Rozdział 14

3 0 0
                                    

-Po co nam ten szczeniak?- Policjanci popatrywali na Kamila z niechęcią, ale nie wrogością. Uważali, że będzie tylko zawadzał. Wacek jednak nie raczył nawet zareagować na te słowa. Sam dobrze wiedział, że chłopak nie jedzie pomagać przy bydle, ale jako ochrona ich oddziału.
-Tam będziemy po za naszym bezpiecznym lądem. - Sierżant szybko orientował się w sytuacji i wiedział, że co by się nie działo to tak czy siak na nim się skupi utrzymywanie oddziału w całości i wolał już teraz wytłumaczyć kilka rzeczy. - Tam możemy spotkać wrogów na jakich nie jesteśmy gotowi, a ten chłopak jest.
-To tylko dzieciak. - Upierał się policjant.
~Podrap się po nosie. - Policjant wybałuszył oczy i zaczął się intensywnie drapać po nosie. ~Patrz się na mnie. Mogę kazać ci się tu przy wszystkich rozebrać, ale nie chcę cie ośmieszać. Czy rozumiesz?
-Dobra rozumiem.- Nikt nie wiedział o co chodzi, a policjant patrzył na Kamila z wybałuszonymi oczami. - Zapomniałem o magii. 
-Jurek o czym ty mówisz?
-Ten dzieciak może nam być potrzebny.
-Chyba do noszenia żarcia. Jak będzie ciężko to będziemy  musieli go bronić.
-Będziemy się musieli bronić wszyscy wzajemnie.- Sierżant nakazał wejście na wielką tratwę. Gdy dwudziestoosobowy oddział był już w całości na pokładzie odbili od brzegu. Wojskowi i policjanci byli w swych taktycznych mundurach. Wacek i Kamil w skórzanych płaszczach i mocnych skórzanych spodniach podbitych bawełną. Kieszenie mieli wypełnione jedzeniem, medykamentami i solą w różnej postaci. 
Wacek jak zwykle miał broń w kaburach pod pachami, ale na plecach przypięty miał łuk bloczkowy i jeden kołczan ze strzałami.Były to niegdyś strzały sportowe, ale Paweł przerobił mu groty na twardsze i bardziej zabójcze. Wacek od ponad tygodnie intensywnie trenował strzelanie. Mężczyzna przyglądał się swemu młodemu towarzyszowi z uwagą. Kamil bowiem przytroczył sobie do boku szablę polską, którą wykuł mu ojciec i oprócz bagnetu w cholewie buta była to jego jedyna broń. Tak przynajmniej przypuszczał do chwili gdy nie zobaczył jak ten się dziwnie porusza i co jakiś czas jakby sprawdza kark, przedramiona i biodra. 
-Co tam masz?
Chłopak prawie się wzdrygnął i spojrzał na byłego wojskowego. Potem pokazał mu jeden z noży do rzucania. Wacek uniósł brwi zaskoczony. 
-Znalazłem w jednym domu arsenał takich cudeniek. Ariel zaczęła mnie uczyć korzystania z tej broni. Wśród morzan to podobno broń wysoko urodzonych.
-Pokażesz mi przy okazji. Nie powiem, to całkiem dobry pomysł.
-Nawet bardzo dobry.- Tuż obok nich stała Marta. Była aspirant policji. - Szkoliłam się na instruktora walki bronią białą. Też bym takim zestawem nie pogardziła. 
-Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślałem. Rozdałem jednak resztę noży dzieciakom. 
-No szkoda.
-Jak wrócimy to porozmawiam z ojcem, aby wykuł mi specjalne noże, a ten zestaw ci oddam.
-Miło z twojej strony. Jednak czemu sądzisz, że mi też nie przyda się specjalny zestaw noży?
-Przepraszam. Nie chciałem być arogancki. Miałem na myśli, że ja potrzebuję broni zarówno do walki z Cieniem jak i być może zwykłymi śmiertelnikami. Na tych ostatnich mój obecny zestaw jak najbardziej się nadaje. Specjalna broń w rękach człowieka nie posiadającego odpowiednich zdolności jest zwyczajną bronią, a nawet gorszą niż zwyczajna.
Marta pokiwała głową. Kiedyś nosiła krótkie włosy, ale jeszcze w bunkrze przestała je ścinać i teraz miała dość pokaźną blond czuprynę naturalnych loków. Miała pewnie trzydzieści lub więcej lat, ale Kamil zauważył, że lubi patrzeć jak się uśmiecha.
-Jak to jest czuć Cień?
Chłopak omal nie parsknął kiedy zadała pytanie. Oderwał wzrok od zbliżającego się brzegu. Płynęli na tratwie mimo iż było tu stosunkowo płytko. W najgłębszym miejscu było może metr wody. Jednak poruszanie się na tratwie bez silników i w porannej mgle dawało im poczucie pewnego bezpieczeństwa. 
Kamil przyłapał się na tym, że stale trenuje siłę. Nie tylko mięśni rąk, nóg czy grzbietu, ale także wzroku i słuchu. Słuch oczywiście nie ma mięśni, ale Kamil trenował wyostrzanie go. Teraz trenował słuch i wzrok wpatrując się w mgłę intensywnie i starając się wyłowić jakieś niepokojące dźwięki.
-Nie jestem pewien, czy umiem to wytłumaczyć. To jak dodatkowy zmysł. Jak opisałabyś kolory niewidomemu?
Marta skrzywiła się słysząc ten oklepany tekst.
-Postaraj się. 
-Cień jest jak mrówka w bucie. Drażniący. Powodujący, że na niczym innym nie możesz się skupić. Chyba, że jesteś odporna. Jest i nic nie możesz z nim zrobić. Toniesz, ale zamiast łapać powietrze ty walczysz z mrówką. Płoniesz, ale zamiast się ugasić walczysz z mrówką. Cień powoduje, że nic nie ma znaczenia. Jesteś głodna, ale zamiast zjeść umierasz z głodu walcząc z mrówką. 
Wszyscy w pobliżu słuchali słów chłopaka. Wacek miał już kontakt z Cieniem, ale zawsze w towarzystwie osób lub istot zdolnych do walki z tą rzeczą. Opis jaki zaserwował teraz Kamil był bardzo plastyczny. Każdy zaczął rozumieć jak może być niebezpieczne spotkanie z Cieniem. 
-Chcesz powiedzieć, że Cień powoduje zawieszenie? Takie oderwanie?
-Nie. Jesteś świadoma, że powinnaś robić coś innego, ale tego nie robisz. Wiesz, że umierasz, ale zamiast walczyć o życie ty walczysz z mrówką.
Kilka osób zbladło. Wyobrazili sobie pewnie jak straszne to musi być uczucie. Wrażenie, że się jest w więzieniu bez krat i drzwi, ale nie ma się woli wyjść. Kilka osób aż się wzdrygnęło. 
-To jak z tym walczyć?
-Siłą woli.- Spojrzał na zebranych i nakazał wszystkim aby zaczęli się głaskać po twarzach. Nawet Wacek zaczął to robić, spiorunował chłopaka, który bezczelnie się uśmiechał.- Starajcie się zwalczyć ten odruch zanim dobijemy do brzegu. 
-Zabiję.
-Oskóruję...
Wacek po chwili już się powstrzymał i spojrzał na zebranych obok siebie wiarusów, którzy głaskali się delikatnie po twarzach i parsknął śmiechem. 
-Wiesz, że złoją ci skórę?
-Zobaczymy, zobaczymy. - Kamil był pewien, że nad każdym zapanuje. Skoro tak lekki czar ich okiełznał to w razie potrzeby ruszy na nich z prawdziwymi klątwami, tak nazywał swe silne czary do odpędzania.
Po kilku minutach ktoś przestał się głaskać i z zadowoleniem obserwował tych, którzy nadal to robili. Ci widząc, że komuś już się udało też zdwajali swe wysiłki i kolejne osoby wyswabadzały się spod władzy czaru. 
Dobili do brzegu i Kamil odwołał czar z tych, którym nie udało się samemu go przełamać. Ci ostatni chcieli ruszyć na chłopaka, ale zostali powstrzymani przez kolegów i koleżanki, którym udało się skorzystać z siły woli. 
-Zostawcie. Nie bije się trenera za to, że się nie umie tego czego uczy.- Marta była niestety jedną z tych co nie wyrwali się sami i teraz z urazą patrzyła na Kamila. Spojrzał na nią troszkę przepraszająco, ale tylko wzruszyła ramionami i odeszła. 
-Było blisko.- Mruknął Wacek do Kamila i bez dalszych dyskusji ruszyli w kierunku jaki wskazywała harpia. Rozesłali zwiad i dźwigając prowiant przemierzali zdziczały teren. Wybujała roślinność zajęła tereny, które wcześniej były ogródkami placykami, czy łąkami. Las ruszył i zajmował powoli pola, które jeszcze rok wcześniej były obsiewane. Ludzie przyglądali się temu zaskoczeni. Rozumieli, że po roku krzaki będą gęste i wysokie. Jednak żeby las tak szybko zaczął odbierać to co mu kiedyś zabrano było nienormalne i szokujące.
-Król Swaróg. - Kamil domyślił się kto maczał palce w tym co się działo. Był ciekaw czy to osobiste nawiedzenie króla tak podziałało czy aura królestwa daje o sobie znać. Tak jak Neptun oczyszczał wody tak Swaróg mógł spierać wzrost lasów.
 Marta idąca obok spojrzała na chłopaka i czekała na dalszy ciąg wypowiedzi, ale się nie doczekała. Kamil nie chciał wypowiadać się na temat, o którym nie miał większego pojęcia jeszcze. Inna sprawa, że skupiał się na skanowaniu terenu. 
-Nie przejmujcie się lasem i Swarogiem. Przejmujcie się mrówkami w butach.- Słowa Kamila wywołały poruszenie. Wszyscy już wiedzieli jak ciężko jest korzystać z broni, której się nie zna i nie trenowało się nią. Silna wola bowiem w czasie walki z magią ma się tak do powstrzymywania od oblizywania po zjedzeniu pączka jak maraton do krótkiego sprintu na autobus. 
Nie trzeba było długo czekać na pierwszy atak. Stado krów okazało się wabikiem. Cienie wykazały się inicjatywą. Ludzie poczuli mentalny atak, ale już po chwili zelżał. Większość ludzi była na kolanach i płakała by po chwili się opanować. Tak naprawdę tylko Wacław i Kamil stali na nogach i spokojnie oddychali. Komandos odsunął się od chłopaka, gdy ten rozłożył ramiona. W jednej chwili powrócił spokój w ich głowach i rozpętała się burza na zewnątrz.
-Cienie?- Marta wystraszonym głosem zwróciła się do Wacka bo Kamil teraz patrzył się wokół dziko, a gdzie jego spojrzenie padało tam wyły Cienie. Wyglądały jak gesty dym, który powstaje przy paleniu gumy. Pod spojrzeniem chłopaka Cienie eksplodowały lub zapadały się w sobie. Walka trwała ponad dwie godziny w czasie, których ludzie na przemian mdleli i odzyskiwali przytomność. Niestety większość z nich nie była przesiąknięta magią jak ludzie po za bunkrami i teraz płacili za to. Nie byli przystosowani do tego świata i teraz świat i jego nowi-starzy mieszkańcy dotkliwie im to uświadamiali. 
-Oddziały zwiadowców. - Kamil nagle wypowiedział słowa, które zmroziły wszystkich. Oni wiedzieli, że przetrwali bo byli pod ochroną dzieciaka, ale oddziały nie miały tyle szczęścia. - Wujek musisz sprawdzić te oddziały, a ja dokończę... - Nie wytrzymał. Padł na kolana i prawie zwymiotował z wysiłku. Na szczęście nie było już komu kontratakować. 
Kilka tygodni wcześniej Cienie powiedziały, że przegra, że będzie słabszy, a one silniejsze. Jednak dzięki ciągłym treningom i wiedzy od Ariel to on teraz pokonał bandę Cieni, ale strasznym kosztem. Czuł jak ta walka na niego wpłynęła. Wiedział, że będzie silniejszy, ale jego organizm najpierw musi za niego zapłacić.
-Rozsypcie sól wokół nas. Wujku śpiesz się.- Stracił przytomność. 
-Słyszeliście. Usypcie sól wokół siebie. Marta chodź. Idziemy we dwoje sprawdzić co ze zwiadem. Może mi się uda Ciebie osłonić przed Cieniem. Więcej nie dam rady.
-Tylko jedną osobę? Myślałam, że we dwóch..
-Dziewczyno. Ja tu nic nie znaczyłem. To on nas ochronił. - Wskazał na Kamila i ruszył na południe w kierunku miejsca, gdzie miał nadzieję znaleźć parę pierwszego zwiadu. 
-Pułkowniku... Ten atak, to była masakra, aż dziwne, że zwieracze nam nie puściły. Miałam wariackie wizje, a potem ciśnienie, które omal nie rozerwało mi czaszki i nagle wszystko ustało i było tylko dudnienie bębnów.
-Tak? Ja miałem tylko lekką migrenę. - Wacek odpowiedział z uśmiechem.

Powrót i przebudzenieWhere stories live. Discover now