Raj Utracony Tom II ✓

By ilmarecailleach

13.6K 1.3K 210

Cały świat się zmienił. Wystarczyło kilka godzin, by księżniczka Aurora przestała być księżniczką, a stała s... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Epilog

Rozdział 10

543 51 0
By ilmarecailleach



Obiad przebiegał w nieprzyjemnej ciszy. Afra rzucała dzikie spojrzenia wszystkim dookoła, Alba ostentacyjnie trzymała nóż i widelec. Aurora nieufnie powąchała zawartość kielicha, który jej podano. I ten starszy mężczyzna śledzący wzrokiem każdy ich ruch... Aurora nie wiedziała jak to robił. W jednej chwili patrzył na nią, w następnej na Afrę, by bez problemu kątem oka obserwować Albę przy okazji. Był niezrównanym mistrzem i wampirzyca zastanawiała się, czy to na pewno człowiek. Pachniał jak człowiek, starzał się jak człowiek, wyglądał jak człowiek, ale... był czymś innym. Żałowała, że nie ma Suzanny przy niej. Ona może znała by odpowiedzi na nurtujące ją pytania.

A może swoim zwyczajem kazałaby się jej zająć nauką odpowiednią dla następczyni tronu. Problem polegał jednak na tym, że wszystko to czego nauczyła się w zamku nijak miało się do rzeczywistości poza jego murami.

-Kim jesteś? – zapytał Asasyn. Aurora nie odrywała od niego nieruchomego wzroku.

-Jestem Hel – odparła z prostotą. Nie zamierzała silić się na żart i dodawać, że jest też wampirem. On to wiedział. I pewnie nie doceniłby jej poczucia humoru.

-Alef – wypowiedział to słowo z dziwacznym akcentem, przeciągając drugą sylabę. – Jesteś Alef – oznajmił. Aurora pokręciła głową.

-Nie, nie rozumiesz... - zaczęła, ale przerwał jej lekkim gestem.

-Hel jest ciemnością. A w tobie nie ma jej aż tyle, byś nosiła to miano. Jesteś alefem-nieskończonością – Aurora wpatrywała się w staruszka i zastanawiała się czy postradał zmysły. Kto byłby normalny mieszkając na pustkowiu, na szczycie góry z kamienia? Wśród milczących zabójców?

Alba i Afra śledziły tę rozmowę ze zdwojoną czujnością. Jakoś nie wyglądały na zachwycone rozwojem wydarzeń. Ale Aurora nie zamierzała ich w żaden sposób uspokajać.

-Alef – mruknęła. – Niech ci będzie – westchnęła ciężko. Mógł sobie wygadywać różne głupstwa, nie dbała o to. Imię to imię. Bez różnicy. Wymyśliła sobie takie a nie inne imię, ale nie miało to najmniejszego znaczenia. Mogła nazywać się jakkolwiek.

Ostrożnie napiła się wina. Była tylko trochę zaskoczona, gdy poczuła krew. Więc uszanowali to kim jest. Nie mogła wykluczyć, że spróbują ją otruć – była ich naturalnym wrogiem. Ale to nie zmieniało faktu, że Asasyni przestrzegali prawa gościnności i dbali o wędrowców, którzy do nich przybyli.

Ale czy prawo gościnności obowiązywało w tym przypadku?

Nie, musiało chodzić o coś innego. Aurora nie wierzyła w „dobrą wolę". Nigdy nie była aż tak naiwna. Oni czegoś od niej chcieli. Pytanie brzmiało: czego i co ofiarują jej w zamian?

***

Obiado-kolacja dobiegła końca. Nikt więcej się nie odezwał. Aurora, Afra i Alba zostały odprowadzone do swoich komnat. Albo cel, zależy jak nazywać małe pomieszczenie z łóżkiem i miską do umycia się. Aurora skrzywiła się na to. Nie chciała spać w takim miejscu. Była księżniczką! Była...!

Ale nikt tu o tym nie wiedział. I niechaj tak pozostanie.

Dlatego nie wybrzydzała i opadła na twarde posłanie. W sumie nie było aż tak źle. Ktoś zajął się jej rzeczami, które leżały obok łóżka. Maleńka szafeczka, której wcześniej nie zauważyła, musiała służyć za miejsce, gdzie powinna trzymać swoje rzeczy. Przewidziana była tylko na najpotrzebniejsze przybory do życia codziennego. Nie było tu mowy o zbytku. Westchnęła ciężko. Broni jej nie oddali. Nie powinna się dziwić. Zwłaszcza, że była tu najmniej pożądanym gościem.

Kiedy na spokojnie zastanowiła się nad swoim położeniem, przeszukała swoje rzeczy. Nie znalazła listu od Reada. Ani ukrytej broni. Niczego, co mogłaby wykorzystać. Zgadywała, że Asasyni odebrali jej każdy, podejrzany przedmiot. Tak samo było z Afrą i Albą – tego się akurat domyśliła. Nie musiała być przy dwóch kobietach pustyni, by wiedzieć, że im również odebrano wszystko, co stanowiło potencjalne zagrożenie.

Asasyni nie bawili się w uprzejmości. Najwyraźniej mieli jasno precyzowane rozkazy i wykonywali je bez zbędnych komentarzy. Nie umiała tego nie podziwiać. Nawet na dworze jej rodziców zdarzały się osoby sprawiające problemy, które kwestionowały każdy rozkaz i każdy pomysł jej rodziców. Tyle, że Angus i Antonia dysponowali mocami mogącymi zmusić każdego wampira do posłuszeństwa. Nie korzystali z tego przywileju. Ich władza opierała się na czymś innym. Na zaufaniu. Zadziwiające, ale nigdy nie umiała tego pojąć. Nawet teraz nie bardzo potrafiła uwierzyć, że panowanie jej rodziców było takie... spokojne i pokojowe. Liczyły się negocjacje, a nie prymitywny terroryzm.

Widać wśród Asasynów panował podobny schemat. Zaufanie do przywódcy.

Tylko jak zmusić ludzi, by ci zaufali?

Nie, to nie było najważniejsze. Aurora powinna się umyć i przespać. Jutro będzie ciężko. Nie wiedziała, czy ktoś ją obudzi, czy ma wstać sama, czy może powinna liczyć się z tym, że musi przystosować się do dziennego trybu życia...

Podeszła do misy i dzbanka z wodą. Ponownie westchnęła ciężko. Zaczynała tęsknić za służbą. Jakże przyjemnie było nie przejmować się tymi trywialnymi rzeczami! Umyła się, a zakurzone, przepocone ubranie rzuciła na mało schludny stosik obok łóżka. Najwyraźniej była bałaganiarą. Co można poradzić na dawne przyzwyczajenia?

Zanim zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie, zasnęła niespokojnym, płytkim snem.

***

Obudziła się kilka godzin po świcie. Leżała bez ruchu i nasłuchiwała, ale twierdza wydawała się martwa. Jakby nikt jeszcze nie wstał i nie zaczął dnia... Zdziwiło ją to i choć nie miała zamiaru ruszać się z łóżka, podniosła się, ochlapała twarz resztą czystej wody i ubrała czyste spodnie i koszulę. Na palcach podeszła do drzwi i wystawiła głowę. Rozejrzała się dookoła, ale było tak cicho, że aż się wzdrygnęła. Potrząsnęła głowa. Była niemądra. Była wampirem. Powinna darować sobie podobne zachowania. To oni powinni bać się jej, a nie na odwrót!

Wyprostowała się i ruszyła w kierunku, który wybrała zupełnie przypadkiem. Nie pamiętała, z której strony przyszła, ale nawet gdyby miała, to korytarze wyglądały tak samo. Gdziekolwiek nie szła, wszędzie było tak samo. Kamienne, gładkie ściany, małe okienka, zbyt wysoko, by mogła podejść i wyjrzeć przez nie. Może widok poza ścianą coś by jej powiedział?

Nie spotkała nikogo podczas swojej wędrówki. Nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle. Czy w wielkim mieście Asasynów nie powinno być... zwykłych ludzi? Takich co to gotują, sprzątają i zajmują się tym, czym nie zajmują się Asasyni – tutejszy odpowiednik szlachty. Aurora dalej szła przed siebie, dalej nasłuchiwała. I dalej nie była wstanie zarejestrować żadnego ruchu. Nie rozumiała czemu tak jest. Powinien się nieść tu pogłos, jakieś echo, cokolwiek! Ale ta cisza! Była upiorna. A Aurorze ani trochę się to nie podobało. Nigdy się nie bała ciszy, cisza była jej sprzymierzeńcem. Jako wampirzyca, słyszała lepiej i widziała więcej. Ale tutaj... Tutaj nic nie było...

-Wampirzyco! – usłyszała niosący się zza jej pleców głos Afry. Podskoczyła na ten niespodziewany dźwięk, a jej serce waliło o żebra w szaleńczym tempie. Nigdy niczego się nie przestraszyła. Nie aż tak w każdym bądź razie. Obróciła się powoli, starając się przybrać spokojny wyraz twarzy. Zastanawiała się, czy powinna strzelić w łeb kobietę z pustyni. I przypomnieć, że wampirów się nie straszy. Bo można to przypłacić życiem. Afra dopadła ją w momencie, gdy Aurora miała już wyrównany oddech i gdy opanowała się na tyle, by nie tylko być spokojną, ale i zdążyła wydąć lekko pogardliwie wargi.

-Czemu biegasz po korytarzach jak jakaś smarkula? – zapytała ze spokojem. Afra obrzuciła ją nienawistnym spojrzeniem. Prychnęła.

-I kto to mówi? – zadrwiła. – Wyglądasz jak dzieciuch, a nie kobieta! – dźgnęła ją palcem w ramię. Aurora zignorowała zaczepkę. Nie było sensu odpowiadać na coś tak prymitywnego. Poczekała aż w zasięgu wzroku i słuchu znajdzie się Alba. Z nią przynajmniej dało się dogadać.

-A wy znowu się kłócicie? – zapytała zrezygnowanym tonem Alba, pokręciła tylko głową. Jej czarne włosy nie były związane w ciasny kok, jak zazwyczaj. Dopiero teraz Aurora miała okazję zobaczyć twarz swojej przewodniczki i nauczycielki. Jej kędzierzawe włosy, związane w luźny warkocz i duże, brązowe oczy. Tak spokojne jak mogłyby być oczy wiekowego wampira. Aurora wiedziała, że Alba to człowiek. Czuła to wszystkimi zmysłami. Ale coś w kobiecie z pustyni było zdecydowanie nie tak. Wcześniej nie zwracała na to uwagi. Była zbyt pochłonięta swoimi problemami, ale teraz, po tym jak wyciszyła umysł, dostrzegła... coś. I na razie nie umiała tego wyjaśnić.

A może zwyczajnie nabawiła się już paranoi. Nikt nie mógł pozostać normalny po takich przeżyciach, jakie jej w ostatnich tygodniach zafundowało przeznaczenie.

-Nie, Albo. To Afra zaczyna swoje...

-Ja zaczynam?! – Śmiertelniczka aż się zapowietrzyła z oburzenia. Wycelowała palce w Aurorę. – To ta przeklęta krwiopijczyni zaczyna! – huknęła mocnym głosem, aż echo poniosło się korytarzem. Aurora skrzywiła się paskudnie.

-Tak, tak, wszyscy wiemy jaka to ja jestem zła, wredna i przebiegła – zadrwiła. Mało brakowało, a Afra rzuciłaby się na nią, ale stanowcza Alba jak zawsze ją powstrzymała.

-Dość tego! Obie! – dodała, patrząc surowym wzrokiem na Aurorę. – Nie jesteś lepsza, Hel! Prowokujesz i podsycasz złość, skończ to. Przywódca Harun cię wzywa – oznajmiła.

-Kto? – zmarszczyła brwi, ale wiedziała o kim mowa. O Asasynie, który się jej nie przedstawił.

-Harun. Lepiej się pospieszmy. Nie wypada kazać czekać komuś, kogo chcesz prosić o pomoc – dodała Alba i obróciła się na pięcie. Poszła w przeciwnym kierunku do tego, który wybrała Aurora.

-Nie można było tak od początku? – mruknęła pod nosem, ale tak po prawdzie sama sobie była winna. Kto kazał jej naskoczyć na Afrę?

-Idziesz? – zapytała obrażonym tonem druga z sióstr. Ta złośliwsza.

-Wybacz, Afro – odezwała się niespodziewanie Aurora. Nie wiedziała kogo bardziej zaskoczyły jej słowa: ją, czy Afrę. – Nie powinnam wyładowywać na tobie swoich frustracji – dodała. Skoro zaczęła, powinna skończyć.

-Ta, jasne. Nie ma problemu – Afra gapiła się na nią, jakby postradała rozum, ale Aurora nie zamierzała się wycofywać z tych przeprosin. Nie była dzieckiem. Powinna brać odpowiedzialność za swoje czyny i słowa.

Może czas było posłuchać rad Suzany. Może czas najwyższy dorosnąć i pogodzić się z rzeczywistością. Aurora nie była już dzieckiem. Nie miała prawa nim być. A dorosłość dopadła ją w najmniej oczekiwanym momencie. Wtedy, gdy nie była na nią w ogóle przygotowana. Ale to nic. Aurora nie miała zamiaru więcej się nad sobą rozczulać. Jakże by mogła? Nie, gdy wciąż czuła ciężar przysięgi, złożonej sobie samej, gdy jedno słowo prześladowało ją od tak wielu dni. Zemsta i tylko zemsta. Nic więcej się nie liczyło.

A by się zemścić, musiała przekonać Haruna, że warto ją szkolić. Nie wiedziała jeszcze jak to zrobi, ale jakiś sposób musiał istnieć. Gdy podążała kamiennymi korytarzami, próbując wymyślić jakiś plan, jakieś słowa, które przekaże staremu Asasynowi, w końcu usłyszała szczęk drewnianej broni. Szkolenie młodych Asasynów właśnie się odbywało gdzieś poza ścianą. Gdzieś, gdzie nie mogła ich dostrzec. Aurora zamyśliła się. Podobne uderzenia powinna słyszeć nawet w swoim małym pokoiku. A jednak! Jakaś tajemnica otaczała tą górę i mieszkających na niej śmiertelników. Wcześniej się nad tym nie zastanawiała, po prostu przyjęła, że Asasyni są bardzo cisi i jakimiś tajemniczymi sposobami, których nie znała, umieją omamić jej zmysły. Ale możliwe, że chodziło tutaj o coś innego. Może działały tu siły, o których niczego nie wiedziała...

I po raz pierwszy od przybycia tutaj poczuła się niepewnie. Nie, to nie był strach. To uczucie, gdy wątpisz w podjęte przez siebie decyzje, nie było strachem. Było czymś innym, bardziej paraliżującym. Wiedziała już co znaczy się bać. Ale nigdy nie zwątpiła w siebie i swoją nieomylność. Może to był jej pierwszy błąd. Może powinna pomyśleć, zanim tu przybyła, ale czuła tak wielką potrzebę działania! Nie wiedziała co innego miałaby zrobić! Czekać? Na co miałaby czekać? Aurora wiedziała, że wszyscy rojaliści byli martwi. Zginęli w zamku jej rodziców... jej zamku! Nie było absolutnie nikogo, kto mógłby jej pomóc, czy ją odnaleźć. Była sama. Tak bardzo sama, jak jeszcze nigdy wcześniej.

Nagle ich mały pochód zatrzymał się. Alba obróciła się i spojrzała na Aurorę. Afra stanęła obok siostry.

-Tylko ty masz tam iść – oznajmiła niezadowolonym tonem. Aurora spojrzała na drzwi. Nie wiedziała, czego miałaby się tam spodziewać. Drzwi były prostą kotarą z zwiewnego materiału. Wzruszyła ramionami i przekroczyła ten symboliczny próg. W środku czekał na nią przywódca Harun. Siedział rozparty na haftowanych w geometryczne wzory poduszkach. Przed nim stał niski, owalny stoliczek z drewna, a na stoliczku dziwny, szklany przyrząd, malowany w kwiaty. Z tego dziwnego czegoś wydobywał się pachnący drzewem dym. Harun trzymał w dłoni długą rurkę z ustnikiem, i gdy dostrzegł wzrok Aurory, zaciągnął się dziwnym dymem. A potem wypuścił powietrze. Całe pomieszczenie pachniało w jakiś dziwaczny sposób, a ten dym gryzł wrażliwe oczy Aurory, wdzierał się do płuc, czuła jak osiada na jej włosach i przykleja się do nich. Harun niespiesznym gestem wskazał jej poduszki naprzeciwko siebie.

-Zaciągnij się – podał jej rurkę ze srebra, grawerowaną w podobny motyw, w jakim była pomalowana dziwna butelka. Aurora zmarszczyła brwi.

Nie powinna ufać temu człowiekowi. Nie powinna palić tego zielska, drzewa, czy co to było. Nie powinna tracić ani na chwilę czujności.

Przyłożyła do ust ustnik i wciągnęła w głęboko powietrze. W butelce się zakotłowało. W jej płuca wdarł się dym, oczy zaczęły gwałtownie łzawić, a ciałem wstrząsnął ostry kaszel. Po policzkach pociekły łzy, gdy krztusiła się, nie mogąc złapać tchu. Harun patrzył na nią nieporuszony. Widać, nie był zaskoczony jej reakcją. Gdy względnie się uspokoiła i oddała to dziwne narzędzie Asasynowi, ten w końcu się odezwał.

-To argila. Fajka wodna – dodał tonem wyjaśnienia, ale Aurorze to i tak nic nie mówiło.

-Śmierdzi – zdecydowała się wyrazić swoją opinię. Harun skinął głową. Nie miała pojęcia czy się z nią właśnie zgodził, czy... może nie.

-Zaskakujące, że się na to odważyłaś. – Po raz pierwszy Asasyn zwracał się do niej jak do istoty rozumnej. Jak do człowieka. Zniknęła gdzieś pogarda, którą jej do tej pory okazywał. Widziała ten zamyślony wzrok już wcześniej. U Reada, Naczelnika Kamiennego Miasta.

-Czy to był test? – zapytała, ale nie uzyskała odpowiedzi. Za to w pomieszczeniu zrobiło się jeszcze bardziej... duszno. I było więcej dymu. – Czy od samego początku poddajesz mnie testom? – ponowiła pytanie, ale nie uzyskała na nie odpowiedzi. Zaczynało ją to denerwować, ale gniewem nic nie wskóra.

-Niedawno zabito całą twoją rodzinę – oznajmił ni z tego, ni z owego Harun. Aurora zamarła w bezruchu typowym dla swojej rasy. – Zniszczono wszystko, co było ci znane. Ale ty jesteś jak alef. Jesteś tym co niezbadane. Prawie boskie. Alef. Nazywasz się Alef. – powiedział całkowicie bez sensu, choć Aurora usłyszała tylko początek jego wypowiedzi. Wzdrygnęła się.

-Tak, zabito całą moją rodzinę. Chcę ich pomścić – mogła zagrać w otwarte karty. Nie było sensu się oszukiwać, ani jego. Wiedział więcej niż się spodziewała, ale może to i dobrze. Nie musiała się tłumaczyć.

-Tak, tak... Alef. Hel. Albo Aurora Kelly – prawie udało jej się nie wzdrygnąć, gdy nazwał ją jej imieniem. Zachowała beznamiętny wyraz twarzy. – Wiedzieliśmy, że ktoś z twojego rodzaju kiedyś tu przybędzie. Ciekawe, że to musisz być właśnie TY.

Harun mówił bez sensu. A Aurora zastanawiała się, czy powinna jakoś mu przerwać, wtrącić swoje pytania, czy po prostu czekać. Wybrała ostatnią opcję. Ostatecznie, nie zabił jej, choć zapewne wiedząc, że jest księżniczką wampirów, była pierwsza na jego liście do odstrzału.

-Zatem, Alef – w dziwaczny sposób przeciągał „e" w tym słowie. Widać było to określenie z jakiegoś znanego mu dialektu. Aurora nie wiedziała. – O świcie zaczniesz trening. Ty i twoje przyjaciółki – albo się przesłyszała, albo zadrwił z niej.

Lepiej nie wnikać. Ten mężczyzna za dużo wiedział jak na kogoś całkowicie odciętego od świata zewnętrznego. Aurora tylko pokiwała głową.

-Jestem ciekaw dokąd zaprowadzi cię ta ścieżka – ponownie zaciągnął się dymem. Odchylił się na poduszkach, a Aurora zrozumiała, że audiencja zakończona. Wstała, czując ból w nogach nienawykłych do podobnej pozycji. Wycofała się sztywno na korytarz, gdzie czekały na nią Alba z Afrą.

-I co? – wypaliła ta mniej cierpliwa.

-Zaczynamy jutro trening – oznajmiła zmęczonym tonem.

-Tak! – Afra zaklaskała w dłonie, a na jej ciemnej twarzy pojawił się wesoły uśmiech. – Na coś się nam w końcu przydałaś! – klepnęła ją przyjacielsko w plecy. Alba nie podzielała radości siostry.

-Kiedy?

-O świcie – westchnęła ciężko Aurora.

-Nie mogę się już doczekać, jak wampirzyca poradzi sobie w świetle pustynnego słońca – Afra zaczęła chichotać złośliwie, na co Alba westchnęła ciężko.

„To będzie ciężka przeprawa" pomyślała Aurora, obracając się do sióstr plecami i odchodząc spod drzwi pokoju przywódcy Asasynów. 

~*~

Dzięki za gwiazdki i komentarze!

Pozdro!

N.C.

Continue Reading

You'll Also Like

328K 21K 92
- Kundel- powiedziałem do stojącego przede mną chłopaka - Pijawka- odparł posyłając wrogie spojrzenie - Thomas! Dylan!- krzyknęła nauczycielka- przes...
3.1K 48 21
Opowiadanie zaczyna się cztery lata przed wydarzeniami w książce. Denethor, namiestnik Gondoru się starzeje. Ma dwóch synów, starszy Boromir jest ry...
310K 20.3K 54
Wampir - żywiący się ludzką krwią, o ludzkiej postaci i charakterystycznie wydłużonych kłach... To właśnie jestem ja - Arianna Stine, wampirzyca. ...
291K 14.2K 46
Zapanowała noc, kiedy odebrałam telefon, w którym zostałam poinformowana o przeprowadzce. Wszystko zapowiadało się dobrze, ale musiałam się tam prze...