Painkiller [Louis Tomlinson F...

By you_sonofabitch

19K 1.3K 284

"Pozwól mi być tym, co cię znieczula. Pozwól mi być tym, który cię podtrzymuje, który nigdy nie pozwala ci od... More

On.
Ona.
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Nowe opowiadanie - HEROINE
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 16.
Rozdział 17.
Rozdział 18.
Rozdział 19.
Rozdział 20.
Rozdział 21.
Rozdział 22.
Rozdział 23.
Rozdział 24.
Rozdział 25.
Rozdział 26.
Rozdział 27.
Rozdział 28.
Rozdział 29.
Rozdział 30.

Rozdział 9.

623 48 8
By you_sonofabitch

*Gabriella*

Czułam ogromną presję, kiedy Louis siedział na wprost mnie, trzymając kieliszek z winem i po prostu obserwując mnie, zanim jeszcze zaczęłam śpiewać. Przecież to jakieś szaleństwo. Stałam po środku pustej restauracji, trzymając mikrofon przymocowany do statywu.

Tylko on. Kelnerzy gdzieś ukryci. Czułam się okropnie, ale musiałam zacząć śpiewać. Przecież po to tutaj byłam.

Wzięłam głęboki wdech, starając się uspokoić bicie mojego walącego serca. Z jednej strony to był tylko Louis...z drugiej aż Louis. Te występy miały niewyobrażalną wagę, bo tak naprawdę cena było życie mojej siostry.

Zaczęłam śpiewać jedną z najsławniejszych piosenek Beyonce, "Halo". Umiałam ten repertuar na pamięć, bo często występowałam z nim na scenie w klubie. Chciałam oczarować Louisa każdym moim słowem. Skoro byłam tam z nim, musiał coś odczuwać, chociażby dostrzegać piękno śpiewu. Zamknęłam oczy, skupiając się na tym, by wydobywać z siebie jedynie czyste dźwięki. Naprawdę uważał mój głos za anielski? Za wyjątkowy? Nigdy tak o nim nie myślałam. Ale ludzie czasem wspominali, że śpiewam bardzo ładnie. Takiego gangstera aż tak to interesowało. To było dziwne i takie uznanie było o wiele lepsze niż u byle jakiego szarego człowieka. Skończyłam śpiewać po paru minutach, otwierając oczy i zerkając na Louisa skrytego w ciemnościach. Powoli zeszłam że sceny i musiałam przyznać, że czułam się jak piosenkarka. Miałam na sobie drogą sukienkę, byłam oglądana przez przystojnego mężczyznę. Moment. Czy ja naprawdę o tym myślałam? Ale nie dało się tego w żaden sposób ukryć.

Po chwili Louis zaklaskał, wyrywając mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się delikatnie, kierując się w jego stronę. Zdążył się podnieść i uważnie mnie obserwował, jak przez ostatnie chwile.

– Dziękuję. Mam nadzieję, że spełniłam twoje oczekiwania – delikatnie się uśmiechnęłam.

– Śmiem powiedzieć, że nawet twój występ przerósł moje oczekiwania. Byłaś cudowna, Gabi.

– Dziękuję. – Powtórzyłam i spojrzałam mu prosto w oczy. Widziałam w nich zachwyt.

Lekko błyszczały, może nawet była to jakaś iskierka radości, ekscytacji. Tak ciężko było go zrozumieć, domyślić się, co może mu chodzić po głowie.

Był bardzo specyficznym człowiekiem, z którym nie potrafiłam normalnie rozmawiać. Odpowiadał mi krótko, zwięźle. Bez słowa znów wyciągnął dłoń, która wręcz z automatu ujęłam. Nie wiedziałam nawet, czy myśli o tym samym, co ja. Jednak kiedy poprowadził mnie nieco bliżej sceny już wiedziałam, że chce zatańczyć. Przyciągnął mnie do siebie, a ja chętnie dałam się prowadzić. Nie wiem czemu, ale w jego ramionach czułam się dobrze. Zwłaszcza podczas tańca. Był taki szarmancki, bijącą od niego elegancja mogłaby powalać na kolana. Moje palce delikatnie zsunęły się z jego ramienia na biceps, materiał był bardzo delikatny i przyjemny.

– Bardzo ładny garnitur. – Przyznałam. – Zawsze dobrze się prezentujesz.

– Miło to słyszeć. – powiedział dość cicho, co wywołało na moim ciele gęsia skórkę.

– Lubisz mnie? – Zapytałam. Nie wiem czemu chciałam to wiedzieć.

– A jak sądzisz? – mruknął. – Spróbuj mnie rozgryźć, Gabi.

– Nie wiem. Może tylko jestem twoją rozrywką. Po części tak.

– Lubię cię. – odpowiedział, okręcając mnie powoli, trzymając dłoń na mojej talii.

– Zaskakujące. Nie pasuje do twojego świata, jestem pyskata, a jednak mnie lubisz.

Nie musiałam nawet na niego zerkać, by wiedzieć, że się uśmiecha. To było bardziej niż pewne. I w tym samym momencie poczułam jakby olśnienie. Zacisnęłam ciut mocniej palce na ręce Louisa i zamknęłam oczy, zaczynając śpiewać dość cicho, jednak pewnie, kolejną piosenkę Whitney Houston, All the man that I need. Poczułam w sekundzie jak się spina, a w miejscach, gdzie nasze ciała się stykają, przechodził jakby prąd.

I muszę... Muszę być szczera. Podobało mi się, jak na niego reagowałam. Nigdy w życiu czegoś takiego nie przeżywałam. Z żadnym chłopakiem. Wystarczyło spojrzenie i dotyk. Nie powinno tak być, nie powinnam myśleć tak o tym mężczyźnie. O oprawcy.

Urwałam śpiew, kiedy poczułam jak gwałtownie mnie podnosi i zrzuciwszy wszystko ze stołu, posadził mnie na nim. Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy nasze twarze były tak blisko siebie, że czułam jego przyspieszony oddech i nieziemska won perfum. Opierał dłonie po obu stronach moich ud, patrząc na mnie tymi dzikimi, szaroniebieskimi oczami.

– Louis – wyszeptałam zaskoczona, ale jednocześnie zafascynowana.

Choć nie było to racjonalne, nie umiałam wyjaśnić swojego zachowania, to nie chciałam się odsuwać. W tym konkretnym momencie nie bałam się go.

Delikatnie podciągnęłam się, by siedzieć wygodniej. Nie ośmieliłbym się zejść, poza tym jego ciało znajdujące się między moimi nogami dość mocno to utrudniało. Nie był zdenerwowany. Był...podekscytowany.

Widziałam to w jego oczach. Błyszczały. Nie byłam w stanie myśleć o rozsądku. Wolałam poczuć jak smakuje zakazany uczuć i później żałować, niż żałować, że nie spróbowałam.

Chyba czytał mi w myślach, ponieważ kolejny krok, który zrobił, spowodował, że poczułam jak jego uda ocierają się o moje, unosząc nieznacznie materiał dopasowanej sukienki. Podupadłam na łokciach, znajdując się znacznie niżej i miałam nadzieję, że nie odebrał tego jako swego rodzaju ucieczkę od niego. Obserwowałam go nieustannie, chcąc wyłapać każda emocje towarzysząca naszemu...zbliżeniu.

Kiedy się pochylił, nosem musnął mój rozgrzany policzek pokryty odrobina kosmetyków. W życiu nie miałam takiego rozstroju emocjonalnego. Moje serce wydawało się wyrywać z klatki piersiowej. Oddech znacznie przyśpieszył. W życiu nie czułam się tak dobrze. Jakby pod moją skórą był płomień, który rozpalił się po raz pierwszy. Doskonale wiedziałam, że nie powinien DZIĘKI NIEMU. Ale jak mogłam zaprzeczać sama sobie? Siedziałam przed nim, patrzyłam na niego i podziwiałam, chcąc doświadczyć jak najwięcej. Był ubrany w tak doskonale dopasowany garnitur i wyglądał jak diabeł. Prawdopodobnie nim był i nie wolno było mi mu zaufać, a jednak rozsądek przegrał. Powoli uniosłam rękę i nieśmiało położyłam dłoń na jego karku. Czułam gęsia skórkę pod palcami, zapewne to pozostałość po przeżyciach związanych z piosenką, która niespodziewanie mu zafundowałam. Mój dotyk podziałał na niego jak zapalnik, gdyż chwilę później czułam jego usta na swoich.

To był delikatny pocałunek, zupełnie nie podobny do jego zachowania sprzed minuty, gdy wszystko wylądowało na podłodze. Ujęłam jego twarz w dłonie i powoli odwzajemniłam pieszczotę. Nie mogłam się powstrzymać przed smakowaniem jego dość wąskich ust, które może wyglądały niepozornie, ale całowały wręcz nieziemsko.

Pod palcami czułam zarost, który niespecjalnie był drażniący. Po przejechaniu dłonią po policzku Louisa i zsunięciu delikatnie na szyję mogłam stwierdzić, że zostałam całkowicie pochłonięta przez ten pocałunek, przez subtelny dotyk.

Powoli odsunęliśmy się od siebie, sama nie wiem jak długo to trwało. Spojrzałam wpierw na jego wargi, które przed chwilą pieściły moje, po czym spotkałam się wzrokiem z nim. Tyle emocji na raz... Nie umiałam ich opisać, ale były mi obce.

Leniwie uśmiechnęłam się, przygryzając dolną wargę. Czy ja naprawdę to zrobiłam? Czy przed chwilą całowałam się z pieprzonym Louisem Tomlinsonem na środku restauracji?

– Zniszczyłeś zastawę – odezwałam się głupio, bo naprawdę żadne odpowiednie słowa nie przychodziły mi do głowy. Nie po TAKIM pocałunku.

Oczywiście wszystko zostało zwieńczone jego uśmiechem, do którego przywykłam, ale tym razem nie spojrzałam na to jak na ironiczna zagrywkę.

– W porównaniu do tego, co ty zrobiłaś, ta zastawa to nic...

– Co takiego zrobiłam? – wychrypiałam dalej rozmarzona po cudownym momencie, który zapamiętam na długo.

– Nie poczułaś? – zapytał, pomagając mi się podnieść.

Zsunęłam się ze stołu i przesunęłam rękoma po sukience.

– Odpowiedz – nakazałam, chcąc usłyszeć to z jego ust.

Wydałam z siebie stłumiony jęk, kiedy gwałtownie wylądowałam na torsie Louisa. Złapałam się jego ramion, podnosząc głowę do góry. Chyba ubrudziłam go trochę pomadka...

– Dlaczego zaśpiewałaś podczas tańca?

– Ponieważ... Poczułam muzykę. Potrzebowałam to zaśpiewać – wyznałam, uważnie obserwując jego twarz.

Patrzył tak, jakby nie do końca mi wierzył. Przeszywał mnie wzrokiem na wylot, przez co chciałam uciec, ale... głębiej w jego ramiona.

– Właśnie to ze mną robisz, kiedy śpiewasz, Gabriello. – rzekł znacznie ciszej.

Nie byłam w stanie odpowiedzieć na jego słowa. Wmurowały mnie w ziemię. Naprawdę? Czy mój śpiew mógł tak zadziałać na mężczyznę? Na niego? Wiedziałam, że był kłamcą, ale tym razem był szczery. Czułam i widziałam to w jego oczach. Posłałam mu jedynie krótki, lekki uśmiech.

– Muszę wracać, Louis – przesunęłam dłonią po jego ramieniu i powoli oswobodziłam się z jego uścisku. Przeszłam obok niego, a po restauracji rozszedł się stukot moich szpilek.

Bez słowa poszedł za mną, zupełnie nie przejmując się potłuczonymi naczyniami. Pewnie to żaden problem zapłacić za taką zastawę, chociaż z jednej strony było mi głupio, że w jakiś sposób to ja okazałam się być powodem jego...no właśnie. Jak nazwać jego zachowanie? To nie był żaden objaw agresji.

Bardziej wyraz namiętności. Tak można było to określić.

Mike wysiadł z samochodu, gdy nas zobaczył i otworzył przede mną drzwi. Nie spojrzałam na niego, teraz czułam się skrępowana i za bardzo zawstydzona. Wsiadłam do środka, od razu zapinając pas. Louis wsiadł wyraźnie zadowolony na tylne siedzenie, ale tym razem nie miał żadnej pozostałości po mojej szmince. Pojedyncza żyła na jego szyi dość mocno pulsowała.

Od razu odwróciłam wzrok i patrzyłam przez okno na restaurację, z której po chwili ruszyliśmy. W głowie miałam ogromny mętlik. Pocałunek był niesamowitym przeżyciem, ale teraz głos rozsądku zaczął o sobie przypominać. Jutro będę mieć wyrzuty sumienia i bić się z myślami, dziś nie chciałam tego psuć.Nie chciałam rozmawiać o tym przy Michaelu, bo to było co najmniej krępujące. Chociaż dałabym sobie rękę uciąć, że mój towarzysz w żaden sposób by się tym nie przejął i uznałby to za normę. Ja tymczasem złamałam swoją zasadę, ale było warto, zdecydowanie.

– Będziesz milczeć do końca naszej drogi? – zapytał Louis, przerywając ciszę.

– Przecież nie lubisz ze mną rozmawiać. – Powoli odwróciłam głowę i spojrzałam na niego znacząco.

– A kto ci tak powiedział, moja droga? – uniósł brew, znów mając na twarzy ten uroczy, ale i zadziorny uśmiech.

Niech cię szlag, Tomlinson... Pokręciłam tylko głową i uśmiechnęłam się. Sprzeczki z nim były czasem ponad moje siły. Nie znajdowałam odpowiednich słów, by się z nim droczyć. Nie teraz. Nie po tym. Wciąż czułam, jakby kontrolował moje ciało. Ten pocałunek to był jak czysty afrodyzjak. Pozytywne emocje czułam w każdej części mojego ciała. Odwróciłam głowę i dotknęłam palcami ust. Przyjemnie mrowiły po tym, jak smakował ich swoimi wargami. Uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc na swoje słabe odbicie w szybie. Za oknem było już całkowicie ciemno, a ulice rozświetlały lampy. Nie tak miało to wszystko wyglądać. Chciałam tylko zaśpiewać kilka razy, by spłacić swój dług. W umowie nie było nic o cholernie przyjemnych pocałunkach. Samochód zatrzymał się pod blokiem, tym samym przerywając moją gonitwę myśli. Jednocześnie poczułam, jak żołądek zaciska się w ciasny supeł. Nie wiedziałam, jak mam się pożegnać. Nie zdążyłam spojrzeć na Louisa, bo Mike tak sprawnie otworzył przede mną drzwi.

– Dziękuję. – odpowiedziałam, nie zerkając nawet na opalonego mężczyznę.

– Do usług. – odparł i zamaskował śmiech kaszlnięciem. – Szminka ci się rozmazała.

Od razu poczułam jak moje policzki płoną. Jednak nie chciałam dać tego po sobie poznać. Podeszłam do bocznego lusterka samochodu i ku mojemu zdziwieniu, w okolicy moich ust nie było żadnych kolorowych smug.

– Kłamca! – Mruknęłam i wbiłam wzrok w Michaela.

Wręcz dławił się śmiechem, patrząc na mnie. Jednak momentalnie spoważniał, gdy Louis wysiadł z samochodu z grobowa mina. Ominęłam Mike'a i podeszłam bliżej Louisa, ale zachowałam dystans.

– Kiedy mam się spodziewać twojego telefonu?

– Jutro. Albo jeszcze dzisiaj.

– Dobranoc, Louis. – Wyciągnęłam do niego rękę.

– Naprawdę, Gabi? – zapytał rozbawiony.

– Możesz zachować się jak dżentelmen i pocałować moją dłoń, ale możesz też ją uścisnąć. Masz wybór.

– Albo... – zaczął, łapiąc moje palce i przyciągając mnie gwałtownie do siebie. – Mogę cię pocałować tak jak ci się to podobało...

– Louis – szepnęłam skrępowana i zerknęłam nerwowo na Mike'a, który stał przy samochodzie.

Musnął delikatnie mój policzek, na co cała zdębiałam.

– Słodkich snów, piękna. – szepnął mi do ucha, wciskając mi do dłoni jakaś karteczkę.

Kolejny raz tego wieczora nie byłam w stanie odpowiedzieć. Zacisnęłam palce na karteczce i nie patrząc już na Louisa, udałam się do domu. Po przekroczeniu progu mieszkania dotarł do mnie dźwięk szumu wody, więc Vanessa musiała brać prysznic. Zsunęłam szybko szpilki ze stóp i poszłam pędem do swojego pokoju, nie paląc nawet światła. Wyjrzałam przez okno, chcąc się upewnić, że elegancki samochód zdążył już odjechać, jednak Tomlinson jak gdyby nigdy nic stal oparty o samochód, z uśmiechem obserwując moje okno. Zerknęłam na karteczkę, na której widniał zapisany numer. Wyjęłam z torebki telefon i zapisałam ciąg cyfr pod jego imieniem. To było jakieś szaleństwo, jutro wszystko wróci do normy.

Oparłam się dłońmi o parapet i patrzyłam na niego. Nie mogłam ukryć zachwytu, bo tak dobrze prezentował się w drogim garniturze na tle luksusowego auta. Po chwili jednak dostrzegłam, że wyciąga z kieszeni spodni telefon i wystukuje coś kciukami. Dosłownie kilka sekund później dźwięk powiadomienia rozległ się w moim pokoju, na co szybko wcisnęłam guzik, by to wyciszyć.

Prysznic ucichł. Cholera, pewnie zaraz wyjdzie z łazienki. Spojrzałam na ekran telefonu i uśmiechnęłam się, czytając wiadomość.

"Dzisiejszego wieczora wyglądałaś olśniewająco, a twój głos przeniósł mnie do innego świata. Dziękuję za cudowne przeżycia, Louis x"

On jest niewiarygodny - pomyślałam. Louis był kimś złym, ale tylko on jedyny sprawiał, że czułam się pewnie ze swoim talentem. Nigdy nie usłyszałam tylu cudownych słów pod moim adresem. Gdy dowiedziałam się o chorobie, przestałam o sobie myśleć w superlatywach. Nie umiałam wyciągać pozytywnych stron z życia. A jednak, gdy teraz odpracowywałam dług, nie skupiałam się na tym, co mnie czekało.

Jeszcze raz przeczytałam wiadomość. Napisał, że dziękuje. Zaskoczył mnie tym, że był za coś wdzięczny.

"To twoja zasługa. Mam nadzieję, że następnym razem również cię nie zawiodę. "

"Nigdy mnie nie zawiodłaś, Gabi."

Naprawdę zaczął mnie przyjemnie zaskakiwać. W tej całej jego tajemniczości było coś, co wywoływało na mojej twarzy uśmiech w momencie.

"Jedź już stąd. Proszę x"

Odpowiedziałam na wiadomość i znów na niego spojrzałam. Nie odpowiedział już mi na kolejnego smsa. Po prostu patrzył w moje okno, aż zajął miejsce pasażera i z piskiem opon wraz z Michaelem odjechał spod bloku. Odsunęłam się od okna w momencie, gdy Vanessa weszła do pokoju.

– Hej – powiedziałam szybko. Wiedziałam, że tego nie uniknę.

– Randka udana? – zapytała z wyraźną złością w głosie.

– Randka? Nie byłam na randce, Ness.

– Nie? – uniosła brew, ściągając ręcznik z włosów. – A gdzie?

Podeszłam do łóżka i opadłam na materac.

– Odpracowywałam dług. Mówiłam ci, że wzięłam to na siebie i każde moje spotkanie z Louisem dotyczy pieniędzy.

– Dlatego wychodzisz wystrojona jak na jakąś kolację u królowej brytyjskiej? – rzuciła z wyrzutem. – Skąd w ogóle masz pieniądze na takie rzeczy?

– Nie mam. To on mi kupił tę sukienkę, a raczej kazał założyć. – Wzruszyłam ramionami. – Śpiewam dla niego, Ness. Tak właśnie oddaję mu dług. To chyba lepsze niż praca dzień w dzień?

– Wolałabym harować jak wół niż patrzeć na niego. Zachowujesz się jakbyś była jego marionetka.

Podniosłam się z łóżka, czując złość.

– Więc haruj. Czemu tego nie robisz, Ness? Zamień się ze mną. Weź moje zmiany, dzień w dzień, dziesięć godzin każdego dnia. Do tego ucz śpiewać i próbuj utrzymać dom. A i jeszcze spróbuj to wszystko robić w osłabieniu, które daje choroba! – Wykrzyczałam jej prosto w twarz. – Uwierz mi, wolę patrzeć na niego niż nie być w stanie stać na nogach.

Patrzyła na mnie sama nie wiem czy z bólem, czy z wściekłością. Odwróciła się na pięcie i po prostu wyszła, trzaskając za sobą drzwiami. Dawno się tyle nie kłóciłyśmy, chociaż nie byłyśmy idealnym rodzeństwem.

Vanessa wiedziała, że mam rację, że tak jest lepiej. Problem jednak w tym, że spotkania z Louisem zaczęły mi się podobać...bardziej niż kiedykolwiek powinny.

*

Próbując wyrwać się z domu, w którym panowała ciężka atmosfera po wczorajszej kłótni, pojechałam do sklepu wybrać kuchenkę. Zamierzałam ją dziś kupić i spróbować zamontować, a jak nie to poproszę sąsiada. Wszystko, byleby się czymś zająć. Nie chciałam też myśleć o pocałunku z Louisem, bo... nie powinien się zdarzyć. Najgorsze było to, że w nocy śniły mi się jego błyszczące oczy, patrzące na mnie z takim pożądaniem. Nikt w życiu na mnie tak nie spojrzał, nikt w całym moim życiu nie widział takiego potencjału, jaki dostrzegł we mnie Louis. Poczułam miłe motylki w brzuchu na samo wspomnienie wczorajszego wieczora. Byłam głupia. Naprawdę głupia.

Spacer do sklepu nie zajął mi jakoś specjalnie długo, a szkoda. Chociaż może to wynikało z tego, że ciągle bujałam w obłokach.

Wybór kuchenki, która będzie niedroga i funkcjonalna był dość ciężki, zwłaszcza, że pracownik sklepu pokazywał mi co rusz nowe modele.

– Chcę tę – zdecydowałam po długiej godzinie, wskazując na czarną kuchenkę gazową, która będzie pasować do wnętrza.

– Zapraszam zatem panią do kasy... – oznajmił młody mężczyzna z nieco sztucznym uśmiechem.

Poszłam za nim do biurka, przy którym wypisał fakturę, zebrał moje dane, a potem przyjął zapłatę. Nie przemyślałam jednak tego, że będę musiała jakoś te kuchenkę zawieźć do domu. Zagryzając dolną wargę, patrzyłam na sporej wielkości karton i oparłam się o niego pośladkami.

– Dobra, jesteś silna i niezależna – próbowałam przekonać samą siebie i wyjęłam telefon.

Zaczęłam szukać jakiegoś numeru taksówek. Oczywiście patrzyłam też na cenę za kurs, bo nie miałam pieniędzy jak lodu jak Louis... Ugh. Niech cię piorun trzaśnie, Tomlinson. Czasami mógłby wyjść z mojej głowy. To właśnie przez niego nie pomyślałam o transporcie. Właśnie. Znalazłam winnego i od razu zrobiło mi się lżej.

– A pani to tak będzie długo tarasować przejście? – usłyszałam za sobą męski głos.

Wzdyrgnęłam się i szybko odwróciłam. Ujrzałam wysokiego mężczyznę o pięknych, niebieskich oczach. Nie mogłam stwierdzić inaczej.

– Przepraszam. Nie dam rady przenieść kuchenki.

– Więc może pomogę? Daleko stoi pani samochód?

– Nie mam samochodu – przyznałam. – To trochę głupio brzmi, ale musiałam kupić kuchenkę, a nie mam auta.

Zaśmiał się pod nosem, zerkając to na mnie, to na karton z kuchenka. Czy właśnie się wygłupiłam?

– Więc może zaoferuje swoje auto? – dodał, unosząc lekko brew.

– Nie, bo ma pan mnie za idiotkę – odparłam urażona, krzyżując ręce.

– Cholera. Przepraszam, nie chciałem, żeby pani źle mnie zrozumiała... – powiedział od razu, wyglądając na zestresowanego. Czy to nie było...urocze? Chociaż nie, uroczy był uśmiech tego dupka, który mnie wczoraj pocałował.

– Może najpierw wyniesiemy tę kuchenkę stąd? Proszę? Sama nie dam rady. Poszukam jakiegoś taksówkarza i zaraz mnie tu nie będzie.

– Niech pani da spokój z tą taksówka. Podrzucę panią, w ramach przeprosin...

– Mama mi mówiła, że z nieznajomymi nie wsiada się do jednego auta.

– Oh, widzi pani... Tracę rozum przy pani. – rzucił żartobliwie. – Jestem Scott.

Przyjrzałam mu się chwilę, po czym wyciągnęłam rękę.

– Gabrielle. Miło mi. I będę bardzo wdzięczna za pomoc. Mieszkam niedaleko, ale pchałabym tę kuchenkę rok.

Uścisnął ja z uśmiechem i bez słowa zabrał się za przenoszenie zakupionego przeze mnie sprzętu. Oczywiście mimo jego sprzeciwów, trochę pomagałam. Nie chciałam wyjść na jakąś zadufana w sobie księżniczkę. Podeszliśmy do czarnego lange rovera, który miał naczepę. O matko, chwała mu za to. Wsadził kuchenkę wraz z pomocą jakiegoś mężczyzny, którego zaczepił.

– Serio, strasznie dziękuję – powiedziałam do Scotta.

– Do usług. Wsiadaj, na pewno chcesz już coś ugotować. – powiedział rozbawiony, otwierając drzwi od strony kierowcy.

– Nie ukrywam – zaśmiałam się i zajęłam miejsce pasażera.

Wyjęłam telefon z torebki, chcąc napisać do Ness, żeby szykowała jus produkty na naszą zapiekankę brokułową.

"Przestań się obrażać, tylko ogarniaj jedzenie, bo zaraz będę z nową kuchenką". Wysłałam wiadomość i spojrzałam na Scotta.

– A ty co kupowałeś? – zapytałam.

– I nic nie znalazłeś? To czemu stałeś przy kasie? – Uniosłam brew.

Palcem pokazał na kilka opakowań z jakimiś kartami pamięci. Oh.

– Robię zapasy na zimę. – zażartował, ruszając z parkingu.


Od autorki: No więc sytuacja się trochę rozkręciła :) emocje idą w górę. Jak wam się podobało? x

Continue Reading

You'll Also Like

26.2K 1.3K 46
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
848 70 4
Każdy z nas ma takiego znajomego, który udaje, że pogodził się ze stratą ex, ale wszyscy wiedzą, że tak naprawdę to tylko bujda na kółkach. Tym znaj...
48K 4.3K 39
Delikatnie. Czy ktokolwiek na tym świecie mógłby potraktować mnie łagodnie?
77.2K 6.3K 37
Laura, aspirująca dziennikarka, dostaje swoją pierwszą pracę. Pociąga to za sobą cały ciąg wydarzeń - nowe pasje, nowe znajomości, nowe przyjaźnie i...