odcisnął się lekko czarny ślad, zignorowała go, bo i tak, cóż miała z nim teraz zrobić. Nie miała czasu, by wrócić do domu i się przebrać, uznała, że gdy przyjdzie do pracy, to zmoczy plamę.

Wychodząc na główną ścieżkę zobaczyła rzędy budek na kółkach. Tego typu przenośne kawiarenki pojawiały się w parku jedynie wtedy, gdy miasto organizowało w nim jakieś imprezy. Dopiero po dłuższej chwili zdała sobie sprawę, że przecież dzisiaj jest pierwszy dzień czerwca – dzień dziecka, dlatego po południu odbędą się tu różne zabawy. Niespodziewanie nabrała ochoty na wzięcie udziału w owej imprezie, miała tylko nadzieję, iż uda się jej wyjść trochę wcześniej z pracy.

Laura!

Obejrzała się, gdy usłyszała wołanie, jednak prócz niej nikogo nie było w parku. Zdziwiła się. Jakoś wątpiła, by się przesłyszała.

Starała się wsłuchać, ale ponownie nie usłyszała swojego imienia, więc ruszyła w dalszą drogę. Miała do przejścia jeszcze kawałek, a potem musiała wsiąść w tramwaj, który jeździł, co piętnaście minut.

Laura!

Znów ktoś ją zawołał.

Rozejrzała się uważnie, lecz nadal była całkiem sama. Dochodziła już właściwie do wyjścia z parku.

Laura!

Poczuła nagły ból w okolicach skroni, jakby coś ją zamroczyło. Musiała się zatrzymać, gdyż bała się, że się przewróci. Ledwo przystanęła, gdy ugięły się pod nią kolana, a obraz przed oczami rozmazał się i w końcu zniknął.

— Lauro!

Gwałtownie się ocknęła. Znów rozbolała ją głowa.

— Dobrze się czujesz? — zapytał Peter.

Zaskoczona rozejrzała się po pomieszczeniu. Znajdowała się właśnie w biurze, za nic nie mogła pojąc, co się stało, przecież jeszcze trzy sekundy temu była w parku. Nie wiedziała, kiedy przyszła. Chciała o to zapytać mężczyznę, ale zrezygnowała, sama musiała się z tym uporać, przecież musiało być na to dobre, a przede wszystkim racjonalne wytłumaczenie.

— Tak... nic mi nie jest — odparła dość niemrawo.

— Oliver chcę cię widzieć. Wysłałaś mu nowy projekt?

— O kurde!

Poderwała się gwałtownie z siedzenia. Miała go dostarczyć do szefostwa zaraz z rana, a teraz była już... Zerknęła jeszcze prędko na zegarek i zorientowała się, że wybiła już dziesiąta rano, a do pracy szła na ósmą. Nie wiedziała, kiedy straciła te dwie godziny.

— Już lecę! — krzyknęła, kierując się w stronę własnego gabinetu.

Musiała po drodze zabrać swojego laptopa. Potem udała się już bezpośrednio do odpowiedniego pokoju. Liczyła, że Olivier, kierownik jej działu, nie będzie na nią zły, nigdy nie spóźniała się z terminami. A miała takie dobre przeczucie, gdy rano się zbudziła, niestety musiała się pomylić, bo jak na razie wszystko szło fatalnie źle.

Poprawiając ubranie i odchrząkując, grzecznie zapukała, a gdy pozwolono jej wejść, weszła.

Za biurkiem siedział stosunkowo młody mężczyzna, całkiem przystojny, o opalonym kolorze skóry i z ładnie przystrzyżoną ciemną brodą.

— Dobrze, że jesteś. Siadaj!

Wskazał jej krzesło.

— Przepraszam za to opóźnienie. Okładkę miałam skończoną wczoraj, ale — spanikowała.

Nie lubiła zawodzić, a oddanie projektu po czasie było dla niej poważnym uchybieniem.

— W porządku, nie przejmuj się tak — odparł z uśmiechem.

Od początku zastanawiało to Laurę, dlaczego mężczyzna bywa dla niej taki dobry, wręcz pobłażliwy, gdy dla innych był raczej surowy. To on zaproponował jej tę pracę, twierdząc, że urzekł go jej obraz, z którym wygrała wycieczkę do Japonii. Osobiście nie uważała, by jej dzieło było aż tak cudowne, choć sama ceniła je z osobistych pobudek.

— Tak właściwie to chciałem z tobą porozmawiać, o czymś innym — dodał zaraz, gdy zajęła miejsce.

— Chciałbym porozmawiać o twoim wyjeździe do Japonii — padło nagle z jego ust.

— Do Japonii? — zapytała zaskoczona.

— Owszem. Dobrze układa ci się z naszymi kontrahentami i chciałbym byś była bliżej nich. Nasza japońska sekcja dopiero raczkuje, ale dzięki tobie może wspiąć się znacznie wyżej.

— Nie sądzę — zaprzeczyła, speszona.

— Potrzebujemy teraz agresywnej strategii, skoro mamy się rozbudować na naszym rynku i zagnieździć na japońskim, to będziemy cię potrzebować właśnie tam. Propozycja jest taka, że za dwa miesiące wyjechałabyś do Japonii na jakiś rok. Oczywiście zapewnilibyśmy ci zakwaterowanie, nie miałabyś, czym się martwić.

Jego promienny uśmiech naprawdę zachęcał Laurę do rzucenia się na tę głęboką wodę. Laura marzyła o powrocie do Japonii, zdecydowała, że jeśli Ginittou jej nie znajdzie, to sama poleci go tam szukać, choćby miała przetrząsnąć niebo i piekło. Niemniej, mogła nie podołać pracy, którą oferował jej Olivier, musiała się najpierw nad tym poważnie zastanowić.

— Musisz się zdecydować w przeciągu najbliższych dwóch tygodni — dodał, widząc jej niepewną minę.

— Tak zrobię, proszę mi dać trochę czasu.

Uznała, że tak zrobi najlepiej.

— Dobrze, to na dziś koniec, możesz wrócić do domu.

— Słucham, ale jeszcze projekt...

— A okładka jest świetna, już ją przesłałem dalej.

Teraz to już w ogóle była zszokowana, nie miała pojęcia, co się wokół niej działo.

— Ale kiedy i gdzie — wymamrotała bez sensu.

— Laura, świetnie się spisałaś.

Gdy mężczyzna spojrzał wprost na nią, w jego głosie i uśmiechu dostrzegła Ginittou. Albo to z nią zaczynało być coś nie tak, albo jej przeznaczenie w końcu zamierzało stanąć jej na drodze.

Nieco skołowana opuściła gabinet, a później również i biuro wydawnictwa. Szła ulicami miasta otępiała, nie wiedząc i nie rozumiejąc tego, co ją spotkało. Właściwie instynktownie wróciła w strony swojego domu, gdyż przez natłok myśli niespecjalnie zajmowała się otoczeniem.

Wreszcie ponownie znalazła się w parku. Tak, jak przypuszczała wcześniej, obecnie było tu pełno ludzi, kręcących się wokoło rozłożonych straganów. Dzieci biegały w każdą możliwą stronę, naciągając rodziców na coraz więcej słodyczy, ale cóż, przecież to był właśnie ich dzień, należało się im.

Przystanęła, gdy spostrzegła starszego pana robiącego watę cukrową. Stał z drewnianym patyczkiem i nawijał na niego cukier, zmieniający się za sprawą magii w puchatą chmurkę.

Kup mi tę jadalną chmurę!

Usłyszała cichy, męski szept w języku japońskim.

Natychmiast się obejrzała, lecz nie znalazła tego, kto mógł to powiedzieć.

Zgubiłaś się, Pyzo?

Targana przeczuciem, zerknęła w górę, nim zdążyła zareagować, z nieba spadł mężczyzna. Ten, którego nie widziała już od ośmiu miesięcy, ten, dla którego jej serce biło jak oszalałe, a w tym momencie właśnie zwiększało swoje tempo. Od środka uderzyło w nią niezwykłe ciepło, poczuła jak jej twarz zabarwia się na kolor czerwony, a jednak miała pewne obawy. Bała się, że ten, który przed nią stoi, nie jest prawdziwy, że to jedynie wytwór jej wyobraźni, nie zdziwiłaby się, gdyby tak właśnie było.

Dla upewnienia, wyciągnęła w jego stronę rękę i z widocznym strachem w oczach oraz na sercu, spróbowała go dotknąć. Gdy tylko koniuszki jej palców zetknęły się z jego skórą, zacisnęła mocno powieki, jakby mężczyzna miał nagle wybuchnąć.

Czy to jakiś ludzki rytuał? — zapytał ze słyszalną drwiną w głosie.

W momencie, gdy okazało się, że nie stoi przed nią żaden duch, a najprawdziwszy Ginittou z krwi i kości, doznała dziwnego uczucia radości zmieszanego ze smutkiem.

Otworzyła oczy, nadal nie mogąc uwierzyć, że on naprawdę tu jest.

Gin... Ginittou — wyszeptała, jak zahipnotyzowana.

Ginittou, czy to naprawdę ty? — zapytała dla upewnienia się.

A kogo innego się spodziewałaś?

Usłyszała w jego tonie tę specyficzną ironiczną nutę, to bez sprzecznie musiał być on.

Gin — zawołała pełna radości.

Gin.

Z każdym kolejnym wypowiedzeniem jego imienia, jej barwa głosu ulegała zmianie. Najpierw wypełniało ją szczęście, które jednak stopniowo zaczęło się przeradzać w zgoła przeciwne uczucie.

Gin! — warknęła w końcu, a jej pięść niespodziewanie znalazła się na jego twarzy.

Nawet lis nie przypuszczał, że dopuści się czegoś takiego.

Kobieto, co ty wyprawiasz? — zapytał wstrząśnięty, łapiąc się za zaczerwieniony policzek.

Nie uderzyła go mocno, nie na tyle, by miał jej to za złe, a jednak z wargi pociekła mu krew.

Jak mogłeś?! — krzyknęła w momencie, gdy polały się z jej oczu łzy.

Pozwoliła im lecieć, nie obchodziły jej już, całą sobą pragnęła mu pokazać, jak bardzo jest na niego zła. Nie odzywał się do niej przez osiem miesięcy, a obiecał, że wróci szybciej, niż ona wypowie jego imię. Kłamał, znowu kłamał. Była durna, ufając mu. Przez cały ten czas żyła w lęku o jego życie, nie chciała nawet myśleć, co może się z nim stać, w końcu sam zdecydował rozprawić się z bogami, a jak wiadomo było, japońscy bogowie nie byli specjalnie skorzy do tolerowania wybryków.

Oszalałaś.

Ty bezduszny, lisi demonie! — wrzasnęła, celując w jego tors pięściami.

Nie zatrzymywał jej ciosów, pozwolił, by się na nim wyżyła, w końcu nie miał nic innego do roboty. Wiedział, że Laura może być na niego zła, może nie sądził, iż aż tak, ale to nie było ważne, cieszył się, że wreszcie ją znalazł.

Sam nie przypuszczał, że aż tak będzie za nią tęsknił, za jej głosem, niewinnym spojrzeniem i łagodnym uśmiechem. Czy właśnie to była miłość? Nie rozumiał jeszcze uczucia, które nosił w sercu. Ciężko było mu je opisać, ale być może miłość nie była czymś, co łatwo dało się określić, bowiem wtedy stałaby się przewidywalna i nudna, ludzie nie popełnialiby dla niej najgorszych ze zbrodni, nie rządziłaby całym światem, a jednak to ona od zarania dziejów kreowała ludzkim i mitycznym światem. Tak, nawet demony były w stanie kochać, choć często okazywały to w dość ekscentryczny, z punktu widzenia ludzi, sposób, chociażby tak, jak teraz Ginittou.

Gdy wydawało się, że dziewczyna opadła z sił i miała już dość bezsensownie uderzać w jego tors, pochwycił mocno jej dłonie, zabójczo się przy tym uśmiechając.

Lauro — wypowiedział jej imię tak, jakby nic poza nią się dla niego nie liczyło.

Natychmiast spojrzała wprost na niego, jej łzy magicznie ustały, a ona wpatrywała się w niego, jak zaklęta, mając nieodparte wrażenie, że mężczyzna powie zaraz coś, co na zawsze zmieni jej uczucia.

Przyciągnął ją do siebie i delikatnie starł z oczu krople, które jeszcze nie zdążyły zaschnąć. Jego nagły, łagodny, a zarazem seksowny uśmiech, dzięki któremu odsłaniał lekko swoje kły, dosłownie zwalił ją z nóg. Gdyby Ginittou przez cały czas jej nie trzymał, to z pewnością leżałaby teraz na ziemi.

Kocham cię — powiedział.

Kocham cię i nigdy nie przestanę — dodał.

Obiecuję.

Ucałował ją w czoło, a następnie musnął wargami koniec jej nosa. Jego słowa sparaliżowały jej ciało, przez co nie mogła się poruszyć, ani nic mu odpowiedzieć, po prostu stała sztywno, patrząc na niego i zastanawiając się, co się do jasnej ciasnej dzieje. Już raz słyszała od niego te słowa, ale tym razem bardziej poruszyły jej serce, była gotowa całkowicie mu się oddać.

Ginittou pochylił się nad nią i złożył pocałunek na jej ustach. Początkowo zrobił to nieśmiało, choć ktoś taki, jak on, nie mógł być nieśmiały. Jednak chwilę później ich czuły całus przerodził się w coś znacznie poważniejszego, przepełnionego żarem i namiętnością. Nie chcieli się od siebie oderwać, łaknęli własnej bliskości, pragnęli zanurzyć się w sobie nawzajem.

Gin, ja również cię kocham, kocham cię tak bardzo — wysapała Laura, gdy na sekundę się od siebie odsunęli, by nabrać powietrza.

I będę cię kochać, aż do śmierci. Przysięgam! — obiecała.

Do śmierci? Gin nie chciał myśleć o śmierci, a już tym bardziej o niej słyszeć, zwłaszcza z ust Laury, dlatego odszedł od niej odrobinę dalej, zdegustowany. Skrzywił się, stając do niej bokiem.

Gin?

Nie rozumiała, co się nagle stało. Wydawało się jej, że lis jest w dobrym humorze, wręcz wyśmienitym, a teraz zmarkotniał, jak gdyby czymś go obraziła.

Kup mi tamtą chmurę — wskazał na mężczyznę, który robił watę cukrową — tamte ludzkie dziatwy wyglądają na szczęśliwe.

Nadal nie wiedziała, czemu stał się taki nieprzyjemny, ale z dobrego serca postanowiła go uszczęśliwić, liczyła, że po tym ponownie zobaczy jego uśmiech.

To jest wata cukrowa! — poprawiła go.

Co? Bawełna*? — zapytał zaskoczony, podbiegając do niej.

T-to się naprawdę je? — zapytał, nie dowierzając, gdy wręczyła mu cieniutki kijek, na którym starszy mężczyzna zawinął, jak sądził, białą chmurkę.

Swym pytaniem Gin mocno rozbawił Laurę, ale głośnym śmiechem wybuchła dopiero wtedy, gdy z niepewnym wyrazem twarzy urwał fragment waty i wsadził go do usta.

Spokojnie to nie bawełna! — zarechotała.

Sama w końcu urwała kawałek puchatej słodkości i wsadziła ją do swojej buzi.

Później będziemy się nieźle kleić.

Ściągnęła mężczyźnie niezjedzony kawałek z policzka. Ginittou wkręcił się i pożerał watę bez opamiętania, wyglądał przy tym jak mały, niewinny chłopczyk. Urzekł ją ten widok, a jej serce kolejny raz głośniej dla niego zabiło. Już nie była na niego o nic zła, głupstwem było się na niego gniewać, od tej pory chciała go po prostu kochać.

Wtem, niczego się nie spodziewając, znów została zaatakowana przez kitsune, ponownie ją pocałował, a wówczas poczuła, że ma coś w ustach. Nim się zorientowała, połknęła to coś.

C-co mi dałeś?

Nie wiedziała, czy czuje w ustach słodki smak przez watę cukrową czy przez ten okrągły, chyba, cukierek.

Bądź zadowolona!* — odparł, puszczając jej oczko i niczego nie wyjaśniając.

Gin!

Lis nie zamierzał jej zdradzać, że oto właśnie poczęstował ją życiem wiecznym. Śmierć była tylko jego przyjaciółką, to on mógł ją zadawać, nie chciał nigdy ujrzeć jej u boku Laury. Dlatego był gotowy zrobić wszystko, by ją przed nią ochronić, bez względu na skutki. Ślepo wierzył, że postępuje słusznie i właściwie, w końcu kochał Laurę pond wszystko i chciał, by trwała przy nim po wsze czasy.

Lauro — odezwał się znów.

Wydawał się niepewny, może zakłopotany. Nie patrzył w jej stronę, gdy szli razem, ramię w ramię, przez park, przeciskając się między tłumem niefrasobliwych ludzi.

O co chodzi? — zapytała, nieświadoma jego planów, zjadając ostatnią część waty cukrowej.

Oboje mieli poklejone od niej palce, ale byli bardzo zadowoleni, w końcu cukier uszczęśliwiał każdą żywą istotę, a to, że nie był zdrowy nie miało znaczenia.

Zawrzyjmy związek małżeński — powiedział znienacka.

Słucham?

Dziewczyna prawie udławiła się powietrzem.

Nie chcesz? — zapytał zlękniony wizją odmowy.

Nie, nie — zaprzeczyła.

Nie o to mi chodziło, tylko... zaskoczyłeś mnie — odparła zawstydzona.

Nie myślałam, że...

Nie dał jej dokończyć, wycisnął na jej ustach kolejny trwały pocałunek, jako dowód swej dozgonnej miłości. Pragnął jej, jak nikogo innego na tym świecie i chciał, by ona również czuła to samo względem niego.

Pobierzmy się tak, jak inni to robią. Zróbmy to nawet tu i teraz.

Ponownie odezwała się porywcza natura lisiego demona, który bez zastanowienia zmiatał z powierzchni ziemi pola i miasta, a teraz był gotowy pojąć Laurę za żonę, nawet tu w tym parku.

Nie możemy tak! — zawołała, obawiając się tego, co zaraz może lis wywinąć.

Na to trzeba trochę czasu — dodała już spokojniej.

Ale ja nie zamierzam czekać. Czekałem wiele lat, zamknięty w świątyni.

Cóż...

Ślub był kluczowym czynnikiem, który miał wpływa na dalsze życie każdego człowieka i Laura nie chciała w jego kwestii robić niczego pochopnie i na hura. Wolała wszystko dokładnie przemyśleć i odpowiednio się przygotować.

Czy masz jakieś obiekcje? — zapytał podejrzliwie, widząc jej jawne wahanie.

Czyżbyś wcale mnie nie kochała?! — rzucił oskarżycielsko.

Co ty mówisz?

Sądziłem, że wszystkie kobiety tylko o tym marzą, by przywiązać do siebie ukochanego mężczyznę.

Właśnie...

Laura nieco przygasła.

Ja nie chcę cię do siebie przywiązywać. Nie zależy mi na tym, by cię poślubić z przymusu. Oczywiście, bardzo bym chciała, żebyśmy zostali oficjalnie małżeństwem — zaczęła wyjaśniać — ale nie jest to wcale konieczne. Wystarczy mi, że naprawdę mnie kochasz — zakończyła z pięknym, pełnym czułości uśmiechem.

Nie tylko serce Laury biło niemożliwie szybko i głośno, odkąd lisi demon poznał tę ludzką, pozornie słabą kobietę i jego serce dawało mu się we znaki. Nic jednak nie mógł na to poradzić, przecież w rezultacie stracił dla niej głowę i z całych sił starał się, by nic tego nie zmieniło, nie mogło zmienić. Ginittou jeszcze tego nie wiedział, bo nie miał nikogo, kto zdradziłby mu tę prawdę o jego rodzaju, demony zakochiwały się w innych gatunkach bardzo rzadko, lecz zawsze na zawsze.

W ten oto sposób sprawili, że wokół ich nadgarstków ponownie pojawiła się czerwona nić, trwalsza od tych, które łączyły zwyczajnych ludzi. Z każdą chwilą i z każdym ich ciepłym słowem, wzmacniała się jeszcze bardziej, a mimo to miłość nie mogła na wieczność pozostać tylko cudownym uczuciem.

_____________________

*Taiyōno ue - Ponad słońcem

*Bawełna - Ginittou, choć obserwował ludzki świat, nie zna jeszcze wszystkich nowoczesnych wynalazków, w tym po raz pierwszy widzi watę cukrową. Po japońsku wata cukrowa to wataame (j. jap. 綿飴). Pierwszy ze znaków samoistnie oznacza bawełnę, stąd jego zdziwienie.

*Bądź zadowolona!­ – to również jest nawiązanie do znaku kanji (jeden z japońskich alfabetów. Znaki, które zawiera pochodzą od języka chińskiego i stanowią główny człon w japońskim piśmiennictwie). Tutaj Ginittou podaje Laurze tajemniczą kuleczkę, która ma ponoć dać jej życie wieczne, owa kuleczka konsystencją i wyglądem przypomina cukierka, czyli po japońsku amami (j. jap. 甘み). Tutaj pierwszy znak samoistnie można tłumaczyć na wiele sposobów, jak choćby - słodki, rozpieszczenie czy bycie zadowolonym.

Przy tłumaczeniu języka japońskiego korzystałam z internetowego słownika polsko-japońskiego; „Mały, skromny japoński pomocnik".

Jest to bardzo przydatne narzędzie, zwłaszcza, gdy nie mamy pod ręką typowych publikacji do języka japońskiego. Link do strony pozostawię w komentarzu. 

Z tego miejsca gorąco chciałabym podziękować wszystkim Czytelnikom. Jesteście naprawdę wspaniali i bez Was ta historia na pewno skończyłaby się zupełnie inaczej, z dużo mniejszą ilością rozdziałów. Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze, które szczególnie dodawały mi sił, by pisać dalej (♥ω♥*). Wiem, że wiele rozdziałów wymaga jeszcze poprawy, ale dziękuje, iż mimo błędów dalej czytaliście moje wypociny.   

有り難うございます (arigatou gozaimasu) ღゝ◡╹)ノ♡

Continue Reading

You'll Also Like

Mate By GS

Fantasy

246K 10.4K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...
220K 15.3K 200
Zapraszam wszystkich fanów serii o Legendzie Aanga i Korry. Wszelkie tłumaczenia talksów oraz moje własne lub zaczerpnięte z różnych źródeł.
682 82 19
takie XD z Avengers //uwaga mogą być spoilery do fabuły MCU
41.7K 2K 36
Jest on - Severus Snape, wredny dupek, Nietoperz z hogwardzkich lochów, ale niezwykle inteligentny mężczyzna, niespokojny i cichy niczym woda. Jest...