Painkiller [Louis Tomlinson F...

By you_sonofabitch

19K 1.3K 284

"Pozwól mi być tym, co cię znieczula. Pozwól mi być tym, który cię podtrzymuje, który nigdy nie pozwala ci od... More

On.
Ona.
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Nowe opowiadanie - HEROINE
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 16.
Rozdział 17.
Rozdział 18.
Rozdział 19.
Rozdział 20.
Rozdział 21.
Rozdział 22.
Rozdział 23.
Rozdział 24.
Rozdział 25.
Rozdział 27.
Rozdział 28.
Rozdział 29.
Rozdział 30.

Rozdział 26.

556 31 0
By you_sonofabitch

*Louis*

Około siódmej rano pojechałem do domu, żeby coś zjeść i się przebrać. Może spróbuję chociaż godzinę się przespać, ale słabo to widzę. Stres związany z porwaniem Charlie był ogromny.

Pocierałem zmęczony twarz, kierując się prosto do kuchni, gdzie jeszcze panował spokój. Starałem się nie hałasować, mimo że dom był ogromny i prawdopodobnie nikogo bym nawet nie obudził.

Wypiłem pół butelki wody i zrobiłem sobie śniadanie złożone z tostów. Szybkie i proste. Potem położyłem się na kanapie, zamykając oczy i próbowałem nie myśleć tyle. Nawet bym przysnął, bo czułem się tak błogo, ale usłyszałem szuranie kapciami. Ten dźwięk zadziałał na mnie jak pisk.

Otworzyłem oczy i powoli podniosłem głowę. Przez hol przechodziła zaspana Vanessa, wlokąc się nogą za nogą.

Ugryzłem się w język, by niczego nie powiedzieć i obróciłem się na bok, przodem do oparcia kanapy. Musiałem wypocząć, by móc zajmować się sprawą Lottie.

– Zrób kawy, a ja zaraz przy... – Usłyszałem głos Gabi, który urwał się nagle. Podbiegła do kanapy, bo poczułem jej obecność, a zaraz potem dotyk. Pogłaskała mnie po ramieniu i okryła kocem.

Od razu się uśmiechnąłem, nawet nie wiedząc, czy to zauważyła. Nie miała pojęcia pewnie, że nie było mnie całą noc. Powinienem jej powiedzieć, że Charlotte została porwana, ale... powstrzymywała mnie troska. Byłem pewny, że bardzo to przeżyje, a stres w jej stanie był niewskazany. Leżałem z zamkniętymi oczami, powoli odpływając.

Obudziłem się jakiś czas później, godzinę, może półtorej. Ale to zdecydowanie pomogło, czułem się przytomniejszy. Usiadłem, a koc zsunął się z mojego ciała. Z kuchni dobiegał radosny śpiew Holly, na co się uśmiechnąłem i podniosłem z kanapy. Przeszedłem do kuchni, czując bardzo ładny zapach jedzenia. Gosposia krzątała się po pomieszczeniu, nucąc jakąś piosenkę.

– Z rana same aromaty... – stwierdziłem, podchodząc do ekspresu.

– Kawa już na stole. – Kiwnęła głową w stronę jadalni.

– Czasami zastanawia mnie to, czy ty masz jakiś... czujnik w głowie i wiesz, kiedy się obudzę...

– Tym razem to nie ja – powiedziała szczerze i spojrzała na mnie.

– A kto? – zapytałem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

– Twoja narzeczona, Louis. Ja tylko wykonywałam polecenia. – Wróciła do krojenia warzyw na zupę.

– Wyglądasz, jakby coś się stało... – mruknąłem, przyglądając się kobiecie.

– Gabrielle wie o Lottie. – Nie patrząc w moją stronę, zawiesiła na moment ruch ręki.

– Skąd? – dopytałem.

Przecież bym się obudził, gdyby ktoś przyszedł do domu. Na pewno nie przeglądała mojego telefonu...

– Spytała mnie, czemu śpisz na kanapie i to w ubraniach, ale nie wiedziałam, co powiedzieć, a potem Vanessa wyszła, gdy przyszedł Mike i rozmawiał przez telefon. Usłyszała coś, zapytała mnie, żeby się upewnić, a ja nie umiem jej okłamywać. Więc wie i czeka w jadalni.

Zajebiście. Więc teraz będę musiał się tłumaczyć jak mamusi, dlaczego jej nie powiedziałem. Na to przygotowałem sobie szybką odpowiedź w drodze do pomieszczenia. Wszedłem do jadalni, gdzie przy wielkim stole siedziała Gabrielle, kuląc nogi na krześle i obejmowała rękoma kolana. Obok niej stały dwa nakrycia oraz filiżanka kawy dla mnie.

Szczerze powiedziawszy zaskoczyła mnie tym, że nie wyglądała na bardzo wkurzona. Usiadłem na miejscu obok i dotknąłem jej zimnych, bosych stóp.

– Znajdzie się, Gabi. – zapewniłem. – Pracujemy nad tym.

– Nie umiem sobie wyobrazić co muszą czuć Annabelle z Harrym – szepnęła, będąc w szoku. – Strach, ból, przerażenie, bezsilność. On może jej zrobić wszystko, a oni nie mogą zrobić nic. Wyobrażasz sobie coś takiego? W jednej chwili twoja córka śpi wtulona w misia, a w drugiej jest porwana...

Westchnąłem ciężko, bo ta sprawa dotyczyła mnie tak samo jak i rodziców Charlotte. W dodatku ta mała była pierwsza osobą, która obudziła we mnie jakieś poczucie troski i miłości, fakt faktem tylko wobec niej... Ale była w jakiś sposób oczkiem w mojej głowie.

– Nie zrobi jej krzywdy. Nie posunie się do czegoś takiego. Zaufaj mi, Gabi.

– Ale czego on chce? Co powiedział? Kontaktował się z wami? – Patrzyła mi w oczy całkowicie przejęta i zaniepokojona.

– Nie. Nie wiem, co działo się odkąd wyszedłem stamtąd. Pojadę jak tylko zjem śniadanie.

Pokiwała głową i ujęła moją twarz w dłonie, a potem delikatnie mnie pocałowała.

– Nie spałeś, co?

– Trochę spałem. Moja kobieta zadbała o to, by było mi ciepło.

Uśmiechnęła się słabo i pogłaskała mój policzek.

– To siadaj i jedz. I powiedz mi czy mogę jakoś pomóc. Może pojadę do Annabelle? Nie przyjaźnimy się, ale...

– A co z Vanessa? – Uniosłem brew, kładąc dłoń na udzie Gabi.

– Wróciła do mieszkania, a potem idzie do pracy. Chciała mieć jakieś zajęcie, żeby nie myśleć o tym, co się stało. – Odwróciła wzrok i zaczęła obracać widelec w dłoni.

– Dobrze, więc zabiorę cię ze sobą...

Kiwnęła tylko głową, a ja wstałem i zająłem miejsce obok.

Zdążyliśmy wsiąść do samochodu, gdy mój telefon zawibrował. To była wiadomość od Nialla.

"Hendrix chce, żebyś zgodził się na wzięcie udziału w wyścigu "Fuoco". Data jest nieznana. To warunek powrotu Charlie. "

"Więc odpisz mu, że biorę udział."

Nie wahałem się nawet na moment. Ten kretyn był naprawdę nieprzewidywalny i chyba zaczął brać ze mnie przykład.

"Czekam, aż się z nami skontaktuje."

Dojeżdżaliśmy do domu Annabelle, gdy to Gabi dostała jakąś wiadomość.

– Louis, numer zastrzeżony napisał: nie ma za co i adres.

– Daj mi to – odpowiedziałem od razu, wyciągając dłoń.

Podała mi telefon i patrzyła na mnie uważnie. Zatrzymałem się pod bramą, odczytując wiadomość.

Wpisałem adres w nawigacje i zerknąłem na to, gdzie pokazało mi punkt docelowy. Ze swojego telefonu dałem znak wszystkim ludziom, by obstawili teren.

– Gabi, idź do środka. Harry pojedzie tam ze mną.

– Ale ja nie chcę cię zostawiać. Co, jeśli to jest pułapka? – Zacisnęła palce na pasie. W naszą stronę już biegł Styles, wkładając broń za pasek spodni.

– Tym bardziej nie powinnaś tam jechać. Wychodziłem obronna rękę z niejednych tarapatów. A tobie mogę obiecać, że wrócę szybciej niż myślisz.

– Uratuj ją – powiedziała, pochylając się i szybko mnie całując. – Będę na was czekać.

Uśmiechnąłem się i pogładziłem jej nogę nim wysiadła. Odczekałem, aż na pewno wejdzie do środka i dopiero potem odjechałem z piskiem opon, czekając na jakieś informacje odnośnie tego, co było wokoło tego adresu.

– Na jaki chuj wysłano wiadomość na telefon Gabi? – Harry cały czas był w kontakcie z Niallem, który próbował namierzyć numer zastrzeżony, z którego dostaliśmy informację.

– Bo Hendrix ma jej teczkę. – Wzruszyłem ramionami. – Pewnie myślał, że nic nie wie.

Pokiwał głową ze zrozumieniem.

– To ma sens – przyznał. Jechałem tam, przypuszczając, że to będzie pułapka. W końcu zgodziłem się na jego warunki. Wtedy telefon kolejny raz dał o sobie znać. Kolejna wiadomość i kolejny adres. Inny.

– Rozkurwię go na miejscu. – Zacisnąłem szczękę. Na pewno miał podgląd i wiedział, że się pojawiłem w danym miejscu.

Harry od razu przesłał wiadomość do Nialla, a ja rozejrzałem się po placu, na którym byliśmy. Znajdowała się tutaj wielka hala, na pewno już nieużywana.

– Ostrożnie. – Harry wysiadł z auta, wydając polecenie naszym ludziom. – To możemy być jebana pułapka.

Mimo że zawsze miałem przy sobie Colta, nie był najwygodniejszy do szybkiego strzału. Wyjąłem ze schowka Glocka, dołączając do reszty i staraliśmy się rozejrzeć wokoło plus obstawić wyjścia.

– Kto sprawdza ten adres, co teraz dostałeś? – Styles zdążył zadać pytanie, a sekundę później padły pierwsze strzały.

Nie miałem zielonego pojęcia, czyli ludzie to byli. Odczekałem moment, chowając się za ścianą i dopiero po ucichnięciu wszystkich dźwięków, wychyliłem głowę.

Zauważyłem Hendrixa, który wyszedł z magazynu. Jego ludzie mierzyli do moich.

– Tomlinson, boisz się?! Zapraszam, dołącz do nas.

– Idź do auta i jedz pod drugi adres. Tu jej nie ma – powiedział do mnie Harry, wychodząc zza ściany. Uniósł ręce i zaczął iść do Hendrixa.

– Tylko ty i ja... – oznajmił głośno.

Miałem ochotę trzasnąć go w ten pusty łeb. Wystawił siebie niemalże jako żywa tarczę.

– Harry Styles, no proszę. Tatuś się martwi, co? Bez ciebie Tomlinson gówno zrobi. Brać go – rozkazał Hendrix.

Kiwnąłem głową do Deana, zezwalając mu na strzał, który oddał prosto w dwójkę mężczyzn, którzy zbliżali się do mojego przyjaciela. Na pewno nie zostawię go tutaj samego...

***

*Gabrielle*

Annabelle nie czekała na nic. Gdy tylko Niall ustalił kolejny adres, pobiegła do samochodu, a ja nie chcąc zostawiać jej samej, pobiegłam za nią. Nie miałam broni, nie umiałam zrobić nic, ale Annabelle była teraz pod wpływem emocji i nie myślała logicznie.

– Ann! – krzyknął za nami Liam, ale nie zdążył nas zatrzymać. Dziewczyna wyjechała z garażu i ruszyła na miejsce podane w wiadomości, nie zważając na przepisy.

Jechała bardzo szybko, moje serce mało nie wyrwało się z klatki piersiowej. Przypuszczam, że w podobnej sytuacji zachowałbym się identycznie, dzieci byłyby najważniejsze a zdrowy rozsądek odszedłby w niepamięć.

Wolałam nie myśleć o tym, jak bardzo Harry się zdenerwuje, kiedy dowie się, że bez żadnej ochrony opuściłymy dom. Nie wspominając już o Louisie...

– To jest w porcie – stwierdziłam zaskoczona, przybliżając mapę.

Annabelle skręciła gwałtownie, tak że pas wbił się w moje ciało i jęknęłam cicho z bólu.

Dojechałyśmy do plaży, gdzie znajdowały się jakieś domki. Każdy z nich miał numer.

– Szukamy 15 – rzuciła, szybko wysiadając. Dopiero teraz zauważyłam, że ma ze sobą broń.

Opatuliłam się ciaśniej swetrem i trzymając się tuż przy boku brunetki, zerkałam na numery budynków.

- A co jeżeli tam jest ten Hendrix? - zapytałam cicho.

– Nie ma go. On poluje na Louisa i pewnie jest tam, gdzie pojechali. – Przeładowała broń i spojrzała na domek z numerem 15. Kazała mi być cicho, po czym zrobiła ostrożnie krok do przodu i weszła po schodach.

– Z prawej! – krzyknęłam przestraszona, gdy nagle zza rogu domku wyłonił się mężczyzna z bronią. Annabelle strzeliła, nie dając mu szansy na reakcję.

Z moich ust wydobył się cichy pisk, kiedy nieznajomy upadł na ziemię. Przełknęłam ciężko ślinę i wbiegłam pośpiesznie na werandę, jednak Ana szybko mnie zatrzymała.

– Może być ich więcej – szepnęła i ostrożnie sięgnęła do klamki. Drzwi były zamknięte, więc odstrzeliła zamek, a wtedy w progu pojawił się kolejny facet. Zdążyłam odciągnąć Annabelle, gdy strzelił, a kula wpadła w drewnianą barierę.

– Gdzie jest moja córka?! – wrzasnęła, strzelając mu w kolano i wyrywając broń. Rzuciła mi ją, ale i tak nie umiałam się nią posługiwać.

Ostrożnie przesunęłam się do wyjścia, gdy ona mierzyła do faceta śmiejącego jej się w twarz. W środku nie było nikogo, prócz... Prócz Charlotte, która spała na łóżku okryta kocem.

Poczułam ogromną ulgę na sercu i podeszłam do dziewczynki, zawijając ją w koc i biorąc na swoje ręce. Dzięki Bogu, że nie należała do tych cięższych dzieci, bo prawdopodobnie nie dałabym sobie rady.

Kolejny strzał zatrzymał mnie w miejscu. Boże, oby to nie była Ana...

Odetchnęłam z ulgą, gdy wpadła do domku. Od razu porwała na ręce małą, która musiała być pod wpływem jakiegoś środka nasennego.

– Musimy jak najszybciej stąd iść... – odpowiedziałam, popychając lekko rozpłakana, chyba ze szczęścia, Annabelle w stronę schodów.

– Moje maleństwo – szeptała, tuląc do siebie Charlie.

Wyszłyśmy z domku i skierowałyśmy się do auta.

– Wezmę ją – powiedziałam, otwierając tylne drzwi od auta i wyciągnęłam ręce po dziewczynkę.

Annabelle ucałowała Charlie i podała mi ją. W tym czasie zauważyłam też Liama i jeszcze kogoś, ale Annabell krzyknęła, że wracamy do domu i że nikogo tam już nie ma. Odjechałyśmy stamtąd bardzo szybko i całe szczęście. Nie wiadomo kto się tam kręcił. I czemu przysłali nam ten adres? To nielogiczne.

W domu Niall każdego poinformował. Annabelle poszła na górę z Charlotte, a ja siedziałam na kanapie otulona kocem i czułam jak dalej jestem przerażona. Tym razem bałam się o Louisa.

Obiecał wrócić. Niech tylko spróbuję wrócić z jedną małą ryska na ciele, uduszę wtedy wszystkich, którzy sprawili mu krzywdę... Łącznie z nim samym.

Zamknęłam oczy, obejmując rękoma kolana. Próbowałam nie słuchać rozmów chłopaków. Chciałam, żeby wszystko było już dobrze.

– Nigdy tak nie róbcie. Nigdy więcej. – Usłyszałam Liama.

– To był impuls... – powiedziałam szeptem, zaciskając mocniej palce.

– W porządku. To znaczy dla mnie. Louis cię udusi. – Pogłaskał mnie po włosach.

– Nie, proszę... Nie mów mu... – jęknęłam, zerkając na niego od razu.

– On już wie, musieliśmy zameldować, gdy wyszłyście z domu. Pojechałem za wami, ale nie dotarłem dość szybko. Oni mieli broń, wy byłyście same. To było nieodpowiedzialne.

– Czy to oznacza, że mogę się już uciekać i zdążyć się schować? – zapytałam, opierając głowę o jego ramię.

– Myślę, że nie zdążysz dobiec do progu – pocieszył mnie, przytulając.

Rzeczywiście miał racje, bo chwilę później drzwi otworzyły się wręcz z hukiem.

– Masz mnie obronić. – wymamrotałam.

– Ana! – Najpierw do domu wpadł Harry i od razu wbiegł po schodach. Skuliłam się w ramionach Liama.

Wzięłam kilka głębokich wdechów, zamykając oczy. Sama nie wiedziałam, na co się przygotować. Na krzyk?

Kiedy podniosłam głowę, Louis kucał przy kanapie. Nie wyglądał na zadowolonego w najmniejszym stopniu.

– Nic ci nie jest? – spytałam szybko. W sumie to jemu groziło więcej, choć nie wiem co się tam działo

– Dlaczego w ogóle wpadłaś na tak durny pomysł i wyszłaś z mieszkania?

– Bo nie mogłam zostawić Annabelle samej i... No to był największy powód. – Pokiwałam głową.

– Nią się zajmie Harry i da solidną reprymendę – oznajmił, patrząc mi prosto w oczy. – A teraz puść Liama i idziemy spać.

– Chyba nie chcę puszczać Liama – stwierdziłam z obawą.

– Bo?

– Bo będziesz krzyczał?

– A krzyczę?

Pokręciłam głową i powoli odsunęłam się od Liama. Wstałam z kanapy. Nie czułam zmęczenia, nie było późno, ale dużo się dziś działo.

Szedł za mną i tym razem doskonale słyszałam jego ciężkie kroki. Już wolałam, żeby na mnie nakrzyczał...

– To... Nic ci nie jest? – spytałam cicho.

– Możliwe, że mam rozwalony łuk brwiowy. Nie widziałem się, nie wiem.

– Louis... Nie mów takim tonem.

– Jakim? – mruknął, zamykając za nami drzwi.

– Takim, jakbyś nie miał emocji. Jak jesteś zły, to mi to powiedz, ale chyba rozumiesz, że Charlie była najważniejsza.

– Do cholery jasnej, Gabi! – warknął. – A co gdyby którejś z was stała się krzywda? Nie bez powodu kazałem wam siedzieć w domu!

– Nie byłeś tam, a mała była z dwoma typami i... Mogło jej się coś stać. Poza tym Annabelle miała broń, a zaraz za nami pojechał Liam – próbowałam mu to wszystko wyjaśnić. – Najważniejsze, że Charlotte jest bezpieczna.

Musiałam go jakoś przekonać, ale po moich słowach jego złość chyba jedynie rosła, a nie taki był mój cel...

– No właśnie. Broń. Co jakby cię postrzelili?

– Ale nie postrzelili. Jestem tutaj. Z tobą.

Wiedziałam, do czego dążył. Po prostu nie wybaczyłby sobie tego, gdyby coś mi się stało. Dotknęłam jego policzka, by się chociaż trochę uspokoił.

– Kochanie – szepnęłam. – Przepraszam. Nie gniewaj się na mnie. Wiem, że się martwiłeś, ale wszystko jest dobrze. – Objęłam go za szyję i przywarłam do niego.

Jego ręce owinęły moje ciało i przytulił mnie najmocniej jak mógł. Mój kochany...

– Za bardzo cię kocham, żebym cię mógł ot tak stracić, Gabi... – szepnął mi do ucha.

– Nie stracisz – powtórzyłam, zamykając oczy. Miałam ochotę się rozpłakać. – Dałeś mi cały świat. Ty nim jesteś, wiesz? Dziękuję ci za to, że mogę być szczęśliwa i nie myśleć o chorobie...

Ucałował mocno moje czoło, a potem oparł o nie swoje. Uśmiechnęłam się i pogładziłam jego biodra. Mówiłam sama prawdę. I wiedziałam, że Louis odwzajemnia moje uczucia, nie tylko dlatego, że to mówił. Jego oczy wyrażały wszystkie emocje. Wierzyłam mu i ufałam. Tylko przy mnie był do głębi prawdziwy, tak jak wtedy, gdy wzruszył się i widziałam jego łzy. To było coś niewiarygodnego.

– Wróćmy do domu – poprosiłam cicho.

– Zajrzę jeszcze tylko na górę – szepnął, jeżdżąc palcami po moich ramionach.

– Och tak, idź do nich. Małej nic nie jest, pewnie śpi.

Powoli pokierował się w stronę piętra, z kolei ja odwróciłam się z ogromną ulgą w stronę Liama, który uśmiechał się pod nosem. Podeszłam do niego radosnym krokiem i opadłam na kanapę.

– A widzisz? Nie krzyczał – powiedziałam.

– Mnie to mówisz? – Pokazał na siebie palcem. – Owinęłaś go sobie wokół palca. Na mnie już dawno by krzyczał.

– Ha. Ma się ten talent. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Tak się cieszę, że to wszystko się skończyło. Co z tym gościem?

– Ktoś z jego ludzi podjechał i go zabrał. Louis z Harrym dość mocno go poturbowali... Będziemy mieć go na oku.

Pokiwałam tylko głową i zamknęłam oczy, czekając na Louisa. Czułam spokój. Oboje byliśmy bezpieczni, a Charlie była w domu.

***

*Louis*

Wyjrzałem z gabinetu, upewniając się, że nikogo nie ma na korytarzu i czekałem, aż Jim odbierze telefon. Musiałem potwierdzić, o której będziemy w klubie. Wymyśliłem, że zabieram ją na kolację, tymczasem zaprosiłem wszystkich jej bliskich.

Plan doskonały. Wiedziałem, ile znaczy dla niej czas spędzony z rodziną, z Charlotte. Urodziny Gabrielle miały być wyjątkowe niezapomniane, bo nie wiedziałem, czy będą następne.

Nie mówiłem tego otwarcie przy wszystkich. Mimo wszystko w głębi serca tkwiła we mnie nadzieja, że wszystko się ułoży, zwłaszcza, że miejsce w klinice było już zarezerwowane. Musieliśmy tylko się tam stawić. Gabi będzie pod najlepszą opieką, znajdą jej dawcę. Nie było innej opcji. Jak to możliwe, że żyją tacy skurwiele jak ja, czy Hendrix, a dziewczyna o dobrym sercu cierpi? Przecież to było tak tragiczne, że aż komiczne. Ale nie pozwolę, by działa jej się krzywda.

Po krótkiej telefonicznej rozmowie z Daggettem wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się na parter, gdzie Holly kończyła pakować tort w tekturowy kartonik.

– Wszystko gotowe – powiedziała do mnie z uśmiechem.

– To świetnie. Zaraz Harry zabierze cię do baru i tam się spotkamy. Myślisz, że będzie pozytywnie zaskoczona?

– Przecież to oczywiste. Jest chodzącym promykiem. Wreszcie ktoś wniósł słońce do tego domu i do twojego życia na dłużej.

Uśmiechnąłem się momentalnie. Zdecydowanie miała rację. I jedyne, czego się bałem, to że znowu zapadnie mrok, kiedy... Kurwa! Dlaczego w ogóle siedziało mi to w głowie? Przecież będzie dobrze...

Ciągle powracał temat śmierci, a ja nie mogłem się poddać. Musiałem okazywać siłę, bo tego potrzebowała Gabrielle. Pojedziemy do kliniki, tam zajmą się nią, ja będę obok i wszystko się ułoży.

Harry przyjechał kilka minut później, przywitał się ze mną i zabrał Holly wraz z tortem.

Wraz z zamknięciem się drzwi frontowych, udałem się na piętro, gdzie w łóżku leżała Gabi i spokojnie czytała książkę. Wszedłem na czworaka na łóżko i wyjąłem lekturę z jej rąk, posyłając delikatny uśmiech.

– No hej, co tam? – zagadnęła, przeczesując włosy palcami. Spojrzała na mnie i uniosła brew.

– Zbieramy się, księżniczko. Proszę się ładnie ubrać...

– Już? – Spojrzała na zegarek, a potem uśmiechnęła się do mnie i pocałowała w policzek. – W takim razie daj mi piętnaście minut.

Skinąłem głową i kiedy tylko się podniosła, nie mogłem się powstrzymać od klepnięcia jej w pośladki. Z piskiem zasłoniła dłońmi tę część ciała, odwracając się i mierząc mnie wzrokiem.

–Czternaście i pół.

– Spadaj, Tomlinson! – Wystawiła mi język i poszła w stronę garderoby. Ach, apropos jej. Dostała dzisiaj sporo rzeczy, by wypełnić braki w szafie. Chciałem ją rozpieszczać na wszelkie sposoby, a ubrania i dodatki były dla kobiet przyjemnością od wieków. Prawda?

Chyba pogodziła się z faktem, że zamierzam dzielić z nią swój majątek. Co z tego, że nie pracowała? Lekcje śpiewu odbywała u nas w domu albo u Annabelle i nie brała już pod opiekę żadnych innych dzieci. Nie mogła się przemęczać. A później, jak już wszystko będzie za nami, postaram się, by spełniała się jako artystka. Ludzie będą ją kochać.

Mieliśmy tak dużo planów. Chciałem pokazać jej każdy najciekawszy zakątek świata. Wspomnienia z Rzymu to jedne z najlepszych. Była oczarowana tamtym miejscem, w dodatku to tam postanowiliśmy, że chcemy się pobrać.

To miejsce bardzo wiele dla nas znaczyło. A potem wyjedziemy i pokażę jej cały świat.

– A ty się nie przebierasz? – Gabi wyjrzała z garderoby w samej bieliźnie.

Od razu zlustrowałem ją wzrokiem, zaczynając mieć wątpliwość, czy nie spóźnimy się na to przyjęcie urodzinowe. Przecież to była prowokacja.

– Już idę. – Uśmiechnąłem się, dołączając do narzeczonej w pomieszczeniu.

Odwróciła się do mnie plecami i zdjęła z wieszak sukienkę, którą dostała dzisiejszego poranka.

– Jest śliczna – powiedziała, dotykając materiału w kolorze jasnoróżowym.

Uśmiechnąłem się szerzej, gdy krótko zerknęła na mnie przez ramię. Myślami zdarzało mi się wybiegać bardzo w przyszłość, kiedy wyobrażałem sobie obrączkę na jej szczupłym palcu, tysiące dni spędzonych z nią do samego końca...

Życie pisało nam dobry scenariusz. Musieliśmy tylko przetrwać chorobę, wygrać walkę.

Gabi założyła sukienkę i poprosiła, bym zapiął zamek. Zrobiłem to, po czym sięgnąłem po koszulę. Postawiłem na kolor czarny, bo jak zwykle gwiazdą miała być dzisiaj moja partnerka. Zawsze nią była, taki był fakt.

– Jeśli nie zrobię całego makijażu, to i tak wyjdziemy z domu? – zażartowała, biorąc z półki czarne szpilki.

– Dzisiaj mi się nie wywiniesz – odpowiedziałem rozbawiony, wciągając równie ciemne spodnie na ciało.

– Kocham twój tyłek – powiedziała mi do ucha, gdy założyła już buty.

– Ah tak? – zapytałem, czując miłe dreszcze.

– Bardzo, bardzo, panie Tomlinson – mruknęła i przesunęła ręką po moich plecach, aż do tyłka.

Uśmiechnąłem się, stojąc wyprostowanym i nawet nie zerkając przez ramię. Jej śmiałość w tym momencie była rzeczą wręcz zwalającą z nóg. Jeżeli nie skończy swojej zabawy za moment, to z pewnością spóźnimy się na przyjęcie...

Pocałowała mnie w kark, ściskając lekko mój pośladek.

– Idę się malować, przystojniaku – oznajmiła i przeszła do toaletki.

Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na swoją erekcję. Czy któraś kobieta potrafiła to zrobić w taki sposób? Tylko moja słodka Gabi.

Odwróciłem głowę w jej stronę. Siedziała przed lustrem, malując rzęsy. Spojrzała na mnie w odbiciu i posłała całusa.

– Jak myślisz, chciałbyś, żebym pomalowała usta na czerwono? – spytała niewinnie.

– Zdecydowanie – odparłem, sięgając po buty z odpowiedniej półki i usiadłem na łóżku, by je założyć.

Zawiązałem sznurówki i wstałem, wpuszczając koszulę do spodni. Po chwili Gabrielle podeszła do mnie z krawatem w ręku.

– Dzisiaj chcesz mnie uwiązać? – zapytałem z uśmiechem, bo za tym kryło się podwójne znaczenie.

– Dzisiaj i każdego innego dnia – odparła i przekrzywiła głowę w bok, zakładając mi krawat. Bardzo sprawnie go wiązała, byłem pod wrażeniem.

– A w ten bardziej wyjątkowy sposób? – mruknąłem, lekko się pochylając, czym pewnie utrudniłem jej zadanie i w odwecie ścisnąłem jej pośladki, podwijając nieco sukienkę. Byliśmy sami w domu, więc miałem pełnię swobody w jakimkolwiek działaniu.

Westchnęła cicho i zerknęła na mnie.

– Chciałabym, żebyś był moim mężem. Tak bardzo nie mogę doczekać się dnia, kiedy weźmiemy ślub – szepnęła i poprawiła kołnierzyk mojej koszuli. Zsunęła dłoń po torsie w dół i zatrzymała palce na klamrze paska. – Będziesz całkowicie mój.

– Jestem cały twój niezależnie od tego, czy jesteśmy małżeństwem – zapewniłem ją, uśmiechając się.

Gabriella kończyła dwadzieścia dwa lata, z kolei ja dobiegałem trzydziestki. W pewnym sensie, według jakiś panujących szeroko pojętych norm, powinienem być w tym wieku ustatkowany, mieć żonę, co najmniej dwoje dzieci. Wszystko przyjdzie wkrótce.

Wyznała mi, że chciałaby zostać mamą, teraz, niedługo. Niektórzy byli do tego stworzeni i wiem, że właśnie na taką kobietę trafiłem.

– Kocham cię, skarbie – Uśmiechnęła się słodko. – Ale widzę, że masz niemały problem.

Wyrwany z myśli o wizji naszej przyszłości zerknąłem jej w oczy i potem znów na swoje krocze.

– To twoja wina. – zapewniłem.

– Moja? Na pewno nie. Nawet cię nie pocałowałam – powiedziała, bawiąc się moim paskiem.

– Nie musiałaś. Masz idealny obraz tego, jak na mnie działasz. – odpowiedziałem, czując jak robi mi się gorąco. Mała, wredna diablica...

– Och... To bardzo mi miło – odparła z uśmiechem i rozpięła moje spodnie, patrząc mi w oczy.

Nie miałem nic przeciwko, a wręcz uważałem, że to wskazane, by zajęła się moim kłopotem w bokserkach. Uśmiechnąłem się, ujmując jej policzek w dłoń.

– Co byś chciał, Lou? Jak mogę ci pomóc? – zapytała, po czym delikatnie przygryzła dolną wargę.

– Możesz robić wszystko... – szepnąłem, opierając czoło o jej, zmuszając tym samym by stanęła maksymalnie przy mnie.

– Wszystko – powtórzyła, dotykając mnie przez bokserki. Był to delikatny, lecz pewny ruch. Musnęła moją dolną wargę i zsunęła ze mnie spodnie wraz z bielizną. Doprawdy nie wiem po co się ubierałem.

Na myśl jednak o przeszywającej mnie przyjemności to było rzecz jasna do wybaczenia. Mruknąłem zadowolony w jej usta, kiedy wyraźnie zadowolona z tego jak mnie podniecała, palcami muskała moją rozpaloną skórę.

Jej dotyk wzniecał jeszcze większy ogień, a po chwili powoli uklęknęła przede mną. Był to pierwszy raz, gdy Gabrielle zamierzała wziąć mnie do ust. Nigdy nie uważałem tego za jakąś niezbędną rzecz w moim życiu, ale kurwa! Widok jej tam na dole, takiej niewinnej, ubranej w tą pieprzoną różową sukienkę był nieziemsko podniecający. Na dodatek miała pomalowane na czerwono, kuszące usta i patrzyła na mnie z miłością. Nigdy nie doznałem tej przyjemności połączonej z uczuciami. Dosłownie nigdy. Dopóki nie poznałem Gabrielli, seks to było coś, co pozwalało mi na rozładowanie stresu, nerwów związanych z pracą i nie tylko, a poza tym dawało upust seksualnej frustracji. Nie raz bywałem ostrzejszy, co podchodziło pod brutalność, ale tamte kobiety nie miały dla mnie żadnego znaczenia poza tym, żeby dały mi się wypieprzyć albo dobrze obciągnęły. A Gabi? Rozbudziła coś, co zamknąłem za magicznie niewidzialnym kluczem, który, o dziwo, znalazła. Nie pytała, czy może wejść do mojego serca. Po prostu to zrobiła. Wiem, że gdybym jej nie pokochał, nasz związek rozpadłby się w oka mgnieniu. Nie byłaby przy mnie.

Objęła mnie dłonią, by po kilku sekundach powoli wsunąć do ust. Nie robiła tego niepewnie, ale z wyczuciem i czułością. Gardłowy jęk opuścił moje usta i odchyliłem na moment głowę, próbując zebrać jakoś myśli do kupy. Na niczym nie mogłem się skupić, poza jej miękkimi ustami okalającymi mojego penisa.

Wplotłem palce w jej włosy i starałem się nie nadawać jej rytmu. Nie chciałem nic pospieszać, zdałem się na jej łaskę. Robiła to tak dobrze, choć był to jej pierwszy raz.

Jeżeli będzie powtarzać to częściej i w dodatku robić to jeszcze lepiej, to zdecydowanie skończę z jakimś zawałem serca, zwłaszcza, że całkiem niedawno to własnie Gabi miała ochotę na drugą rundę, kiedy ja łapałem z trudem oddech.

Będę więcej ćwiczył, bo muszę poprawić kondycję. Takie będzie moje postanowienie. Czas na zmiany. Jeżeli kobieta chciała, trzeba było jej to dać i stanąć na wysokości zadania.

Spuściłem wzrok na Gabi, która skupiona zajmowała się zaspokajaniem mojej potrzeby.

W końcu poczułem, że już niewiele mi brakuje. Pociągnąłem ja za włosy nieco mocniej, po czym skończyłem w jej ustach, a ona nie wystraszyła się, tylko postarała wszystko połknąć.

Wspominałem już, że zaskakiwała mnie na każdym kroku? Zwłaszcza, że dopiero uczyła się tych wszystkich rzeczy związanych z erotyzmem.

– Teraz możemy iść. – Podniosła się, ocierając usta i poszła do łazienki ze szminką.

Wypuściłem powietrze przez usta i podciągnąłem bokserki wraz ze spodniami. Chyba zacznę ją namawiać, by robiła to częściej...

Wyszliśmy z domu w bardzo dobrych nastrojach.

– To gdzie jedziemy? Byliśmy tam już?

– Może tak, może nie... – Westchnąłem, idąc spacerem w stronę bramy, gdzie czekała na nas już taksówka od zapewne dobrych kilkunastu minut.

– Hej! – Gabi szturchnęła mnie w ramię. – Powiedz mi. No proszę.

– To jest niespodzianka i proszę wsiadać bez gadania... – oznajmiłem, otwierając przed nią drzwi auta.

– Dobrze. – Poddała się i zajęła miejsce w samochodzie.

Przynajmniej nie zaczęła próbować stawiać na swoim, bo wtedy chyba zawiązałbym jej oczy.

Taksówka ruszyła spod domu, a Gabi wtuliła się we mnie.

– Twoje ramiona są najlepsze na świecie.

Zerknąłem na nią w dół, czując jak palcami gładzi mój nieco napięty brzuch okryty ciemną koszulą. Słyszeć takie słowa z ust kobiety, która przed kilkoma tygodniami mnie nienawidziła...to było magiczne.

Pocałowałem ją w czoło i przymknąłem oczy. Była w tym momencie wszystkim, o co chciałem dbać i walczyć. Nie zależało mi na władzy i nie byłbym w stanie rządzić ludźmi, gdyby zabrakło Gabi. Moje życie zostało zmienione o sto osiemdziesiąt stopni i chciałem, żeby takie zostało. I mówił to morderca.

– To gdzie jedziemy? – spytała po pięciu minutach ciszy. No zwariuję.

Zaśmiałem się, wolną ręką pocierając oczy. Za cholerę nie było w niej cierpliwości, ale w sumie to się nawet nie dziwiłem.

– Dowiesz się za chwilę.

– Za chwilę – marudziła niezadowolona. – Niech będzie.

Oparła głowę o moje ramię i grzecznie słuchała radia.

– Oj kochanie... – Westchnąłem rozbawiony jej zmiennymi nastrojami.

– Nie lubię niespodzianek. – Wydęła usta, łapiąc mnie za rękę. – Albo lubię.

– To jak w końcu? – Zaśmiałem się.

– Nie wiem – odparła również rozbawiona i pocałowała mnie w policzek.– A jak podobała ci się moja niespodzianka dzisiaj?

Wolałem nie mówić na głos, że to był najlepszy lód mojego życia, bo mojemu aniołkowi sprawiłoby to z pewnością dyskomfort związany z obecnością kierowcy.

– Mógłbym dostawać je zdecydowanie częściej – stwierdziłem.

– Och... Cieszę się, że ci się podobało, starałam się – przyznała nieśmiało. No proszę, diablica zniknęła.

– Odwdzięczę ci się po powrocie – oznajmiłem, kiedy kierowca zatrzymał się pod klubem.

– Nie mu... A co my tu robimy? – spytała zaskoczona.

Wysiadłem jako pierwszy i podałem jej dłoń. Wygładziła wolną ręką materiał sukienki i nieco skołowana zerkała to na mnie, to na byłe miejsce swojej pracy. Życie potrafi być zaskakujące, prawda?

Zadowolony zacząłem prowadzić ją do środka, gdzie panował totalny mrok. W momencie, gdy drzwi się za nami zamknęły, rozbłysły światła i usłyszeliśmy krzyki radości.

– Wszystkiego najlepszego, Gabi!

Dziewczyna wzdrygnęła się, wpadając na mój tors i z niedowierzaniem patrzyła na wszystkich zebranych gości, rodzice, siostra, przyjaciele i współpracownicy zarówno jej, jak i moi.

– Wy... Jeju – wydusiła z siebie i zasłoniła ręką usta. Wiedziałem, że za moment się rozpłacze ze wzruszenia.

– Tylko nie płacz! – zawołał Jim, który stał oparty o bar i uśmiechał się zadowolony.

– Jak mogę nie płakać? – jęknęła wzruszona. – To najlepsza niespodzianka na świecie. Dziękuję...

Lekko napierałem na jej ciało swoim torsem, by ruszyła w stronę gości. Będzie rozchwytywana jak jasna cholera, ale chciałem, by się wybawiła.

Już po chwili była w ramionach swojego ojca, a potem mamy. Przywitała każdego z osobna. Mogłem obserwować jej szczęście i radość, stojąc z boku i wiedząc, że takie gesty bardzo dużo dla niej znaczą.

Usiadłem na stołku barowym, opierając się łokciem o blat i poprosiłem o szklankę whiskey.

– Proszę bardzo – Jim podał mi alkohol. – Tomlinson zakochany, niesamowite.

– Myślałem, że już każdy się do tego przyzwyczaił... – Zaśmiałem się cicho, słysząc jakieś kroki za plecami, a kiedy zerknąłem przez ramię, uśmiechnąłem się na widok Jacka.

– Witaj, Louis. – Poklepał mnie po ramieniu i usiadł obok. – No i widzisz, niespodzianka wyszła, a martwiłeś się, że Gabi się dowie.

– Byś słyszał, jak truła mi tyłek przez większość drogi tutaj... – Pokręciłem rozbawiony głową.

– Znam to, jest niecierpliwa – odparł rozbawiony. Zerknął na córkę, a potem znowu na mnie. – Ta klinika... Ile to będzie kosztować?

Zmarszczyłem czoło. Chyba on nie myślał, że...

– Daj spokój. Nie rozmawiajmy w takim dniu o pieniądzach. Poza tym...obiecałem, że się wszystkim zajmę.

– Wolałbym jednak wiedzieć. Wyjeżdżacie już niedługo, a ja nic z tobą nie ustaliłem. Przecież nie możesz brać na siebie wszystkich kosztów związanych z moją córką. Nie czuję się z tym dobrze i chcę wiedzieć. Będę oddawać powoli, ale zrobię to – powiedział, patrząc na mnie uważnie.

Oblizałem usta po upiciu łyka alkoholu. Ugh, rozumiałem te jego honorowość, ale była ona tutaj zupełnie niepotrzebna.

– Ale jest moja narzeczona. I zrobię wszystko, by żyła w spokoju...

– Louis, nieważne ile masz pieniędzy. Nie będę miał czystego sumienia, jeśli nie dołożę się do leczenia. Jesteś w życiu mojej córki krótko i został na ciebie zrzucony ogromny ciężar. Wykorzystywanie twoich możliwości nie jest w porządku.

Uśmiechnąłem się lekko, bo jego słowa zadziałały na mnie pozytywnie, mimo że rozmawialiśmy o dość poważnej sprawie. Byłem pewien tego, że Gabi nie zależy na moich pieniądzach, ale słysząc to z ust jej rodzica... To coś zupełnie innego.

– Najważniejsze jest teraz zdrowie Gabi. O rozliczeniach będziemy rozmawiać po fakcie.

– Niech będzie. Ta rozmowa jeszcze się nie zakończyła. – Pokiwał głową i spojrzał na barmana. – Mogę prosić colę?

– Ależ oczywiście. Dla przyszłego teścia Louisa to nawet z lodem i cytryną.

Wywróciłem oczami na te słowa, odszukując wzrokiem Gabi, która siedziała przy jednym ze stolików i zaczęła oglądać prezenty. Vanessa siedziała obok niej i rozmawiały, śmiejąc się. Będzie miała wyjątkowe urodziny co rok, to nie były jej ostatnie.

Przy moich nogach po chwili pojawiła się Lottie, która miała na sobie zwiewna sukienkę. Podciągnąłem ja do góry i posadziłem na swoim kolanie.

– Ale fajnie jest – powiedziała zadowolona. – Będzie tort, wujku?

– Będzie, będzie. Owocowy – odpowiedziałem, patrząc w jej błyszczące oczka.

– A widziałeś górę prezentów? Ja też bym chciała tak dużo, wujku. Będę miała dużo prezentów na urodziny? – spytała niewinnie.

– Jak będziesz grzeczna...to pomyślimy. – Zaśmiałem się i pstryknąłem ją lekko w nosek.

– Dobrze. Ja zawsze jestem grzeczna!

– Tylko jak śpisz – zażartowałem, śmiejąc się i upijając łyk whiskey.

– Troszeczkę. – Pokręciła głową.

– Proszę bardzo, jaka piękna królewna – odezwał się Jack.

Od razu ukryła twarz w mojej szyi, będąc cholernie zawstydzona. Zaśmiałem siebie pogładziłem jej plecy.

– Najpiękniejsza, prawda? – szepnąłem jej do ucha.

– Tak – potwierdziła cicho. Była urocza, jak się tak wstydziła.

Po chwili podeszła do nas Gabrielle. Pocałowała małą we włosy, a mnie w policzek.

– A to jest królowa! – powiedziała radośnie, łapiąc szybko blondynkę za rękę.

– Ja jestem królową? No nie wiem – odpowiedziała ze śmiechem Gabi i spojrzała na swojego tatę. – Jak się bawisz?

– Przyszedłem napić się z moim zięciem... – Zaśmiał się, unosząc szklankę.

– No proszę. To pijcie. Tylko z głową.

– Królowa zawsze się martwi o swoich podwładnych... – mruknąłem z pełną powagą, przyciągając dziewczynę do siebie.

– Już tyle wypiłeś i takie głupoty gadasz? Szybko. – Zaśmiała się i ucałowała moje usta.

– Oj, jak wypiję więcej kieliszków to się przekonasz, co to za głupoty... – mruknąłem, gładząc jej nogę.

– Nie możesz wypić więcej. Musisz jeszcze ze mną zatańczyć. I to nieraz – zastrzegła, uśmiechając się szeroko.

– Oj czuje zakwasy w nogach... – odpowiedziałem żartobliwie.

– Nie ma opcji. Chodź na parkiet. – Pocałowała mnie w policzek.

Posadziłem Lottie na krześle, tym samym zostawiając ja tym samym z ojcem Gabrielli. Ująłem dłoń narzeczonej i dałem się wyciągnąć na parkiet, chociaż do najlepszych tancerzy jakoś specjalnie nie należałem, gdyż nie chodziłem po klubach. Jeżeli już tam byłem, to tylko po to, by napić się jakiegoś dobrego alkoholu.

Muzyka wypełniła całą salę, a na twarzy dwudziestodwulatki momentalnie pojawił się szeroki uśmiech.

– Zatańczmy, tak żebym zapamiętała to na zawsze – poprosiła cicho, ale pewnym głosem.

Wiedziałem, co miała na myśli. Bała się wyjazdu do kliniki, ale nie zamierzałem jej zostawiać tam samej.

Jej plecy stykały się z moim torsem przez może pierwszą minutę piosenki. Nasze ciała poruszały się wolno w rytm muzyki, ocierając się o siebie. Potem obróciłem ją wokół własnej osi, przyciągając maksymalnie do siebie i opierając czoło o jej. Uśmiechała się tak uroczo, dotykając moich policzków pokrytych zarostem.

We got so much tension, could cut it with a kinfe.Too much tension, but I don't really mind... – szeptałem, dłońmi wodząc po jej ciele. – All this tension is building up inside... And I wanna break it with you – dokończyłem refren, a wraz z ostatnim słowem poczułem miękkie usta Gabi na swoich.

Oj cholernie dała upust temu napięciu, które było między nami... Objęła mnie za szyję, przedłużając pieszczotę. Moja księżniczka była szczęśliwa tego dnia, to było najważniejsze.

– Kocham jak śpiewasz.

– Kompletnie się do tego nie nadaję i wolę, kiedy to twój głos słychać wszędzie... - szepnąłem.

– Zaśpiewaj kiedyś ze mną – poprosiła, wpatrzona w moje oczy. – Jedną piosenkę, razem.

Ciężko było odmawiać Gabi, ale fakt faktem rzadko kiedy śpiewałem. Nie mówiąc już o występowaniu.

Skinąłem jedynie głową, zgadzając się na wszystko. Każde jej życzenie było dla mnie wręcz rozkazem. Byłem w stanie zrobić wszystko, byleby była uśmiechnięta i szczęśliwa.

– Dlaczego to robisz? – Nie zwracała uwagi na gości. Była skupiona tylko na mnie, na nas. Przesunęła dłońmi po moich ramionach, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Robię co? – dopytałem, nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli.

– Dajesz mi cały świat. Tak po prostu. Nagle. Dlaczego? – pytała całkowicie poważnie.

– Bo cię kocham. – odpowiedziałem, posyłając jej delikatny uśmiech.

Patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

– Ale to... To wszystko to tak wiele. Nawet na to nie zasługuję. – Jej głos zaczął się łamać. Rozpłakała się i mocno we mnie wtuliła.

– Zasługujesz na jeszcze więcej niż jestem w stanie dać... – szepnąłem, wplatając palce w jej piękne blond włosy, a wolnym ramieniem oplotem ja w pasie. – Zmieniłaś mój świat. Pokochałaś takiego...potwora jakim byłem, jestem...

Szybko pokręciła głową i spojrzała na mnie zalana łzami. Nienawidziłem, gdy płakała, ale nie miałem na to wpływu. Sprowadziłem ją z parkietu i usadziłem na jednej z sof. Znajdowała się na moich kolanach, bo to było najbardziej odpowiednie miejsce.

– Jesteś moim domem, Louis. – Podniosła głowę, ocierając łzy.

Dobrze, że nie robiła sobie pełnego makijażu, bo pewnie marudziłaby, że cała praca poszła na marne. Nawet z zapuchniętymi oczami była piękna.

– Jesteś moim promykiem, Gabi... – zapewniłem, odgarniając jej włosy za uszy. – Moim lekarstwem...

Nie odpowiedziała na moje słowa. Często to powtarzałem, ale tak było, tak czułem. Zaleczyła rany, które wydawały się trwałe.

***

*Gabrielle*

Mama tuliła mnie z całych sił, a tata ocierał łzy i udawał, że oczy go szczypią. Wiedziałam, że jest im cholernie ciężko mnie opuścić. Albo raczej pozwolić, bym to ja zostawiła ich. Staliśmy na lotnisku, gdzie prywatnym samolotem Louisa lub Harry'ego, sama nie wiem, nie dopytywałam, mieliśmy lecieć do kliniki w Szwajcarii. Lot będzie męczący, ale wolałam zaryzykować.

To była moja nadzieja na lepsze życie, pełne radości, bez żadnych leków... Musiałam wierzyć, że się uda. Dla rodziców, Vanessy, wszystkich bliskich, na czele z moim ukochanym.

Powoli odsunęłam się od mamy i zatoczyłam, ale tata szybko mnie przytrzymał. Niestety po drugiej chemii zaczęło się pogarszać, tylko że z opóźnieniem. Było dobrze i nagle po odzyskaniu Charlotte mój organizm się zbuntował. Jeszcze bardziej bolały mnie kości.

– Macie zadzwonić od razu jak zalecicie – podkreśliła moja mama, kątem oka zerkając na Louisa rozmawiającego z pilotem.

– Okej, mamo. – Kiwnęłam głową. Odwróciłam się do mojej siostry, która nie ominęłaby pożegnania. Od czasu, gdy się pogodziłyśmy, nasza relacja była dobra, prawie taka jak kiedyś.

Wzięła mnie w ramiona i ucałowała w czoło. Posłałam jej delikatny uśmiech.

– Wrócę – szepnęłam.

– Nie ma innej opcji. – Pokręciła głowa, chwytając moje policzki w swoje dłonie.

– Nie ma. – Zacisnęłam pieści, by trzymać się w ryzach. Nie chciałam płakać. Nie przy rodzicach, których mogłam już więcej nie zobaczyć.

Po chwili oni też podeszli do nas i całą czwórką trwaliśmy w uścisku. Wcale nie ułatwiali mi tego wyjazdu. Nie sądziłam, że aż tak ciężko będzie wyjechać, zostawić całe dotychczasowe życie, które i tak było burzliwe jak cholera.

– Muszę iść – mruknęłam, szybko im się wyrywając. Nie mogłam się załamać.

Tata jednak przeprosił na chwilę i podszedł szybko do Louisa. Oho, czyży szybka, męska rozmowa?

– O co chodzi? – spytałam mamę, ale patrzyłam na mężczyzn.

– Nie mam pojęcia, słońce... – mruknęła, mrużąc oczy.

– Będę strasznie za wami tęsknić. – Bawiłam się pierścionkiem zaręczynowym, który teraz zsuwał mi się z palca.

– Po waszym powrocie przyjeżdżamy na miesiąc. – Zaśmiała się i ostatni raz mnie objęła wraz z Vanessą, po czym ruszyłam w stronę taty i Louisa.

– Hej, panowie – mruknęłam, przytulając się do Lou. – Idziemy?

Skinął głową i przejechał palcami po moich plecach. Mimo wszystko poczułam przyjemne dreszcze i czasami miałam ochotę go za to udusić. Jego dotyk działał na mnie wciąż tak samo, a może nawet i mocniej z każdym dniem? Szkoda tylko, że nie mogłam korzystać teraz z takich sytuacji. Uśmiechnęłam się do taty raz jeszcze.

– Kocham cię, tatusiu. – Spojrzałam mu w oczy.

– Ja ciebie też, aniołku – powiedział, uśmiechając się. Nie bał się traktować mnie jak swojej królewny przy Louisie. Dzięki Bogu żaden nie był zazdrosny o drugiego.

Z wielkim bólem serca zostawiłam moją rodzinę na platformie lotniska i wsiadłam do samolotu. Trzymałam Louisa za rękę, gdy wystartowaliśmy i patrzyłam przez okno, czując jak potok łez zalewa moje policzki.

– Kochanie. Nie płacz. – szepnął, mając usta blisko mojego ucha. – Zleci. Obiecuję.


Continue Reading

You'll Also Like

49K 6.5K 79
Mama said you're a pretty girl What's in your head, it doesn't matter Brush your hair, fix your teeth What you wear is all that matters
48K 4.3K 39
Delikatnie. Czy ktokolwiek na tym świecie mógłby potraktować mnie łagodnie?
61.8K 1.3K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
132K 9.8K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...