Rozdział 12

10 0 0
                                    

Gdzieś nad Centrum Zarządzania Kryzysowego 
Gdańsk 2022

Wojewoda stał na brzegu morza. Za sobą miał grupę ludzi będących niegdyś urzędnikami mającymi przewodzić ludziom w razie zagrożenia. Teraz stali wraz z oddziałami policji i straży granicznej. Próbowali uruchomić radiostacje i silniki motorówek, ale nic nie działało. Podobnie jak wcześniej tak i teraz byli zdani tylko na siłę własnych mięśni i pomysłowość.
-Kto to był? - Wojewoda zapytał komendanta policji.
-Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Lepiej zastanówmy się co dalej. Wyszliśmy i tu nic nie ma. Woda, i bezludna wyspa. 
-Musimy sprawdzić co się stało ze światem.
-Też, ale przede wszystkim musimy pomyśleć o tym co dalej. Moim zdaniem nie ma już świata, nie ma Polski. - Pułkownik przeładował broń i wycelował w kurant dachu wystającego z wody. Pociągnął za spust i nic. Suchy trzask. - Nie ma już nawet techniki. 
-Tam! - Wszyscy spojrzeli w kierunku wskazywanym przez panią kapitan. 
Patrzyli na rosnący w dali punkt, który już po chwili okazał się łodzią motorową, która ciągnęła za sobą inne łodzie. Pułkownik spojrzał na podwładnych, na swój pistolet i na ewidentnie płynąca ku nim łódź, która zdecydowanie nie była żaglówką. Nie rozumieli już niczego. 

-Tato zwolnij. Budynki przed nami. Płyń prosto, chyba trafiliśmy na szeroką ulicę.
-Dobrze młody. Patrz uważnie.
-Czekają już na was. - Obok Dziewczyny i Pawła pojawił się Neptun. 
-Zielony garnitur?- Kowal spojrzał na króla.- Szalejesz, ale przyznam, że z gustem. 
-Dziękuję. Tak myślałem, że kto jak kto, ale ty docenisz ten strój.
-Wiesz. Jakiś czas temu sam bym pewnie taki założył, ale sytuacja powoduje, że wolę bardziej praktyczny i wygodny strój. Teraz mi powiedz kto na nas czeka?
-Sami się przedstawią. Pamiętaj, że może jesteście teraz tylko we dwóch, ale to po waszej stronie jest siła.
Paweł odwrócił się i spojrzał w przestrzeń, a spodziewał się ujrzeć dziewczynę, która go do tej pory kierowała. Rozejrzał się nerwowo.
-Nie szukaj jej. Moja córka została wezwana na dwór.
-Córka?- Zapytali jednocześnie ludzie, a Neptun pokiwał.
-Tak, Kamilu. Trzymałeś za tyłek moją córkę.- Neptun znikł. Paweł ryknął śmiechem, a Kamil oblał się rumieńcem. 
-No synek, to było niezłe. - Wskazał na kurant dachu, do którego wcześniej celował pułkownik, ale kowal oczywiście o tym nie wiedział. - Tam przycumujmy.
Wiązali łódź pod bacznym okiem zebranych na wysepce, która niegdyś była wzgórzem górującym ponad dworcem kolejowym w Gdańsku. 

Grupa notabli otoczona umundurowanymi przedstawicielami dawnego aparatu władzy przyglądała się z ciekawością i nerwowością mężczyźnie i chłopakowi, którzy przekomarzając się i żartując stali na dziobie łodzi i przyglądali się im z nie mniejszym zaciekawieniem, ale zupełnie bez lęku. Jeden i drugi mieli przy sobie broń białą. Wyższy i starszy miał szablę, a młodszy coś co wyglądało na długi nóż lub bagnet. Ubrani w spodnie taktyczne. Granatowe marynarskie swetry z golfami i skórzane kurtki nabijane ćwiekami. Wyglądali jak bracia, ale różnica wieku zdradzała, że to całą pewnością byli ojciec z synem. Wyraźne rysy i silne wysportowane sylwetki dawały jasno znać, że nie leżeli na tyłkach przed kominkiem z piwem.
-W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej zajmuję tę jednostkę pływającą.- Rozpoczął  wojewoda. Paweł go rozpoznał, kiedyś go widział i zdecydowanie bardzo go nie lubił. Karierowicz. Tylko tyle miał na jego temat do powiedzenia i nie był pewien, czy to nie za dużo.
-Rzeczypospolitej już nie ma. Nie obroniła nas. - Kowal przezornie wyłączył silnik.- Ci którzy zamiast być z nami na nieprzygotowanym gruncie ukryli się w schronach teraz wychodzą i co? Myślicie, że macie nadal władzę?
Kamil patrzył nieco zaskoczony na ojca i z uśmiechem na zebranych na wyspie. Ojciec wcześniej co prawda przemawiał publicznie, ale było to przed zgoła innym audytorium. Ludzie, którym teraz przyszło mu uświadamiać gdzie są i ile znaczą nie mieli bladego pojęcia kto do nich mówi.
-Tato. Spokojniej. Mówiłeś, że już ci przeszło.
-Generalnie tak. Tylko politycy pewnych ugrupowań nawet po końcu świata będą mnie irytowali. - Kilka osób za plecami byłego wojewody zaśmiało się. Pułkownik skarcił żołnierzy, ale jakoś bez przekonania. Komendant policji nawet nie mrugnął. Nie chciał się wcześniej przyznawać, ale podejrzewał, że ich legitymacje i gwiazdeczki mogą już nic nie znaczyć.
-Kim pan jest?
Paweł spojrzał na mówiącego i skinął mu głową. Nie znał go z nazwiska, nigdy nie widział, ale mundur komendanta straży pożarnej rozpoznałby zawsze.
-Dzień dobry panie komendancie. Ja nazywam się Paweł Kwadrałowicz, a to mój syn Kamil Kwadrałowicz. 
-Miło mi. Nasze łodzie nie działają, a ta wyspa nie nadaje się do zamieszkania. Niestety podobno szyb i bunkier zostaną zalane...
-Tego nie wiemy. Nie będziemy wierzyć jakiemuś kolesiowi z widłami.
-No Neptunowi to ja akurat bym wierzył. - Powiedział cicho Kamil.
-Teraz to mu się nie podlizuj. Nie wiem co ci zrobi za to obmacywanie mu córki.
Dzieciak strzelił wzorowego buraka. Ojciec uśmiechał się pod nosem, a pozostali nie mieli bladego pojęcia jak zareagować.
-Dobrze zacznijmy od początku. Poproszono nas, abyśmy dokonali ewakuacji ludzi z tej wyspy do naszej osady. - Paweł usiadł na pokładzie i zwiesił nogi za burtę. - Jeśli jesteście zainteresowani życiem w osadzie, gdzie rozpoczęto produkcję żywności to zapraszamy.
-Co to znaczy, że rozpoczęto produkcję? - Zapytała kobieta z dystynkcjami kapitana.
-Widzi, łaskawa pani. Technika działa tylko czasami.
-Tylko dla niektórych.- Sprostował chłopak.
-No ok. Tylko dla niektórych. Z braku zwierząt pociągowych pewnie rozumiecie jaki to problem zaorać pole? - Mężczyzn opierał się plecami o sterówkę
-Rozumiem, że jest pan wśród tych niektórych? - Powiedział wojewoda, próbując wrócić do rozmowy.
-Tak. Ja należę, do niektórych. Wróćmy do tematu. Jest opcja, aby was ewakuować. Jak widzicie mam czym, ale nic za darmo. Wyczyścimy wasz magazyn.
-To nasz magazyn. Macie obowiązek nam pomóc. - Powiedział nadspodziewanie spokojnie pułkownik straży granicznej.
-A wy macie obowiązek oddać zapasy magazynu zakupione z podatków podatników ich beneficjentom. Jeśli chodzi o ścisłość, to na obecnym etapie są rzeczy, które mamy MY, a rzeczy, które przez przypadek macie Wy są tylko pod waszym tymczasowym zarządem. - Odparł Paweł siląc się na spokój. Wyczuł jak syn mentalnie wspiera go i łagodzi mu nastrój. Jego zdolności były coraz większe, a niektóre rzeczy po prostu wychodziły przypadkiem i nikt po za chłopakiem nie zdawał sobie sprawy z ich istnienia.

Powrót i przebudzenieWhere stories live. Discover now