Rozdział 1

35 1 0
                                    

Rok 2021, Gdynia


-Jedziemy na plażę. - Paweł zdecydował się przerwać ciszę, która zaległa po tym jak kilka minut wcześniej spiker w telewizji obwieścił, że za kilka godzin w biegun północny uderzy asteroida. Nie dość, że nikt jej wcześniej nie wykrył to na dodatek była tak wielka, że nie było większych szans na przeżycie. - W góry nie zdążymy. Pewnie na autostradzie są już korki. Schronu nie mamy. Bądźmy chociaż razem i obejrzyjmy z pierwszego rzędu to przedstawienie.

-Na miejską? - Zapytał piętnastoletni chłopak. Był już prawie tak wysoki jak ojciec, a Paweł miał prawie dwa metry wzrostu. Chłopak jakimś cudem nie panikował, czyli całkowicie odwrotnie niż jego matka Dorota i ośmioletnia siostra Lila. 

Dorota niemal zasłabła. Lila zrozumiała wtedy, że coś poważnego, a nawet złego się dzieje i zaczęła płakać. Natomiast Kamil, który od urodzenia był oazą spokoju teraz stanął na wysokości zadania. Nie spierał się z ojcem. Nie wtedy gdy nie miał argumentów, a teraz nie miał.

-Nie, no nie będziemy zatoki oglądali. Jedziemy do Władysławowa, albo do Karwi. Spakuj koce.

-Jak możesz? - Dorota odezwała się po raz pierwszy od czasu jak nadeszły te hiobowe wieści. - Jak możesz tak spokojnie do tego podchodzić?

-Jak możesz do tego podchodzić tak histerycznie?? Czy twoje łzy i załamanie jakoś inaczej wpływają na nasze miejsce w świecie od mojego spokoju?

-Spokoju? To nie spokój!! - Krzyczała. - Ty masz na wszystko wywalone!

-Uspokój się mamo.

-Nie wtrącaj się gówniarzu. Jesteś jak ojciec. Nic cię nie obchodzi. Najważniejsze,  że jutro szkoły nie będzie... prawda?

Kamil spojrzał na matkę urażony, ale na znak ojca nic nie powiedział. Zamiast tego poszedł po dwa koce, dwie wody w butelkach i worek kiełbasy śląskiej.

-Zrobimy grilla. 

Paweł z trudem ukrył uśmiech. Dorota mimo to prawie wybuchła. Zrobiła się cała czerwona.

Dwie godziny później siedzieli już na plaży pod latarnią w Rozewiu. Kamil doglądał kiełbasek na małym przenośnym grillu. Paweł popijał sobie piwo. No raczej już nie wsiądzie dzisiaj za kółko. Dorota w końcu się pogodziła z sytuacją i rozczesując córce włosy sam też co jakiś czas podnosiła do ust butelkę z bursztynowym płynem.

-Mamo wiesz co? Chyba też bym się napiła.

-Koniec świata czy nie, dzieci piwa nie piją.

-Aha... - Kamil ukradkiem popijał podawane przez ojca piwo.

Kobieta pokiwała głowa ze zrezygnowaniem. Była zła i zmęczona, ale też zaskoczona. Zła na siebie, bo wbrew zdrowemu rozsądkowi sądziła, że może coś więcej niż tylko przyglądać się katastrofie. Zmęczona bo złość ją zmęczyła. Zaskoczona, gdyż oprócz nich na plaży było całkiem sporo osób, chociaż niewiele rodzin. Więcej osób starszych. Mimo wszystko nie sądziła, że w ogóle kogoś tutaj spotkają. Co jakiś czas ktoś do nich podchodził.

-Super dzieciaki, że tak to znoszą. - Powiedział starszy mężczyzna w znoszonym prochowcu. Mimo iż był środek lata, jak zwykle upalnego, on chodził w prochowcu.

-Piwa może? - Paweł wskazał na napoczętą zgrzewkę zielonych puszek.

-Nie odmówię, dziękuję. Wacław jestem.

-Witam. Ja jestem Paweł, to moja żona Dorota, syn Kamil i córka Lila.

-Bardzo mi miło. - Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu niezwykle białych zębów. - Od dziesięciu lat się z domu nie ruszałem. - Paweł uniósł brwi zaskoczony wyznaniem mężczyzny. - Jednak koniec świata przełamała mój lęk i oto jestem.

Powrót i przebudzenieWhere stories live. Discover now