Biegnę z moim skarbem na rękach. Widzę jak życie z niej ucieka.
- Alfo tutaj.- biegnę za lekarzem- Połóż ją na stole.- robię tak jak mi każe- A teraz wyjdź.
- Nie ma mowy.
- Do cholery jasnej Cameron ona umiera!
Krzyk doktora dopiero teraz doprowadza mnie do pionu. Wychodzę i pierwsze co robię to uderzam w pobliską ścianę.
- Kurwa!- krzyczę na cały regulator
- Cameron?
- Czego?- obracam się ze łzami w ochach w stronę Marka
- To był szpieg Jamesa.
- Jak to?- pytam oniemiały
- Schwytaliśmy go i się przyznał.
- Zabiliście go?
- Tak.
- Bardzo dobrze.
Nagle z sali wychodzi lekarz.
- I co z nią?
- Niestety nie udało mi się jej uratować.
Cały mój świat się zawalił. Straciłem ją. Straciłem mój największy skarb. Moje szczęście, moją miłość, moje życie. Nie myśląc za wiele wybiegam z willi. Zmieniam się w wilka i razem z 50 członkami mojej sfory ruszamy do atak na Jamesa. Zapłaci za zniszczenie mojej rodziny, a nawet jeśli mnie zabije to i tak nic mnie nie trzyma przy życiu. Moje życie właśnie umarło. Kiedy docieramy na miejsce zaczyna się prawdziwe piekło. Przekazuje w myślach, że mają zabić każdego kto im stanie na drodze. Nie ma litość. Ja zaś sam ruszam na spotkanie z tym ścierwem. Wkraczam do ogrodu a tam wielmożny pan popija sobie herbatkę. Warczę na niego czym przyciągam uwagę wszystkich. Jego oczy robią się wielkie.
- C-co ty tu robisz?- pyta drżącym głosem
~ Przyszedłem pomścić moją mate.- odpowiadam w myślach
Nie czekając na nic rzucam się na niego i rozrywam mu gardło. Nie ma litość. On nie miał jej kiedy zabił moją bratnią duszę i mojego potomka.
*********************************
Wracam do domu wypompowany z jakichkolwiek emocji. Znów stałem się wrednym sukinsynem. Ale czego oczekujecie kiedy straciłem wszystko co kocham. Wchodzę na nasze piętro a tak właściwie to moje bo Sonia mnie zostawiła. Umarła. Pcham masywne drzwi od mojej sypialni i prawię dostaję zawału. Na łóżku leży Sonia i patrzy się na mnie.
- Sonia.- mówię cichutko bojąc się, że to tylko moja wyobraźnia- Przecież ty umarłaś.
- Przeszłam śmierć kliniczną.- odpowiada zmęczona
Podbiegam do niej i biorę ją w ramiona na co syczy z bólu
- Boże tak bardzo cię kocham.- płaczę i moczę jej koszulę
- Cichutko.- głaszcze mnie delikatnie po głowie
- A co z dzieckiem?
- Wszystko w porządku. To on mnie uratował.
- Jak to?- pytam nie rozumiejąc
- Kiedy wyczuł zagrożenie zaczął wytwarzać substancje lecznicze, która posiadają wilkołaki i uratował nas oboje.
- Tak się bałem, że zostałem sam.- szepcze i tulę ją jeszcze mocniej- Kocham was.
- My ciebie też.- odpowiada