Powrót i przebudzenie

By KamilKoonowicz

156 1 0

Koniec świata o jakim nam się nie śniło. Asteroida, która zmieniła wszystko. Więzy krwi i przyjaźni, które po... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16

Rozdział 10

5 0 0
By KamilKoonowicz

Salacja obserwowała męża, który ku jej zaskoczeniu siedział na masce samochodu i rozmawiał sobie z kapłanem tego ludzkiego nowego kultu. Coraz bardziej zaskakiwała ją przemiana Neptuna. Niegdyś pewnie sam układałby drwa pod stosy, aby dać przykład krnąbrnym ludziom, a teraz tylko czekała aż będzie częstował piwem zebranych. Głębiniec stał obok niej i nie wiedział czy się śmiać czy martwić. Król bowiem faktycznie zmienił się, ale dworzanin uważał, że na dobre. Tych ludzi nie można było traktować jak dawnych wsioków nie czytatach i nie pisatych. Wyedukowani ludzie zawsze cieszyli się poważaniem u królów i królowych. Głębiniec wiedział, że Salacja też jest pod wrażeniem tego jaki postęp osiągnął rodzaj ludzki. Szczególnie było to widać teraz u tych, którzy korzystali z magii. Dzięki swej wiedzy stali się niesamowicie silni i pomysłowi. Wiedza i fantazja były wartościami mającymi wpływ na siłę magii. Dawni czarodzieje byliby ubogimi krewnymi przy tych nieopierzonych magach. Morzanin był pewny, że jeśli się da Pawłowi i Wackowi odpowiednio dużo czasu to pomniejsze istoty magiczne będą miały z nimi problem. Jeśli chodzi o Kamila to ten już teraz wprawiał w zażenowanie kilku dworzan Neptuna. Chłopak miał taką siłę mentalną dzięki swej empatii, że już teraz zrobił sobie kilku wrogów, którzy uważali, że zbyt wielka moc w ludzkich rękach jest niedorzecznym błędem. 
Neptun jednak dał jasno do zrozumienia, że ludzie do czasu zmiany zdania przez niego, mają immunitet. Teraz widząc króla jak siedzi na brudnej masce i omawia jakieś sprawy z księdzem Głębiniec uważał, że zmiana zdania jest bardzo odległym tematem. 

-Mówisz zatem, że czułeś obecność bytów nieludzkich ? - Neptun spointował wypowiedź Piotra, kiedy to ksiądz opisał swoje odczucia jakie miał w czasie egzorcyzmowania kaplicy. Czuł to co zwykle w czasie nabożeństwa. Wiarę ludzi i siłę modlitwy, ale tym razem przetykane było to złością i opętaniem. Jakimś nieludzkim pragnieniem siły i władzy. 
-To było jakbym znalazł się w sieci pająka. Każde moje słowo zrywało nitkę, a ta pękając uderzała mnie niczym bicz. W pewnym momencie czułem jakby zgniłe jaja, smród siarki był tak subtelny jednak, że umysł podpowiadał mi, że to tylko złudzenia, że sam to sobie wymyślam. 
-Kiedy doszedłeś do wniosku, że należy atakować?
-Królu, nie wiem to był instynkt. To cały czas rosło i pomyślałem, że nigdy nie będzie dobrego momentu, a każdy następny będzie gorszy od poprzedniego.
-Niesamowite. - Neptun kręcił głową. - Wiesz, że kiedyś bardzo mnie irytowaliście?
-Ludzie?
-To też, ale szczególnie wy kapłani. Ludzie z reguły byli nieogarnięci, żeby nie powiedzieć głupi. Natomiast wy kapłani, żerowaliście na nich jak pijawki. 
-Chyba innych rel....
-Każdej religii. Każdej.- Król pokiwał głową. - Bogów nie ma. Kapłani kupczyli ludzką niewiedzą. Nie wiem jak to się stało, że w czasach takiego rozkwitu wiedzy nadal znajdowaliście zapotrzebowanie na swe usługi.
-Wiara to coś więcej niż nauka. Często ci najbardziej wykształceni najbardziej potrzebowali Boga. Najwięcej łaknęli jego istnienia bo to co wiedzieli było zbyt straszne i potrzebowali wiedzy lub wiary, że jest coś ponad to wszystko.- Piotr wykonał ruch dłonią. - Teraz znowu będzie zapotrzebowanie na kapłańskie usługi. Ludzie potrzebują wiary.
-Jesteś wyjątkiem. Nie rozumiem co do mnie mówisz, ale chyba rozumiem twoją potrzebę niesienia ukojenia. - Neptun klepnął się po udach. - To musi być coś co ja teraz odczuwam. Pomoc. Wspólnota. Przyjaźń. 
-Hehehehe, król raczy wybaczyć, ale naprawdę...
-Nie raczę wybaczyć. Czemu uważasz, że kłamię? Czemu wy ludzie.... - Zerwał się wzburzony, a Piotr zamarł i podniósł dłoń.
-To nie tak. Nie zarzucam tobie kłamstwa. Jestem zaskoczony ta przyjaźnią. 
-Nie mogę się przyjaźnić z ludźmi?
-Byliście raczej opisywani jako wyniośli. - Bronił się ksiądz.
-Bo wy wtedy byliście strasznie głupi, ledwie co z drzew zeszliście. - Ksiądz zacisnął usta w cienką linię. - Dlatego kapłani mieli takie wzięci. Nie dociera jednak do mnie to tłumaczenie czemu teraz ludzie nadal potrzebują religii.
-Potrzebują wiary. Potrzebują wierzyć, że jest coś ponad to co nas otacza. Wiary, że jest coś co jest ponad ten padół łez. 
-Dobra, chyba zrozumiałem. Religia daje wytchnienie.
Piotr zamarł. Przyłożył dłoń do czoła i spojrzał na króla zaniepokojony, zaskoczony i zażenowany.  Neptun powiedział dokładnie to co ksiądz myślał, ale nie chciał nigdy na głos powiedzieć. Wolał myśleć, że religia jest natchnieniem, ale musiał sam przed sobą przyznać, że zdecydowanie natchnienie nie było w pierwszej dziesiątce tego co religia dawała ludziom. Pomyślał jednak, że wytchnienie nie jest takie złe. Jeśli doda się do tego ukojenie, to pomyślał, że wcale nie jest źle. Jeśli jako kapłan ma dawać swa wiarą wytchnienie to on się na to pisze.
-Jesteś pewien, że nie jesteś bogiem? - Półżartem zapytał Neptuna. Ten obruszył się i niemal uderzył Piotra w potylicę jak uczniaka. Nienawidził gdy mu bogowano, dlatego olewał wyznawców. Miał nadzieję, że jeśli będzie obojętny dla nich to w końcu przestaną go na ołtarzach stawiać, ale się przeliczył. Dzięki swej neutralności był lepszy niż Perun czy Swaróg, którzy albo przesadzali w swym odgrywaniu bogów, aby potem w ogóle się wyłączyć, albo odwrotnie i ich wyznawcy zaczęli ich odbierać jako kapryśnych i często zmieniali obiekty swych modłów. Natomiast Neptun nigdy nie odpowiadał na modły, a los dawał co chciał. Neutralność króla spowodowała, że jego władztwo zostało uwolnione od Cieni, bo te nie miały czego tu szukać. Po wiekach nie mogły nawet wrócić bo morze i równowaga stały się siłą samą w sobie.
-Nie jestem bogiem, nikt nigdy nie był. Niektórzy jednak udawali bo ludzie byli zbyt głupi i naiwni, aby nie przejrzeć ich. Teraz jednak sądzę, że część po prostu potrzebowała wytchnienia i otuchy. Co nie zmienia faktu, że do tej pory nie znałem kapłana tobie podobnego. Twoje zdolności świadczą o czymś co mógłbym nazwać, wiarą ostateczną, albo kapłaństwem permanentnym.
Piotr aż zawył ze śmiechu na te słowa. Był to jednak śmiech tak rubaszny, że Neptun też się zaśmiał. Ich para wzbudzała zainteresowanie tylko ukrytej w cieniu Salacji i Głębińca oraz po części Pawła, który od samego rana siedział przy stole z Emilią i rozmawiał o tym kto i czy ktokolwiek będzie chciał się przenieść na Wielki Kack.
-Pozostanie tutaj nie ma sensu.
-Podróż jest niebezpieczna. - Ripostowała pani profesor. Kowal uniósł brwi zaskoczony i tym jednym gestem powodował, że kobieta czuła się zdeprymowana. Pierwszy raz od lat był temat i rozmówca, który powodował wielką niepewność, a nawet niepokój u lekarki. Zbyt wiele razy widziała co się działo z ludźmi próbującymi popłynąć ku odległym dymom. Łodzie, żaglówki, a nawet kajaki od momentu kiedy człowiek starał się na nich stanąć zachowywały się jak z papieru i natychmiast nabierały wody. 
Paweł z towarzyszami jednak przypłynął do nich. Przypłynęli i walczyli z istotami, o których istnieniu nikt nie wiedział. Mówili o rzeczach, których nikt nie podejrzewał i czynili rzeczy, o których już wielu zapomniało. 
-Argument niebezpiecznej podróży możemy sobie darować. - Paweł uśmiechnął się dobrodusznie. Sam kiedyś pewnie tak samo by reagował. Teraz jednak miał swoją wiedzę i doświadczenie.- Nie decydujcie od razu, ale koniecznie zastanówcie się nad przyszłością. Przyszłość to nie ten rok i nie następny. Patrzcie do przodu na pięć, dziesięć lat. 
-Uważasz, że warto?
-Koniec świata zmienił definicję i nie oznacza końca życia.- Te słowa wstrząsnęły Emilią i towarzyszącym jej mężczyznom, którzy okazali się farmakologiem, anestezjologiem i szefem magazynu. - Jakich byście nie mieli zapasów kiedyś się skończą. To czego nie macie będziecie musieli albo wytworzyć, albo kupić. Pomyślcie co możecie zużyć ze swoich zapasów na handel, czego będziecie zaraz potrzebowali, a nie możecie wytworzyć i nad tym co możecie tutaj wytwarzać, a czego nie ma nikt wokoło.
Słowa Pawła wionęły mrokiem, ale i otuchą. Dawał im znać, że zawsze jest coś co człowiek ma w nadmiarze, a czego innym brakuje. Dawał znać, że on i mieszkańcy Wielkiego Kacka mają coś co mogliby sprzedawać i na pewno znajdzie się coś co mogliby kupować.
-Wiele leków potrzebowaliście od czasu asteroidy? - Teraz Paweł miał skonsternowaną twarz. - Ile razy potrzebowaliście lekarza? 
Wacek i Paweł wymienili spojrzenia. Nawet Kamil zaskoczony zaczął myśleć nad sowami pani profesor. Dzieci i starcy nagle nabrali odporności godnej ludzi w sile wieku. Katar, kaszel i owszem zdarzały się, ale nic więcej. Żadnych oskrzeli, żadnych płuc, żadnych uszu. Antybiotyki były potrzebne tylko przy wypadkach, które w sumie powinny kończyć się połamaniem kończyn, a nie zadrapaniami. Maści z antybiotykiem, spraye na opuchliznę i zioła. 
-Maści antyseptyczne. 
-Chleba z pajęczyną zagnieciesz i masz maść, synku. - Odpowiedziała pani profesor sfrustrowana, że tyle lat nauki, studiów i praktyki były potrzebna jak psu na budę. Byle kowal więcej znaczył niż profesor medycyny. 
-Wolałbym jednak maść. Krem. Serum. - Poszedł Wacek za ciosem. - Czasami nie ma dostępu do chleba i pajęczyny, a maść z antybiotykiem można mieć w zapasie. 
-No i co? Ile jej może być potrzebne ?
-Nie wiem. - Paweł był poirytowany. - Proszę przemyśleć sprawę. Po to się tyle uczyliście, aby teraz inni za was myśleli?
Kowal wstał i wzburzony ruszył ku brzegowi morza. Minął rozmawiających Neptuna i Piotra, którzy spojrzeli za nim zaciekawieni. Paweł niezwykle rzadko tracił cierpliwość, a takie sytuacje były każdorazowo bardzo ciekawe dla obserwatorów. Neptun podszedł do Wacka, a Piotr ruszył za Pawłem. Także Kamil pobiegł za ojcem. Mimo iż nadal był osłabiony zajściami dnia poprzedniego to emocje ojca bardzo na niego wpływały i nie chciał , aby miały one wpływ na ich sytuację. Podskórnie odczuwał, że spokój i koncentracja taty były ostoją. 

-Pani Emilio, panie Wacławie?- Neptun zajął miejsce, które jeszcze przed chwilą zajmował Paweł.
-Ten kowal z jednej strony chce, aby go słuchano, a z drugiej jest poirytowany, że musi decydować. - Emilia podsumowała spotkanie z Pawłem.
-Ja to widzę tak, że ludzie wykształceni i posiadający przywództwo nagle żądają od niego pomysłu na to co zrobić ze swoim życiem. Nie pani profesor, proszę mi nie przerywać. - Wacław był może trochę młodszy od lekarki, ale nie dał się zbić z pantałyku.- Przysłuchiwałem się waszej rozmowie i widzę do czego pani zmierza. To pani jako nieformalny przywódca grupy osób nie ma pomysłu kim być, co robić i wymyśliła sobie pani, że to kto inny ma brać na siebie odpowiedzialność za was. Paweł ma pomysł na siebie. Realizuje się w tym świecie bo ma odwagę podejmować niewygodne, a nawet trudne decyzje. Wy tak jak tu siedzicie, gdybyście mieli jaja to z braku pomysłu wsiedlibyście na łodzie i popłynęli pomagać przy uprawie zboża. Pani chce, aby Paweł powiedział co macie robić i wziął na siebie odpowiedzialność za was. 
-Tak to jest jak ludzie bez wykształcenia zgrywają się na wodzów.
-Bo pani ze swoim wykształceniem wiele więcej potrafi? - Były komandos poderwał się z krzesła omal nie przewracając stolika. - Królu zabierajmy się stąd. Chcieliśmy pomóc, pomogliśmy im się wyzwolić. Wielkim kosztem tego dokonaliśmy, ale oni i tak tego nie docenią. Dla nich zawsze będzie za mało, bo jedyne co potrafią to być w opozycji. Mówić jak nie należy czego robić, ale pomysłu na działanie na przyszłość sami nie mają. Szkoda naszego czasu.
-Będziecie ich potrzebowali. - Zaparł się Neptun. 
-Możliwe, wtedy przypłyniemy i zapłacimy za ich pomoc tyle ile będzie trzeba. Pytanie czy ta cena nie będzie niższa niż to co byśmy musieli zapłacić, aby im przewodzić.
-Proszę nas zabrać. - Za Wackiem stało kilkanaścioro dzieci w wieku od sześciu do dwunastu lat. Sieroty, których rodzice się przemienili. Samotne dzieciaki, które były zdane na przychylność dorosłych, którzy nie mieli pomysłu na własne życie. Neptun zaciekawiony spojrzał na nie i na komandosa. Wacek nie wiedział co ma powiedzieć. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
-Nie. Zostajecie tutaj. Wasi rodzice...
-Nie ma ich.- Odpowiedziała najstarsza dziewczynka, widać przewodząca grupie. - Nie ma tu nikogo, kto miałby prawo decydować o naszym losie.
-Karmiliśmy was.- Powiedział szef magazynu.
-Zawartość tego magazynu jest tak samo wasza jak i nasza.- Dziewczynka przybrała pozycję obronną. - Zawartość sponsorowały podatki naszych rodziców między innymi. 
Wacek uniósł kciuki w górę i zaśmiał się.
-To cię zgasiła.
-Gówniaro jedna. Bez nas byście już dawno byli  martwi.
-To po co chcesz nas darmozjadów trzymać?- Dziewczynka miała gadane. Mężczyzna zamilkł, bo faktycznie argument był trafny.
-My też chcemy stąd odpłynąć. - Podniosła się jedna z młodych matek. Była w trakcie karmienia i jej małe dziecko mocno się wierciło przy ssaniu piersi. Emilia spojrzała na nią z niechęcią i wzburzeniem.
-Czemu nagle chcecie stąd uciekać?
-Panie doktor. Bo tu nie ma przyszłości. Wy nie macie pomysłu na przyszłość, a oni zdają się mieć. - Kobieta wskazała na Wacka i Neptuna.
-Jeden z nich to powód końca naszego świata, a drugi jest niewiele lepszy. - Farmaceuta wskazał na broń w szelkach komandosa. - Im chcecie uwierzyć ?
-A co za różnica? Wcześniej mieliśmy wybór. Albo sekta, abo wy. Byliście lepszym wyborem, ale teraz kiedy jeszcze dochodzą ludzie z pomysłem na przyszłość, to przykro mi bardzo doceńcie, ale przegrywacie. Nie skażę swego dziecka na życia w izolacji bo wy wykształceni ludzie nie wiecie co z życiem zrobić.
-Pojawienie się jego zakończyło nasze życie!
-To się od razu pogrzebcie, ale nie każcie nam i  naszym dzieciom tego robić. Ja się nie boję pracy w polu jeśli będzie tego ode mnie wymagało przeżycie, a pan? - Pacem wskazała farmaceutę. - A pani?- Wskazała na Emilię?- A panowie?- Jej wzrok powędrował ku anestezjologowi i szefowi magazynów, którzy opuścili oczy na ziemię. - No właśnie. Wy tylko umieliście krytykować, ale pomysłu na siebie, a tym bardziej na nas już nie macie. 
-Jak śmiesz?- Profesor chciała uderzyć karmiącą, ale wtedy przed nią stanęła dwunastolatka i odepchnęła starszą kobietę.
-Chyba nie musimy kontynuować rozmowy.- Dziewczynka miała bardzo poważny głos i wyraz twarzy. - Świat się zmienił. Ludzie się zmienili. Wy jednak zawiśliście w czasie. - Machnęła ręką na towarzyszące jej dzieci i matki. - Chyba nie ma na co czekać. Chodźmy.
Neptun i Wacek spojrzeli po sobie, a król po chwili ryknął śmiechem. Komandos musiał pomóc mu wstać i dojść do łodzi, bo władca morza zaśmiewał się do łez i nie mógł o własnych siłach wrócić do brzegu.

Salacja patrzyła na zmianę na swego męża śmiejącego się jak opętany i na Gębińca, który nie wiedział co się teraz stało, ale który domyślał się, że ludzie znowu zrobili coś co wielce rozbawiło jego władcę. Widział jak Neptun coraz to bardziej doceniał ludzką pomysłowość i dowcip, a czasami nawet butność. Pewnie, któraś z tych cech, abo ich mieszanka się objawiły i Neptun płakał ze śmiechu. Władca zbliżył się do ludzi, bo ci nie widzieli w nim boga, bo nie oczekiwali od niego dawania rozwiązań, ale sami korzystali ze swej wolnej woli i pomysłowości.
-Pani. Nie wiem, ale sądzę, że nasz pan chyba odnalazł kogoś kogo, kto daje mu radość życia.
-Tak sądzisz?
-Znam ich trochę. Przebywałem w ich towarzystwie kawałek czasu. - Morzanin uśmiechał się sam do siebie.- Na wspomnienie kilku rozmów z nimi od razu chce mi się śmiać. Połączenie ich wiedzy z ich ignorancją ich kultury z chamstwem powoduje, że jeśli spojrzy się na nich bezkrytycznie to wasza wysokość uśmieje się tak jak jeszcze nigdy w życiu. 
-Nie rozumiem.
-Ja też nie i chyba od tego zaczyna się przygoda z ludźmi. Próbuje się ich zrozumieć, a kiedy się już wydaje, że ich rozumiesz oni robią voltę i nie rozumie pani nic. To jest zaleta i wada. Zaleta jest gdy ma się w nich przyjaciela, a wada gdy się ma w nich wroga.
-Ciekawa teza, która trochę wyostrza mi obraz po spotkaniu z tą Dorota i jej córką. Wyobrażasz sobie, aby moja Ariel odzywała się w czasie kolacji z Perunem?
Głębiniec aż czkawki dostał na samą myśl o czymś tak oburzającym, a potem pomyślał o Lili i zaśmiał się cicho. Pokiwał głową swej pani.
-Dokładnie, jaśnie pani. Czy jednak czuła się pani obrażona, albo znudzona wypowiedziami małej Lili?
-Nie bo to tylko człowiek.
-Tylko człowiek by was nudził, moja królowo. Albo wręcz obrażał, złościł. Czemu tak nie było?
-Bo mówiła z sensem i pasją.
-Tylko człowiek? Czy Wasza córka, moja królowo nie potrafi tak mówić?
-Potrafi, ale... - Salacja przyłożyła dłoń do ust. - Masz rację. Oni mają w sobie coś odświeżającego, a ich siła i pomysłowość powodują, że można ich uznać z partnerów. 
-Dodałbym jeszcze, że oprócz siły i pomysłowości mają taki prymitywizm, który nam już nie przystoi, a ich czyni egzotycznie ciekawymi.
Królowa spojrzała na dworzanina. Uniosła brwi zaskoczona i uśmiechnęła się. Głębiniec nie wiedział czy dostąpił kiedyś takiego zaszczytu, żeby królowa się bezpośrednio do niego uśmiechała. Chyba nie było takiej okazji.
-Mości Głębińcu. Zaimponowałeś mi swoją analizą. Rozumiem mego męża, że powierzył tobie sprawę kontaktu z tymi ludźmi. - Uśmiech nie schodził jej z twarzy, a to powodowało coraz większe onieśmielenie morzanina.  Wiele wieków służył na dworze Króla Mórz, ale do tej pory nie było nigdy powodu, aby był w centrum zainteresowania królowej. Królowa miała swoje dwórki i faworytów. Dwórką nie był, a na faworyta nie aspirował i teraz nie bardzo wiedział jak się ma zachować.- Neptun nakazał tobie kontakty z tymi ludźmi i dobrze się stało. Jestem nimi również zainteresowana. Chciałabym się częściej widywać z Dorotą.
-Moim zdaniem nie będzie z tym problemu. Sądzę, że Dorota też będzie rada waszym, pani, spotkaniom. To kobieta ciekawa życia i świata. Ma szerokie horyzonty i niebanalne poczucie humoru, a jej charakter to coś co jak mniemam może być inspiracją dla dam dworu i nie tylko.
-Nie tylko?
-Ariel, wasza wysokość. Księżniczka Ariel mogłaby bardzo zyskać na kontaktach z rodziną kowala. 
Królowa zamyśliła się. Już chciała opierniczyć poddanego, a po chwili zaśmiała się.
-Zaraziłeś się od nich. To faktycznie może być dla nas dobre. Nasze skostniałe konwenanse zatrzymały nas tysiące lat temu.
-Jako rzeczesz, moja pani.
-Tako rzekłam.

Łódź była przeciążona. Matki z dziećmi i sieroty zapakowały się na pokład powodując, że w normalnych warunkach na pewno by zatonęli. Jednak obecność Neptuna i talent Pawła powodowały, że łódź odbiła od brzegu żegnana ponurymi spojrzeniami i ruszyła powolnym marszem ku odległej o ledwie kilka kilometrów Wyspie Wielki Kack. Paweł zatroskanym okiem spoglądał na pasażerów, a Kamil zaczął przewodzić grupie dzieciaków. W sumie był tylko trochę starszy od większości z nich, a widziały jak dorośli liczą się z jego zdaniem. Ku zgrozie i rozpaczy Magdy, która do tej pory przewodziła sierotkom Kamil dostał propozycję dołączenia do grupy.
-Wiecie to chyba nie byłoby fair. Ja jestem mimo wszystko starszy i mam oboje rodziców. 
-No to co?- Powiedział Aleks, około ośmioletni chłopak. Kamil stał się dla niego idolem, kiedy dowiedział się, że ten walczył z Cieniami i zabijał. Kamil bez słowa ze strony ojca czuł, że takich fanów nie potrzebuje, a nawet powinien się wystrzegać. Postanowił, że jeśli dla kogoś ma być idolem to raczej z uwagi na rozum i rozwagę, a nie na posiadane ostrze i możliwość korzystania z niego. 
-Mam w planie założyć inna grupę. Trzeba jednak będzie się wykazać. Najpierw trzeba będzie osiągnąć wiek najmłodszego członka grupy.
-Czyli ile obecnie?
-Szesnaście lat.
Nastała cisza.
-Albo zdać egzamin..

Continue Reading

You'll Also Like

36.6K 588 11
This story is based on village story with lots of smut...
41.2K 2.4K 22
𝐁𝐨𝐨𝐤 # 𝟏 𝐨𝐟 𝐓𝐡𝐞 𝐑𝐚𝐚𝐳 𝐬𝐞𝐫𝐢𝐞𝐬. Love or betrayal? Consumption of betrayals. Internal betrayal? Yes! Will they be overcome? Or W...
117K 441 33
Smut 18+ ONLY! ⚠️WARNING⚠️ ⚠️CONTAINS MUTURE CONTENT⚠️ ⚠️VERY SEXUAL 18+⚠️ 22 year old Raven Johnson is just going to her yearly doctors appointment...
257K 10.1K 32
""SIT THERE AND TAKE IT LIKE A GOOD GIRL"" YOU,DIRTY,DIRTY GIRL ,I WAS TALKING ABOUT THE BOOK🌝🌚