#3

8.7K 402 18
                                    


SKYLER'S POV:


Osiemnastogodzinna wycieczka do NYC była nadzwyczaj męcząca. Szczególnie iż Leo nawet na chwilę nie zamykał swojej nieznośnej jadaczki. Kocham go, ale czasami mógłby się przymknąć. Szczególnie kiedy opowiada mojej mamie, gdzie tak naprawdę idziemy kiedy mówię jej, że wychodzę ,,do biblioteki". Czasami zastanawiam się czy jest taki głupi, czy tylko udaje? Była niedziela wieczór, kiedy w końcu gdy dotarliśmy do miasta podrzuciliśmy go pod stary komisariat zamieszkiwany przez Nowo Yorskie stado. Wypakował rzeczy z bagażnika po czym rzucił ,,Jesteśmy pod telefonem" i wszedł do środka. Cieszyłam się, że jest tu z nami. Przynajmniej jeśli będzie mi się nudzić lub jeśli nie poznam nikogo wartego mojej uwagi będę miała co ze sobą zrobić. Mama i ja ruszyłyśmy dalej ulicami ogromnego miasta. Wtedy w torbie zabrzęczał mój telefon.

– Odbierz – powiedziała mama, skupiając się na drodze. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie Vicky, a ja przeciągnęłam słuchawkę i przyłożyłam smartphona do ucha.

– Halo? – spytałam.

– Ty wredna, stara dupo! Czemu nie mówiłaś, że jedziesz do Nowego Yorku?! – wydarła się na mnie moja przyjaciółka.

– Dowiedziałam się dzisiaj w nocy, nie miałam czasu – westchnęłam.

– Ale do Leona to już miałaś czas zadzwonić, co?! I jeszcze go zabrałaś!

– Też ma tam rodzinę, zawieźliśmy go tylko – skłamałam.

– Może ja też tam mam rodzinę?! Nie ważne, kiedy wracasz? – uspokoiła się.

– Koło wtorku. Chyba, że się coś przeciągnie to dam znać. – Dobra, zadzwoń jak będziecie na miejscu – rzuciła po czym bez słowa się rozłączyła. Normalnie wysłałabym jej sms'a z przeprosinami, ale teraz nie miałam na to siły. Przejechałyśmy na Brooklyn i stamtąd wąską uliczką w prawo. Zatrzymałyśmy się pod jakąś, starą, ogromną katedrą służącą niegdyś za kościół. Wokół niej rozciągał się ogród otoczony kamiennym, nie wysokim murem. Przed wejściem była ogromna brama, na której widniał znak Nefilim i napis ,,Instytut". To musiało być tu. Przyziemni postrzegali to miejsce jako opuszczony kościół i przechodzili obok niego obojętnie.

– Jesteśmy – powiedziała mama gasząc auto i wysiadając wyjęła torby z bagażnika. Podała mi moją walizę, a ja wysunęłam rączkę i przeciągnęłam na kółkach za siebie. Wzięłam oddech i pewnym krokiem wraz z mamą wkroczyłyśmy przez bramę. W chwili w której weszłyśmy zobaczyłam na podwórku matki i ojców z małymi Nocnymi Łowcami bawiącymi się na świeżym powietrzu. Niestety tutaj nie zauważyłam nikogo w moim wieku. W końcu razem weszłyśmy wewnątrz katedry. Poszłyśmy długim korytarzem gdzie czekała na nas jakaś kobieta w czarnej sukience i o długich włosach spiętych w kucyka, tego samego koloru. Moja mama podeszła do niej i pocałowały się w policzek.

– Maryse – powiedziała moja matka.

– Kate, moja droga tak się cieszę, że do nas dotarłyście – powiedziała kobieta, a ja rzuciłam szybkie ,,Dzień dobry". Wtedy podszedł do nas jakiś chłopak. Mógł być nieco straszy ode mnie i zdecydowanie wyższy. Poznałam go. Był to brunet, który w piątkową noc uratował mi życie. Na mój widok zrobił zaskoczoną minę, ale po chwili uśmiechną się i zwrócił do Maryse.

– Za dwie godziny ma przyjechać jedna z ambasadorek Clave – powiedział patrząc w listę, którą trzymał w dłoni.

– Dobrze – powiedziała do niego. – To mój syn, Alec. Oprowadzi was po Instytucie – wyjaśniła.

Shadow World // Alec Lightwood //حيث تعيش القصص. اكتشف الآن