25. Orenchi (cz.1)

976 63 11
                                    

 Poranek wydawał się zapowiadać wspaniały dzień, to też Laura obudziła się z szerokim uśmiechem na ustach, który jednak natychmiast zniknął, gdy zorientowała się, że w pokoju jest całkowicie sama.

− Gin? – Nikt jednak jej nie odpowiedział, a po kitsune nie było śladu.

Nie wiedząc, czemu jej towarzysza nie ma przy niej, poderwała się do góry i biegnąc w stronę drzwi, zahaczyła o jakiś pakunek. Na ziemi stała papierowa torba, której wcześniej nie zauważyła. Podeszła do niej i delikatnie ją rozchyliła, zaciekawiona tym, co może znajdować się w jej środku.

Nadal nie wiedząc, co to może być, wyjęła z jej wnętrza sporych rozmiarów materiał. Nie mogła uwierzyć własnym oczom, trzymała w ręku piękną sukienkę w delikatnym odcieniu morskiej zieleni. Doskoczyła do najbliższego lustra, przykładając ją do ciała i zastanawiając się jakby w niej wyglądała. – Przepiękna – westchnęła całkowicie zachwycona. – Czy ona jest dla mnie? – zapytała swojego własnego odbicia, jednak te nie udzieliło jej odpowiedzi.

Wtem przyuważyła, że do sukienki przyczepiona jest mała karteczka. Odwróciła ją w swoją stronę, by móc odczytać zapisany na niej tekst: „Nie ciesz się tak Pyzo, na pewno teraz świecą ci się te twoje śliczniutkie oczka" - to z pewnością było pismo Ginittou, tylko on mógł nazwać ją pyzą i choć były to słowa troszkę złośliwe, to jednak zapisane były tak pięknym kaligraficznym pismem, że Laura nawet nie pomyślała by się na niego obrazić, zresztą nazwał jej oczy ślicznymi, więc chociaż postarał się ją minimalnie z komplementować. Zaczynała zachowywać się jak idiotka, ciesząc się z takich błahych drobiazgów.

Szybko zebrała się w sobie, odchrząkując i dalej czytając to, co lis miał jej do powiedzenia: „Niedługo wrócę, sukienka jest dla ciebie, więc załóż ją i czekaj na mnie w pokoju. Nigdzie sama nie łaź, to miasto wcale nie jest takie bezpieczne. I nawet się nie uśmiechaj, myśląc, że możesz zlekceważyć moje polecenie!" Laura postawiła szeroko oczy, nie pojmując, jak Gin mógł się domyśleć, że będzie próbowała zignorować jego słowa, przecież z reguły była posłuszna.

Roześmiała się na głos, wcale nie biorąc sobie do serca jego słów, które w ostatnim zdaniu informowały ją, iż jeśli go nie posłucha, to spotka ją sroga kara.

Gdy skończyła czytać, ostrożnie oderwała papier od materiału i odłożyła go na stół. Chciała mieć go na widoku, gdyż pismo Ginittou tak bardzo się jej spodobało, że postanowiła zachować sobie ten świstek papieru.

Szybko ściągnęła z siebie ubranie, które pożyczyła jej właścicielka pensjonatu i włożyła swój nowy ubiór.

Sukienka składała się z dwóch części, śnieżnobiałej koszulki i sukienki na ramiączka, której spódnica była lekko rozkloszowana i plisowana. Dziewczyna obróciła się dookoła siebie, zachwycona tym jak materiał faluje, później jeszcze raz przyjrzała się sobie w lustrze. Była naprawdę zadowolona, wyglądała bardzo ładnie.

Z uśmiechem sięgnęła jeszcze raz po papierową torbę, wiedząc, że na jej dnie leżało coś jeszcze. Wyjęła kolejny pakuneczek, tym razem bardzo malutki. Okazało się, że były to koronkowe bialutkie skarpetki za kostkę, a to oznaczało, że Gin musiał przygotować jej jeszcze buty, w końcu takie cudeńka nie mogły pasować do jej sandałów.

Rozejrzała się po pokoju, a jej wzrok padł na pudełko ustawione przy drzwiach. Podeszła tam z zapartym tchem, właściwie zastanawiając się, czym sobie zasłużyła na taki prezent i kiedy lis zdobył te rzeczy?

Otworzyła kartonowe pudełko, a tam zaraz obok siebie stała czarna para półbutów na niewysokim obcasie, zapinanych przy kostce. Poczuła się jak księżniczka, nigdy przedtem nie przykładała szczególnej uwagi do ubioru, a sukienki nosiła jedynie w odświętne dni, teraz jednak podjęła decyzję, że się poprawi, przetrząśnie swoją szafę i zakupi nowe ubrania, tak by podobać się lisowi.

Kitsune - Ostatni Lisi DemonWhere stories live. Discover now