SKYLER POV:
Momentalnie puściłam bruneta, a on mnie lecz nie wystarczająco szybko by mój przyjaciel nic nie zauważył. Zbiegł bo kamiennych schodkach na dół, a za nim reszta która ze spory opóźnieniem wyszła zza budynku.
– Hej, i jak poszło? – spytałam zaczerwieniona licząc, że Leo nic nie podejrzewa.
– Dobrze – fuknął, po czym wyminął mnie i poszedł dalej inną uliczką. Nie miałam pojęcia skąd wiedział, że ma iść tamtędy by ponownie znaleźć się nad jeziorem i wrócić do domu.
– Mamy kamień! – powiedział Jace z uśmiechem zwycięzcy na ustach i pomaczał mi przed oczami zielonym kryształem. Nie mogłam zaprzeczyć. Był piękny, przyciągał moją uwagę. – Trzeba dostarczyć go bezpiecznie do Instytutu – dodał i poprowadził nas w stronę gdzie w przodzie widziałam mojego przyjaciela. Nie miałam pojęcia co go ugryzło lecz chciałam się tego dowiedzieć. Wyprzedziłam wszystkich, ale mimo to ledwo dotrzymywałam kroku szatynowi.
– I jak Ci się podobało? – spytałam próbując go rozweselić.
– Było znośnie – rzucił nie zwalniając ani na chwilę.
– Znośnie? Przecież strasznie chciałeś zobaczyć to miejsce?
– Chciałem zwiedzić je z moją przyjaciółką – warknął, a ja zaczynałam podejrzewać o co chodzi.
– Jesteś zły, że nie poszłam z wami? Ktoś musiał zostać. Słyszałeś strażników – próbowałam tłumaczyć. – Nie w tym problem. – To w czym? – W tym z kim zostałaś – powiedział i przyśpieszył jeszcze bardziej.
– Leo, wiem, że go nie lubisz, ale... – Nie chodzi o to, że go nie lubię. Nie lubię brokułów, klaunów i koszulek z Lady Gagą. Jego nienawidzę – prawie, że krzyknął. Na szczęście reszta trzymała się sporo z tyłu.
– Przecież nic ci nie zrobił! To ty prawie złamałeś mu nos!
– Czyżby? – zatrzymał się na chwile i spojrzał na mnie ze złością, ale i żalem w oczach. – Królowa jasnego dworu powiedziała, że do zachodu słońca zrani mnie osoba, którą kocham. Nie wiedziałem o co chodziło aż do teraz – powiedział nieco spokojniej po czym z powrotem ruszył. W jakim sensie go zraniłam. Co takiego zrobiłam?! Przypomniałam sobie rozmowę z Alec'iem o Leonie. To jak uważał, że on się we mnie podkochuje. W tym momencie przestałam być taka pewna mojego przekonania. Przecież... To mój najlepszy przyjaciel. Ja i Vicky się nawet przy nim przebierałyśmy.
– Teraz będzie nieco trudniej – powiedziała Clary. – Musimy dostać się do bramy, może jeden ze strażników przewiezie nas łódką?
– Mógłbym to zrobić – powiedział Faerie. I poprowadził nas na drewniany mostek z którego wsiedliśmy na starą drewnianą łódź. Leo nie odzywał się całą drogę.
– Znów musimy skakać – powiedział Jace. – Taka kolejność jak wcześniej – dodał po czym zniknął po drugiej stronie tafli jeziora.
– Skoczyć z tobą? – spytał Alec stojący za mną, a Leo rzucił nam obojgu wściekłe spojrzenie, którego nie mogłam znieść i skoczył z łodzi.
– Jeśli nie utopię przez przypadek nas obydwoje? – spytałam i stanęłam na krańcu. On stanął naprzeciwko mnie i aż zdziwiłam się, że ludka się nie przechyliła.
– Złap się mnie tak jak wcześniej – zarządził, a ja nieśmiało objęłam rękami jego szyję.
– Tak? – szepnęłam gdy poczułam jego ręce obwiązane wokół mojej tali.
– Dokładnie – powiedział i po chwili otuliła mnie woda, która przy jego objęciach nie wydawała się tak lodowata jak wcześniej.
***
Po wyjściu z jeziora Leona już nigdzie nie było. Clary powiedziała, że kazał mi przekazać, że źle się poczuł i poszedł, ale nie chciało mi się wierzyć w tą wymówkę. Nie mógł być we mnie zakochany! Nie! To po prostu nie możliwe, nie chcę, żeby przeze mnie cierpiał! Całą drogę powrotną do Instytutu spędziłam w milczeniu i wrzeszczeniu na siebie w głowie. Dochodziła 11, a ja byłam zmęczona i dobita. Nie czułam nawet głodu.
Gdy tylko weszłam do pokoju od razu rzuciłam się na łóżko. Chciałam udusić się poduszką lecz kurz siedzący w niej nie dawał mi nawet przystawić do niej nosa na dłuższą chwilę. Wtedy zabrzęczał mój telefon. Był to sms. Od Mamy!
,,Cześć, słoneczko! Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku? Jestem w Idrisie. Chcę prosić Clave o pomoc w sprawie twojego ojca, ale na razie jestem na liście oczekujących. Wygląda na to, że spędzę tu jeszcze trochę czasu."
Po odczytaniu szybko w klikała na komórce, że tęsknie i u mnie wszystko okay. Choć nie było okay! Zdecydowanie nie, okay! Próbując się uspokoić popatrzyłam na moją stelę. Kiedyś należała do mojego taty jednak kilka lat temu sprawił sobie nową, a mnie przypadła ta. Od tamtego czasu mam ją ze sobą zawsze i wszędzie. Gdy pomyślałam, że gorzej już być nie może zadzwonił mój telefon.
– Halo! – odebrałam.
– Hej, hej! Co tam? – usłyszałam w słuchawce głos Vicky, który nieco podniósł mnie na duchu. – I jak tam?
– Dobrze-skłamałam.
– To fajnie... Wiesz gdzie jestem? – to pytanie mnie przeraziło.
– Nie...?
– W Nowym Yorku! – pisnęła, a ja się skrzywiłam od tak wysokiego napięcia dźwięku. – Też mamy tu rodzinę! Mama zabrała mnie tu na kilka dni! Możemy iść do tego super klubu o którym mówił Leo – I... Nagle mój cały świat ponownie się zawalił. Jak miałam jej wytłumaczyć dlaczego nie mogę nigdzie wyjść bez obstawy w postaci przystojnego bruneta? Wiem. Jedyne co mi zostało to kłamać, łgać i jeszcze raz kłamać.
– Świetnie – jęknęłam układając sobie wszystko w głowie.
– To co? Dzisiaj. Osiemnasta pod Empire Staynd Building? To najbardziej znane miejsce – wyjaśniła podnieconym głosem. Musiała się cieszyć z przyjazdu tutaj i spotkania ze mną. Gdyby tylko wiedziała co się wydarzyło...
– Jasne, będę. Do zobaczenia – powiedziałam i rozłączyłam się. Biorąc szybki prysznic pomyślałam, że wymknę się z Instytutu w porze kolacji, która swoją drogą nie była już w wielkiej sali tylko Isabelle dla nas gotowała....! Wyleciało mi to z głowy! A po tym pewnie Alec będzie chciał trenować! Nie no... Super! Nie wymknę się!
W końcu pomyślałam, że nie wyjaśniając nic po prostu zniknę na kilka godzin. Najwyżej dostanie mi się od... Wszystkich! Ale co z tego, najbardziej chciałam się spotkać z Vicky, której tak strasznie mi brakowało.
***
Wychodząc zarzuciłam na siebie moją ukochaną kurtkę i o dziwo bez przeszkód wyszłam z Instytutu po czym zatrzymałam jedną z taksówek i nie całe 20 min później byłam na miejscu. Stanęłam dosłownie przed umówionym budynkiem i czekałam na Vicky. Prawie podskoczyłam kiedy zobaczyłam blondynkę wysiadającą z taksówki. Jak mogłam się po niej spodziewać już z daleka zaczęła do mnie machać. Gdy przeszła przez ulicę rzuciłyśmy się na siebie z zamiarem uścisku.
– Hej! Tęskniłam za tobą! – powiedziała obejmując mnie.
– Ja za tobą też – westchnęłam uświadamiając sobie, że to jedna z najbardziej szczerych rzeczy jakich kiedykolwiek wyszły z moich ust.
– To, cooo? Do klubu powyrywać jakieś fajne dupeczki? – spytała ze śmiechem puszczając mnie. – A może już znalazłaś coś fajnego? – dodała po zobaczeniu mojej miny.
– Żebyś wiedziała... – mruknęłam przygryzając wargę i przypominając sobie pocałunek z Alec'iem.
– Tak! Kto to?! Fajny? Brunet? Blondyn? Szatyn? No chyba nie rudy? Rudzi są ble...Chociaż podobno dobrze...
– Taki jeden. Nie ważne – rzuciłam przerywając jej.
– Jak to nie ważne? Nie miałaś chłopaka od czasu tego dupka Callum'a...
– Nie ważne bo i tak nic z tego nie wyszło – przełknęłam głośno ślinę.
– Szkoda... A skoro o dupeczkach mowa, gdzie jest Leo? – zaśmiała się.
– On... Nie przyjdzie – wypaliłam zastanawiając się czy powiedzieć jej o co poszło, ale zrezygnowałam z tego. – Trochę się posprzeczaliśmy.
– Czyli... Jeśli dobrze rozumiem czeka nas babski wieczór?
– Yhym.
– No to chodźmy – wzięła mnie pod rękę i pociągnęła dalej chodnikiem.