Rozdział 10

543 51 0
                                    



Obiad przebiegał w nieprzyjemnej ciszy. Afra rzucała dzikie spojrzenia wszystkim dookoła, Alba ostentacyjnie trzymała nóż i widelec. Aurora nieufnie powąchała zawartość kielicha, który jej podano. I ten starszy mężczyzna śledzący wzrokiem każdy ich ruch... Aurora nie wiedziała jak to robił. W jednej chwili patrzył na nią, w następnej na Afrę, by bez problemu kątem oka obserwować Albę przy okazji. Był niezrównanym mistrzem i wampirzyca zastanawiała się, czy to na pewno człowiek. Pachniał jak człowiek, starzał się jak człowiek, wyglądał jak człowiek, ale... był czymś innym. Żałowała, że nie ma Suzanny przy niej. Ona może znała by odpowiedzi na nurtujące ją pytania.

A może swoim zwyczajem kazałaby się jej zająć nauką odpowiednią dla następczyni tronu. Problem polegał jednak na tym, że wszystko to czego nauczyła się w zamku nijak miało się do rzeczywistości poza jego murami.

-Kim jesteś? – zapytał Asasyn. Aurora nie odrywała od niego nieruchomego wzroku.

-Jestem Hel – odparła z prostotą. Nie zamierzała silić się na żart i dodawać, że jest też wampirem. On to wiedział. I pewnie nie doceniłby jej poczucia humoru.

-Alef – wypowiedział to słowo z dziwacznym akcentem, przeciągając drugą sylabę. – Jesteś Alef – oznajmił. Aurora pokręciła głową.

-Nie, nie rozumiesz... - zaczęła, ale przerwał jej lekkim gestem.

-Hel jest ciemnością. A w tobie nie ma jej aż tyle, byś nosiła to miano. Jesteś alefem-nieskończonością – Aurora wpatrywała się w staruszka i zastanawiała się czy postradał zmysły. Kto byłby normalny mieszkając na pustkowiu, na szczycie góry z kamienia? Wśród milczących zabójców?

Alba i Afra śledziły tę rozmowę ze zdwojoną czujnością. Jakoś nie wyglądały na zachwycone rozwojem wydarzeń. Ale Aurora nie zamierzała ich w żaden sposób uspokajać.

-Alef – mruknęła. – Niech ci będzie – westchnęła ciężko. Mógł sobie wygadywać różne głupstwa, nie dbała o to. Imię to imię. Bez różnicy. Wymyśliła sobie takie a nie inne imię, ale nie miało to najmniejszego znaczenia. Mogła nazywać się jakkolwiek.

Ostrożnie napiła się wina. Była tylko trochę zaskoczona, gdy poczuła krew. Więc uszanowali to kim jest. Nie mogła wykluczyć, że spróbują ją otruć – była ich naturalnym wrogiem. Ale to nie zmieniało faktu, że Asasyni przestrzegali prawa gościnności i dbali o wędrowców, którzy do nich przybyli.

Ale czy prawo gościnności obowiązywało w tym przypadku?

Nie, musiało chodzić o coś innego. Aurora nie wierzyła w „dobrą wolę". Nigdy nie była aż tak naiwna. Oni czegoś od niej chcieli. Pytanie brzmiało: czego i co ofiarują jej w zamian?

***

Obiado-kolacja dobiegła końca. Nikt więcej się nie odezwał. Aurora, Afra i Alba zostały odprowadzone do swoich komnat. Albo cel, zależy jak nazywać małe pomieszczenie z łóżkiem i miską do umycia się. Aurora skrzywiła się na to. Nie chciała spać w takim miejscu. Była księżniczką! Była...!

Ale nikt tu o tym nie wiedział. I niechaj tak pozostanie.

Dlatego nie wybrzydzała i opadła na twarde posłanie. W sumie nie było aż tak źle. Ktoś zajął się jej rzeczami, które leżały obok łóżka. Maleńka szafeczka, której wcześniej nie zauważyła, musiała służyć za miejsce, gdzie powinna trzymać swoje rzeczy. Przewidziana była tylko na najpotrzebniejsze przybory do życia codziennego. Nie było tu mowy o zbytku. Westchnęła ciężko. Broni jej nie oddali. Nie powinna się dziwić. Zwłaszcza, że była tu najmniej pożądanym gościem.

Raj Utracony Tom II ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz