Rozdział 9

539 52 4
                                    


Aiden siedział w siodle i modlił się, by Magnus w końcu się zamknął! Czarownik ubzdurał sobie, że musi zacząć śpiewać i straszyć tym samym wszelkie dzikie bestie mogące zamieszkiwać okoliczne lasy. Wampir był bliski poderżnięcia mu gardła już jakąś godzinę temu, ale w tym momencie sięgał po nóż. Nie zamierzał znosić tego ani sekundy dłużej.

Podejrzewał, że Magnus robi to celowo, ale nijak nie mógł tego udowodnić, a zabicie nadwornego Czarownika Filipa byłoby idiotyzmem.

Choć akurat teraz o to nie dbał. Chciał mieć cholerny święty spokój! Po cholerę on się na to godził? No po co? Nóż doskonale leżał w dłoni. Ledwo dostrzegalnym gestem cisnął go w głowę obiektu swojej olbrzymiej frustracji. Magnus wykonał leniwy gest ręką, a nóż spadł na trawę. Żołnierze w jednej chwili chwycili za broń i rozglądali się czujnie dookoła, oczekując ataku.

-Spokojnie, panowie. To ten wampir ma mnie dość – Magnus wyszczerzył zęby, a Aiden żałował, że nie zabił go od razu. Wiele by mu to ułatwiło. Jego twarz stężała w wyrazie bezgranicznej pogardy, gdy Magnus wesoło się do niego uśmiechnął. I Aiden był pewien, że było w tym uśmiechu wiele złośliwości. Oj tak, Czarownicy nie byli mili, ani tym bardziej uprzejmi. Cóż, taka była cena ich towarzystwa i pomocy. Nawet dla królów bywali wredni, nic nie robiąc sobie z ewentualnych konsekwencji. Ktoś taki jak Angus Torin bez problemu przywoływał ich do porządku. Jego autorytet i wiek bardzo mu w tym pomagały. A także stojąca obok piękna żona, skutecznie odwracając uwagę od męża...

Aiden żałował, że nie miał okazji na bliższe poznanie króla. Antonia była tą, która wiodła prym w towarzystwie i kontaktach z obcymi. Była ambasadorem na własnym dworze, świetnie poinformowanym i śmiertelnie niebezpiecznym. A Angus...

Ale teraz to już nie było ważne. Powinien przestać żałować martwych, oni nic nie czuli i niczego już nie potrzebowali. Lepiej skupić się na żywych.

-Zamierzasz dalej wyć jak upir? – parsknął Aiden. Magnus zamilkł.

-A już myślałem, że spróbujesz znowu mnie zabić – zaśmiał się wesoło. Miał podejrzanie dobry humor, a Aiden nie mógł dojść dlaczego. Magnus coś znalazł. Albo coś knuł. A wampir nie wiedział co gorsze. Zadowoleni Czarownicy, to groźni Czarownicy. Aiden wiedział o tym aż za dobrze i wcale nie zamierzał dawać się nabrać na ten idiotyczny, koci uśmieszek Magnusa.

-Będzie jeszcze okazja – zauważył pozornie niedbałym tonem. Magnus skinął głową na te słowa. Cóż, jeśli nie zginął obaj w jakiejś potyczce, to jeden zabije drugiego, gdy to już się skończy.

-Masz jakiś plan, czy dalej zamierzasz się dąsać? – Magnus nie musiał rzucać gróźb pod adresem krwiopijcy, obaj wiedzieli, że to starcie kosztowałoby ich więcej, niż było tego warte.

-Oczywiście – skłamał gładko. Magnus siedział w ciszy, leniwie kiwając się w siodle w przód i w tył. Nie był wytrawnym jeźdźcem. Czarownicy woleli siedzieć w rezydencjach i pałacach, niż szwendać się z wampirami po świecie. Magnus nie stanowił tutaj wyjątku.

-I? – nie wytrzymał, na co Aiden uśmiechnął się drapieżnie. Zemsta bywała słodka.

-Soare – oznajmił spokojnym tonem Aiden, choć spokojny wcale nie był.

-To daleko – marudził Magnus, ale wampir go zignorował. Soare było ludzkim miastem, należącym do Angusa Torina. Nieoficjalnie rzecz jasna. W mieście sprawował władzę burmistrz Lorenzo, człowiek całkowicie oddany wampirom. Aiden podejrzewał, że wierność Lorenza, nota bene kupca, brała się ze skarbca wampirów, a Angus dbał o swoich poddanych. Soare było bogatym i olbrzymim miastem, centrum kultury i nauki ludzkiej. To tutaj znajdował się jeden ze słynniejszych uniwersytetów i kilka ciekawych zabytków architektury, pochodzącej jeszcze ze Złotego Wieku wampirów.

Raj Utracony Tom II ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz