little lion man ∆ spider-man

By sookehh

51.8K 4.6K 639

« superhero /ˈsuː.pəˌhɪə.rəʊ/ - someone who has done something very brave to help someone else » Bycie superb... More

cast
soundtrack
| 1.1.
| 1.2.
| 1.3.
| 1.4.
| 1.5.
| 1.6.
| 1.7.
| 1.8.
| 1.9.
| 1.10.
| 1.11.
| 1.12.
| 1.13.
| 1.15.
| 1.16.
| 1.17.
| 1.18.
| 1.19.
| 1.20.
| 1.21.

| 1.14.

1.2K 154 16
By sookehh

Peter natychmiast pomaga Harry'emu schować się w bezpiecznym miejscu, co nie jest wcale takie proste, gdy przyjaciel wciąż protestuje. Później korzystając z chaosu panującego w pomieszczeniu, znika gdzieś pomiędzy ścianami rezydencji Osbornów. Kilka sekund i Parkera już nie ma – jego miejsce zajmuje teraz Spider-Man.

Kiedy wpada do salonu, Green Goblin unosi się w powietrzu na swojej desce, wrzucając przez rozbite okna małe bomby, na pierwszy rzut oka przypominające miniaturowe dynie. Towarzyszy temu okropny, gardłowy śmiech, echem odbijający się od ścian, brutalnie wdzierając się w uszy. Można odnieść wrażenie, że jest to bardzo mechaniczny dźwięk, taki, którego nie wydałaby żywa osoba. Dlatego Pająk zastanawia się przez moment, czy aby pod tą maską na pewno znajduje się człowiek. Możliwe przecież, że to dron sterowany z odległości. Rozpatrując taką opcję, w ostatniej chwili, za pomocą pajęczych sieci, wyrzuca ładunki na zewnątrz. Te dosłownie w kilka sekund eksplodują, nieznacznie niszcząc elewację budynku.

Tym gestem Spider-Man doprowadza Goblina do szału. Zielona kreatura wpada do środka, rozrzucając jeszcze większą liczbę dyniowych bomb, Parker zaś znów sprawnie wyrzuca je przez okno. Ludzie starają się wydostać, jednak latający w tę i z powrotem potwór im na to nie pozwala. Peter widzi znajome twarze, w całości pokryte maskami przerażenia. Wtedy też rzuca się na Goblina, starając się zwalić go z latającej deski. Chce tym samym pozbawić go możliwości ucieczki, jednak znów ponosi klęskę. Wszystko jest przymocowane zdecydowanie zbyt mocno, aby Pająkowi mogło się to udać.

Green Goblin, korzystając z chwili nieuwagi Spider-Mana, który wzrokiem wodzi po mechanizmie deski w celu znalezienia jej słabego punktu, zaciska wokół jego drobnej szyi metalową dłoń. Może i wcześniej motyw z zaklejeniem silników pajęczyną był dobry, tak teraz jest kompletnie bez sensu, bo Goblin musiał przemyśleć swój ostatni pojedynek i schował je pod plastikową pokrywą. Chłopak jest wściekły i dlatego nie od razu zdaje sobie sprawę, że przeciwnik z całą siłą w prawej ręce rzuca nim o ścianę. Robi to dopiero wtedy, gdy boleśnie się z nią zderza.

Malutki Pajączek raz po rynnie szedł, wnet przyleciał Goblin i dał mu w łeb!

Goblin podśpiewuje triumfalnie, podczas gdy Peter próbuje dojść do siebie. Uderzenie było tak silne, że praktycznie przebił się do drugiego pokoju. Wstaje na drżących nogach, modląc się w duchu o oświecenie, o jakąś małą drobnostkę, coś, co mogłoby mu pozwolić wygrać i ochronić ludzi przed tym świrem.

– Jeśli chcesz ze mną walczyć – mówi Spider-Man ostrym, donośnym głosem – proponuje zrobić to gdzieś...

– Co to za walka, gdy jej rezultat jest już jasny, Robaczku? – wcina się Goblin, lewitując w powietrzu. Peter cały czas celuje w niego wyrzutniami.

– No tak, chciałem powiedzieć, jeśli chcesz ze mną przegrać – rzuca sarkastycznie Parker.

Brudny, szaleńczy śmiech roznosi się po pomieszczeniu. Peter czuje, jak coś przelatuje koło jego twarzy. W mig pojmuje, że jest to bomba, dlatego błyskawicznie odskakuje na bok, jednocześnie okrywając swoim ciałem dwie dziewczyny. Goblin pojawia się nad nim już trzy, cztery sekund później, chwyta go za kawałek kostiumu i z całej siły uderza w twarz, a potem znów odrzuca, tym razem na zewnątrz.

Spider-Man szybko chwyta się budynku, wisząc na pajęczynie. Zauważa, jak przez to samo okno wypada ktoś inny. Natychmiast oplata chłopaka grubą nicią i spokojnie odstawia na ulicę, a potem z powrotem wpada do pomieszczenia. Goblin unosi się w powietrzu, trzymając w dłoni dziewczynę, blondynkę, za którą Peter siedział w pierwszej klasie na biologii. Najprawdopodobniej, bo przecież jak można przewidzieć zamiary szaleńca, ma podzielić los Petera i swojego kolegi.

– Zaatakuj kogoś, kto jest na twoim poziomie, Grinch – krzyczy Pająk, zwinnym, szybkim ruchem uwalniając zakładniczkę i powalając go na dywan.

– Och, obrońca uciśnionych – warczy Goblin, starając się wyswobodzić z uścisku chłopaka, jednak niezbyt mu się to udaje.

Teraz to, ku radości tych, którzy z przerażeniem oglądają tę walkę, Spider-Man ma przewagę. Kilkukrotnie uderza go w twarz, a raczej metalową maskę, z nadzieją, że uda mu się chociaż pozbawić go przytomności, aby potem móc go obezwładnić i oddać w ręce policji. Jednak Goblin nie poddaje się tak łatwo. Wciąż śmieje się szyderczo, z każdym kolejnym ciosem, jakby w ogóle nie czuł bólu zadawanego przez Pająka.

– Niewinni ludzie przez ciebie giną – wrzeszczy Peter, pomiędzy kolejnymi uderzeniami, choć wątpi w to, że owe słowa zrobią na jego przeciwniku jakiekolwiek wrażenie. I cholera, bardziej nie może mieć racji.

– Muszą ginąć – syczy Goblin.

Nagle Parker z przerażeniem zdaje sobie sprawę, że nie miałby większego problemu ze zrobieniem mu naprawdę poważnej krzywdy, dlatego też na sekundę zastyga w bezruchu. Goblin wykorzystuje ten moment, gwałtownie odbijając się od dywanu. Peter przez chwilę myśli, że znów wyląduje na ścianie, jednak robi szybki manewr, przyczepiając się do sufitu.

– I powinieneś mi podziękować, bo beze mnie twoja marna egzystencja nie ma sensu – dodaje przeciwnik, podczas gdy Peter zeskakuje mu na ramiona. Ten jednak prędko się reflektuje i go z nich zrzuca.

– Taaaaak? Tak myślisz? – Z pół tuzina pajęczych pocisków leci w stronę Goblina, lekko chwiejącego się na desce. – Jakoś dawałem sobie radę bez ciebie i uwierz, było spoko.

Peterowi nareszcie udaje się wywabić Green Goblina na zewnątrz. Odciąga go od cywilów, którzy i tak już w ciężkim szoku, z niewielkimi obrażeniami, nie potrzebują większej ilości strachu.

– Ludzie potrzebują bohaterów, żeby czuć się bezpiecznie – mówi ze złością Goblin, unikając ciosów Pająka – a bohaterowie potrzebują złoczyńców, żeby móc nimi być.

Zarówno tłum gapiów zebrany na ulicy, jak i goście Harry'ego, obserwują z przerażeniem tę zaciętą walkę. Za każdym razem, gdy Spider-Man obrywa, słychać w powietrzu ciche, pełne zdenerwowania, okrzyki, a kiedy udaje mu się znokautować przeciwnika, rozlegają się oklaski i wesołe skandowanie jego imienia. Peter ma ochotę zakończyć ten sparing najszybciej, jak się da, jednocześnie nie niszcząc zbyt wiele. Salon Osbornów i część zewnętrzna budynku definitywnie musi iść do remontu, ale reszta ma się na szczęście w porządku.

Kilka bomb leci w kierunku Petera, popychając go do tyłu, prosto na ścianę. Małe ładunki eksplodują tuż nad jego głową, w ostatniej chwili Spider-Manowi udaje się zeskoczyć w dół.

– W takim razie, jeśli bycie bohaterem wiąże się z twoją obecnością – Parker odskakuje na bok; z całą siłą uderza w Goblina, ostatecznie zrzucając go z deski – to chyba złożę wymówienie.

Green Goblin szybuje parę pięter w dół, podczas gdy zarówno jego deska, jak i Peter, błyskawicznie za nim podążają. Gdy jednak chłopak pojawia się na ulicy – tam, gdzie powinien leżeć jego przeciwnik – odnajduje jedynie puste miejsce, z trochę popękanym chodnikiem, w którym nieznacznie odznaczyła się sylwetka. Pojazd znika zaraz potem, zdecydowanie zbyt szybko, aby Pająk mógł ocenić, dokąd uciekł, a co dopiero go złapać.

I wtedy też czuje silne uderzenie w plecy, które odrzuca go kilkanaście metrów dalej. W tle słyszy jeszcze tylko dziki śmiech Goblina i hałas eksplodujących bomb, a później traci przytomność.

***

Ledwie łapiąc oddech, Peter niczym huragan wpada do pobliskiego szpitala.

Kilka godzin wcześniej Harry dzwonił do niego, przerażony i zdezorientowany, w sumie nie mówiąc zbyt wiele. Jedyne, czego Parker się dowiedział przez swoją automatyczną sekretarkę to to, że Rory oberwała w trakcie pojedynku Spider-Man – Green Goblin i teraz jest w szpitalu. Chłopak panikuje, bowiem jeżeli okaże się, że Aurora poważnie ucierpiała i to na dodatek przez niego, chyba prędzej skoczy z mostu, niż spojrzy Osbornom w oczy. Przemierzając kolejne korytarze, pluje sobie w brodę, że dał się podejść jak dziecko. Gdyby nie stracił wtedy przytomności, na pewno udałoby mu się uchronić jego małą, kochaną Rory. No a kiedy zdołał odzyskać świadomość, było już niestety po wszystkim.

Tak, Peter Parker zawsze wiedział, że bycie Spider-Manem wiąże się z niebezpieczeństwem, ale uważał, że dopóki nikt nie zna jego prawdziwej tożsamości, jego bliskim nic nie zagraża. W obliczu takich wydarzeń, kiedy wyrzuty sumienia zżerają go od środka, z każdą sekundą coraz bardziej, dziękuje sobie w duchu, że nie wplątał w to wszystko jeszcze biednej MJ.

Na minutę, może dwie, zatrzymuje się przed salą. Bierze bardzo głęboki wdech, tak głęboki, że aż coś zaczyna boleć go w klatce piersiowej. Naprawdę nie znosi szpitali, unoszącego się w powietrzu zapachu detergentów, pomieszanego z odorem choroby i śmierci. Każdy, nawet najmniejszy detal wnętrza budynku, przywodzi mu na myśl wujka Bena i rodziców, znanych tylko z opowiadań wujostwa. Potrzebuje jeszcze kilkanaście dodatkowych sekund, żeby się uspokoić, żeby skupić się na obecnej chwili, na Aurorze, a nie na przeszłości, którą może i przestał żyć, ale która często daje o sobie znać.

Wchodząc do środka od razu zauważa Rory, która siedzi na skraju łóżka w szpitalnej piżamie; jej dłoń spleciona jest z klęczącym przed nią Harrym. Na widok Petera twarz dziewczyny delikatnie się przejaśnia. Chłopak natychmiast dostrzega jej rozciętą przy skroni głowę, zszytą kilkoma szwami, ukrytymi pod przezroczystym materiałem opatrunku. Poza tą raną i paroma sinikami dziewczyna wydaje się mieć jednak całkiem w porządku.

– Pete! – woła wyraźnie zaskoczona, gwałtownie podrywając się z miejsca, ale natychmiast traci równowagę, wpadając w ramiona brata. – Och, przepraszam, jeszcze trochę kręci mi się w głowie...

– Jezu, Rory, jak się czujesz? – pyta zatroskany brunet, szczelnie obejmując ją ramionami, a później razem z Harrym na powrót pomagają jej usiąść na materacu.

– Jest w porządku... naprawdę. Powiedzieli mi, że zostawią mnie na noc na obserwacji, a potem jestem wolna – odpowiada, energicznym ruchem chowając kosmyk lekko zabrudzonych włosów za ucho.

Peter z ulgą wypuszcza powietrze z płuc. Kiedy jechał do szpitala, w jego głowie pojawiła się abstrakcyjna myśl, że rany mogą być zbyt poważne, aby mogła z tego wyjść, dlatego, gdy widzi ją z uśmiechem na ustach, kamień spada mu z serca. Naprawdę jeszcze nigdy w życiu tak bardzo nie cieszył się z jej widoku, całej i zdrowej, uśmiechniętej i spokojnej. Blondynka zachowuje się tak, jakby cały ten syf z Goblinem w ogóle jej nie dotyczył albo jakby już całkowicie o nim zapomniała. W przeciwieństwie do Harry'ego, który jest tak przerażony, że aż Parkerowi się ten strach udziela. Chłopak nerwowo krąży po pomieszczeniu, z ustami mocno zaciśniętymi w cienką linijkę.

– Co się w ogóle stało? – pyta blondyn zachrypniętym głosem, przenosząc spojrzenie raz na przyjaciela, raz na siostrę. – I gdzie ty, do cholery, byłeś, Parker?

Panika na nowo ogarnia Petera. Chłopak chaotycznie szuka jakiejś wymówki, przeglądając cały ich katalog, który udało mu się zgromadzić przez ostatnie miesiące. Potrzebuje czegoś, co uwolniłoby go od niewygodnych pytań, których lawina zapewne zaraz na niego spadnie. Osborn, jeśli chce, to potrafi wywiercić tak ogromną dziurę w brzuchu, że Thor śmiało mógłby potraktować ją jako zapasowy portal do Asgardu.

– Chciałem wezwać...

Nagle na ratunek, ku jego radości, przychodzi Aurora, uśmiechając się blado. Zdaje się, że ich wcześniejszą, niezbyt miłą rozmowę już dawno puściła w niepamięć.

– Harry, czy to ważne? – pyta cicho. – Najważniejsze, że wszyscy jesteśmy cali i zdrowi, tak?

Blondyn zagryza wargę, wsuwając dłonie do kieszeni.

– Jeśli chcesz mi powiedzieć, że byłaś cała i zdrowa wtedy, kiedy cię znalazłem...

– Co...? – Peter wcina mu się w słowo.

– To – odpowiada zirytowany, że ktoś mu przerwał. – Znalazłem ją na schodach z rozwaloną głową. Mogę stwierdzić, że to cud, że tak szybko doszła do siebie.

Parkerowi wcześniej ulżyło? Taaa, teraz można o tym zapomnieć. Na dźwięk tych słów chłopak dostaje mocny cios młotkiem, który na rączce ma wygrawerowany napis poczucie winy. Dodatkowo wyrzuty sumienia dodają kilka kopniaków w tyłek, tak na zapas, żeby zdołować go jeszcze bardziej, żeby pokazać, jak beznadziejnym jest przyjacielem, doprowadzając do takich rzeczy jak wypadek Aurory.

Bo skoro nie potrafi ochronić swoich bliskich, to jak ma chronić cały cholerny Nowy Jork?

– To był Goblin? – pyta nagle Peter. – To on ci to zrobił? Pamiętasz cokolwiek?

Rory marszczy brwi, przybierając zamyślony wyraz twarzy. Na długi moment zapada między nimi milczenie, przerywane tylko cichymi pomrukami szpitalnej aparatury, stojącej gdzieś z boku sali i mierzącej parametry życiowe dziewczyny. Obaj chłopcy patrzą na nią jak zaklęci.

– Ugh, nie pamiętam – mówi w końcu. W jej głosie da się wyczuć rozczarowanie i zdziwienie jednocześnie. – Przepraszam...

– Nie masz za co przepraszać, Rory – mamrocze Harry z przejęciem. – To nie twoja wina... Dostałaś w głowę... Lekarz mówił, że będziesz mogła mieć przez to chwilowe problemy z pamięcią...

Nagle drzwi do sali gwałtownie się otwierają; w progu staje Norman Osborn, w całej swojej okazałości, ubrany zapewne w najdroższy garnitur, jaki tylko można dostać w Nowym Jorku, z wyraźnie zatroskanym i pełnym zmęczenia wyrazem twarzy. Najprawdopodobniej spędził tutaj – wraz z Harrym – całą noc. Bez słowa mija Petera, a potem klęka przy córce, ujmuje jej dłoń i przykłada do swojego policzka. Brunet więc, korzystając z okazji, wychodzi z pomieszczenia, zostawiając Osbornów samych.

Naprawdę nie chce przeszkadzać w tej wyjątkowej chwili, gdy cała trójka nareszcie ma możliwość spędzenia ze sobą trochę czasu, nawet jeśli okoliczności są naprawdę okropne.

Continue Reading

You'll Also Like

385K 35.1K 33
Drogi Czytelniku... Pozwól, że opowiem ci historię. Historię niczym z najprawdziwszych baśni. O dziewczynie, której serce było czyste i dobre. I o...
39.3K 1.1K 20
Twoi rodzice kolejny raz wyjeżdżają a ty już nie masz zamiaru zajmować się swoją siostrą, więc twoi rodzice wynajmują opiekuna(Jimin) Cringe 100% Kie...
529K 22K 198
Tylko tłumaczę nie jestem autorem Co? Pięć lat temu to ty zemną spałeś? I dlaczego po pięciu latach to znowu ty? Bai Chu Xiao był zły, trzymał kołni...
51.8K 4.6K 23
« superhero /ˈsuː.pəˌhɪə.rəʊ/ - someone who has done something very brave to help someone else » Bycie superbohaterem jest męczące, a bycie superbo...