Rozdział 6

11 0 0
                                    

-Ten demon... Czy niepogrzebane zwłoki mogą nam narobić podobnych problemów? - Ksiądz postawił na stole kubek z herbatą. Kamil złapał go łapczywie i zaczął popijać. Pokręcił głową księdzu.

-Nie wiem. Nie sądzę, aby aż takie, ale nie chcemy raczej ganiać się po wyspie z podźwigniętymi na nogi umarlakami napędzanymi magią. - Zasiorbał i skrzywił się na ten głos. - Co prawda wystarczy na nie sypnąć solą...

-Nie sądzę. Myślę, że tobie tyle wystarczy. Inni mogliby nie mieć później o czym opowiadać. - Przerwał mu ojciec.- Moim zdaniem jest coś w tobie, ale nie wiem co, co powoduje, że możesz i umiesz walczyć z wytworami magi. 

-Ja nawet chwilę myślałem, że egzorcyzmujesz.

-Bo tak było, ale robiłem to po swojemu. Wbiłem w to nóż i skupiłem jego wolę na sobie.

-Właśnie, powiedz mi chłopcze co to za nóż? - Ksiądz wskazał na broń w pochwie przy pasie. Kamil zerknął na dół, później na księdza, a na koniec na Pawła. Ojciec wzruszył ramionami dając znać, że decyzja jest po stronie chłopaka.

-Wykuł go dla mnie ojciec, a ja go zakląłem krwią. - Ksiądz zamarł i spojrzał z przerażeniem na młodzieńca. - Swoja krwią. - Powiedział i wskazał na jasną pręgę biegnącą przez lewe przedramię.

-Kto cię tego nauczył?

-Nikt. Pomyślałem, że tak będzie dobrze.

-To nie zabawa. Krew to siła. Mogłeś przez to sam siebie przekląć.

-Naprawdę? - Zaskoczony odstawił kubek. Jeszcze tydzień temu, ba nawet wczoraj by się przejął, ale dzisiaj wiedział, że siebie nie przeklął, że dobrze zrobił. Jego nóż stał się narzędziem i bronią. To dzięki temu co zrobił mógł uratować tak wiele osób.

-Tak, naprawdę. Pytanie czy tego nie zrobiłeś. 

-Jeśli nawet to przekląłem się na służbę ludziom. Gdyby było inaczej to byśmy teraz nie rozmawiali, a księdza moc i symbol różańca już dawno by mnie spopieliły. - Powiedział pewny siebie za co dostał karcącego kopniaka pod stołem od Pawła.

-Nie bądź pyszny. Pamiętaj pycha kroczy przed upadkiem synu. Zrobiłeś co zrobiłeś. Czas pokaże. Pamiętaj tylko, że świat nie był i nie będzie czarno biały. To od nas zależy jacy jesteśmy i mam nadzieję, że nawet jeśli będziesz szary, to zawsze w tej jaśniejszej gamie.

Proboszcz uniósł brwi. Sam lepiej by tego nie ujął. Pomyślał, że kowal bardzo sprytnie zakończył temat swego syna. Przyjrzał się uważniej człowiekowi, który wśród swych znajomych ma kogoś takiego jak Neptun. 

-Wróćmy do sprawy zwłok poukrywanych na wyspie.- Podsunął Kamil widząc, że trzeba szybko odciągnąć myśli od jego osoby. 


Dorota siedziała przy stole z Lilą i pomagała jej w matematyce. Dziewczyna bardzo szybko nauczyła się czytać co dawało jej teraz pewien luz w przyswajaniu wiedzy. Czytała wszystko co jej w ręce wpadło, ale matematyka i ćwiczenia to była zmora dziewczynki. Nie to, że źle robiła, że nie wiedziała. Jej to po prostu nie interesowało. Wolała literaturę niż liczenie. 

-Sama słyszałaś, że wiedza jest potrzebna. Szczególnie przy magii, silnej magii. Musisz posiąść wiedzę aby zachować bezpieczeństwo swoje i swego otoczenia. 

-Wiem, ale co poradzę na to, że to nudne? - Powiedziała cicho dziewczynka nie podnosząc oczu znad kartki. Robiło się już ciemno i zaraz miała się skończyć jej udręka. Rodzicie nigdy za długo nie kazali im się uczyć. Nie było już odpowiedniego sztucznego światła. Ośmiolatka marudziła tylko dlatego, że gdyby tego nie robiła to wydawałoby się to matce dziwne, a miała na popołudnie i wieczór plany, które w jej mniemaniu nie mogły ulec zmianie. - Czy mamy dzisiaj jakieś plany na wieczór?
Dorota spojrzała na córkę z uśmiechem. Domyślała się, że ta coś knuje. Nie chciała jednak ograniczać dziecka. Kłopot polegał na tym, że nie wiedziała jakie wyzwania da nowy świat. Nie wiedziała czego się obawiać. Co jest pewnikiem, a co zmienną. 

Powrót i przebudzenieWhere stories live. Discover now