Powrót i przebudzenie

By KamilKoonowicz

156 1 0

Koniec świata o jakim nam się nie śniło. Asteroida, która zmieniła wszystko. Więzy krwi i przyjaźni, które po... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16

Rozdział 8

7 0 0
By KamilKoonowicz

Paweł przywiózł terenówką dwa duże akumulatory od ciężarówki i odpalił silniki motorówki co wywołało zamieszanie wśród syren. Głębiniec doskoczył do łodzi i nakazał wyłączyć motor. 
-Myślałem, że się domyślisz. Spójrz.- Pokazał panele elektrovoltaiczne. 
-Mylisz się. Te panele nie świadczą o tym, że ta łódź jest napędzana elektrycznie. Nie widzę tu silnika elektrycznego, tylko te spalinowe, a te panele mają zasilać tylko urządzenia pokładowe.
-Cholera jasna.- Spojrzał na człowieka szukając u niego ratunku.
-Powiedz syrenom i trytonom, aby się oddalili. Nie martw się. To co nam przyprowadziłeś to bardzo wydajna i nowoczesna jednostka. Nie powinniśmy obawiać się wycieków. Jeśli jednak chcecie abyśmy ewakuowali ludzi z innych osad to nie mamy raczej czasu na szukanie silników elektrycznych.
-No nie wiem. Musimy się naradzić. 
-Przemyślcie dobrze czego chcecie. Ja tym czasem sprawdzę dokładnie tę łajbę. Zawsze się może okazać, że nie mam racji.
Okazało się, że faktycznie nie miał racji. Paweł z zażenowaniem odkrył, że łódź ma wielki elektryczny silnik. Tylko problem był z prądem. Akumulatory się rozładowały, a słońca jak na złość nie było. Kamil zaproponował, aby podładować akumulatory kablami z terenówki.
-Albo może te spalinowe silniki jako generatory...
-Nie synek. Zaburtowe silniki nie mają alternatorów. Nie zadziałają jak generatory. Ale masz dobry pomysł. W wozie strażackim jest mały przenośny generator. Weźmiemy go na pokład i popłyniemy. 
Zrobili jak powiedział. Syreny nie miały nic przeciwko temu, żeby agregat działał na pokładzie. Na szczęście okazało się, że akumulatory bardzo szybko się ładowały, a silnik dysponował bardzo wysoką wydajnością. 
Dorota z Lilą postanowiły zostać na wyspie. Kobieta nie chciała ciągnąć córki w miejsce gdzie żyli fanatycy. Morzanin zapewnił, że nawet bez Lili na pokładzie mężczyźni będą bezpieczni. Czas, w którym ludzie mieli czuć się stale niepewnie już minął. Król zezwolił ludziom na podróżowanie szlakami wodnymi. Tylko, że ludzie, którzy pozostali ludźmi albo nie potrafili żeglować, albo nie mieli czym, a najczęściej nie ufali wodzie i nie pchali się na nią. O tym wszystkim mieszkańcy wsypy jednak jeszcze nie wiedzieli.

-Tato, czy mogę sterować? - Paweł skinął głową i oddał koło sterowe synowi, który wpatrywał się w horyzont, na którym powiększała się zalesiona wysepka z wysokim blokiem szpitala chorób tropikalnych oraz zespołem mniejszych będących niegdyś kompleksem szpitala morskiego.  - Tam są ludzie?- Zapytał Kamil Głębińca.
-Tak. Dawny personel i pacjenci oraz goście. Do tego mieszkańcy okolicznych bloków. Razem przeszło czterysta osób.
-Jak sobie wyobrażasz ewakuować ich tą łodzią? -Paweł zaniepokoił się wielkością wyzwania jakie przed nimi postawił Neptun.
-Liczymy, że na coś wpadniecie.
-Chyba na niewidoczna podwodną przeszkodę.- Warknął Wacek. - Zdajesz sobie sprawę, że będziemy musieli przynajmniej ze trzydzieści razy pływać w jedną i drugą stronę?
-Czy to problem?
-To może nie, zależy od sytuacji. Jednak mówisz, że są dwie osady do ewakuowania. Jakim cudem mamy wyżywić dodatkowe kilkaset osób? Coraz bardziej wydaje mi się, że nas na minę sterujecie z jaśnie panem Neptunem.
-Dacie radę.
-Tego nie wiesz. -Poparł kolegę Paweł. - Więcej ludzi to więcej konfliktów. Mamy ograniczone możliwości wytwarzania żywności. 
-Ci ludzie nie mają żadnych możliwości tam gdzie są. 
-Wiem, że to nie humanitarne, ale może się okazać, że zamiast uratować kilkaset osób poślemy do grobu kilka tysięcy. Czy o tym pomyśleliście?
-Tak.- Odezwał się nowy głos, który już wcześniej słyszeli.- Możesz się dziwić, ale umiem zarządzać królestwem. Kamil trzymaj ręce na tym kole i płyń.- Chłopak na dźwięk głosu, który dobiegał zza jego pleców obrócił się puszczając ster. - Bo zanim dopłyniemy to się rozbijemy.
-Wasza wysokość.- Głębiniec pokłonił się wytwornie. Wacek i Paweł tylko skinęli głowami na powitanie królowi.
-To jak sobie wasza wysokość to wyobraża?
-Paweł nie bądź protekcjonalny. -Zganił go Neptun.- Z żadnej osady nie weźmiecie wszystkich. Nie będzie to możliwe i potrzebne. Bardziej mi zależy, abyście przejęli nadwyżki ludzi i stworzyli sieć wymiany między osadami. Mam nadzieję, że uda się wam przekonać ich do tego, że da się żyć w zróżnicowanym świecie. 
-Rozumiem, że dlatego jestem na pokładzie.- Piotr z uśmiechem spojrzał na króla. - Jak mniemam mam przemówić do rozumu zbyt gorliwym wiernym?
-To już nawet nie jest fanatyzm religijny. Nie wiem czy się księdzu uda przekonać tych ludzi.
-Do chwili kiedy nie spróbujemy nie będziemy tego wiedzieli. - Proboszcz uśmiechnął się i wrócił do różańca. Neptun pokiwał głową i zwrócił się do pozostałych.
-Mam cichą nadzieję, że macie ze sobą broń.- Paweł stężał, ale skinął głową. On sam miał przy sobie swoje noże, podobnie Kamil, który nie rozstawał się z bagnetem. Wacek odsłonił kurtkę ukazując dwa automaty pod pachami. 
-Szkoda, że nie mam kuszy lub łuku.- Marudził Wacek, który niedawno wpadł na ten pomysł. Był zwyczajnie zbyt zajęty aby wcześniej o tym pomyśleć. 
-Mam nadzieję, że tym razem nie będzie to potrzebne.
-Nadzieja matką ....- Kamil wskazał na coś co było przed dziobem. Wszyscy spojrzeli na to co chłopak wskazuje. Na brzegu stała grupa ludzi uzbrojonych w kije, noże i bóg wie co jeszcze.- Czy oni mają włócznie?
-Tak. Oni mają włócznie i wyglądają jakby szykowali się do odparcia szturmu wikingów.- Odpowiedział Wacek. - Tyle w temacie akcji, w której nie będziemy potrzebowali broni. 
-To się jeszcze zobaczy.- Ku ogólnemu zaskoczeniu Piotr wyszedł na dziób łodzi i wzniósł w górę krzyż, który towarzyszył mu na procesjach. - Chwała niech będzie najwyższemu!

Zebrani na brzegu znieruchomieli. Kamil prawie powiedział, że zbaranieli, ale ugryzł się w język. W duchu pomyślał, że ludzie ci powinni teraz paść na kolana i ku jego zaskoczeniu zebrani uklękli.
~Dobre.- Chłopak poczuł jak Neptun szturchnął go w plecy. ~Głębiniec mówił, że masz potencjał, ale tym to mi zaimponowałeś.
-Może się jednak uda się bezkrwawo.- Szepnął Paweł. Szybko jednak umilkł przestraszony, że zapeszy.- Kamil delikatnie przybij do brzegu. Niech ksiądz uważa, żeby wstrząs nie wyrzucił go za burtę.
-Nie martw się kowalu. Chłopcze postaraj się delikatnie to zrobić.
-Płyń. Nie ma tu żadnych przeszkód. Wyłącz napęd. Dryfem delikatnie dobijesz do brzegu.- Podpowiedział Neptun.

-Chwała na wysokości! - Piotr zeskoczył na brzeg i bez zastanowienia skierował się ku szpitalowi, gdzie była duża kaplica. Szedł tak pod górę i modlił się głośno. Ludzie szli za nim i śpiewali. Na końcu szedł Neptun wraz z Pawłem, Wackiem i Kamilem.
-Jak sądzicie...
-Co to za przedstawienie i jak wam się to udało tak szybko odegrać? - Tylko Neptun i może Kamil nie zostali zaskoczeni tym, że ktoś za nimi idzie. Mężczyźni odwrócili się i zobaczyli przed sobą starszą kobietę. 
~Mamy pewne talenty.- Paweł spojrzał ze złością na syna, że ten gra va bank. Neptun zaśmiał się i poklepał chłopaka po łopatce.
-Naprawdę mile mnie zaskakujesz młodzieńcze.- Spojrzał na Pawła i uścisnął jego łokieć.- Gratuluję dzieciaków. Co by się nie działo bądź z nich dumny.
-Co tu się dzieje?
~Niech się pani uspokoi. Przybyliśmy tutaj zabrać chętnych do zamieszkania w nowym miejscu, gdzie religia nie jest prawem.
-A co jest prawem?
-Etyka. Demokracja.
-Chyba pan kpi. Kto do mnie mówi w myślach?- Kobieta była dobrze po sześciedziesiątce. Miała idealnie białe włosy i pomarszczoną twarz. Zielone oczy jednak nadal miały intensywny kolor i blask, w którym Paweł zaczął rozpoznawać iskrę magii.
-Mój syn Kamil. Moi przyjaciele Wacek i Neptun..
-Bez kpin. 
~Udowadniać sobie będziemy później. Teraz zajmijmy się akcja ratunkową, dla tych co chcą żyć.
-Wszyscy chcą żyć, bożku.
-Nie jest bogiem.- Wszedł kobiecie w słowo Kamil.- Jest królem. 
-Właśnie i proszę mi tu nic nie imputować.- Dodał władca głębin. Spojrzał za oddalającą się procesją i nakazał Głębińcowi iść dalej za ludźmi, aby asekurować Piotra. Sam natomiast z Pawłem i Kamilem zatrzymał się aby porozmawiać z osobami o mniej radykalnych poglądach religijnych.

-Rozumiemy, że nie każdy chce stąd odpłynąć i nawet nie każdy musi. - Zaczął Paweł rozglądając się w poszukiwaniu oznak przygotowań do siewu. - Czy podjęliście już jakieś kroki związane z produkcją żywności?
-Nie. Tu były magazyny żywności i tym ludziom się wydaje, że starczą one do końca świata.
-Koniec świata już był.- Mruknął Kamil czujnie rozglądając. Chłopak spojrzał na króla.- Czy wasza wysokość też to czuje?
-Słabnący cień?
Chłopak skiną i pędem pognał za procesją. W biegu wyciągnął bagnet i nie odwracając się gnał przed siebie.
-Paweł ja z nim pójdę. Ty zajmij się ludźmi chcącymi się stąd ewakuować. Tam w niczym nam nie pomożesz, jeszcze.

Kowal dopiero później zrozumiał, że walka z cieniem to przyrodzone prawo każdego człowieka i jego obowiązek, ale nie każdy jest w stanie go spełnić bezpośrednio. On w tej chwili nie miał tyle umiejętności, ale to się zmieni. Od czasu powrotu z Kaczych Buków pracował nad sobą. Wykorzystywał siłę woli przy każdej okazji i dostrzegał teraz jak mocno ona zmieniła jego pracę w kuźni. Wydawało mu się, że rozgrzany metal mógłby w palcach jak plastelinę formować. Wacek jednego razu siedząc przy warsztacie rusznikarskim przyglądał się pracy Pawła i powiedział wtedy coś dziwnego.
-Iskry się od ciebie nie odbijają. Ty je wchłaniasz?
Paweł spojrzał na swe ręce i faktycznie nie dostrzegł ani jednego oparzenia od iskry, a przecież pracował tylko w koszulce, spodniach i kaftanie. Ręce miał całkowicie odsłonięte. Nie używał nawet rękawic. Z początku sam przed sobą się przekonywał, że ich nie potrzebuj bo już doskonale wie kiedy i jak złapać materiał, żeby się nie oparzyć.

-Zacznijmy od początku. Jestem Paweł i jestem kowalem na Wyspie Wielki Kack. - Wskazał na zachód.
-Ja jestem Emilia i byłem tutaj profesorem chirurgii na oddziale dziecięcym.
-Lekarz.- Oczy mu się uśmiechnęły. Kobieta zerknęła na niego.
-Tak jest nas tu kilka osób z różnych specjalizacji. 
-Taka mała społeczność, a tak potrzebne talenty i wiedza. Z przyjemnością zapraszam państwa do nas.
-Mała społeczność? Nas tu jest czterysta osób.- Powiedziała wskazując drogę ku dawnej kotłowni, gdzie mieszkała kilku dziesięcio osobowa grupa ludzi nie wciągniętych w religijne szaleństwo?
-Nas jest nieco ponad dwa tysiące.- Odparł mężczyzna, czym zaskoczył lekarkę.- Pani profesor niech mi pani opowie o sytuacji tutaj. Co się takiego wydarzyło, że nawet Neptun się pofatygował, aby znaleźć ratunek dla was?
-Ja mam panu opowiedzieć o tym? To raczej pan powinien mi powiedzieć czemu Neptun jest z panem niemal na ty i czemu uważa, że potrzebujemy pomocy i czemu to pan i pańscy ludzie mają jak nam jej udzielić.- Zatrzymała się nagle gdyż dostrzegła, że tak naprawdę nic nie wie. Nie wie kogo prowadzi do swych przyjaciół. Widziała syreny i trytony. Widziała, rzeczy które jej racjonalnemu umysłowi nie dawały się skatalogować, a teraz prowadzi człowieka, którego syn mówi w myślach, który jest dobrym znajomym boga mórz, a którego przyjaciel umiał porwać za sobą fanatyczny tłum.- Kim wy jesteście? Po co temu trzeciemu broń palna? Chociaż po co ja się pytam. Pewnie skoro macie łódź motorową to pewnie tez macie sprawną broń palną?
Paweł patrzył na starszą kobietę nieco skonfundowany, bo nie wiedział na co i w jakiej kolejności odpowiadać. Nie wiedział od czego zacząć.
-Gdzie pani była w chwili nadejścia fali uderzeniowej po kolizji z asteroidą? Od razu powiem, że ja z rodziną byłem na plaży w Jastrzębiej Górze.
-Ja byłam w starym przedwojennym schronie jakich tu jest kilka. 
-Tak. Stare koszary pułku strzelców.
-Dokładnie.
-Fala uderzeniowa nie była do końca impulsem elektromagnetycznym. Ten impuls wpłynął na wszystko...
-Zaraz, zaraz. Jak to byliście na plaży? Przecież z tym impulsem szło tsunami.
-Szło.- Przyznał Paweł i opowiedział jej jak się uratowali. Kobieta kręciła głową.
-Nie wierzę. Po co mi pan te bajki opowiada?
-Pewnie do zeszłego roku syreny i trytony to tez były bajki? Jesteście tak odizolowani, że nie wiecie o niczym więcej. My zresztą też do niedawna o wielu rzeczach nie wiedzieliśmy i pewnie jest do kwadratu więcej tych, o których nadal nie wiemy i nie zdajemy sobie sprawy z ich istnienia. Czy wie pani, że syreny i trytony byli wcześniej ludźmi?
-Podobno, ale to nie jest udowodnione gdyż one mają pamięć tylko do dnia zderzenia, ani chwili wstecz. 
-Zatem rozmawia pani z nimi. - Pokiwał głową jakby coś mu się zaczęło układać.
-Jestem naukowcem i gdy tylko przestały nas traktować wrogo, to zaczęłam z nimi się kontaktować. One nic nie wiedzą.
-Wiem. Wracając jednak do tematu impuls zadziałał też na nas. 
-Nie jesteście ludźmi tylko...?
-Nie wiem czy nie jesteśmy ludźmi. Wszystko zależy od definicji. Jeśli naziści byli ludźmi to my już nimi nie jesteśmy.
-Proszę się nie zgrywać. Jestem za stara na takie podchody.
-Nie wiem kim lub czym jesteśmy. Wiem, że się zmieniamy. Nie wszyscy i nie zewnętrznie, albo tez nie każdy się przyznaje do tych zmian. Te zmiany może nie u wszystkich zachodzą z jednakową intensywnością. Nie wiem. Ja się uważam za człowieka. Czy gdyby wybuch nuklearny mnie napromieniował to przestałbym być człowiekiem?
-Nie. Lecz przyznaje pan, że się zmienił?
-Rozwinął. Chyba tak bym to określił. Zmiana oznacza coś innego. Zmienić się można ze złego w dobrego, z franta w osobę poważną. To są zmiany. Ja zrobiłem krok na przód. Jestem tym kim byłem, tylko bardziej. 
-Jak to bardziej? - Platynowe włosy starszej pani zafalowały na wietrze, a oczy na jej pomarszczonej twarzy ostro wbijały się w Pawła doszukując się w nim kłamstwa. Jakiejś nieścisłości. Nic jednak nie widziała. Nic oprócz człowieka nieco zagubionego, a jednocześnie posiadającego niejaki cel. Przyznała w duchu, że tak faktycznie może wyglądać ojciec, który szuka ratunku dla swej rodziny w zniszczonym świecie. 
-Wszystko co robię, czynię bardziej świadomie, mam na to większy wpływ. Każdy dotknięty impulsem z czasem będzie to odczuwał. Jedni szybciej inni wolniej. My byliśmy odsłonięci i tylko przypadkiem nie staliśmy się półrybami. Dlatego szybciej u nas to się pojawiło.
-Nadal nie rozumiem co.
Paweł nie wiedział jak ma to wytłumaczyć, aby kobieta nie uznała go za wariata.
-Mam możliwość w ramach swojego talentu wpływania na przedmiot mojego zainteresowania.
-Czyli?
-Na przykład jako kowal potrafię w mistrzowski sposób obrabiać dowolny metal.
-Wcześniej pan nie potrafił ?
-Byłem dobrym amatorem.- Kobieta pokiwała głową w zadumie. - To nie wszystko. Jeśli dogłębnie rozumiem zasady działania pewnych rzeczy to potrafię je uruchomić. Proszę spojrzeć tutaj. 
Podszedł do samochodu i zerknął czy w stacyjce są kluczyki. Jak w większości porzuconych niesprawnych aut po impulsie, tak i w tym przypadku kluczyki tam były. Podniósł maskę, przejechał dłonią po akumulatorze i wsiadł na fotel kierowcy. Przekręcił kluczyk najpierw na zero, a później  z powrotem na zapłon i silnik odpalił.
Kobiecie opadła szczęka. Patrzyła się to na Pawła to na pracujący w komorze silnikowej motor.
-Proszę wsiadać. Podjedziemy kawałek.
Emilia wsiadła z ociąganiem, ale ciekawość była tak silna, że nawet pasy zapięła. Spojrzała na mężczyznę z kierownicą i uśmiechnęła się.
-Na umysł też wpływasz?
-Nie, tego nie potrafię i znam jednego, może dwóch ludzi, którzy prawdopodobnie to umieją.
-Boże....
-Bóg nie ma z tym więcej wspólnego niż historią o stworzeniu świata opisaną w biblii. Chociaż mam przesłanki, że istnieje.
-Tego nie przyswoję, to za dużo. Proszę już więcej nie opowiadać i jechać.


Piotr stał przed kilkuset osobową grupą wiernych. Czuł w nich coś niepokojącego. Na skraju tłumu dostrzegł Kamila, Wacka i Głębińca, którzy skinęli mu głowami na znak, że nie jest sam.
~Neptun też gdzieś tu jest. Kilka osób jest opętanych cieniem.~Kamil przekazywał kapłanowi w myślach co ustalili. ~Jak rozumiem tez to wyczuwasz. Działamy na twój znak, ale poczekaj, aż zapieczętuję solą drzwi.
Ksiądz był zaskoczony z jaką łatwością chłopak nawiązuje kontakt mentalny. Sam też potrafił, ale nie tak silnie i spokojnie. Jeśli miałby to porównać do czegokolwiek to jego nadawanie było jak na starym cb radiu podczas gdy Kamil jawił się niczym antena w Chwaszczynie.
~Pamiętasz modlitwę do Archanioła Michała?
~Jakże mógłbym zapomnieć. Ja za chwilę skończę z drzwiami.
Piotr wzniósł dłoń z różańcem i rozpoczął modlitwę. Szedł przez kolejne tajemnice różańca, aż wyczuwając w sobie coraz większe zmęczenie i napór cienia rozpoczął egzorcyzm. 
Jego "polowa" szata liturgiczna zafalowała mimo iż nie było wiatru. Zebrani wierni zamarli słysząc modlitwę odmawianą w łacinie. Był taki ścisk, że co pobożniejsi mimo iż bardzo tego chcieli nie mieli jak paść krzyżem przed ołtarzem, a chwilę po tym gdy tego zapragnęli rozpętało się pandemonium.

-Z cieniem uwięziliśmy tu ludzi.
-Nie. Ludzie mogą wyjść.- Kamil wyciągnął Wacka na zewnątrz i nakazał mu stać przy jednej futrynie drzwi wielkiej kaplicy a sam stał przy drugiej. Wewnątrz zwyczajnie byliby już zgnieceni. Komandos patrzał na srebrną linkę oblepioną grudkami soli, którą chłopak przymocował nisko przy progu. Uśmiechnął się. Technika potykacza, wykorzystana do metafizyki. - Nie martw się o Piotra. Jego bezpieczeństwa pilnuje Neptun. Nie wiem tylko co z Głębińcem.
-Zdumiewające. Ksiądz pilnowany przez króla.- Zachichotał starszy pan ważąc w dłoni bagnet i sprawdzając broń automatyczną. - Pamiętaj żadnych wymian ciosów. Szybkie akcje i uniki. 
-Dzięki, będę pamiętał.
Okna kaplicy były zbyt wysoko, aby ktokolwiek zdołał się przez nie wydostać. Ktokolwiek z ludzi. Ludzie panicznie wybiegali przez drzwi, ale opętani skakali ku oknom.
-Boże!! Co się dzieje? Jak to możliwe!? - Wołali widząc opętanych skaczących na wysokość dwóch metrów. Kobiety z dziećmi były tratowane przez spanikowanych fanatyków religijnych, którzy w chwili paniki w Domu Boga uciekali jakby ich sam diabeł gonił. Co nie było dalekie od prawdy.
-Fuck.- Kamil rzucił się ku bokowi kaplicy, aby przechwytywać uciekające cienie, a Wacek w przypływie desperacji oddał dwa strzały w powietrze. 
Zaskoczeni ludzie zatrzymali się. Huk wystrzałów nieco ich otrzeźwił.
-Najpierw kobiety i dzieci.- Wychrypiał komandos. Patrzył z niepokojem na róg budynku, za którym zniknął mu chwilę wcześniej Kamil. Bał się o chłopaka, chociaż podskórnie czuł, że ten sobie poradzi na swojej linii frontu. - Wychodźcie spokojnie i od razu oddalajcie się od kaplicy. Ksiądz ją egzorcyzmuje.
-Egzorcyzmuje? Kaplicę?
-Ktoś sprowadził do niej zło.- Komandos odpowiedział rozhisteryzowanej kobiecie z małym dzieckiem na rękach. W czasie uderzenie asteroidy musiała widocznie być na porodówce. Te słowa jakby ochłodziły głowy ludzi. Wychodzili sprawnie, aż do czasu gdy jeden opętany natknął się na solną blokadę. - Tuś mi bratku.

-Jeśli mnie nie wypuścisz zacznę zabijać. - Przystawił ostrze noża kuchennego do gardła dziecka, które przechodziło tuż obok. Opętany był średniej budowy mężczyzną po trzydziestce. Oczy rozjarzyły mu się do koloru siarki. Dzieciak zbladł, a usta mu zsiniały.
-Jedno życie, za życie setek jeśli nie tysięcy. - Opętany był skupiony na dłoni Wacka, w której ten trzymał pistolet i zapomniał o nożu w drugiej. To nóż w tym wypadku był bronią, której ten powinien się bardziej obawiać, ale ludzka część opętanego zbyt emocjonalnie zareagowała na wystrzały z broni palnej i to jej się bała najbardziej. Nie zdążył zatem nic zrobić gdy nagle w gardło wbił się bagnet z taką siłą, że przebił się między kręgami szyjnymi przecinając rdzeń kręgowy. - Mały nic ci nie jest? - Wacek przyklęknął przy zabitym człowieku wyrwał z jego szyi swoje ostrze. W tym momencie został zaatakowany przez innego opętanego.- Uciekaj.
-Człowieczku... człowieczku... myślisz, że ten nóż ci pomoże? - Usłyszał gdy przeciwnik przecinał mu bok. Tylko wyuczone latami treningów i walki odruchy spowodowały, że komandos nie otrzymał pchnięcia między żebra. Wrogie ostrze ześlizgnęło się po nich kiedy Wacek wykonał odruchowy skręt ciała. 
Rana jednak zapiekła i krew pociekła. Przycisnął lewą rękę do boku tamując krwawienie.


Kamil dopadł do pierwszego, który wyskoczył przez okna i ciął go swym ostrzem po karku. Nieledwie odciął głowę człowiekowi, ale ważniejsze było, że ostrze przecięło cień. Żywa wcześniej istota padła jak marionetka, której odcięto sznurki.
Chłopak spojrzał na kałużę krwi i zwymiotował. Oczy mu zapiekły.
~Dasz radę. ~Głos Głębińca go ocucił. ~Nie myśl o nich jak o ludziach.
~Nie potrafię.
~Pomyśl, że to ucieleśnione zło.
Chłopak skupił się i wstał z kolan. Odsunął od siebie uczucia i emocje. Świat zamigotał milionem barw i się uspokoił. Zwykli ludzie byli bezbarwni, ale wyskakujący kolejny opętany przez okno był smoliście czarny. Chłopak sypnął w powietrze solą, w która jak samolot w chmurę wpadł cień i stanął w płomieniach. Następny widząc co się stało z jego kompanem zawahał się i postanowił wrócić do kaplicy  widząc większą szansę w walce z egzorcyzmującym kapłanem, ale i tu się zdziwił. 
Kapłan bowiem nie tylko modlił się do archanioła, ale także sypał solą wokół siebie, a jego słowa i moc w połączeniu z jadowitym wpływem soli niszczyły ostatnie cienie. Opętany chciał wrócić do okna, ale coś go zatrzymało. Człowiek z pistoletem zabił jego brata nożem. Ten człowiek nie miał nic oprócz noża. Opętany rzucił się ku oprawcy swego brata i dźgnął, ale ku swemu zdumieniu niemłody już mężczyzna zwinnym ruchem obronił się i zaliczył tylko zwykłe draśnięcie.  Chciał zadać kolejny cios, ale wtedy poczuł, że coś go atakuje z tyłu. Nie zdołał się już odwrócić.

Wacek spojrzał z zaskoczeniem na trzy ostre kolce wystające z piersi napastnik, a po chwili za jego plecami ujrzał Neptuna z szelmowskim uśmiechem. 
-Nikt nie będzie mi bruździł na terenie, który uznaję za swe królestwo.- Król wyrwał trójząb i z rozbawieniem patrzył jak krople krwi skwierczą na metalu. - Paweł wykuł zaiste potężny oręż. 
-Cieszę się, że postanowiłeś go użyć. - Wacek odsłonił ranę i zaklął. Spojrzał na Neptuna, a później na padającego z nóg Piotra. - Wydaje mi się, że ta bitwa omal nie skończyła się klęską.
-Nigdy bym na to nie pozwolił. - Król przyłożył dłoń do boku komandosa i coś pod niewyraźnie wymamrotał. Bok zapiekł zaswędział i Wacek padł nieprzytomny.- Jeszcze jesteś widać za słaby, albo... nie na pewno jesteś za słaby. - Ruszył ku nieprzytomnemu księdzu, którzy leżał w środku solnego kręgu, a wokół niego ciała pięciu opętanych dopalały się skwiercząc. 
W kaplicy było jeszcze kilka osób, które nie zdążyły wyjść i były świadkiem tej nierealnej walki. Teraz patrzyły oniemiałym przerażonym wzrokiem to na Neptuna z trójzębem to na palące się szczątki czegoś co do niedawna uważali za ludzi i na nieprzytomnych przybyłych, którzy jak się zdaje przybyli tu właśnie na tę walkę. 
Mężczyźni zebrali się wokół księdza i Neptuna.
-Co tu się stało i coście za jedni?- Powiedział otyły czterdziestolatek nerwowo spoglądając na trójząb. Neptun nawet nie zwrócił na niego uwagi badając Piotra. Nie usłyszał nawet gdy podszedł do niego zielony na twarzy i umazany krwią Kamil. Chłopak nadal trzymał swój nóż w dłoni i rozglądał się niemal jak zaszczute zwierzę. Patrzył każdemu w oczy. Dzieciom, kobietom i mężczyznom, a każdy później zgodnie twierdził, że chłopak tym spojrzeniem prześwietlał mu duszę i badał sumienie. 
-Odsuńcie się. - Chłopak pochylił się nad Wackiem. - Wujku. ~Wujku!
Wojskowy otworzył oczy i zamrugał. Chłopak uśmiechnął się do niego i pozwolił zasnąć.
-Jak z tobą? - Obok pojawił się Głebiniec.
-Bywało lepiej. Dziękuję. Nie byłem na to gotowy.
-Nikt nie jest. Pamiętaj, nawet jak ktoś się do tego szykuje to i tak nie jest gotowy. 
-Teraz już to rozumiem i nie wiem czy byłbym gotowy na dalszy ciąg.
-Nie. Teraz nie. Jednak to kwestia czasu, ale...
-Nie ma ale. Zabiłem ludzi.
-To już nie byli ludzie.
-Egzorcyzmy.
-Nic by nie dały.- Neptun uniósł nieprzytomnego Piotra. Ksiądz wyglądał w jego potężnych rękach jak dziecko. Trójząb gdzieś zaniknął. - To nie są wasze demony, które można przegnać. Je można tylko unicestwić lub uwięzić. 
Chłopak otarł twarz, po której od czasu do czasu spływała łza.
-Ja chcę do taty. - Wyszeptał. Morzanin objął go ramieniem i pokiwał głową. 
-Ja wezmę Wacka, a ty zbierz jego broń. Podejdźmy do brzegu, a woda ich uleczy i wzmocni.

Continue Reading

You'll Also Like

111K 227 86
Erotic shots
59K 1.8K 41
Maenya Targaryen. Born in 96 AC, The first child of Aemma and Viserys Targaryen, All seemed well, Maenya was "The gem of the Kingdoms" her younger si...
40.4K 2.4K 22
𝐁𝐨𝐨𝐤 # 𝟏 𝐨𝐟 𝐓𝐡𝐞 𝐑𝐚𝐚𝐳 𝐬𝐞𝐫𝐢𝐞𝐬. Love or betrayal? Consumption of betrayals. Internal betrayal? Yes! Will they be overcome? Or W...
54.2K 1.4K 191
Disclaimer : This is not my story. No plagiarism intended. The credit goes to original author. ◆◇◆◇◆◇◆◇ The entire Yunzhou knew that the Ye Family h...