Raj Utracony Tom II ✓

By ilmarecailleach

13.6K 1.3K 210

Cały świat się zmienił. Wystarczyło kilka godzin, by księżniczka Aurora przestała być księżniczką, a stała s... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Epilog

Rozdział 4

627 62 25
By ilmarecailleach


Obudziła się zlana potem, nie pamiętając gdzie się znajduje. Nad głową miała zdobiony sufit, a suche powietrze pachniało obco i nieprzyjemnie. Poza tym czuła w ustach piasek i to całkiem dosłownie. Przykryta była czymś jak jedwabne prześcieradło. Zbyt cienkie na kołdrę, ale idealne na taki skwar. Leżała na miękkim łóżku i gdy przekręciła głowę, widziała rdzawe niebo. Zmierzchało.

Ah tak, była w Kamiennym Mieście. Przekręciła się na bok i zobaczyła mały, kolorowy stoliczek. Ktoś pomalował drewno w geometryczne wzory, tak by tworzyło to harmonijną całość. Całe miasto i pałac sprawiały takie wrażenie. Były idealnie ułożone, doskonałe, konsekwentne w swej prostocie, tworząc jednocześnie zawiłe wzory... Zadziwiające. Wampiry wolały inne zdobnictwo. Ornamenty roślinne, motywy fantastyczne i antropomorficzne. Wszystkie ładnie przeplatały się w tryptykach, portalach i płaskorzeźbach. Pustynia jednak wolała co innego. W sumie, to mówiło wiele o ludzie, który stworzył to miejsce.

Na stoliczku stał dzban i kielich. Proste, bez zdobień i piękne na ten prosty sposób, jak wszystko tutaj. Aurora z trudem się podniosła. Musiała się napić. Na pustyni woda była na wagę złota. Zrozumiała to bardzo szybko. Była zmęczona. Nie piła ludzkiej krwi od... od tak dawna, że zdążyła mocno osłabnąć. Gdy nalewała wina do kielicha, zaczęła węszyć. Krew. Ta delikatna woń nie dała się pomylić z niczym innym. I to ludzka!

Zanim zorientowała się co robi, chwyciła kielich i wypiła duszkiem. A potem złapała dzbanek w dłonie i zaczęła pić. Piła, aż osuszyła całe naczynie. Upuściła dzbanek i opadła na poduszki. Przymknęła oczy, czując jak krew zaczyna szybciej krążyć w jej żyłach. Od razu poczuła się lepiej, mimo wysokiej temperatury i suchego powietrza. Naczelnik okazał się dobrym gospodarzem. I wyrozumiałym. Mało kto byłby gotów nakarmić wampira...

W tym samym momencie do pokoju weszły służące. Aurora otworzyła oczy i zerknęła na nie. Obie miały miedzianą skórę i ciemne włosy, a na sobie delikatne, cienkie suknie, w kilku miejscach odsłaniające ich ciała. Ukłoniły jej się i zabrały puste naczynia. Jedna z nich położyła na łóżku podobną suknię, jakie one same miały. A potem ukłoniły się i wyszły. Wampirzyca nie zdążyła ich zatrzymać. Nie wiedziała jak ma to coś ubrać. Ale zdecydowała, że nie ma na co czekać. Musiała spotkać się z Naczelnikiem, porozmawiać i spróbować... Jeszcze nie wymyśliła co ma zrobić, ale może rozmowa jakoś ją zmusi do działania. Do zrobienia czegokolwiek, albo w międzyczasie podsunie jakieś rozwiązanie.

Bo sama zemsta to ostateczny cel. Ale po drodze było setki małych kroczków, które musi zrobić. Nie pójdzie drogą na skróty, bo takiej nie było. Zwlekła się z łóżka, licząc, że jakoś sobie poradzi. W końcu była księżniczką! Mimo wszystko rozmowy z politykami to dla niej nie pierwszyzna i już od dziecka rodzice wystawiali ją na liczne próby, sprawdzając czy sobie poradzi. Tyle, że nie było tu Suzany, która w razie czego zatuszuje jej wpadki, nie było Ethana o groźnym spojrzeniu, ani nie było króla i królowej, którzy samym swym autorytetem potrafili usadzić najkrnąbrniejszych poddanych. Nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc.

Obejrzała części stroju. Ale najpierw musiała zmyć z siebie kurz i piach. Przeszła się po pokoju, aż znalazła komnatę łaziebną. Przez chwilę zastanawiała się skąd wziąć wodę... Do tej pory kąpiele jej przygotowywano. Robiły to służące. Tutaj pozostawiono ją samą sobie. Dumała nad tym. Nie było tu wanny, tylko coś w rodzaju basenu. Zagryzła wargi. Z pewnością nikt nie nosił tu wody. To byłoby bez sensu... Rozejrzała się. Cała komnata była wyłożona kolorowymi, błyszczącymi płytkami. Znalazła pachnące olejki. Świetnie, czyli dobrze trafiła. Pootwierała buteleczki i wąchała zawartość każdej. I krzywiła się przy tym. Nie znała żadnego z tych zapachów. Zbyt mocnych jak na jej wrażliwy węch. Pokręciła tylko głową. Musiała znaleźć jakieś rury... Gdzieś tu musiały być też kurki... Kręciła się dookoła i kręciła. Aż w końcu znalazła. Koło basenu były osadzone w podłodze ozdobne, okrągłe gałki. Pokręciła nimi i w końcu udało jej się napełnić basen wodą. Choć kolejnym wyzwaniem było rozgryzienie który z kurków doprowadzał ciepłą wodę, a który zimną. Na szczęście udało jej się po chwili i do tego dojść. Wróciła do wąchania dziwnych olejków. W końcu znalazła jakiś najmniej intensywny i nalała go do wody. Odetchnęła głęboko, gdy cale pomieszczenie wypełniło się delikatnym, kwiatowym zapachem. Miała okazję się wykąpać. Nareszcie! Nie wiedziała też, kiedy dostąpi podobnego luksusu, więc zamierzała moczyć się bardzo długo.

Rozebrała się i zanurzyła w wodzie. Obolałe ciało od razu się rozluźniło. Zamknęła oczy. Mogła choć na chwilę zapomnieć o starych problemach i zignorować te nadchodzące. Udawać, że nie istniało nic poza nią, wanną, wodą i zapachem kwiatów. Ale wszystko co dobre, kiedyś się kończy, a Aurora musiała pamiętać dlaczego znalazła się w takim położeniu.

Nie mogła zbyt długo oddawać się lenistwu. Nie mogła zapomnieć o tym, co ją tu przywiodło. Ani nie mogła zapomnieć o Naczelniku miasta, który miał względem jej osoby jakieś zamiary. Bliżej nieokreślone i tajemnicze. Zapewne zdradzi się z nimi w odpowiedniej dla siebie chwili, zaskoczy ją tym samym, a Aurora... Nie będzie mogła odmówić, albo... Jeszcze nie wiedziała co się wydarzy, ale nie łudziła się. Nie będzie to nic przyjemnego, ani prostego.

Aurora wstała, a woda ściekała po jej ciele. Powoli wyszła z basenu, zostawiając mokre ślady na posadzce. Znalazła ręcznik i szybko się wytarła. A potem stanęła nad dziwną suknią, którą jej przyniesiono. Z bielizną dała sobie radę, ale to? Ni to gorset, ni to nie wiadomo co, wiązane wstążkami na plecach. I długa, cienka spódnica. Dodatkowo szal, pod którym chyba powinna ukryć twarz, jak tutejsze kobiety. Poza tym, ten cienki materiał nie przepuszczał kurzu z powietrza. Gdy w końcu udało jej się ubrać, po pierwszych nieudanych próbach, wyszła z komnaty. Na korytarzach nie było strażników. Mijała kolejne pomieszczenia i nie spotkała po drodze nikogo. Co było dziwne, ale po chwili uznała, że przecież była noc. Ludzie nocami raczej śpią, a to miasto nie musiało troszczyć się o potrzeby wampirów. Teraz pojawiła się ona. Istota, na którą trzeba było bardzo uważać. Spodziewała się, że Naczelnik wystawi więcej straży, ale najwyraźniej staruszek nie obawiał się jednej wampirzycy. Aurorę kusiło, by pokazać mu, że ten lekceważący stosunek można drogo przypłacić, ale w porę przypominała sobie, że na środku pustyni nie ma szans zwojować czegokolwiek.

-Wampirzyco – zamyślona wpatrywała się w gwiazdy, gdy udało jej się znaleźć okno wychodzące nie na miasto, ale na pustynię. Nie zauważyła kapitana Koffiego i ledwie zrozumiała co powiedział. Odwróciła się na pięcie, powoli i ostrożnie. Nie chciał go prowokować. Na razie przynajmniej.

-Witam, kapitanie – skinęła mu lekko głową. Przynajmniej mogła okazać odrobinę szacunku. Choć zapewne dla kapitana ten gest nic nie znaczył. – Piękną mamy noc – zerknęła przez okno.

-Naczelnik chce cię widzieć. Chodź za mną – zignorował jej słowa, co wywołało u Aurory lekką irytację. A próbowała być miła! Ten arogancki człowiek powinien to docenić. Ale poszła za nim, zastanawiając się czy był nieostrożnym głupcem, czy impertynenckim dupkiem... W każdym bądź razie nie powinien odwracać się do niej plecami. Nikt nie powinien, chyba, że ktoś mierzył w nią z łuku i tylko czekał, aż popełni jakiś głupi błąd. Co nie byłoby trudne. Z jej temperamentem i porywczym charakterem, mogła zginąć bardzo szybko.

Znowu mijała puste korytarze. Nigdzie nie dostrzegła służby, która przecież powinna pracować. Obowiązki nie kończyły się wraz z zapadnięciem zmroku. Nigdy się nie kończyły. Nie dla służących. Zawsze była jakaś pani, która potrzebowała suknie natychmiast i żadne tłumaczenia nie pomagały, albo pan, któremu zamarzyło się w środku nocy wyjść do teatru, więc potrzebował swoich rzeczy, czystych i wyprasowanych. Potrząsnęła głową i szczelniej otuliła zdobionym, cienkim szalem. Z jakiegoś powodu kobiety nosiły te półprzezroczyste suknie i zakrywały się od stóp do głów, choć materiał prześwitywał, a ilość ozdób na niektórych mieszkankach Miasta, wręcz raziła, a mimo to wstydliwie spuszczały oczy, mocno umalowane czarnym barwnikiem. Nie miało to najmniejszego sensu. Przecież w tym stroju nie było nic skromnego!

Kapitan Koffi prowadził ją do wieży, o której poprzedniego dnia wspomniał Naczelnik. Aurora podążała za mężczyzną o ciemnej skórze. Nie było tajemnicą to, że uważał ją za zagrożenie. Ani trochę jej tym nie zaskoczył. Wampir. Wampir w Kamiennym Mieście! Możliwe, że sama Auror doceniłaby ten żart gdyby nie była aż tak zamęczona. I gdyby nie musiała walczyć z wszechobecnym upałem. Kapitan w końcu się zatrzymał. Do wieży prowadził mostek nad budynkami. Bez słowa, Koffi odsunął się, robiąc jej przejście i gestem wskazał by podążyła dalej sama. Aurora wzruszyła tylko ramionami. Cóż niby miała zrobić? Na takie zaproszenie nie wypadało inaczej odpowiedzieć!

Przeszła przez mostek, podziwiając zręczność budowniczych i architektów, w skonstruowaniu równie wymyślnej rzeczy. Podobało jej się to proste, surowe miasto, o gorącym klimacie. W pewnym sensie czuła się tu bezpiecznie. O wiele bardziej, niż na pustyni. Może dlatego, że teraz nie musiała uważać na Afrę i Albę? Obie kobiety dawały jej do zrozumienia, co ją czeka jeśli spróbuje zachować się nierozważnie.

-Dobry wieczór, Hel – staruszek odwrócił się w jej kierunku, gdy tylko podeszła. Nie mógł jej usłyszeć. Aurora umiała poruszać się tak cicho, że nawet wampir miałby problemy z tym, żeby ją chociażby wyczuć. A Naczelnikowi się to udało!

Choć może był zwyczajnie przygotowany na jej przyjście...

-Dobry wieczór – mruknęła ostrożnie. Stanęła obok niskiego mężczyzny.

-Mamy piękną noc – zagaił wesołym tonem. Aurora mogła bawić się w to, grać według jego zasad. Ale nie miała na to najmniejszej ochoty.

-Tak, w istocie – przytaknęła. – Co zamierzasz? - zapytała, choć powinna zachować milczenie. Powinna być rozsądna i rozważna. Ale trudno jej było się tak zachowywać. Teraz była nakarmiona i spokojna. Syty wampir zawsze stawał się nieostrożny.

-Patrzeć w gwiazdy i cieszyć się pięknym widokiem – odparł Naczelnik, czym wytrącił ją z równowagi.

-Nie o to pytałam – warknęła ostrzej niż zamierzała.

-Nie, nie o to. Spokojnie, wampirzyco. Przecież nic ci tu nie grozi.

-W ciągu zaledwie kilku dni słyszałam więcej gróź pod swoim adresem, niż przez całe swoje życie – parsknęła z przekąsem. Staruszek zachichotał.

-Wiesz czemu Kamienne Miasto powstało na pustyni? – zapytał, ale nie czekał na jej odpowiedź. Widać chciał z kimś porozmawiać. A Aurora była tą, której jeszcze nie poznał, tą, która go fascynowała. Była obca. – Zbudowano je w miejscu styku podziemnych źródeł wody. Pod nami jest ich wiele, dzięki czemu Miasto nie cierpi z powodu suchego klimatu. Wiele wieków temu ludzie chcieli mieć możliwość obrony i ucieczki przed twoją rasą. A jak już wiesz, wampiry nie zapuszczają się na pustynię. Dlatego Kamienne Miasto powstało właśnie tutaj, w miejscu całkowicie niedostępnym dla wampirów. Po pewny czasie ludzie odkryli, że mogą walczyć z wampirami. W końcu słynna Gildia Łowców powstała właśnie po to, by chronić ludzkość. Ale zanim Łowcy nauczyli się bronić ludzi, istniał klasztor szkolący zabójców. Asasynów, jak my ich nazywamy. Asasyni byli przodkami Łowców, o czym ci często zapominają – parsknął Naczelnik. Pokręcił głową i zamilkł. Aurora nie była pewna na co czeka. Na jej odpowiedź? Nie wiedziała, co miałaby odpowiedzieć. Nigdy nie słyszała o Asasynach, kimkolwiek byli.

-Jesteś jednym z nich? – zdecydowała się w końcu. Naczelnik zerknął na nią z ukosa. Jego ciemne oczy śmiały się wesoło, choć twarz pozostawała poważna.

-Owszem. Wszyscy Naczelnicy Kamiennego Miasta to zabójcy. Dlatego, droga Hel, chciałbym wiedzieć co cię tu sprowadza. Bez krążenia wokół tematu – oznajmił niespodziewanie.

Aurora nie odezwała się słowem. Nie wiedziała co i ile może powiedzieć. Ale nie mogła też milczeć w nieskończoność. Musiała dać mu jakieś odpowiedzi. Świadomość, że nie była w stanie przeżyć bez pomocy na pustyni, ciążyła jej niczym przeklęty kamień. Odetchnęła głęboko.

-Chciałam uczyć się walczyć – przyznała w końcu.

-I szukałaś Kamiennego Miasta – Naczelnik zauważył z niedowierzaniem. – Kłamiesz. Nigdy o nas nawet nie słyszałaś.

-To prawda, nie szukałam Miasta i nie słyszałam o Asasynach. Ja... nie umiem walczyć. Nie umiem się bronić. A chcę się tego nauczyć. MUSZĘ się tego nauczyć – powiedziała spokojnie. Starzec milczał. Czyżby spodziewał się podobnej odpowiedzi? Nie, raczej nie.

-Afra opowiadała mi co nieco o tobie, dziecko. Jesteś młodziutka, nawet jak na człowieka. I sprowadziło cię tu Przeznaczenie. Inaczej być nie może – Naczelnik zamyślił się. – Wierzę, że tak właśnie jest. Ale nie sądzę, by jakikolwiek człowiek dał radę wyszkolić wampira.

-Ja naprawdę... - przerwał jej gestem. Aurora zamknęła usta, jak porażona. Jej ojciec wykonywał czasem podobny gest ręką i wtedy też każdy zamykał się, jak ugodzony zaklęciem.

-W Enot mogą zechcieć cię przyjąć – stwierdził.

-Enot? – zapytała. Nie wiedziała dokąd chciał ją posłać, co z nią zrobić, ani gdzie Enot jest.

-To klasztor, w którym może nauczysz się czegoś, co ci się przyda. Ale jest tydzień drogi od Kamiennego Miasta. Na południe. Do Enot trudno się dostać, zwłaszcza, gdy nie wiesz jakich znaków wypatrywać... - Naczelnik zamyślił się. Obrzucił ją taksującym spojrzeniem. – Kto wie, Hel. Może uda ci się przeżyć trening zabójców wampirów? – uśmiechnął się pogodnie. - Wracaj już do siebie. Muszę to przemyśleć.

Aurora skinęła mu głową, jakoś nie będąc w stanie się mu sprzeciwić. Ten starzec emanował takim samym autorytetem, jak królowie. Nie zdziwiłaby się, gdyby władał nie tylko Kamiennym Miastem, ale i połową tej pustyni. Cokolwiek się na niej znajdywało, było warte ochrony, gdyż nie wierzyła, by zachłanni ludzi pilnowali łachy piachu.

Kapitan Koffi czekał w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Gdy podeszła, bez słowa obrócił się na pięcie. Aurora westchnęła. Milczący Koffi zaczynał ją drażnić. Nie była przecież wariatką, gotową rzucić mu się do gardła! Nie musiał być taki obcesowy. Z drugiej strony zapewne był jednym z tych asasynów, o których mówił jej Naczelnik. Co oznaczało, że szkolono go, by zabijać wampiry. Nie, by pilnować porządku, jak Łowców, których krępowało Prawo, nie. Był zabójcą gotowym poderżnąć jej gardło na jeden rozkaz Naczelnika.

Nie umiała nawet się złościć z tego powodu. Może śmierć była jej pisana? Może matka nie powinna jej ratować?

Jakże łatwo było zapomnieć o przysięgach i zignorować krew rodziców domagającą się pomsty, gdy przebywała setki tysięcy kilometrów od domu! Aurora była królową. Miała obowiązki, nawet jeśli nikt z tu obecnych o tym nie wiedział.

Zatrzymała się na dziedzińcu. Nawet nie zauważyła, jak nogi same ją tu poniosły. Mogła wiele osiągnąć, jeśli tylko uda jej się przeżyć i nauczyć sztuki przetrwania. Musiałaby w tym celu zaufać ludziom. Ludziom, którzy dla wampirów stanowili posiłek, a nie równorzędnych partnerów. Aurora zmuszona była zmienić swoje podejście do tej rasy. Musiała uznać ich siłę, ich spryt i pomysłowość. Wychowana w zupełnie odmiennej kulturze, musiała od nowa poznawać wszystko to, co rodzice przed nią ukryli.

Czy matka była świadoma tego, co ją czeka na pustyni? Czy wysłała ją tu przypadkiem? I czemu nikt nigdy nie powiedział jej o Asasynach? Zawsze była pewna, że wie absolutnie wszystko o świecie, w którym przyszło jej żyć. Jak się teraz okazywało – nie wiedziała nic. Była jak dziecko we mgle. Potrzebowała przewodnika. Potrzebowała mistrza i nauczyciela.

I niestety, najwyraźniej jej nauczycielem miał pozostać Naczelnik Kamiennego Miast, staruszek o dobrotliwej twarzy, będący zabójcą wampirów.

Tak kiepskiego żartu nigdy wcześniej nie słyszała i wątpiła, by ktokolwiek słyszał. Pozostawało jej tylko jedno. Ufać. W przeznaczenie, jak stwierdził ten człowiek.

-Za mną, wampirzyco – Koffi cały czas stał obok niej. Nie sięgał nerwowo po broń, ale miała wrażenie, że nie musi tego robić. Że jest znacznie silniejszy niż ona. Może i tak było. Naczelnik twierdził, że Asasyni byli przodkami Łowców. Jeśli tak, to Koffi bez trudu mógł ją zabić.

-Tak, tak, idę – mruknęła. Zabójca. Ciekawe, czy Koffi nienawidził jej dla zasady, czy może miał w tym jakiś inny cel... Z tym pierwszym mogłaby walczyć. Z tym drugim – niekoniecznie. Musiałaby poznać Kapitana, dowiedzieć się jakim jest człowiekiem. Co kocha, czego nie znosi. Ale po cóż miałaby to robić? Nie zostanie tu zbyt długo. Nie mogła. Naczelnik najwyraźniej podjął już decyzję. Wyśle ją do Enot, gdziekolwiek to było. Odda pod opiekę Asasynów, dla których będzie stanowić prawdziwą gratkę, umili im czas w klasztorze i może uda jej się przetrwać ich trening. Nie wątpiła w to, że nikt nie będzie jej oszczędzał. Widziała Łowców. Widziała ich nienawiść. A skoro Asasyni byli starsi, to ich nienawiść musiała sięgać głębiej.

W każdym bądź razie niewiele mogła z tym zrobić. Na razie musiała podążać tą ścieżką, dokądkolwiek ją zaprowadzi.

Czyli na pustynię. Jeszcze dalej, w jeszcze cieplejsze rejony, bardziej suche, bardziej nieprzyjazne i niegościnne. Zabójcze dla każdego, zwłaszcza dla wampira. Ale czy miała wybór?

Zawsze jest wybór. Mogła się poddać. Mogła zostać tutaj i udawać, że jest taka sama jak reszta mieszkańców. Mogła się nie mścić, mogła zignorować palący gniew, który ostatnimi czasy przygasł. Mogła o tym wszystkim zapomnieć.

A mogła pójść na przód. Jak królowa, którą przecież była. Jeszcze nie nosiła korony, ale prawem urodzenia i krwi była królową. A królowe się nie poddają, tylko dlatego, że jest trudno. I ona też się nie podda. Nie tak rodzice ją wychowywali. Nie tego ją uczyli niemalże od dnia narodzin.

-Będziecie ze mnie dumni – popatrzyła w gwiazdy, gdy już została sama w swoim pokoju.

O tak, tak właśnie będzie. I nikt jej przed tym nie powstrzyma! 

~*~

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Pozdro!

N.C.

Continue Reading

You'll Also Like

2.2M 138K 55
''Martwe serce kocha najmocniej'' ⚠ SCENY EROTYCZNE, PRZEKLEŃSTWA, PRZEMOC.
17.9K 2K 84
Już wkrótce Samaelu. Czekaliśmy tak długo, ale już prawie wszystkie warunki spełnione. - Logan obserwował jak jego szczenię nucąc pod nosem jakąś mel...
66.7K 4.9K 54
„Jesteś pokryty cierniami. Złotymi cierniami. Za każdym razem, gdy się do ciebie zbliżam, ranisz mnie. Przebijasz mi serce i zostawiasz ogromne dziur...
150K 3.9K 41
Kiedy przeprowadziłam się z starszą siostrą do ojca, nie wiedziałam, że moje życie ulegnie takiej zmianie. Nie sądziłam , że zakocham się w wampirze...