34. Shiousei

719 49 11
                                    

Laura była pewna, że pożegnała się z Ginittou jeszcze w świecie demonów, przy wielkiej bramie torii. Nie miała pojęcia, iż lis zaraz za nią przeszedł na drugą stronę. Obserwował każdy jej kolejny krok, jak wraca do ludzi, a następnie, jak wsiada do wielkiego mechanicznego ptaka i opuszcza Japonię.

Usadowił się w takim miejscu, by móc to wszystko obserwować. Do końca chciał widzieć twarz Laury, swojej kobiety. Gdy zdał sobie sprawę, że dziewczyna faktycznie na dobre opuściła kraj jego narodzin, poczuł w sercu potworny ból, jakby naraz je przebiło tysiąc igieł. Chwycił się za owe miejsce, zginając się w pół.

Laury już przy nim nie było, ponownie został całkiem sam. Kiedyś nie przeszkadzałby mu taki stan rzeczy, lecz teraz dręczyła go tęsknota. Nie chciał wierzyć, że Laury już przy nim nie ma i nie będzie w przeciągu najbliższych dni.

Ostatni raz zerknął na niebo, w miejsce, gdzie zniknął samolot, a pozostała po nim tylko niewyraźna biała smuga. To był jedyny znak, świadczący o tym, iż kobieta jego życia faktycznie istniała, a ostatni czas nie był tylko snem.

Przymknął oczy, wyobrażają sobie jej twarz i wyciągnął przed siebie rękę. Na razie tylko w wyobraźni mógł jej dotknąć i samemu poczuć jej dotyk. To było bolesne, lecz zarazem przyjemne uczucie. Nikt nie miał pojęcia, jak bardzo Ginittou jest szczęśliwy z tego, co go spotkało. Nie zamieniłby ostatnich tygodni na nic innego. Co więcej, pragnął, by jego szczęście trwało jeszcze dłużej. Dlatego obiecał sobie i całemu światu, że gdy tylko załatwi sprawę z bogami, zrobi wszystko, by odnaleźć Laurę i spędzi z nią resztę swoich długich dni.

Po tym mocnym postanowieniu wreszcie na jego twarzy ukazał się nikły uśmiech. Co prawda, nie mógł już dłużej zwlekać, musiał w końcu ruszać w drogę, lecz jego humor znacznie się poprawił. Był pewien, że Laura do niego wróci, choćby nie wiadomo ile czasu zajęła mu potyczka z demiurgiem*.

***

W Japonii krainę bogów zwano Dalekim Brzegiem, który był przeciwieństwem świata ludzi, czyli Bliskiego Brzegu. Demony miały definitywny zakaz wstępu do świata bogów i oczywiście Ginittou doskonale o tym wiedział. To jednak go nie zniechęciło.

Planował przedrzeć się przez wszystkie zapory i dopaść Izanagiego. To on był odpowiedzialny za wszystkie problemy, jakie go spotkały, dlatego musiał ponieść karę.

Nigdy jeszcze nie zapuszczał się tak daleko. Może, dlatego, że nie miał jeszcze takiej sposobności, w końcu bogowie stosunkowo szybko pozbawili go wolności. Musiał pokonać wysokie lasy, przedrzeć się przez najwyższe góry, zdobyć szczyt szlachetnej Fujisan*, a z niej sięgnąć rozgrzanego, czerwonego słońca. Dopiero wtedy nad horyzontem ukazać się miała boska kraina, przepełniona czystością i potęgą.

Trudno było opisać to miejsce. Z daleka wyglądało niepozornie, niczym ukształtowany z białych chmur wiejski domek. Zwykły śmiertelnik nawet nie potrafiłby przyrównać go do chaty, lis jednak był pewien, że dotarł tu gdzie chciał. Podpowiadał mu to instynkt.

Już na początku problemem stało się znalezienie sposobu, by dostać się do domostwa bóstw. Kitsune znane były z tego, że nigdy się nie poddawały. Nieważne, czy intrygą czy oszustwem, ale zawsze osiągały upragniony cel. Teraz było podobnie, Ginittou nie zamierzał zawrócić, zwłaszcza, iż był już tak blisko.

Wyciągnął przed siebie ramiona, które natychmiast stanęły w płomieniach. Delikatnie nimi machnął, dzięki czemu niebieskie ognie pojawiły się także u jego stóp. Chwilę później wzbił się w powietrze.

Spodziewał się jakiś większych kłopotów, jakiś zapór czy magicznych bram, przez które zwykły demon nie da rady się przedostać. Jednak jak na razie wszystko szło całkiem sprawnie i to go pomału zaczęło niepokoić. Przecież forteca bóstw nie mogła być niechroniona. Nie wierzył, że bogowie mogą być tak naiwni, by uwierzyć, iż nikt nie odważy się przedostać do ich siedziby.

Kitsune - Ostatni Lisi DemonWhere stories live. Discover now