Raj Utracony Tom II ✓

By ilmarecailleach

13.6K 1.3K 210

Cały świat się zmienił. Wystarczyło kilka godzin, by księżniczka Aurora przestała być księżniczką, a stała s... More

Prolog
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Epilog

Rozdział 1

656 64 9
By ilmarecailleach


Evan wpatrywał się w gruzy niegdyś najpiękniejszego miejsca na świecie. Zamek Angusa Torina był perłą architektoniczną swoich czasów. Cudem, wytworzonym rękami wampirów i czarowników, którzy zaklęli to miejsce, by było bajkowe.

Fale wciąż rozbijały się o wysoki klif, na którym niegdyś stał pałac. Pałac, którego nie było. Evan dokładnie obejrzał każdy skrawek ziemi, każdy kamień i każdą rzecz, jaką znalazł. Ale nie było tu nic godnego uwagi. Nic co pomogłoby mu ustalić, kto mógł przeżyć.

Z wściekłością kopnął fragment płaskorzeźby, który nie wiedzieć czemu, zachował się pomimo upadku. Nogę przeszył ból, ale nie dbał o to. Usiadł na kamieniu i wpatrywał się w pobojowisko. Widział na ziemi ślady stóp niezliczonych osób, wampirów i ludzi. I czarowników. A nawet ślady wilkołaków. Wszyscy przybyli, by patrzeć na upadek władców tego świata.

Tamtędy przeszedł arystokrata. Evan dostrzegł ślady podeszw butów typowe dla tej kasty. A dalej widział ślady łap. Za duże jak na wilka, więc wilkołak. W przeciwnym kierunku zmierzały drobne stopy, pewnie dziecka. Co tu robiło dziecko? I to boso? Wieśniacy też chcieli się po napawać tym widokiem? Dla niego to był obraz nędzy i rozpaczy. Antonia i Angus stworzyli silne państwo prawa. Za ich czasów nie było miejsca na korupcję, czy osobiste korzyści. Co prawda, każdy starał się nagiąć prawo, a już w szczególności wampiry, ale jak na nieśmiertelnych, żyjących od stuleci, król i królowa rządzili sprawiedliwie i potrafili okazać miłosierdzie. Litości nie mieli dla zdrajców, ale ci zdarzali się obecnie rzadko... Evan prychnął. Kto byłby w stanie zawalić cały zamek? To nie był zwykły wybuch. A Evan już kiedyś widział manifestację podobnej mocy. A przynajmniej jej skutki. I żaden człowiek na świecie, ani żaden czarownik nie byłby wstanie dokonać czegoś takiego. Czasy, gdy czarownicy mogli zmienić bieg rzeki samą myślą minęły bezpowrotnie. Czasy, gdy ludzie byli skarlałą rasą również minęły bezpowrotnie.

Tylko czystej krwi wampir mógł zrobić coś takiego. Jak Angus Torin. Jak jego żona. I jak księżniczka. Tyle, że Aurora była za młoda. Nie znała granic swoich mocy, bo nie miała jak ich wypróbować. Rodzice jej na to nie pozwalali. Poza tym podejrzewali, że mają czas, by nauczyć córkę wszystkiego o ich rasie. Ale ten czas się skończył.

Czy Aurora zginęła?

-Hej! Kim jesteś? – Evan obrócił się. Ku niemu zmierzał człowiek w szatach króla Filipa II. Widać i władcy ludzi chcieli znać odpowiedzi.

-A ty kim jesteś? – warknął Evan. Nie był już Łowcą. Nie miał zamiaru udawać człowieka. Te czasy minęły.

-Odpowiadaj, jak gwardzista pyta! – mężczyzna wyraźnie nie wiedział z kim ma do czynienia. W przeciwnym razie nie byłby taki arogancki. Evan podniósł się i wyprostował. Wiedział jak sprawić, by żołnierz zadrżał ze strachu. Zwłaszcza, gdy lekkim gestem pokazał broń przy pasie. Broń arystokraty. I tylko głupiec założyłby, że ktoś taki jest bezbronny.

-Czego chcesz, człowieku? – zapytał arogancko. Jego oczy zamigotały. Nie ukrywał już swojej prawdziwej natury, a gwardzista wyraźnie pobladł.

-Król rozkazał... - zająknął się. – W sensie... Król Filip...

-Wiem o kim mówisz – chłód w jego głosie mógłby konkurować z lodowcem. Gwardzista wzdrygnął się, nagle nie wiedząc co począć z mieczem w dłoni. Po namyśle schował go i zerknął na wampira ponownie.

-Król chce zbadać tę sprawę – wyjaśnił w końcu. Evan uniósł brwi.

-Ah tak? A co człowieka interesują sprawy wampirów? – zakpił. Nie wyszedł z wprawy. Potrafił być dupkiem, zupełnie jak przed laty. Gwardzista wyraźnie się nadął.

-Jego wysokość – oznajmił dumnym tonem. – Sądzi, że doszło tu do złamania prawa. Chce wszcząć śledztwo i ustalić jak doszło do tej tragedii.

-No proszę! – zadrwił Evan. – A już myślałem, że nie umiesz się odpowiednio wypowiedzieć!

-Co robisz w tym miejscu? Mam obowiązek przesłuchać każdego, kogo tu spotkam.

-Zabawne, że nigdzie nie widzę twoich towarzyszy – Evan potoczył wzrokiem dookoła. Była to zbędna ostentacja, ale jeśli miał być szczery, zadziałało to lepiej niż groźby. Żołnierz wyraźnie się spiął. I Evan wiedział. Jednym susem doskoczył do niego, odebrał broń i powalił na kolana. Wszystko to działo się ledwie w przeciągu sekundy. – Więc nie kłam. To nie król Filip cię przysłała. Jego ludzie już dawno zbadali to miejsce – oznajmił. Miał zamiaru udać się na dwór ludzi i poznać wyniki śledztwa. Skoro nie był już Łowcą, ciężko mogło mu to pójść, ale z drugiej strony... Pieniądze użyte w odpowiedni sposób potrafiły zdziałać cuda i zmiękczyć najtwardszy charakter. – Kto cię przysłał, chłopcze? – ponowił pytanie, trzymając mocno za kark oszusta.

-Dalej, krwiopijco, zabij mnie – syknął śmiertelnik. - Ale oni cię dopadną. Tak samo jak ich! – Evan nie trudził się przesłuchiwaniem mężczyzny. Zwyczajnie złapał go za ramię, a potem złamał rękę. Wrzask rozszedł się echem wśród gruzów.

-Odpowiadaj, póki grzecznie pytam. Kto cię przysłał?

-Pierdol się! – Evan westchnął ciężko, a potem złamał mu nogę. Krzyki przecięły powietrze. – Mam czas. Będę łamał ci kości dalej, aż nie będziesz przypominać istoty ludzkiej. Będziesz tu zdychał, a w nocy zapewne przyjdą wilki i rozszarpią to co z ciebie zostanie – jakby na potwierdzenie jego słów, gdzieś w lesie zawył wilk. Evan ucieszył się, bo to dodawało całości dramatyzmu, a czuł strach mężczyzny i wiedział, że zaraz złamie w nim ducha. A jak już tego dokona, sukinsyn wyśpiewa wszystko co wie.

Oczywiście, mógł nie wiedzieć niczego istotnego, ale w naturze Evana nie leżało poddawanie się. Każda informacja, pozornie nieistotna, mogła mu później pomóc. Evan za długo był Łowcą i tropił degeneratów, by zignorować to co wiedział ten człowiek. Odczekał cierpliwie aż krzyki umilknął. Nie mógł wykluczyć, że gdzieś niedaleko pałętają się jego „przyjaciele" i jeszcze tu przybiegną by sprawdzić co się stało...

Choć z drugiej strony – zapewne już dawno temu by się tu pojawili. Evan popatrzył na żołnierza bez współczucia. Zdrajca. Nosił mundur armii królewskiej, ale zapewne był dezerterem. Albo ktoś go przekupił, choć błysk fanatyzmu w jego oczach zwiastował raczej inne problemy. Tak patrzyli szaleńcy, przekonani o wartości nadrzędnej swoich poglądów nad innymi. Tak patrzyli ci, co za idee ginęli w trakcie wojen. A Evan przed wielu latu widywał takich ludzi. Wtedy, gdy całe jego życie posypało się w gruzy. Teraz jednak miało być inaczej. Teraz Evan nie był tamtym nieopierzonym, młodym wampirem, który poza przyjemnościami, nie widział nic innego. Cicha Wojna zniszczyła tamto życie, pozostawiając popioły, na których musiał stworzyć coś nowego.

-Znudziło ci się? – zapytał spokojnie, patrząc na łzy mężczyzny. Ból musiał być straszny, ale Evan wiedział, że można robić gorsze rzeczy i utrzymać człowieka przy życiu, aż złamie się w nim ducha. A przed nimi długa droga, nim to osiągnął...

-Pierdol się, krwiopijco – wystękał. Evan uniósł brwi. Uderzył w złamaną nogę, zanim tamten zdążył mrugnąć. Mało elegancka metoda, ale skuteczna. – Dobrze, już dobrze! Powiem wszystko! – zawył. A on nie wątpił, że tak się stanie.

-Zatem? Kto cię przysłał? – Evan odsunął się nieznacznie. Ale to wystarczyło, by wijący się mężczyzna odetchnął z widoczną ulgą. Były Łowca miał ochotę prychnąć. Ale nie mógł sobie na to pozwolić. Nie teraz, jeszcze nie teraz...

-Nasz przywódca.

-To oczywiste, kto to jest? – niedbałym gestem przeczesał włosy. Już samo to sprawiło, że żołnierz zadrżał. Straszenie go sprawiło Evanowi jakąś dziwaczną przyjemność. Od dawna nie miał okazji zachowywać się w ten sposób. Bez ukrywania tego kim i czym jest.

-Nie wiem, nigdy go nie widziałem – wyjęczał. Evan zamyślił się. To było prawdopodobne. Nawet bardziej niż prawdopodobne.

-Jeśli napiję się twojej krwi, to czy odkryję kłamstwo? – zapytał na głos, świdrując go spojrzeniem. Żołnierz tak bardzo pobladł, że Evan był pewien iż zaraz zemdleje. Zaczął potrząsać głową z paniką wypisaną na twarzy.

-Nie kłamię, nie kłamię! Nikt z nas nie wie jak wygląda, albo jak się nazywa! Zawsze przekazuje rozkazy za pomocą posłańców! – wykrzyknął. Evan pokiwał głową. Takiego strachu nie dało się udawać. Ale możliwe, że były inne sekrety, których ten mężczyzna strzegł. Przysunął się do niego kocim ruchem. Wiedział jak to wygląda, wiedział jaki efekt przyniesie, a gdy rozorał pazurami jego policzek i oblizał palce, wiedział też, że nie kłamie. Nie wiedział nic ponad to, co powiedział.

-Czemu kazano ci tu przyjść? – zapytał, oblizując usta. Krew miała posmak typowy dla torturowanych. Było w niej coś obrzydliwego. Coś gorzkiego. Nigdy nie umiał tego określić, ale znał zarówno ten zapach, jak i smak. Niejednokrotnie posuwał się do gorszych rzeczy, gdy miał w tym cel. Cóż, teraz to nie miało najmniejszego znaczenia.

-Przywódca obawia się, że ktoś odkryje jego udział w całej tej sprawie – odpowiedział.

-Udział? On to zaplanował?

-Nie znam szczegółów. Nikt z nas nie zna. To tajemnica – odparł. Evan skinął głową.

-Świetnie. Widzisz? Nie było aż tak źle – wstał i poklepał po ramieniu żołnierza, który wyraźnie się wzdrygnął. A potem odszedł. Usłyszał tylko krzyk tamtego, błaganie, by go nie zostawiał. Ale on nie znał litości. Zastanawiał się, czy powinien pozostawić go przy życiu. Świadek mógł mu znacznie utrudnić życie. Ale wiedział też, że jeśli tego nie zrobi...

Zatrzymał się w pół kroku. Jego koń pasł się na polanie. Przy siodle miał łuk i strzały. Nie czekał z tą decyzją. Po prostu wyjął je, naciągnął strzałę. Dla człowieka taka odległość była nie do pokonania.

Ale dla wampira z łukiem zrobionym specjalnie, by móc dać opór jego wrodzonej sile? Każdy zwykły łuk Evan złamałby jak gałązkę. Ten był łukiem zrobiony specjalnie dla niego. Prosty, bez zbędnych zdobień. Jego ojciec twierdził, że dla wojownika nie potrzeba broni wyglądającej na ładną, ale będącą jednocześnie bezużyteczną. Broń miała być funkcjonalna. Śmiercionośna. I Evan trzymał się tych zasad. Bo przekonał się, że broń z mnóstwem ozdób jest nieporęcznym balastem. Zapłacić za swoją arogancję wysoką cenę.

Dlatego teraz trzymał łuk, który dostał od ojca, gdy wszedł w wiek męski. Celował. Zajęło mu to ledwie sekundę, a potem wypuścił strzałę, która pomknęła do celu. Usłyszał charakterystyczny świst i odgłos wbijania się w ciało. Opuścił łuk. Schował go z poczuciem dobrze wykonanej pracy. Dosiadł konia, nie było w tym miejscu nic, co mógłby zrobić. Niczego więcej i tak się nie dowie.

Zawrócił wierzchowca i pomknął w las. Próbował odnaleźć strażników lasu, którzy chronili zamek wampirów, ale znalazł tylko spaloną wieś. I trupy, które rozszarpały dzikie zwierzęta. Evan głowił się nad tym. Kto wiedział? Niewielu. I niewielu byłoby w ogóle w stanie podejść leśnych ludzi. Ale to nie miało znaczenia, jeśli działał tu zdolny czarownik. Te dni, podczas których starał się wytropić chociażby strzęp informacji, sprawiały tylko, że popadał w coraz większą wściekłość. Nie zniechęcał się. Nie potrafił. Nawet droga prowadząca do zamku została całkowicie zniszczona. Wiek świetności wampirów ostatecznie przeminął. Anarchia, które teraz zapanuje, może zniszczyć to na co Łowcy i ludzie pracowali przez lata. Nie, ona na pewno to zniszczy. Widział już to. Widział i zdradził własną rasę dla idei pokoju.

Wyjechał z lasu. Nie oglądał się za siebie, tylko pognał tam, gdzie być może uzyska odpowiedzi na swoje pytania. 

~*~

No i historia właśnie się zaczęła! Evan na powrót wkracza do akcji! Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Pozdro!

N.C.

Continue Reading

You'll Also Like

6.4K 639 40
Odnalezienie zaginionej przed dwoma laty Maisie Sawyer było wyjątkowym wydarzeniem w niewielkiej społeczności Liden - miasteczka położonego w północn...
5.8K 125 6
Elizabeth, mate najgroźniejszego alfy- Raffaela. Wydaje się nie śmiała, jednak ku zdziwieniu jej mate umie wysunąć pazurki i postawić na swoim. Co j...
691 81 36
"ᴍɪᴌᴏśᴄ́ ᴊᴇsᴛ ᴊᴀᴋ ᴡɪᴀᴛʀ, ɴɪᴇ ᴡɪᴅᴢɪsᴢ ᴊᴇᴊ, ᴀ ᴄᴢᴜᴊᴇsᴢ..." UWAGA! FANFICTION NIE NALEŻY DO MNIE! NIE CZERPIĘ ŻADNYCH KORZYŚCI Z PUBLIKACJI, A WSZYSTKIE...
4.4M 172K 62
POPRAWIONE ROZDZIAŁY 5/56 - Nienawidzę, gdy palisz - wyznał, a ja przewróciłam oczami. - Każdy czasem musi - wzruszyłam ramionami. - Nienawidzę pat...