Obudziłam się kiedy usłyszałam trzask. Gwałtownie podniosłam głowę i spojrzałam na Hannah, która wieszała na ścianie duże lustro.
- Wybacz - powiedziała spoglądając na mnie przepraszająco - nie chciałam Cię obudzić.
- Nie szkodzi - powiedziałam zaspana - która godzina?
- Szósta, jak przyszłam z zajęć to spałaś więc Cię nie budziłam. Przyniosłam Ci frytki - powiedziała wskazując na szafkę obok łóżka.
-Dzięki.
Usiadłam i wtedy wszystko ponownie na mnie spłynęło. To, że Sam ze mną zerwał. To, że powiedział, że mnie nie chce. To, że zasnęłam z płaczu tuląc się do jego bluzy.
Spojrzałam na czerwony materiał leżący przy poduszce. Chwilowo nie wiem co we mnie wstąpiło, ale po prostu zwinęłam ubranie ze złością w kulkę i rzuciłam na drugi koniec pokoju z wściekłym jękiem.
- Jezu, dziewczyno - Hannah aż podskoczyła - co się stało?
Nie było sensu ukrywać przed nią, że wszystko okej, bo chyba musiałam się po prostu komuś zwierzyć. I miałam na myśli komuś, kto będzie obok mnie. Żałowałam, że nie ma przy mnie Emmy albo Darcy, ale Hannah też była godna zaufania i na prawdę się dogadałyśmy. Szczególnie teraz, gdy dzielimy wspólny pokój na kampusie.
Czułam, że znów zaczynam płakać. Wtedy brunetka podskoczyła do mnie dwoma krokami i usiadła obok, obejmując mnie ramieniem.
Wtedy opowiedziałam jej wszystko co działo się w przeciągu ostatnich kilku dni. O tym, że Sam mnie zbywał. O tym, że się nie odzywał i nie chciał ze mną rozmawiać. I o tym, co powiedział mi przez telefon zaledwie kilka godzin temu.
- Dlaczego on to zrobił? - zadawałam jej pytania bez odpowiedzi, cicho łkając w jej koszulkę.
- Nie wierzę, że się tak zachował. Przecież wydawaliście się być dla siebie stworzeni.. wasza przyjaźń i to, jak na Ciebie patrzył.. to wszystko bez sensu - powiedziała.
Nie chciałam tak płakać, nie chciałam być słaba. Ale czułam, że nie straciłam jedynie chłopaka, ale też najlepszego przyjaciela. Osobę, która wie o mnie wszystko.
" Obiecaj mi, że zawsze będziemy się przyjaźnić "
Jego słowa z piątkowego ranka zabrzmiały w mojej głowie i czułam się po prostu oszukana. To nie tak miało wyglądać.
Po kilku minutach już nie płakałam. Siedziałyśmy obie w milczeniu i byłam pewna, że Hannah bardzo chce żebym się rozpogodziła. Ale to nie było takie proste.
- Mam prośbę - zaczęłam odsuwając się od dziewczyny.
- Mów - uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Zróbmy sobie wieczór z niezdrowym żarciem i filmami, dobra?
Hannah wyszczerzyła się, ponownie mnie przytulając, a później wstając.
- Będzie super, pójdę tylko do sklepu i zaraz wrócę - powiedziała szybko i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, zniknęła za drzwiami.
Westchnęłam i poszłam do łazienki, żeby zmyć rozmazany makijaż. Przemyłam twarz zimną wodą i oparłam się o umywalkę patrząc w lustro.
Moje podkrążone, czerwone oczy od płaczu wyglądały teraz okropnie. Potrząsnęłam głową i wróciłam na łóżko wyciągając laptop i szukając filmu. W międzyczasie postanowiłam też zadzwonić do Emmy. Wiem, że prędzej czy później będę musiała się z tym ponownie zmierzyć i wolałam pogadać z nią teraz niż przekładać to na kolejny dzień.
Tak więc rozmawiałam z Emmą około piętnaście minut. Dziewczyna już chciała kupywać bilet i lecieć do Los Angeles, ale jej zabroniłam i przekonałam, że sobie poradzę. Chociaż tak na prawdę nie byłam tego taka pewna.
- Byłabym wdzięczna jeśli przedzwoniłabyś do Darcy i Scotta. Nie mam ochoty znów tego opowiadać, po prostu powiedz im, że zerwaliśmy i tyle, okej?- mówię do telefonu.
Emma wzdycha smutno i przytakuje.
- I tak dobrze wiesz, że Darcy do Ciebie zadzwoni - odparła.
- Wiem, ale przynajmniej nie będę musiała niczego tłumaczyć.
- Cholera.. na prawdę mi przykro. Mam ochotę pojechać do Seattle i złamać mu nos. Nie wiem co w niego wstąpiło.
Wzruszam ramionami choć Emma nie może tego zobaczyć.
- Chcę się czymś zająć i o tym nie myśleć.
- Hannah jest z Tobą?- pyta.
- Poszła do sklepu, robimy sobie wieczór filmowy.
- Dobrze Ci to zrobi. Tak bardzo jest mi smutno, że nie mogę tam być i Cię pocieszyć. Do bani.
- Wiem, ale wkrótce się zobaczymy.
- Mam nadzieję.
W tym momencie do pokoju wraca Hannah i widzę jak trzyma w jednej ręce dwie paczki czipsów, a w drugiej jakieś różowe wino.
- Hannah wróciła - mówię do Emmy.
- W takim razie spędź z nią czas, a ja zadzwonię do Darcy i dam Ci znać co powiedziała.
- Dzięki Em.
- Kocham Cię, pamiętaj - mówi i się rozłącza.
Spoglądam na brunetkę przy drzwiach, która uśmiecha się do mnie i wyciąga w moją stronę rękę z winem.
- Pomyślałam, że może poprawi Ci humor.
Uśmiechnęłam się pierwszy raz od kilku godzin i posunęłam się na łóżku robiąc jej miejsce.
Hannah otworzyła wino, po czym stwierdziłyśmy, że zrobimy sobie maraton Zmierzchu. Pamiętam jak oglądałam te filmy po raz pierwszy i wydawało mi się, że jest to tak dobra produkcja. Cóż, sentyment został do dziś, a Robert Pattinson w roli Edwarda był moim pierwszym ekranowym crush'em.
Tak więc spędziłyśmy wieczór i pół nocy na oglądaniu całej sagi, pijąc wino i jedząc chrupki. A ja chociaż przez chwilę nie myślałam o Samie i o tym co się stało.
*
Następnego dnia na zajęciach czułam się okropnie. I to nie tylko przez to, co wydarzyło się z Samem. Wczorajszy wieczór nie skończył się na jednym winie. Wypiłyśmy chyba z trzy butelki i połowę czwartej. Nawet magiczne tabletki Hannah nie pomagały.
Chciałam zniknąć. Albo uciec z powrotem do pokoju. Na prawdę bolała mnie głowa i pewnie wyglądałam jak siedem nieszczęść.
Moją teorię potwierdził Noah, na którego pechowo ponownie wpadłam na dziedzińcu, po moich ostatnich zajęciach.
- Boże, co Ci się stało? Wyglądasz jakbyś nie myła się trzy dni.
- Spierdalaj - skwitowałam przechodząc obok niego.
- Woo, co tak ofensywnie? I kto tu jest dla kogo niemiły.
Odwróciłam się do niego na pięcie i widać było, że trochę go zaskoczyłam swoim nagłym humorem.
- Na prawdę nie masz nic lepszego do roboty niż zawracanie mi dupy? Idź wyżywaj się na innym pierwszoroczniaku i daj mi święty spokój do cholery!
Ruszyłam szybkim krokiem do akademika, zostawiajac chłopaka w bezruchu. Weszłam na pierwsze piętro i wchodząc do swojego pokoju, zatrzasnęłam za sobą drzwi. Już myślałam, że się go pozbyłam, kiedy nagle po kilku minutach tak po prostu wparował mi do pokoju.
- Co Ty do cholery robisz?- mój głos brzmiał bardziej jak pisk.
- Wchodzę do twojego pokoju - odpowiada beznamiętnie.
- Nie możesz tak sobie wchodzić do mojego pokoju. Mogłam być naga albo coś!- wydarłam się gestykulując.
- Ale nie jesteś. Z jednej strony w sumie szkoda - posłał mi łobuzerski uśmieszek.
- Chryste.. wyjdź - wskazałam palcem na drzwi, ale ten nawet nie drgnął - już!
- Nie - powiedział tym swoim obojętnym tonem - Davis zadał nam zadanie, nie pamiętasz? Jutro mija termin.
Złapałam się za głowę zamykając na moment oczy.
Faktycznie zapomniałam o tym zadaniu, ale wole wyskoczyć z okna niż siedzieć i z nim go robić.
- Powiedziałam, że zrobię go sama.
- Obydwoje wiemy, że o tym zapomniałaś. Poza tym jestem dobry z interpretacji i chyba mogę Ci pomóc - powiedział nonszalancko, kładąc się na złączonych łóżkach i bacznie mnie obserwując.
- Dzięki za łaskę, o wielki panie - sarknęłam przewracając oczami i podchodząc do małego biurka.
- Nie ma sprawy, uwielbiam pomagać pierwszakom - powiedział i wiedziałam, że również sobie żartuje.
Zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego w bezsilności. Ten człowiek mnie wykończy.
Bez słów wyciągnęłam z szafki teczkę i wiersz Elizabeth Siddal dany mi przez pana Davisa. Przeczytałam go uważnie i szczerze? Zaczynam na prawdę nie lubić profesora z poezji.
Trey chyba zauważył moją minę i roześmiał się, a potem słyszałam jak wstaje i do mnie podchodzi. Pochylił się za mną tak, że nasze głowy były tuż przy sobie. Jego usta były na wysokości mojej szyi i dokładnie mogłam poczuć na niej jego oddech.
- Mimo pozorów to bardzo prosty wiersz - mówi szeptem do mojego ucha i czuję jak na moim karku pojawia się gęsia skórka.
Zaciskam zęby i biore wiersz oraz długopis i kartkę w dłoń. Wstaje z biurka i siadam na łóżku mając nadzieje, że do mnie nie dołączy.
Niestety dołącza.
Siada obok i bierze ode mnie wiersz, czytając go w myślach, a później na głos, kolejny raz.
- Nie otwieraj ust, głupcze
Nie odwracaj do mnie twarzy;
Wybuchy niebios powalą Cię zanim Ci wybaczę.
Zabierz swój cień z mojej ścieżki,
Nie odwracaj się do mnie i módl się;
Dzikie wiatry rozwieją Twoje słowa zanim pozwolę Ci zostać.
Odwróć swój ciemny, fałszywy wzrok i nie patrz na moją twarz;
Wielka miłość, którą Cię zanudziłam - taraz wielka nienawiść siedzi ponuro na swoim miejscu.
Wszystkie zmiany mijały mnie jak sen,
Nie śpiewam i nie modlę się;
A Ty jesteś jak trujący krzew,
I to ukradło mi życie. *
Wpatrywałam się w niego przez chwilę i nie mogłam się opamiętać. Miałam wrażenie, że utożsamiam się z tym wierszem bardziej niż bym chciała.
Długo się nie odzywałam i po chwili zdałam sobie sprawę, że Noah zaczyna już pisać interpretacje.
Potrząsnęłam więc głową i odchrząknęłam włączając się w zadanie. I przez godzinę nawet nie przeszkadzała mi jego obecność. Pracowaliśmy nad wierszem, a ja próbowałam zrozumieć dlaczego Sam jest moim trującym krzewem.
___________________
* - wiersz znalazłam w internecie i sama przetłumaczyłam na polski. Staram się zrobić to tak, żeby miało sens, więc niektóre słowa nie są takie same jak w oryginale, ale dalej ma to takie samo znaczenie :)
Dajcie znać w komentarzu czy wam się podoba!