Rozdział 8

7 0 0
                                    

Paweł przywiózł terenówką dwa duże akumulatory od ciężarówki i odpalił silniki motorówki co wywołało zamieszanie wśród syren. Głębiniec doskoczył do łodzi i nakazał wyłączyć motor. 
-Myślałem, że się domyślisz. Spójrz.- Pokazał panele elektrovoltaiczne. 
-Mylisz się. Te panele nie świadczą o tym, że ta łódź jest napędzana elektrycznie. Nie widzę tu silnika elektrycznego, tylko te spalinowe, a te panele mają zasilać tylko urządzenia pokładowe.
-Cholera jasna.- Spojrzał na człowieka szukając u niego ratunku.
-Powiedz syrenom i trytonom, aby się oddalili. Nie martw się. To co nam przyprowadziłeś to bardzo wydajna i nowoczesna jednostka. Nie powinniśmy obawiać się wycieków. Jeśli jednak chcecie abyśmy ewakuowali ludzi z innych osad to nie mamy raczej czasu na szukanie silników elektrycznych.
-No nie wiem. Musimy się naradzić. 
-Przemyślcie dobrze czego chcecie. Ja tym czasem sprawdzę dokładnie tę łajbę. Zawsze się może okazać, że nie mam racji.
Okazało się, że faktycznie nie miał racji. Paweł z zażenowaniem odkrył, że łódź ma wielki elektryczny silnik. Tylko problem był z prądem. Akumulatory się rozładowały, a słońca jak na złość nie było. Kamil zaproponował, aby podładować akumulatory kablami z terenówki.
-Albo może te spalinowe silniki jako generatory...
-Nie synek. Zaburtowe silniki nie mają alternatorów. Nie zadziałają jak generatory. Ale masz dobry pomysł. W wozie strażackim jest mały przenośny generator. Weźmiemy go na pokład i popłyniemy. 
Zrobili jak powiedział. Syreny nie miały nic przeciwko temu, żeby agregat działał na pokładzie. Na szczęście okazało się, że akumulatory bardzo szybko się ładowały, a silnik dysponował bardzo wysoką wydajnością. 
Dorota z Lilą postanowiły zostać na wyspie. Kobieta nie chciała ciągnąć córki w miejsce gdzie żyli fanatycy. Morzanin zapewnił, że nawet bez Lili na pokładzie mężczyźni będą bezpieczni. Czas, w którym ludzie mieli czuć się stale niepewnie już minął. Król zezwolił ludziom na podróżowanie szlakami wodnymi. Tylko, że ludzie, którzy pozostali ludźmi albo nie potrafili żeglować, albo nie mieli czym, a najczęściej nie ufali wodzie i nie pchali się na nią. O tym wszystkim mieszkańcy wsypy jednak jeszcze nie wiedzieli.

-Tato, czy mogę sterować? - Paweł skinął głową i oddał koło sterowe synowi, który wpatrywał się w horyzont, na którym powiększała się zalesiona wysepka z wysokim blokiem szpitala chorób tropikalnych oraz zespołem mniejszych będących niegdyś kompleksem szpitala morskiego.  - Tam są ludzie?- Zapytał Kamil Głębińca.
-Tak. Dawny personel i pacjenci oraz goście. Do tego mieszkańcy okolicznych bloków. Razem przeszło czterysta osób.
-Jak sobie wyobrażasz ewakuować ich tą łodzią? -Paweł zaniepokoił się wielkością wyzwania jakie przed nimi postawił Neptun.
-Liczymy, że na coś wpadniecie.
-Chyba na niewidoczna podwodną przeszkodę.- Warknął Wacek. - Zdajesz sobie sprawę, że będziemy musieli przynajmniej ze trzydzieści razy pływać w jedną i drugą stronę?
-Czy to problem?
-To może nie, zależy od sytuacji. Jednak mówisz, że są dwie osady do ewakuowania. Jakim cudem mamy wyżywić dodatkowe kilkaset osób? Coraz bardziej wydaje mi się, że nas na minę sterujecie z jaśnie panem Neptunem.
-Dacie radę.
-Tego nie wiesz. -Poparł kolegę Paweł. - Więcej ludzi to więcej konfliktów. Mamy ograniczone możliwości wytwarzania żywności. 
-Ci ludzie nie mają żadnych możliwości tam gdzie są. 
-Wiem, że to nie humanitarne, ale może się okazać, że zamiast uratować kilkaset osób poślemy do grobu kilka tysięcy. Czy o tym pomyśleliście?
-Tak.- Odezwał się nowy głos, który już wcześniej słyszeli.- Możesz się dziwić, ale umiem zarządzać królestwem. Kamil trzymaj ręce na tym kole i płyń.- Chłopak na dźwięk głosu, który dobiegał zza jego pleców obrócił się puszczając ster. - Bo zanim dopłyniemy to się rozbijemy.
-Wasza wysokość.- Głębiniec pokłonił się wytwornie. Wacek i Paweł tylko skinęli głowami na powitanie królowi.
-To jak sobie wasza wysokość to wyobraża?
-Paweł nie bądź protekcjonalny. -Zganił go Neptun.- Z żadnej osady nie weźmiecie wszystkich. Nie będzie to możliwe i potrzebne. Bardziej mi zależy, abyście przejęli nadwyżki ludzi i stworzyli sieć wymiany między osadami. Mam nadzieję, że uda się wam przekonać ich do tego, że da się żyć w zróżnicowanym świecie. 
-Rozumiem, że dlatego jestem na pokładzie.- Piotr z uśmiechem spojrzał na króla. - Jak mniemam mam przemówić do rozumu zbyt gorliwym wiernym?
-To już nawet nie jest fanatyzm religijny. Nie wiem czy się księdzu uda przekonać tych ludzi.
-Do chwili kiedy nie spróbujemy nie będziemy tego wiedzieli. - Proboszcz uśmiechnął się i wrócił do różańca. Neptun pokiwał głową i zwrócił się do pozostałych.
-Mam cichą nadzieję, że macie ze sobą broń.- Paweł stężał, ale skinął głową. On sam miał przy sobie swoje noże, podobnie Kamil, który nie rozstawał się z bagnetem. Wacek odsłonił kurtkę ukazując dwa automaty pod pachami. 
-Szkoda, że nie mam kuszy lub łuku.- Marudził Wacek, który niedawno wpadł na ten pomysł. Był zwyczajnie zbyt zajęty aby wcześniej o tym pomyśleć. 
-Mam nadzieję, że tym razem nie będzie to potrzebne.
-Nadzieja matką ....- Kamil wskazał na coś co było przed dziobem. Wszyscy spojrzeli na to co chłopak wskazuje. Na brzegu stała grupa ludzi uzbrojonych w kije, noże i bóg wie co jeszcze.- Czy oni mają włócznie?
-Tak. Oni mają włócznie i wyglądają jakby szykowali się do odparcia szturmu wikingów.- Odpowiedział Wacek. - Tyle w temacie akcji, w której nie będziemy potrzebowali broni. 
-To się jeszcze zobaczy.- Ku ogólnemu zaskoczeniu Piotr wyszedł na dziób łodzi i wzniósł w górę krzyż, który towarzyszył mu na procesjach. - Chwała niech będzie najwyższemu!

Powrót i przebudzenieWhere stories live. Discover now