Bruiseshipping-Pomóż Mi

By ColeGordonWalker

18K 1.5K 797

W życiu istnieją takie chwile. Kiedy myślisz, że jesteś na samym dnie wszechświata. Ciemność przymroczyła two... More

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
PROPOZYCJA
Rozdział XIV

Rozdział XV

932 67 41
By ColeGordonWalker


Dedykacja: Alluum

Droga na stołówkę nieprzebiegła długo. Zwłaszcza, że Cole niósł mnie na rękach, jak małe dziecko. Prosiłem, aby postawił mnie na ziemi, ale on mnie kompletnie niesłuchał. Cały on. Zawsze musi zrobić po swojemu. Wszedł na stołówkę, w której znowu panował totalny chaos. Jedzenie przyklejone do ścian i podłogi, próbowała posprzątać ekipa sprzątająca. Niestety na marne.

Brunet w końcu znalazł stolik Pythora na końcu sali i usiadł naprzeciwko niego. Posadził mnie obok siebie i ucałował moją skroń.

- Coooole! - jęknąłem przeciągle, czując jak się czerwienie.

- Oj nieprzeżywaj - zaśmiał się. - pójde po papu. I nawet niepróbuj sie wymigać od jedzenia chudzielcu. Przyniose ci coś pysznego.

Wstał ochoczo i przeszedł spokojnie przez sam środek bitwy.

- Co on ma taki dobry humor? - zapytał mnie wąż, zerkając na mojego... chłopaka.

- Cole jest prostym człowiekiem. Lubi mieć wygodne łóżeczko i porządną ilość jedzonka. Nie jest jakoś super wymagający - zachichotałem, patrząc jak się ślini widząc palete żarełka przy bufecie, o ile jeszcze mogę to tak nazywać.

- Ludzie są dziwni. A już najbardziej wy. Macie szansę podbić kraine Ninjago, z łatwością, z waszymi mocami, a wy niedość że je charytatywnie ratujecie, to jeszcze pokornie przesiadujecie w więzieniu. Co z wami jest nie tak?

- Moim mażeniem nigdy nie była władza. Nasz gatunek od zawsze chciał ją mieć, tacy są ludzie, ale my niemożemy wykorzystywać przewagi w postaci mocy. Jest to zwyczajnie nieuczciwe. A gdyby w tej krainie niemieszkali moi rodzice, myśle że niemiałbym po co go ratować...

- A co to za kącik zwierzeń? - rozbawiony Czarny Ninja usiadł obok mnie, stawiając przedemną miske sałatki. - Masz to zjeść, albo będzie mi przykro.

- Ale to jest za dużo! - jęknąłem męczęńsko, patrząc na sterte ważyw na moim talerzu.

- To normalma porcja, a ty strasznie mi wymizerniałeś. Wyglądasz jak wrak człowieka przez tych idiotów, a ja doprowadzę cię do poprzedniego stanu rzeczy, czy tego chcesz, czy nie - podsunął mi miskę pod sam nos, a sam zaczął się zajadać półmisek spaghetti.

Westchnąłem niezadowolony i zacząłem dziubać w swoim jedzeniu gdy czarnowłosy zajadał bestialsko swoje jedzenie. Śmiałem się cicho, widząc jak cała jego buzia jest w sosie bolońskim. Sięgnąłem po gumkę do włosów z jego kieszeni i związałem jego puchate kudły w krótką kitkę. Niepobrudzi sobie teraz ich. Założyłem jeszcze jego ulubioną żółtą bandamę, zgarniając mu grzywkę z oczu. Cole spojrzał sie na mnie z wdzięcznością, wciągając nitke makaronu. W związanych włosach... wygląda zupełnie inaczej. Teraz widać większość jego twarzy. Prawie że symetryczne względem siebie brwi, blizna na czole przy skroni, oboje przekłutych uszy... i nareszcie widze w całości oboje oczu naraz! Bez zasłonki, wyglądają na dużo większe, ale przez to, na jeszcze piękniejsze. Moje serduszko przyśpieszyło swoje bicie...

- Wow - westchnąłemn wpatrując się w niego jak obrazek.

- Tfo? - powiedział, przeżuwając kolejna porcje swojego obiadu.

- Nic, nic - odpowiedziałem pośpiesznie.

- Ludzie są bardzo dziwni... - mruknął Pythor.

~♡~

Kiedy posiłek się skonczył, kazano nam wyjść na spacerniak, który składa się z na prawdę wielu wspaniałych i nowoczesnych urządzeń. Na przykład: dziurawy, popękany beton; stary, wysoki mur; bruny, zniszczony kosz do koszykówki i aż jednej, z pękniętej na środku, pordzewiałej ławki ze stolikiem. My z Cole'm zostawiliśmy to jakże iście królewskie siedzenie i postanowiliśmy poćwiczyć w tym czasie. Nigdy niewiadomo kiedy nas stąd wypuszczą.

- 56, 57, 58, 59... - wyliczałem pompki bruneta, leżąc leniwie na jego nagich plecach.

On ma jakiś dziwny zwyczaj trenowania bez koszulki. Od zawsze tak jest, ale czemu? Nie mam pojęcia. Myślę, że on sam tego nie wie. Poprostu tak jest. Spojrzałem przelotnie na niebo nademną, aż niezauważyłem pięknej, białej chmury. Z czasem pojawiło się coraz więcej puchatych obłoków. Ile bym dał, żeby znowu móc wlecieć w sam ich środek, na moim smoku. Chciałbym ponownie spotkać moich braci i z nimi ścigać się na naszych bestiach w powietrzu. Ciekawe czy za nami tęsknią? Czy dalej o nas się martwią? A może zapomnieli i już po nas niewrócą?

Przez to całe rozmyślanie niezauważyłem, kiedy zaprzestałem odliczania i przymknąłem powieki, oddając się błogiemu snu. Jak dobrze, że mam Cole'a, który mnie obroni. Przy nim nie musze się bać spać...

Ocknąłem się gwałtownie w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Wokół mnie unosiła się fioletowa para, a przedemną stały jakieś białe drzwi. Rozejrzałem się po pokoju, chcąc znaleść jakąkolwiek wskazówkę wyboru. Niestety, niczego innego nieznalazłem, a więc postaniwiłem podejść do tych drzwi i je powoli otworzyć. Do moich oczu dotarł oślepiający blask, przez który musiałem je przymknąć.

Po chwili znowu byłem w innym miejscu, a konkretnie na samym środku klasztornego placu szkoleniowego. Wszystko wyglądało tak jak przed spaleniem. Nowy tor przeszkód, pomalowane świeżo ściany, przez nas. Przejechałem dłonią po złotym smoku, który wydawał się taki prawdziwy. Mogłem wyczuć zimność i gładkość jego metalu i spojrzeć na każdy szczegół. Szkoda, że węże zniszczyły to miejsce. Kochałem je jak swój drugi dom.

Nagle w jednym z pokoji usłyszałem dźwięk kroków. Ukryłem się szybko za jedną z maszyn do ćwiczeń i przygotowałem do obrony.

- I wtedy trach! Sztacheta wylądowała prosto na twarzy gada! - usłyszałem dosyć młody głos jednego z moich przyjaciół więc się rozluźniłem.

- Nieuważasz, że było to ciutke zbyt brutalne? Pozbawiłeś go oka, jednym z wbitych gwoździ - mechaniczny głos andoidka poznam wszędzie.

- Weź nieprzeżywaj! - odpowiedział pośpiesznie mistrz ognia.

Odwróciłem się i wyglądnąłem zza mojej kryjówki. To rzeczywiście byliśmy my. Całą czwórką, razem, ale tak młodzi, że poznałbym którego kolwiek na ulicy. Mniej masy mięśniowej, młodzieńcze rysy twarzy i jeszcze ciut wiszące na nas stroje, zwłaszcza na mnie. Zmienili się wszyscy od tego czasu. Najbardziej ja. Byłem strasznie malutki i chudziutki. Przy dosyć dobrze umieśnionym, jak na swój wiek, Cole'u wręcz jak małe dziecko.

- Hej Jay, na pewno dobrze się czujesz? Wyglądasz blado - młody brunet nachylił się do mojego odpowiednika i z niebywałą troską mu się przyglądał.

- Y-yhym... jestem p-poprostu ciutkę zm-męczony - nawet mój głos zdradzał, że dosyć młodo do nich dołączyłem.

- Idź się połóż maluchu. To była jedna z ciężych walk... - uśmiechnął sie czule do mnie i pogłaskał po głowie.

- K-kiedyś cie przerosne! Z-zobaczysz! - młody ja zmarszczył nos w odpowiedzi i próbował na palcach, dosięgnąć do jego wzrostu.

- Nie wątpie - zachichotał czarnowłosy i mnie do siebie przytulił.

- Awww... jesteście tacy uroczy - powiedział Kai, opierając się o Zane'a. - A jeszcze niedawno chcieliście się zagryść jak psy.

- Psujesz moment - zaśmiał się młody mistrz ziemi i gładząc "mnie" kciukiem po plecach.

- Co oni robią? Czemu Cole dusi Jaya? - zapytał po chwili milczenia android.

- Oni się przytulają gamoniu! - powiedział płomyczek, zerkając rozbawiony na Zane'a.

- I będę to robił zawsze, jeżeli zajdzie taka potrzeba - mruknął brunet, wtulając małego mnie bardziej w swój tors.

Czy on zawsze był, aż tak opiekuńczy? Czy ja na prawdę jestem aż taki ślepy? Czy... on mnie kochał już dużo wcześniej? A ja go raniłem, wychodząc gdzieś na randki z Nyą? Zostawał tyle razy sam, udając że musi robić coś ważnego, a tak na prawdę zżerała go zazdrość i ból. Byłem idiotą, tak samo jak on. Gdyby się przyznał wcześniej, może do wielu przykrych dla niego sytuacji by niedoszło. Ja... ja się przy nim z nią całowałem. Jestem największym na świecie dupkiem. Jak mogłem na to pozwolić?

Nagle cały sielankowy obrazek się rozmywał. Chyba się budzę. Po chwili uniosłem powieki i zerknąłem na bruneta, który trzymał mnie w swoich ramionach siedząc na ziemi.

- Moja śpiąca królewna nareszcie wstała? - uśmiechnął się i przytulił do siebie.

- Jesteś idiotą, a ja największym na świecie dupkiem...

Wiiiii! Nareszcie koniec tego rozdziału! 1200 słów i wyrobiłam się do 30 września co oznacza urodziny mojej żony i bffffff Alluum! Wszystkiego najlepszego kochanie! Dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń i weny!!! Mam nadzieje, że taki prezent chodź odrobinę cię ucieszy! Wstałam specjalnie o drugiej dla ciebie! 💖💖💖🍰🍰🍰💐💐💐🗻🗻🗻💲💲💲👑👑👑👗👗👗💰💰💰!!!

A teraz mam nadzieje, że rozdzialik się podobał i licze na gwiazdeczki lub komentarze! Byoooo! ~ Futercia





Cole z filmu wyjdź za mnie...

Continue Reading

You'll Also Like

6.1K 660 35
"Nie jestem już dzieckiem do cholery zrozum to wreszcie jestem prawie pełnoletni i mam prawo umawiać się z kim chce, to jest moje życie więc się odpi...
18K 1.1K 30
O Natalie Horner krążyła jedna plotka - dziewczyna nie istnieje. Córka szefa zespołu Formuły 1 po raz pierwszy w swoim życiu została pokazana publicz...
55.3K 6K 52
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
4.3K 572 24
Lee Felix pisał znakomite wypracowania, co zaimponowało jego nauczycielowi, panu Hwangowi. Uczeń zupełnie przypadkowo nabrał bliższą relację z profe...