22. Akari

955 84 40
                                    


Ciemność. Czym ona tak naprawdę jest? Dla jednych to piękna pani odziana w czerń, kusząca ciałem i słodkimi słówkami, dla drugich to zakapturzony mężczyzna czyhający na ich marne życie. Lecz dla mnie, czym właściwie jest?

Ciemność to otchłań wypełzająca niepostrzeżenie ze swej nory. Bez ostrzeżenia chwytająca ofiarę w swe niecne macki, zaciągająca ją na samo dno. Zaciskająca klatkę, nie pozwalając pochwycić oddechu. Śmiejąca mi się w twarz, gdy bez skutku próbuję się jej wyrwać. 

Wyraźnie dostrzegam drogę ucieczki, jednak ona nie pozwala mi  jej sięgnąć. Staram się wyciągnąć ramiona, lecz mój wysiłek idzie na marne, nie potrafię złapać wyciągniętej w moją stronę białej dłoni. Mogę tylko patrzeć, jak zamazuje się i znika, a ze mną pozostaje jedynie drwiąca ciemność.

− Laura – szepnął, przygniatając jej głowę do swych ust. – Otwórz oczy!

Dziewczyna niczym martwa tkwiła w jego ramionach, a jej duch pomału opuszczał swe ciało. Nie był w stanie jej zatrzymać, nie wiedział jak. Czuł jak ogarnia go to samo uczucie, co kiedyś. Ten ból, wyjątkowo ostry. Tak jak wtedy, przez długi czas nie będzie możliwe by mógł się go pozbyć, choć wraz z jej śmiercią i jemu przeznaczony będzie zgon.

− Wróciłam.

Nieznacznie poruszyła się w jego ramionach, a jego serce zamarło. Odchyliła się do tyłu, by móc na niego spojrzeć. – Wróciłam – powtórzyła z wielki uśmiechem na ustach. Nie sądziła, że ujrzy jego tak zatroskaną twarz. Widoczne cienie pod oczami, i ziemisty odcień skóry sprawiały, iż prawie nie rozpoznawała w nim tego lisiego demona. Nawet blask w jego wąskich, acz pięknych zielonych oczach jakby wygasł. – Ginittou? – Uniosła ku niemu dłoń i delikatnie dotknęła nią jego twarzy. Poczuła jak przenika ją przeraźliwe zimno. – Co się stało? – zaniepokoiła się.

− Naprawdę wróciłaś? – Zamknął jej dłoń we własnej, a jego źrenice odrobinę pojaśniały. – To naprawdę ty! – Przyciągnął ją do siebie i niemalże zmiażdżył w swoim uścisku, choć nie na długo.

Tego nie spodziewał się nikt, ani Laura, ani sam Ginittou, który działał w tej chwili pod wyraźną siłą jakiegoś impulsu. Tym razem nie było to zwyczajne muśnięcie warg , nie był to również napastliwy pocałunek. Ginittou był nienaturalnie delikatny, choć całował ją z typową dla siebie stanowczością. Kierował nią i naprowadzał na odpowiednią drogę, sprawiając tym samym przyjemność im obojgu.

Jego niezwykły dotyk, magiczny i fascynujący, zaintrygował Laurę do tego stopnia, że bez wahania podążyła za nim, praktycznie całkowicie się mu oddając, tracąc wszelki rozsądek. Marzyła by ogarniający ich obraz gdzieś zniknął, a na płótnie pozostali jedynie oni. Cóż innego byłoby im potrzebne? Pomału zaczynało docierać do niej, co tak naprawdę czuje, kim jest dla niej ten demon. Tęskniła za nim, brakowało jej jego czarnego charakteru, który stopniowo odkrywała, nadając mu jaśniejszych barw. Łaknęła wpatrywać się w jego nie przystojną, lecz piękną twarz, otoczoną białymi jak śnieg miękkimi włosami. Chciała wpatrywać się w jego cudne lśniące oczy, dające więcej ciepła niż ich właściciel pragnął jej okazać. Czy to źle, że na jego widok jej serce gotowe było eksplodować? Czy powinna mieć w ogóle powód by darzyć go uczuciem? Dlaczego właśnie on? Sama siebie nie rozumiała. Sama nie była pewna sensu tych uczuć, ale jednak wiedziała, iż są one w niej i nic już nie mogła na to poradzić.

Nagle poczuła jak ramiona Ginittou mocniej zakleszczają się na jej talii, chwilę później i ona uniosła ręce do góry by opleść jego szyję i zanurzyć dłonie w jego włosach. Oboje chcieli znaleźć się bliżej siebie, choć trudno było już odnaleźć jakąś szczelinę miedzy ich ciałami.

Kitsune - Ostatni Lisi DemonWhere stories live. Discover now