Kitsune - Ostatni Lisi Demon

By Kembutsu

41.3K 3.1K 846

|Uwaga! Tytuł w korekcie!| Pierwsza część dylogii pt. "Kitsune". Japończycy wierzą, że wszystkie Kitsune wyg... More

1. Fumei
2. Osoroshii
3. Choushizen
4. Bougyaku
5. Mujou
6. Tayutou
7. Akuratsu
8. Seoinage o kuu
Nominacja (^.^)
9. Sekushii
10. Yashinteki
11. Myouri ga Tsukiru
12. Majimono
13. Hontou
14. Kizuna
15. Suii
16. Hinode
17. Kagami
18. Yukue Fumei
19. Kurai
21. Ara
22. Akari
23. Akebono
24. Aida
25. Orenchi (cz.1)
25. Orenchi (cz.2)
26. Kitsune no Inaka
27. Norowareta unmei
28. Kichouna-ryoku
29. Saigono no Shi
30. Kyuushutsu
31. Akai Tsuki
32. Ichijitekina Gesshoku
33. Henshin
34. Shiousei
35. Taiyō no ue
Rozdział 18+

20. Nemutai

799 66 16
By Kembutsu

Podłoże drżało. Wstrząsy były tak silne, że z sufitu zaczęły odpadać coraz to większe odłamki skalne. Laura chroniąc ciało śpiącej dziewczynki, osłaniała je sobą, natomiast własną głowę przysłoniła rękoma.

− Co się dzieje? – wrzasnęła, nie rozumiejąc ów drgań.

− Już tu jest! – Yoru poderwał się gwałtownie do góry, miał nadzieję, że uda mu się zdążyć, nim ich znajdzie. Niestety było już za późno.

Skała znajdująca się naprzeciw nich wybuchła, a z jej dymu stopniowo wyłaniała się wysoka postać o pięknych białych włosach.

− Dokąd to się wybierałeś? – Usłyszeli kpiący i jakże znajomy głos.

− Ginittou! – Laura z radości wybiegła naprzeciw wynurzającego się kitsune. Zatrzymała się jednak w połowie drogi, zauważając z przerażeniem to, co lis niósł w dłoniach i w okrutny sposób wypuścił na ziemię, były to bowiem oderwane głowy kruków, które pilnowały dla Yoru wejścia do jaskini.

W tym momencie dziewczyna poczuła nie przyjemny zapach krwi, mnóstwa krwi, którą Ginittou dodatkowo był ubrudzony. Demon zlizał już czarną ciecz ze swych palców, a następnie spojrzał groźnie na tengu.

− Zostałeś sam – Lis zrobił krok ku nim – i nikt ci już nie pomoże. – Uśmiechnął się upiornie, a jego dłoń stanęła w błękitnych płomieniach, tak gorących, że spalały wszechobecną w pomieszczeniu krew. – To był ostatni raz gdy tknąłeś to, co moje. – W jednej chwili rzucił w Yoru kulą ognia. Kruczy demon odskoczył w ostatniej chwili na bok, jednak płomienie i tak go sięgnęły, poważnie raniąc jego prawe ramię.

Upadł na skalistą ziemię, ból w ramieniu był bardzo silny, zignorował go jednak i dłużej się nie zastanawiając, podniósł się do góry, przyciągnął do siebie Laurę, osłaniając się nią i znów przyłożył jej szpikulec do gardła, który trzymał w tylnej części spodni.

− Zrób jeden krok więcej, a rozpłatam jej gardło! – rzekł groźnie. Kitsune jednak roześmiał się, nie przejmując się jego groźbami.

− Nawet jej nie draśniesz. – Słowa Ginittou zdenerwowały kruka, dlatego mocniej ścisnął szyje dziewczyny i ukuł ją szpikulcem.

− Jesteś tego pewien? – rzucił wyzywająco. – Obiecałem, że się na tobie zemszczę, więc przygotuj się na bardzo bolesną i długą śmierć. – Ponownie ukuł Laurę w szyję, na co ta zapiszczała.

Oczy lisa pociemniały, zmarszczył wściekle brew. Jego dłonie zacisnęły się, a ogień buchnął silniejszym płomieniem.

− Zrób to jeszcze raz – mówił spokojnie, jednak przez to, każdy z wyrazów wypowiadany przez niego, nadawał coraz to bardziej upiorną atmosferę – a stracisz ją. – W tym momencie lisie płomienie otoczyły posłanie, na którym spoczywała chora dziewczynka. Otoczyły ją, z każdą chwilą mocniej się zacieśniając.

− Zostaw ją! – krzyknął przerażony Yoru. Nie sądził, że lis tak szybko odkryje jego słabość, ponownie zlekceważył jego siłę.

Wypuścił ściskany w dłoni szpikulec i uwolnił Laurę. – Daj jej spokój! – błagał rozpaczliwie. Lis jednak widząc jego zmianę postawy, uśmiechnął się kpiąco i zmniejszył odległość płomieni od dziewczynki. – Przestań, słyszysz?! – Yoru nie mógł zbliżyć się do ognia, którym otoczona była Sugu. Stał bezradnie, z przejęciem obserwując to, co robi lis. – Nie mieszaj jej w to – dodał ostatecznie, przeklinając się w duszy za swą bezradność.

− Wiesz, że tutaj wszystkie chwyty są dozwolone... Zresztą tę grę rozpocząłeś ty. – Lisie płomienie już prawie stykały się z ciałem dziewczynki.

− Ginittou przestań! – Naprzeciw kitsune stanęła Laura. Rozłożyła ramiona na boki i zmarszczyła brwi, dając tym samym lisowi do zrozumienia by niezwłocznie zakończył swój okrutny napad. – To ludzka dziewczynka, nie wolno ci robić jej krzywdy.

Twarz lisa rozpromieniała, a jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, widząc że Laura jest cała i zdrowa. Jego serce zabiło mocniej na jej widok, w tej chwili nie interesowała go przyczyna tego uczucia.

− Dobrze cię znów widzieć. – Podszedł do niej, wyciągając w jej stronę dłoń. Wewnętrzną stroną dotknął jej policzka, był chłodny, ale nie na tyle by się tym przejął. Delikatnie przejechał palcami po miękkiej skórze dziewczyny, a następnie skierował rękę w jej włosy. Po chwili przyciągnął gwałtownie dziewczynę ku sobie, a ta wpadła wprost w jego ramiona. – Cieszę się, że nic ci nie jest. – Mocno ją przytulił, lecz takie zachowanie lisa zaskoczyło Laurę. Wcześniej taki nie był, czy było to spowodowane tym, że prawdopodobnie znajdował się blisko śmierci? Dziewczyna przypuszczała, iż tak, dlatego natychmiast odsunęła się od demona na znaczną odległość.

Spojrzała na jego twarz, wciąż widziała na niej wyraźną troskę o nią. Nie, nie troszczył się o nią, tylko o siebie. Starała sobie to wmówić, nie chciała później mieć jakiś złudnych nadziei. Przełknęła, zdenerwowana tą sytuacją, ślinę i dopiero wtedy odważyła się ponownie odezwać.

− Ginittou – była tylko człowiekiem, więc nie zdawała sobie sprawy, jak ciało demona zareagowało na dźwięk wypowiadanego przez nią jego imienia – wypuść dziecko! Yoru nic mi nie zrobił, więc zostaw ją w spokoju, jest bardzo cho...

− Yoru? – prychnął wściekle. – Więc jesteście już na ty?! Tak dobrze się ze sobą dogadujecie?! – Przepchną ją na bok, a na jego twarzy ponownie pokazała się wściekłość. Zwrócił wzrok ku rannemu tengu, jego dłonie kolejny raz zapłonęły.

Kruczy demon odwrócił się w jego stronę przestraszony, doskonale znał gniew kitsune, jednak w tym momencie nie musiał martwić się tylko o swoje życie, lecz i życie Sugu. Wolałby żeby lis wyżył się tylko na nim.

− Ginittou! – Dziewczyna chwyciła go za ramię, jednakże ten ostentacyjnie się jej wyrwał.

− Odsuń się do tyłu! Zabije go i wychodzimy stąd! – cedził wściekle przez zaciśnięte zęby.

− Uspokój się! Słyszysz mnie? – Nie słyszał, albo raczej nie chciał słyszeć, nieprzerywanie kroczył w stronę tengu, z zamiarem zmiażdżenia go jak kwaśne jabłko.

Nagle poczuł dźgnięcie w okolicach lewego nadgarstka, natychmiast spojrzał w te miejsce. Jego rękę przecinała krwista szrama. Uważnie zbadał teren w swojej okolicy, ale nic nie stanowiło tu dla niego zagrożenia, prócz... Zszokowany skierował wzrok na stojącą niedaleko niego, Laurę. Dzierżyła w dłoni szpikulec, który wcześniej tengu przykładał do jej szyi, a teraz trzymała go lekko nad swoim lewym nadgarstkiem. Z tego samego miejsca, co u Ginittou, leciała jej krew. – Więc tak to działa – powiedziała. Oddychała ciężko, niespokojnie.

− Co ty wyprawiasz?

− Gdybyś tylko mnie posłuchał, nie musiałabym się do tego posuwać. – Stanęła prosto, ostrożnie przecierając materiałem ubrania, nadgarstek. – Uspokój się już – dodała. Wtedy trzymana przez nią broń wypadła jej z dłoni, a dziewczyna zachwiała się na nogach. Ginittou, w ostatnim momencie pochwycił ją w swoje ramiona, nim upadła.

− Laura? Słyszysz mnie? – Przestraszony poklepał ją delikatnie po twarzy, ta jednak nie reagowała.

Zaabsorbowany tym, co dzieje się z jego ludzką kobietą, nie kontrolował swej mocy, więc płomienie przygasły, a tengu natychmiast wykorzystał tę szansę i chwycił Sugu, wyciągając ją z ognistej pułapki. Przycisnął dziewczynkę mocno do swej piersi i otoczył czarnymi skrzydłami. Nie spuszczał jednak oczu z Ginittou, nie wiedział, czego ma się po nim jeszcze spodziewać. Nie mógł przecież pozwolić mu skrzywdzić tego dziecka, było ono bowiem dla niego zbyt cenne. – Laura! – Lis badał ciało zemdlałej dziewczyny. – Co jej zrobiłeś?! – Rzucił nagle w kruka płomieniem, ten tym razem zdołał się osłonić skrzydłami, poświęcając je dla dobra dziewczynki i siebie. Na ziemie opadły zgliszcza, które jeszcze parę sekund wcześniej stanowiły część i siłę jego skrzydeł, teraz w ich miejscu pozostała wypalona dziura.

Yoru patrzył jak znikają, pochłaniane niebieskim ogniem, zacisnął zęby w momencie, gdy całkowicie zostały unicestwione. Podniósł wzrok na lisa, oboje mierzyli się groźnymi spojrzeniami.

− Nic jej nie zrobiłem – rzekł w końcu kruczy demon.

− Ginittou? – szepnęła słabo Laura, lis natychmiast poświęcił jej całą swoją uwagę.

− Jestem tu. – Przycisnął ją do siebie. – Już dobrze. – Wciąż gładził jej twarz, włosy i ciało, starając się by powróciła do sił.

− Czuje się... tak ba... bardzo słabo... − Ledwo wydobywała z siebie głos. Jej ciało stawało się gorące, a czoło zalewał pot. – Co się dzieje? – Znów przymknęła zmęczona oczy.

− Nie Laura, patrz na mnie! Słyszysz? Musisz być trzeźwa. – Klepał ją po twarzy.

Nagle wstrząsnęły nią gwałtowne spazmy. Szarpnęło jej ciałem do góry, a jej kończyny nienaturalnie się wygięły. Lis nie był wstanie jej utrzymać, chwycił ją ponownie dopiero wtedy, gdy upadła.

Na jej lewym ramieniu pokazały się chrostki, zaczęły rosnąć. W końcu jedna z nich pękła, tworząc szparę. Ginttou przyjrzał się jej, wtem ta się poruszyła, a z jej wnętrza wyłoniła się czarna gałka oczna o czerwonej źrenicy. Zamrugała kilka razy, a następnie spojrzała wprost na lisa.

− Pożreć... chcę ją pożreć. – Znienacka przez ciało dziewczyny przeszły prądy. Zawyła z bólu, traciła oddech, nie mogła go pochwycić.

Ginittou złapał ją i nie zwracając już na nic uwagi, natychmiast ruszył z nią biegiem w stronę wyjścia z jaskini.

Na zewnątrz byli już kilka sekund później, mimo to Laura wciąż się dusiła, a lis nie wiedział, co ma począć.

− Wpuściłeś w jej ciało *ayakashi! – rzucił z wyrzutem w stronę tengu, który udał się zaraz za nim.

− Nie zrobiłem nic takiego! To nie ja, ona musiała wcześniej...

− Kiedy niby?... – Nagle kitsune przypomniał sobie sytuacje w gospodzie, rozbite szkło, ten sam bolesny wyraz twarzy Laury i brak śladu rany. – Czyżby? – zamilkł, gdy dziewczyna niespodziewanie wyswobodziła się z jego ramion.

− Już nic mi nie jest. – Uśmiechnęła się, a po złośliwym demonie, tkwiącym w jej ramieniu nie było śladu, to wcale nie uspokoiło lisa, wręcz przeciwnie, czuł, że coś jest nie tak. – Nic mi nie jest Ginittou. – Dotknęła zimną dłonią jego policzka. Następnie chwyciła go za rękę i pomogła mu wstać z kolan.

Obserwował ją uważnie, jednak nie przyuważył żadnych anomalii na jej ciele. Dotknął jej barwnych włosów, były tak samo miękkie jak wcześniej, potem zjechał ręką na dół, na jej szyję, a w końcu ramiona. Wyglądała, jakby przed chwila wcale nie targały nią bolesne spazmy. Lis zmrużył niepewnie oczy.

− To pewnie twoja wina. – Obrócił twarz ku Yoru. – To ty zawsze sprowadzasz na innych nieszczęście. Nawet jeśli chcą nieść ci pomoc. – Do jego oczu powrócił gniew, rozpacz i chęć zemsty. Kruczy demon zaciskał dłonie ze złości, mając ochotę zrzucić lisa w otchłań, nad którą stali.

− Nie uda ci się to. – Słowa lisa , jak gdyby wpasowały się w jego myśli, zaskakując go tym samym. – Nie pozwolę się tak łatwo zgładzić. Zwłaszcza teraz. – Ginittou kątem oka zerknął w stronę Laury. Raptownie odwrócił się w jej stronę, zdając sobie sprawę, że dziewczyna nie stoi już przy nim. – Laura wróć tu! – Dziewczyna stąpała po krawędzi urwiska, na którego dnie płynęła wartka rzeka, pochłaniająca wszystko to, co śmiało stanąć na jej drodze. Laura przystanęła stopami zaraz przy końcu podłoża. Patrzyła zamglonym wzrokiem na lisa. Wreszcie wyciągnęła ku niemu ramię.

− Gi... Ginittou! – wrzasnęła w momencie ocucenia i gdy jej ciało przechyliło się do tyłu. Jej nogi oderwały się od ziemi, a ona skoczyła w dół.

Lis błyskawicznie ruszył jej na pomoc. Skoczył tuż za nią, krzycząc do niej i prosząc by chwyciła go za dłoń. Byli jednak za daleko od siebie, jeszcze nie potrafili siebie sięgnąć.

Woda była coraz bliżej, mieli boleśnie uderzyć o jej powierzchnię, dopiero wtedy Ginittou złapał dłoń Laury i w ostatnim momencie wtulił ją w swoje ciało.

Wpadli do wody, idąc jak pocisk na samo jej dno. Laura uderzyła ciałem o podłoże. Drobne kamyczki i piach wzbiły się do góry, przysłaniając jej widok. Było jej zimno, nie chciała być sama w tej ciemność. Wtem coś wypchnęło ją ku górze.

Wynurzyła się gwałtownie, natychmiast opadając na suchą ziemię.

− Proszę pani... proszę pani?! – Z niedużej odległości doleciał do niej niski męski głos. Nie bez trudu podniosłą się z czarnej ziemi na kolana. Przez chwilę wpatrywała się w znajdującą pod nią glebę, ciężko oddychała, czuła jak jej ciało przenika wilgoć i zimno. – Proszę pani. Poczuła dotyk na ramieniu, odskoczyła przestraszona. Upadła do tyłu, tłukąc sobie pośladki. – Już dobrze. – Przed nią kucał mężczyzna w średnim wieku, skądś go znała. Widziała już te czarne włosy, wąskie oczy i otaczające je maleńkie zmarszczki.

− Przewodnik – szepnęła zaskoczona jego widokiem.

− Już nic pani nie grozi, wreszcie się znalazłaś. – Uśmiechnął się do niej, poczym wstał i wyciągnął rękę.

− Co się stało? – Nie chwyciła jej, rozejrzała się dookoła, nie rozumiejąc sytuacji. Była w lesie, prószył deszcz, nigdzie nie zlokalizowała płynącej rzeki, do której wpadła z Ginittou. – Gdzie ja jestem? – zapytała zdezorientowana swoim położeniem.

− W lesie Aokigahara. Szukaliśmy pani odkąd nam pni zniknęła.

− Ale jak to? Przecież ja... – Nic z tego nie rozumiała. – Znalazłam starą świątynie, zbudziłam z niej straszliwego lisa, a jeszcze chwilę temu byłam porwana przez tengu, potem spadłam ze skały i wpadłam z kitsune do rzeki – wyrzuciła szybko z siebie.

Przewodniki spojrzał na nią dobrotliwie, uśmiechając się przy tym.

− Drogie dziecko, musiałaś śnic sobie bardzo niesamowity sen. – Pomógł jej wstać. – Dobrze, że tak szybko cię znaleźliśmy – dodał po chwili i oboje ruszyli w znaną tylko jemu drogę. – Już niedługo będziesz w domu.

Mężczyzna miał rację, zaszli dosłownie kawałek, kiedy z drzew wyłonił się autokar wycieczki.

− Więc to był tylko sen? – Coś w sercu Laury mocno ją zakuło. Wszystko układało się w logiczną całość. Do wspomnień wracały sceny, gdy w dzień i noc koczowała w zimnej świątyni z lisami i marzyła o powrocie do domu. Może gdyby w końcu jej nie opuściła, nikt nigdy by jej już nie znalazł.

Po jej twarzy spłynęła zimna łza. Szybko przetarła ją wierzchnią stroną dłoni. W tym samym momencie zwróciła uwagę na swój ubiór. Nie miała już na sobie kimona, tylko niebieski T-shirt i fioletowe, krótkie spodenki, a na plecach ciążył jej zielony plecak.

Zatrzymała się przy utworzonej nieopodal kałuży, w której odbijał się jej wizerunek. Jej włosy wciąż były długie i jasno brązowe, związane pomarańczową frotką w niechlujnego kitka. Wyglądała tak samo, jak w dniu wycieczki.

Westchnęła smutno. Czy żałowała? Nie znała odpowiedzi na to pytanie. – Jednak był to tylko sen. – Przymknęła oczy, ostatni raz przypominając sobie twarz lisiego demona, o pięknych białych włosach i cudownie zielonych oczach.          

*Ayakashi –duch, demon

_______________________________________________________________________

おはようみな  (Ohayou mina ) (^.^) Rozdział 20 gotowy, tak szczerze to nigdy nie sadziłam, że ta opowieść będzie mieć aż tyle części, jednak cieszę się strasznie, iż to już taka duża liczba. Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba. Zostawiajcie komentarze i gwiazdki (będę za nie wdzięczna) 

A że dziś Halloween, to zastanawiam się, czy gdzieś się wybieracie, macie może jakieś przerażające stroje, albo za kogo chcielibyście  się przebrać? :)

Ja mogę się pochwalić własnoręcznie zrobioną maską Kitsune 

(*.*)

Continue Reading

You'll Also Like

13.3K 792 29
Historia dzieje się trzy lata po zakończeniu bitwy o Hogwart. Ośmioro absolwentów szkoły dostaje specjalne pozwolenie na nauczanie młodszych uczniów...
42.4K 2.6K 178
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...
181K 11.2K 108
Chłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je...
1K 66 8
Madrigalowie dostali swoje magiczne, wspaniałe dary. Ale czy można je tak nazywać? To nie błogosławieństwo, a raczej przekleństwo, które prawie rozbi...