Painkiller [Louis Tomlinson F...

נכתב על ידי you_sonofabitch

19K 1.3K 284

"Pozwól mi być tym, co cię znieczula. Pozwól mi być tym, który cię podtrzymuje, który nigdy nie pozwala ci od... עוד

On.
Ona.
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Nowe opowiadanie - HEROINE
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 16.
Rozdział 17.
Rozdział 18.
Rozdział 19.
Rozdział 20.
Rozdział 21.
Rozdział 22.
Rozdział 23.
Rozdział 25.
Rozdział 26.
Rozdział 27.
Rozdział 28.
Rozdział 29.
Rozdział 30.

Rozdział 24.

509 38 6
נכתב על ידי you_sonofabitch

*Louis*

O dziwo pracowałem. Miałem noc pełną wrażeń, bo musiałem zlikwidować aż dwie osoby. Dawno tego nie robiłem, zlecałem to pracownikom.

Gabrielle nie zadzwoniła wieczorem, ale uznałem, że była zbyt zajęta rodziną. Może obyło się bez żadnej kłótni.

Budząc się w łóżku sam, poczułem przygnębienie. Nie lubiłem tego.Chciałem, by blondynka wprowadziła się tutaj jak najszybciej, dzieliła ze mną sypialnię, garderobę. Sam nie wiedziałem, dlaczego tak się z tym wszystkim spieszyłem. Pieprzony Styles, musiał wykrakać. Długo nie musiał czekać, aż znalazłem się w identycznej sytuacji emocjonalnej. Uczucia były ciężkie, ale sprawiały, że byłem szczęśliwy. Bezgranicznie szczęśliwy.

Zszedłem na dół w dresie i najpierw poszedłem poćwiczyć, żeby się wyżyć i obudzić do końca, a dopiero potem zjadłem śniadanie, przeglądając najnowsze wiadomości. Po dwunastej przyjechał do mnie Harry i usiedliśmy do biznesowych spraw, choć co jakiś czas zerkałem na telefon. Żadnego znaku od Gabi.

– Panie Tomlinson. – Do gabinetu zajrzała służąca. – Panna Dawson przyszła.

Tak niezapowiedzianie? Powinienem przywyknąć do tego typu wizyt, wspominając chociażby to, jak zaskoczyła mnie pod prysznicem.

– Poproś ją tutaj – oznajmiłem, stukając długopisem w biurko.

– Chyba nie jest w stanie wejść po schodach – stwierdziła nieśmiało.

Harry poderwał głowę i spojrzał na mnie.

Chyba przeżyłem jakiś wewnętrzny zawał i zerwałem się z krzesła, momentalnie opuszczając pokój i zbiegając na parter. W holu jej nie było, więc wpadłem do salonu. Siedziała na fotelu, obejmując rękoma kolana. Cała blada i zmęczona.

– Gabi, co się stało? – zapytałem, opadając na miejsce obok niej i dotknąłem jej nóg. Wyglądała jak chodząca śmierć. Jeżeli czymś się struła, dlaczego w ogóle tutaj przyjechała? Przecież bym ją odwiedził.

– Musimy porozmawiać. – Podniosła na mnie wzrok. Boże, nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Czułem się zagubiony i przerażony tym.

Do głowy nie przychodziło mi kompletnie nic, co mogło się wydarzyć i to było kurewsko frustrujące. Dawno nie czułem takiej dezorientacji i pewnego rodzaju złości, za to, że trzymała mnie w niepewności.

– Słucham, mów wszystko...

– Jestem chora – wyszeptała ledwo słyszalnie. Jej dłonie były bezwładne w moich.

– Mogłaś zadzwonić, przyjechałbym. – Złożyłem pocałunek na jej czole. Była nieco rozpalona, jakby miała gorączkę.

– Nie, Louis. Jestem chora – podkreśliła ostatnio słowo i spojrzała mi w oczy. – Mam białaczkę.

Odsunąłem się powoli od niej i spojrzałem w jej oczy. Białaczkę? Przecież to kurwa niemożliwe, to był jakiś pierdolony żart!

– To nie jest zabawne, Gabi. – Pokręciłem głową.

– Wczoraj miałam drugi wlew chemii – odparła, patrząc gdzieś w bok. – Choruję od dwóch lat. Ale dopiero w tym roku zaczęło się pogarszać. Nie byłam dość odważna, by powiedzieć ci prawdę. Przepraszam.... Tak bardzo cię bardzo przepraszam – dodała szeptem.

Wszystkie rany, jakie kiedykolwiek mi zadano, nie bolało tak, jak to, co przed chwilą mi wyznała. Mój anioł był chory, śmiertelnie chory. I nie powiedziała mi tego, chociaż miała tak wiele okazji. Do kurwy nędzy, dlaczego tego nie było w żadnych jej aktach?! Nikt mi tego nie przekazał. Nikt. I po niej tego nie poznałem, nic na to nie wskazywało. Przecież musiała brać leki, męczyć się, a ja to przeoczyłem.

– Wybacz mi, Louis. – Ścisnęła moje dłonie i podniosła się.

Zerknąłem na nią i nie pozwoliłem jej się nigdzie odsunąć.

– Nie umrzesz – warknąłem, patrząc jej prosto w oczy. – Rozumiesz?

– Nie mam... nie mam na to wpływu. Nie chciałam ci mówić, nawet nie powinnam pozwalać ci się we mnie zakochać, ale za bardzo pragnęłam poczuć to wszystko, co daje w życiu szczęście. Zrozumiem, jeśli będziesz chciał odpuścić, bo nie musisz na to patrzeć. – Jej głos się zaczął łamać.

Dlaczego ona gadała takie bzdury? Patrzyłem na nią z niedowierzaniem, bo nieświadomie, a może świadomie, wbijała mi kolejne ostrza w serce.

Poderwałem się do pionu i złapałem jej policzki w swoje dłonie, zmuszając, by patrzyła tylko i wyłącznie w moje oczy.

– Oszalałaś? – zapytałem wprost, nie potrafiąc zrozumieć jej zachowania, jej słów, jakby mówiła do mnie w innym języku.

– Louis, nie chcę, żebyś... Żebyś cierpiał przeze mnie – wyjąkała, cała drżąc. – Jeśli coś pójdzie nie tak, będziesz musiał patrzeć, jak umieram, a ja nie chcę ci tego robić. Jestem przygotowana, że możesz wybrać inaczej – dokończyła słabym głosem.

– Przysięgam, że moja cierpliwość kończy się w tym momencie... – powiedziałem spokojnie, przymykając powieki, chociaż miałem ochotę wybuchnąć i rozpieprzyć wszystko, co stanęłoby mi na drodze. – Obiecałaś, że będziesz mnie kochać nawet jak będziemy mieć siedemdziesiąt lat... – szepnąłem, opierając czoło o jej.

– Będę cię kochać do końca mojego życia – wyszlochała, a po jej policzkach popłynęły łzy. – To mogę ci obiecać. Pokazałeś mi czym jest miłość. Dałeś mi szczęście, w tak krótkim czasie spełniłeś wiele moich marzeń. Pozwoliłeś, że uwierzyła w swój głos. Jesteś światłem w moim życiu, choć nie spodziewałam się, że ty i ja... Że my będziemy razem. Ale widzę twoje serce i wiem, że jest w nim dobro. Tak bardzo przepraszam, że cię okłamywałam.

– Nie przepraszaj mnie za to tylko oszukaj to świństwo, które cię niszczy. – Pocałowałem jej czoło, biorąc głęboki wdech. – Razem oszukamy.

– Jak? – zapytała cicho. – Wczoraj, po tej chemii, jest gorzej. Co chwila chcę mi się wymiotować.

– Nie wiem, cos wymyślę... – powiedziałem, przytulając ja mocniej do siebie.

– Nie zostawisz mnie? – spytała szeptem.

– Nigdy w życiu – podkreśliłem pierwsze słowo, wzdychając cicho.

Dlaczego powiedziała mi to tak późno? Przecież szybciej bym wymyślił jakieś rozwiązanie, nawet jeżeli nie bylibyśmy parą. Więc na to były Vanessie pieniądze... Teraz wiele rozumiałem, aczkolwiek nie byłem zły. Nie mogłem być zły na moją Gabrielle. Musiałem ją zrozumieć.

– Ja... Przepraszam, Lou, muszę się położyć.

Pochyliłem się i wziąłem ją na ręce, jak przystało na moją królewnę. Pokierowałem się w stronę schodów, by położyć ją do łóżka i dać chwilę spokoju. Musiałem na jakiś czas znów porzucić biznes i zająć się tym, co najważniejsze, chociaż jeszcze większe dochody były wskazane. Nie było opcji, że będzie pracować albo mieszkać z Ness. O nie, nawet nie będę się z nią o to klócił. Po prostu ją tutaj przeprowadzę. Nie będzie nawet o tym wiedzieć, będzie musiała się pogodzić z faktem, że będę się nią opiekował chociażbym miał ducha wyzionąć.

Gabi zasnęła bardzo szybko, a ja opuściłem pokój. Musiałem dowiedzieć się o historii jej choroby, o lekarzach i znaleźć najlepsze rozwiązanie. Bez słowa usiadłem przy biurku, chcąc jak najszybciej zadzwonić do Nialla, by ściągnął dodatkowe informacje.

– Tak, szefie? – Odebrał. Nie było go u mnie w domu, bo miał wolne.

– Masz znaleźć wszystkie dokumenty medyczne Gabrielli, jakie jesteś tylko w stanie. Rozumiemy się? – burknąłem, zerkając na Harry'ego.

Moment. Przecież miał jej pilnować. Nie wiedział, że chodziła do kliniki?

– Tak, jasne – odparł zdziwiony. – Znajdę i wszystko Ci wyślę.

Po tych słowach rzuciłem telefon na blat.

– Masz mi coś kurwa do powiedzenia? – rzuciłem w stronę Harry'ego, zaciskając dłoń w pięść.

– Nie – odpowiedział, patrząc mi w oczy.

– Miałeś jej pilnować i mnie informować. Umknął ci pieprzony fakt, że była na chemii?! – Podniosłem głos, uderzając w biurko z hukiem.

– Nie, Louis. Byłem świadomy tego, że była na chemii – mówił spokojnym tonem.

– Więc dlaczego do cholery ten fakt nie dotarł do mnie? – Wskazałem na siebie palcem.

– Bo obiecałem jej, że ci nie powiem. Poza tym twoje intencje wtedy nie były jasne.

– No i chuj z tego?! – Poderwałem się, przewracając fotel. – Myślałem, że jesteśmy wobec siebie lojalni!

– Jesteśmy, do kurwy nędzy. Ale to była jej sprawa, jej prośbą i nasza obietnica. Dotrzymałem słowa. – Powiedział przez zęby.

Chodziłem po pokoju, aż w końcu odpaliłem papierosa i stałem przy oknie. Szlag by to trafił. Wszystko było tak piękne...

– Louis, kurwa, uspokój się. Powiedziała ci i teraz możemy działać. Jest tyle klinik onkologicznych.

– Powiedziała, że jest gorzej – mruknąłem zły, jednak spuściłem z tonu. – Co możemy zrobić?

– Możemy dowiedzieć się wszystkiego i wysłać ją do specjalistycznej kliniki, gdzie będą szukać dla niej dawcy szpiku – wyjaśnił.

Dawca? To była myśl. Przecież takie choroby można przezwyciężyć i to z ogromną szansą na to, by nie było nawrotów. Byłem zaślepiony przez złość. Dlatego o tym od razu nie pomyślałem. Ale Fakt. Musieliśmy zacząć działać.

Od razu zabrałem się za odkładanie niepodpisanych papierów na bok i usiadłem przy biurku po podniesieniu fotela do pionu.

– Zabierzmy się za to już, póki Gabi śpi.

– Dobra. – Otworzył swojego laptopa i oboje zaczęliśmy poszukiwania.

Nieważne były pieniądze, miejsce... Zabiorę ją na koniec świata, byleby to miało pomóc. Ponadto musiałem skontaktować się z rodzicami Gabrielli. Boże, gdy się obudziłem, nie sądziłem, że dzień będzie wyglądał właśnie tak. Nie myślałem, że dowiem się, że jedyna osoba, dla której otworzyłem serce, może niedługo odejść. Nie... Nie. Nie ma takiej opcji. Nigdy, kurwa, w życiu. Była zbyt dobra, żeby umrzeć. Może to jednak była kara, że przekroczyłem już dawno wszelkie granice prawa i moralności? Nie raz oszukiwałem wszystko i wszystkich, tak będzie i tym razem, przysięgam.

Niall przysłał mi wszystkie informacje o chorobie. Dokładnie się z nimi zapoznałem, wiedziałem też kto był jej lekarzem prowadzącym w jednym ze szpitali w Miami. Z pewnością złożę mu też wizytę, nie uprzedzając o tym Gabi. Na pewno będzie miała jakieś przeciwwskazania, a w jej stanie niewskazane było się kłócić. Każdy stres powodował u niej silną reakcję.

Po ponad dwóch godzinach miałem już dość. Zrobiło mi się słabo na myśl o czytaniu o objawach i skutkach. Ona musiała to przeżywać.

– Pójdę do Holly, niech poda obiad i zadzwonię po Ryana – oznajmił Harry, mówiąc o naszym zaprzyjaźnionym lekarzu. – Poda jej kroplówkę, sprawdzi ogólny stan. A ty idź do niej.

– Przepraszam. – mruknąłem jedynie w odpowiedzi.

– Za co? – Spojrzał na mnie, biorąc telefon.

– Za to, że tak na ciebie... no wiesz. – westchnąłem, przeczesując włosy. – Po prostu...nie chcę jej stracić – dodałem szeptem, patrząc na swoje dłonie.

Podszedł do mnie i scisnął moje barki.

– Nie stracisz jej. Jest jedyną, przy której się uśmiechasz, śmiejesz i robisz naprawdę, kurwa, romantyczne rzeczy. A ty jesteś moim przyjacielem, więc choćbym miał nie spać, pomogę ci w tej sytuacji. Damy radę, Louis. Gabrielle nie przegra tej walki, nie takie rzeczy robiliśmy, co?

Momentalnie uśmiechnąłem się, zerkając na niego. Odebrałem tak wiele żyć...Więc mogłem jako pokutę uratować chociaż jedną duszę, tę najważniejszą.

– Racja. – Kiwnąłem głową i podniosłem się, klepiąc go lekko po plecach.

Rozeszliśmy się, wychodząc z gabinetu. On udał się do Holly, a ja do sypialni. Cicho wszedłem do środka, by po chwili zobaczyć jak Gabi śpi wtulona w moją poduszkę. Obejmowała ją rękoma, niczym pluszaka.

Okryłem ją kołdrą niemalże po samą szyję, składając drobnego całusa na jej czole. Kucnąłem przed łóżkiem, przez dłuższą chwilę przypatrując się jej spokojnemu wyrazowi twarzy.

– Nie zostawisz mnie – szepnąłem, gładząc palcem jej zarumieniony policzek.

To niewiarygodne ile ciepła i radości wniosła do tego domu. To musiało trwać i trwać. Jak mógłbym ją opuścić w takiej chwili? Nie wybaczyłbym tego sobie, nie umiałbym żyć z myślą, że ona cierpi, a ja ją zostawiam.

Zsunąłem buty i powoli położyłem się po drugiej stronie łóżka z telefonem w dłoni. Napisałem formalnego maila do lekarza Gabi, a potem zająłem się szukaniem prezentu dla mojej partnerki z okazji zbliżających się urodzin. Będzie miała dwadzieścia dwa lata. To tak niewiele. Ile jeszcze mogła zobaczyć i przeżyć. Doświadczyć tego wszystkiego ze mną.

Zastanawiałem się, co mogłaby chcieć dostać. Oprócz tego, że obdaruję ją drobnymi prezentami, jak biżuteria, to chciałem zrobić coś wyjątkowego.

Nie wiedziałem, czy będzie w stanie udać się w kolejną podróż na jakiś koniec świata. Z pewnością chciałem sprawić, by znów poczuła się jak najjaśniejsza gwiazda. I tutaj do głowy przyszedł mi jakiś występ, może koncert. Moglibyśmy na niego iść, ale też mogłaby na jakimś wystąpić. O ile byłaby na siłach...

Tak wiele rzeczy teraz się komplikowało, ale to nic. Damy radę. Louis Tomlinson przekroczy wszelkie granice i nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Zamówiłem parę rzeczy na prezent, chcąc rozpieszczać moją Gabrielle i odłożyłem telefon, w momencie gdy zaczęła się odwracać.

Zsunąłem się nieco w dół, by mieć głowę na poduszkach. Może mnie też przydałaby się jakaś popołudniowa drzemka...

Gabi spała dalej, więc postanowiłem iść w jej ślady, a potem jak się obudzimy, Holly poda obiad. Nie jadłem nic od śniadania, ale przez to wszystko nawet mi się nie chciało.

Objąłem narzeczoną w pasie, przysuwając się na tyle blisko, na ile pozwalały mi jej podkurczone nogi i przytulona do piersi poduszka. Wystarczyło, by raz zaśpiewała, a zmieniła mnie nie do poznania. Och, mój aniołek. Zamknąłem oczy, czując spokój, bo była blisko.

Obudziłem się, sam nie wiem po jakim czasie. Spojrzałem na Gabi, a ona siedziała oparta o poduszki i grzebała w talerzu z obiadem.

Nie odzywałem się nic przez dłuższą chwilę, po prostu obserwując ją nieco z dołu i trzymając dłoń na jej udzie, zupełnie nieświadomie.

Odwróciła się i odstawiła prawie pełny talerz na szafkę, a potem zerknęła na mnie.

– O, już nie śpisz. – Położyła rękę na moich włosach i delikatnie je przeczesała.

– Jak się czujesz?

– Bardzo dobrze – odparła od razu.

– Na pewno? – dopytałem, podnosząc się na łokciu i zerkając uważnie w jej oczy.

– Jasne. – Posłała mi mały uśmiech i zmieniła temat. – Holly przyniosła obiad dopiero co.

Ucałowałem jej dłoń, którą zsunęła uprzednio z mojej głowy i przysunąłem się bliżej, by po prostu się do niej przytulić. Nie wyobrażałem sobie, że może kiedykolwiek tego zabraknąć.

– Odpocząłeś? – szepnęła i musnęła ustami moją skroń. – Zjedz, Louis. Znając ciebie, szukałeś jakiegoś szybkiego kontaktu do losu i chciałeś zapytać jak się mają sprawy.

– Pracowałem – jednocześnie przyznałem się, a z drugiej strony nie oznajmiłem całej prawdy. Podniosłem się i rozejrzałem się za talerzem z porcją obiadu.

Stał na tacy obok jej talerza. Odstawiła swoje naczynie z tacy i wzięła ją do rąk, a potem mi podała. Usiadłem wygodnie oparty i zerknąłem na danie. Pieczony kurczak, puree ziemniaczane i zielone szparagi. Pachniało na tyle ładnie, że mój brzuch od razu zaburczał.

Zabrałem się za jedzenie, a Gabi włączyła telewizor, wiszący naprzeciw łóżka. Po chwili spojrzała na mnie, jakby coś do niej dotarło.

– Mam dzisiaj zmianę.

– Nigdzie nie pójdziesz – oznajmiłem spokojnym tonem, wbijając widelec w kawałek mięsa.

– Ale Jim mnie w końcu zwolni. Louis, ja go ciągle okłamuję – jęknęła zła na siebie.

– Więc się zwolnisz. – Wzruszyłem ramionami jak gdyby nigdy nic. – Nie ma opcji, byś pracowała.

– Zwolnię się, tylko jak wtedy zapłacę za mieszkanie – mruknęła i spojrzała w stronę obiadu, po czym zsunęła się z łóżka.

– O pieniądze nie musisz się martwić, a twoje zdrowie jest najważniejsze.

– Nie będziesz płacił na moje utrzymanie – powiedziała zażenowana i poszła szybkim krokiem do łazienki.

– Będę, czy ci się to podoba czy nie... – powiedziałem już do siebie.

Wróciła, gdy zjadłem już obiad. Wspięła się na łóżko, po czym ułożyła w moich ramionach.

– Nie mówiłam ci tego wszystkiego po to, byś mnie sponsorował, Lou.

– Dzielimy się majątkiem, nie mam z tym najmniejszego problemu. Jesteś moją narzeczoną.

– O nie, nie, nie ma mowy. – Ponownie się przykryła i wzięła do ręki pilot.

– Ale nie kłóć się ze mną bo i tak nie wygrasz – powiedziałem, obejmując ja ciaśniej, czując jak zakłada nogę na moje ciało.

– Louis, do cholery, mam prawo mieć własne zdanie i nie chcę brać twoich pieniędzy. Czuję się wtedy jak... Jak jakiś pasożyt – wyznała zła, ale tuliła się do mnie tak samo mocno.

Westchnąłem ciężko. Co za uparta kobieta...

– Przestań nawet tak myśleć. – Pokręciłem głową. – Jak już sobie mnie tak wokół palca owinęłaś, to tak się dzieje – stwierdziłem półżartem.

– Nie chcę tak – marudziła dalej, ale już spokojniej. – To nie fair. Ty masz tak dużo, a ja nie wnoszę nic...

Momentalnie zabrałem jej pilota i rzuciłem go na koniec łóżka, nie dając jej innego wyboru niż na mnie spojrzeć. Gdybym mógł, aż przełożyłbym ja sobie przez kolano.

– Powtórz to jeszcze raz, bo chyba nie dosłyszałem...

– Louis – odezwała się niepewnie, patrząc na mnie z niepokojem w oczach. – Wiesz, że tak jest. Teraz jeszcze dokładam ci jakąś pieprzoną chorobę, robię same problemy, moja siostra robi problemy, a w zamian nie dostaniesz nic. Więc jak mogę żyć na twój koszt, skoro na to nie zasłużyłam w żadnym stopniu?

– Pokochałaś mnie i za to powinnaś dostać nagrodę – oznajmiłem zupełnie poważnie.

Nie ukrywajmy... Kto był zdolny pokochać gangstera, mordercę...

Miałem dużo na sumieniu i ona o tym wiedziała. Ba, byłem bliski zabicia Vanessy, a jednak dzisiaj znajdowaliśmy się tutaj.

– Za uczucia się nie płaci, kocham cię i będę kochać do końca, ale nie zgodzę się, żebyś dzielił ze mną majątek, choćbym miała pracować od rana do wieczora, gdy już wyzdrowieję.

– Skoro się nie płaci, to przestań patrzeć na finanse. – Wywróciłem nieznacznie oczami, za co dostałem cios w ramię. Silna kobietka, nie powiem.

– To przestań ciągle mówić, że będziesz mnie utrzymywać, bo mnie denerwujesz – odparła obrażona. – I nie wywracaj na mnie oczami.

– Nigdy nie zasugerowałem, że jesteś na moim utrzymaniu...

– Kłócicie się jak dzieci – stwierdził Harry, stając w progu pokoju ze skrzyżowanymi rękoma.

– Gabi po prostu jeszcze nie przyswoiła informacji, że nie jest w stanie mnie przegadać.

– Będę próbować w nieskończoność – powiedziała, patrząc na niego. – I hej, Harry. Miło cię widzieć. Muszę wam coś powiedzieć.

– Zamieniam się w słuch, blondi. – odparł z uśmiechem Styles.

– Chodzi o to... Ale nie denerwujcie się. – Przełknęła ślinę i zerknęła na mnie. – Proszę.

Ciśnienie skoczyło mi w sekundzie. Nagle i Gabriella potrafiła sprawić, że nie wiedziałem, czego się spodziewać. Po dzisiejszej dawce emocji tak naprawdę chyba mogło wydarzyć się wszystko...

– Ten blondyn, ten facet z zoo... Był wczoraj w szpitalu. Powiedział, że mam uważać i trzymał w rękach moją teczkę – powiedziała to tak szybko, jak z karabinu.

– Nie zrozumiałem nic poza zoo i teczka... – stwierdził Harry, który stał dość daleko, więc wszedł do środka i usiadł w fotelu.

Gabi przytuliła się do mnie, głaszcząc ręką mój tors.

– Nie mówiłem ci, ale w zoo podszedł do dziewczyn jakiś facet i mówił coś o wężach. Dał im ostrzeżenie. Najwidoczniej to było, kurwa, drugie.

– Nie przeklinaj – szepnęła przestraszona.

Harry wyraźnie się zdenerwował, ale nie powiedział ani słowa. No fakt, w końcu była tam jego córka, ale on też nie powiedział mi, że moja dziewczyna choruje na pieprzonego raka!

– Jak on wyglądał, Gabrielle? – spytał poważnie.

– On... Jest blondynem, wyższy od Louisa, niższy od ciebie. I ma zielone oczy oraz specyficzny akcent. – Spróbowała wyjaśnić, ściskając palcami moją koszulkę.

– Hendrix... – szepnąłem, zerkając na przyjaciela.

– Na bank. Zabiję gnoja – warknął i zerwał się z fotela, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami, aż Gabi podskoczyła.

Szczerze powiedziawszy liczyłem na to, że Harry nie rzuca słów na wiatr. Sam chętnie odstrzeliłbym skurwysyna, już dawno powinien leżeć zakopany w piachu.

– Przestań – powiedziała, obserwując moją twarz. Uniosłem brwi zdziwiony. – Przestań, wiem co robisz.

– Co robię? – zapytałem, nie rozumiejąc, co ma na myśli.

– Układasz w głowie scenariusze i zastanawiasz się, jak go zabić. – Położyła dłoń na moim policzku. – Przestań, nie chcę, żebyś o tym przy mnie myślał.

Uśmiechnąłem się pod nosem, bo nie przypuszczałem, że może mnie tak szybko rozgryźć. Widocznie spędzała wystarczająco dużo czasu, by układać odpowiednie historie na podstawie wyrazu mojej twarzy.

– Jesteś niesamowita... – odparłem rozbawiony.

– Czemu? – Teraz to ona była zaskoczona, nie wiedząc o co mi chodzi.

– Mówiłem ci już, jak bardzo cię kocham? – powiedziałem, okraczając ją i zawisałem nad jej ciałem.

Uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową, po czym ułożyła ręce na moich ramionach.

– Nic nie wspominałeś – droczyła się.

– Umknęła mi tak ważna informacja? – szepnąłem, mrużąc lekko oczy, ale na twarzy wciąż miałem uśmiech.

– Tak, jestem pewna, że nawet się nie zająknąłeś – odparła, ukrywając rozbawienie.

Pochyliłem się, zaczynając składać pocałunki na delikatnej skórze mojej kobiety, wydając z siebie ciche pomruki. Rzecz jasna nie zamierzałem jej męczyć seksem. Chciałem tylko okazać jej trochę czułości i upewnić się, że naprawdę tu jest. Tuż przy moim boku.

– Lou – zaśmiała się cicho, gdy zaczęło ją to łaskotać.

Próbowała jakoś ukryć szyję poprzez kurczenie, ale w dodatku złapałem jej nadgarstki, by nie próbowała mnie odepchnąć.

– Jesteś bezlitosny. Ale podziwiam cię. Wyglądam najgorzej jak mogę, a ty mnie całujesz – stwierdziła.

– Halo. – Poderwałem się, by spojrzeć jej w oczy. – Jak pani śmie obrażać mojego anioła?

– Kochanie, widziałam się w lustrze przed chwilą. – Wsunęła palce w moje włosy.

– Chyba pani oślepła... – zacmokałem ustami, kręcąc głową.

– Tak? – Uniosła brew. – Jesteś słodki.

– Ja? A w życiu. – zaśmiałem się, uginając łokcie i złożyłem pocałunek na jej ustach.

Powinienem jej powiedzieć, że w najbliższym czasie będzie dzielić każdy metr kwadratowy tego domu? Nie mogła ze mną negocjować, nie da się wygrać. Tutaj była bezpieczna, nie mógłbym znieść myśli, że jest daleko ode mnie i nie pod moją kontrolą.

Niepewnie oddała pocałunek, a może tak to tylko poczułem, ale zdecydowanie nie był długi.

– Możemy funkcjonować jak wcześniej? – spytała niepewnie. – Nie mówmy o chorobie, chyba, że to konieczne. Te objawy po chemii powinny przejść... Do kolejnego wlewu.

– Pod jednym warunkiem – odpowiedziałem, patrząc jej uważnie w oczy.

– Tak?

– Wprowadzasz się tutaj – bardziej oznajmiłem jej stan rzeczy, niż jakkolwiek zapytałem o zdanie.

– Tutaj? – powtórzyła. – Ja... Nie mogę. Nie mogę zostawić Ness.

– Da sobie radę. Jest duża dziewczynka. Na pewno wprowadzi się do niej Bill, o ile się nie rozeszli, a jak nie to jakaś koleżanka.

– Nie mów tak. – Na jej twarzy malowało się przygnębienie. – To ja zawsze dbałam o dom. Co jeśli sobie nie poradzi?

Nie no, ona chyba żartuje. Chodzi o jej życie, chorobę, komfort, a moja narzeczona jest w stanie myśleć o wszystkich, tylko nie o sobie. Nawet Jim ją zmartwił.

– Masz za dobre serduszko. Na każdego przychodzi czas, że musi wydorośleć, prędzej czy później.

– I tak tu zamieszkam, nieważne ile będziemy o tym rozmawiać, prawda? – Przesunęła palcami po moim policzku. – W porządku. Zamieszkam z tobą, bo przy tobie wiem, że jestem bezpieczna.

Zmarszczyłem czoło, bo poszło aż za łatwo. Zaśmiała się na widok mojego wyrazu twarzy i kiedy chciała się podnieść, zderzyła nasze czoła aż zbyt mocno, przez co opadła na poduszkę, trzymając dłoń na głowie.

– Nie bądź już taki twardy, Tomlinson... – stwierdziła rozbawiona.

Cóż za cudowny humor... Jej wahania nastrojów widocznie miały też inna podstawę. Ale obiecałem nie rozmawiać o tym, jeżeli nie będzie to konieczne.

Poprosiła mnie, bym zszedł na dół po jej telefon, więc to zrobiłem. Gdy rozmawiała z rodzicami, zadzwoniłem do Jima, chodząc po korytarzu. Zwolnię ją, tak jak zamierzałem. Nie będzie pracować. A jeśli będzie, to robiąc to, na czym jej zależy. Najpierw zdrowie, potem wszystko inne.

– Słucham. Bo już wiem, że chodzi o Elle. Nie wiem tylko o co dokładnie – odezwał się.

– Wiem, że wyjdę na kretyna, ale Gabi nie może dłużej już pracować – odparłem z pełną powagą, kierując się powoli na parter.

– Tak? Co się tym razem wydarzyło?

– Zachorowała... Dość poważnie. – stwierdziłem, patrząc na nasze zdjęcie, oprawione w nową ramkę.

Wymieniłem ją po przyjęciu, bo została rozbita przez Ness.

– Okej, stary... Przykro mi. Dzięki za informację.

– Poszukam kogoś na jej miejsce, jeżeli cię to jakoś uratuje...

– Dam radę. Nie martw się. Pozdrów ją.

– Przekażę. Do następnego, Jim.

Rozłączyłem się i odwróciłem, słysząc kroki. Gabrielle schodziła na dół ubrana w mój sweter.

– Jadę do domu, jedziesz ze mną?

– Po co? – zapytałem, chowając telefon do kieszeni w spodniach.

– Chcę spędzić z nimi jeszcze trochę czasu, zanim pojadą jutro – powiedziała cicho, naciągając rękawy swetra

Skinąłem głową, zerkając na nią z uśmiechem. Nie zamierzałem jej zostawić, bo kilka godzin temu niemalże mdlała mi na rękach. Poza tym miałem dobrą okazję, by porozmawiać z Jackiem i Kate. To była ważna sprawa. Pocałowałem Gabi w nos, zakładając skórzaną kurtkę i sięgnąłem po portfel. Może też będzie okazja, by zacieśnić relacje z przyszłymi teściami? Brzmiało to całkiem zabawnie w mojej głowie. Ale nie ukrywam, chętnie napiłbym się dobrego whiskey w towarzystwie Jacka.


Od autorki: Szczęśliwego nowego roku, moi mili :) Przyznam szczerze, że podczas poprawek płakałam niemiłosiernie. To zaskakujące, że historia bohaterów, których stworzyłam wraz z Alicją, potrafi mimo upływu ogromu czasu tak zaskakiwać... 

המשך קריאה

You'll Also Like

22.3K 3.8K 23
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
80.4K 2.1K 51
Ja: Nikt nie przypuszczał, że tak się to potoczy.. Nieznany: Masz racje..nikt
26.5K 1.4K 47
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
2.2K 111 13
● Czyli teraz Loki ma na głowie rodzeństwo Bartonów ● Aria lubiła swoją pracę, dopóki nie wiązała się ona z wojną z kosmitami u boku kilku popaprań...