Want to be my candy?-Laughing...

Oleh laughing-me

270K 19K 3.5K

Trochę szalona dziewczyna i więcej niż trochę szalony psychopata. Czy będzie z tego przyjaźń? Może nawet miło... Lebih Banyak

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
nie czytajcie tego :0
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
WAŻNE!
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22 + LA... zabiję!!!
Rozdział 23
LA nr 3... niestety
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Info ważne!
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
PROPOZYCJA
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 40
Epilog

Rozdział 39

3.9K 323 42
Oleh laughing-me

Jason kilka minut przed dziesiątą zawołał cały nasz zespół na jakieś obrady do jego domu.
Na wielkim stole rozłożył równie ogromną mapę albo raczej plan. Widocznie był rysowany ręcznie, ale starannie.
Chłopak wziął kilka kolorów markerów i czerwonym pozaznaczał jakieś miejsca na planie.
- Czerwone kropki to tajne wejścia do siedziby P.M.U. - dorysował niebieskim długą linię przechodzącą przez większą część planu. - to oznacza kierunek ataku. Zaczynamy stąd. - położył palec na początku kreski i powoli przesówał go wzdłuż niej. - przechodzimy korytarzem, zabijamy wszystkich w pokojach należących niego. Potem, schodami na górę. Powtarzamy tę czynność przez kilka pięter. Na samej górze wchodzimy do ich zbrojowni, potem do laboratorium. Po nim jest ich główna sala z najważniejszymi komputerami i informacjami. Największy opór napotykamy właśnie w ostatniej sali. Oto nasz plan. Są pytania? - nikt się nie odzywał. - Bardzo dobrze. Wiec, zaczynamy!

Powoli opuściliśmy dom Jasona.
Idźcie za Proxy. Macie być jak najciszej! Oficjalnie zaczynam bitwę!
Szłam lasem obok Laughing Jacka. Zauważyłam, że przywiązał za pomocą sznurka Puppeteera swoje pudełko do paska od spodni. To samo uczynił Jason ze swoją pozytywką.
Szliśmy przed siebie w całkowitej ciszy. Załapałam Jacka za rękę. Wiedziałam, że zaraz wszystko się zacznie. Będę musiała zabić mnóstwo osób. Już nie ma odwrotu. Muszę wytrwać. Być dzielna.

Nagle ktoś z przodu zatrzymał się a za nim cała reszta.
- Coś nie tak! - krzyknął. Podeszłam bliżej niego. Dotarliśmy do celu. Do siedziby P.M.U. jednak, nikogo przy niej nie było. Pustka. Nic. Ani żywej duszy.
- Uwaga! Spodziewają się nas!- przyleciał do nas Tails Doll- Sprowadzili więcej agentów! To pułapka!!!

Usłyszałam przerażający krzyk kilku creepypast i ludzi. Rozejrzałam się dookoła. Z każdej strony podbiegali do nas agenci P.M.U.
Zmiana planów! Teraz najważniejsze jest ujście z życiem!
Przestraszyłam się. Skoro Slender panikuje i zmienia swoje plany, musi być źle.

Przeteleportowałam się bliżej Laughing Jacka. Tak... już się tego nauczyłam.
- Pamiętaj, jestem przy tobie. - powiedział Jack i skoczył a jakiegoś wysokiego mężczyznę. Widziałam jak jednym ruchem, pazurami rozrywka ciało tego człowieka. Wzdrygnęłam się i szybko odwróciłam wzrok. Właściwie zrobiłam to w idealnym momencie, bo zauważyłam kobietę celującą do mnie ze swojego pistoletu. W prawdzie nie usłyszałam wystrzału, z powodu ogromnego chałasu wywołanego bitwą, lecz udało mi się przeteleportować kulę wprost do mojej ręki.
- Nie ładnie to tak celować do kogoś, jak ten nie patrzy. - powiedziałam i przeteleportowałam kulę do klatki piersiowej kobiety, która po chwili upadła martwa na ziemię. Mimo wszystko, uśmiechnęłam się.
Nie miałam zbyt dużo czasu na radość bo zauważyłam co najmniej dziesięciu agentów biegnących w moją stronę. Stanęłam z lekko ugietymi kolananami i wyciągniętymi rękoma w stronę mężczyzn.
Oni byli coraz bliżej mnie. Mieli cięższą broń niż tamta kobieta. Kilka metrów przede mną, zatrzymali się i niepewnie wyciągnęli ręce z bronią w moją stronę. Przygotowałam się do kolejnej teleportacji wielkiej liczby kul, lecz nagle coś za mną wybuchło. Zdezorientowana, upadłam na ziemię. Słyszałam w uszach przeraźliwy pisk. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Dopiero po dość długim czasie znowu zaczęłam wszystko dokładnie widzieć i słyszeć. Zdziwił mnie widok Jeffa, stojącego przede mną, nad sertą ciał. To byli ci agenci, którzy do mnie celowali. Wszyscy martwi, cali we krwi.
- Nie trzeba dziękować. - powiedział chłopak i szybko skoczył na kolejną grupkę agentów.
Podniosłam się i wciąż zdezorientowana omiotłam wzrokiem wszystko dookoła mnie. Widziałam mnóstwo zakrwawionych, zmasakrowanych ciał agentów i kilka nieżywych creepypast. Walka ciągle trwała. Candy Pop i Cane za pomocą wielkich młotków, rozbijali wrogom głowy. Jeff i Eyeless Jack razem biegali we wszystkie strony i wbijali nóż w ludzi, chyba na oślep. Nie mogłam nigdzie znaleźć Laughing Jacka. Podbiegłam do jednego z ciał agentów i zabrałam mu dwa pistolety. Próbowałam nie patrzeć na jego rozpruty brzuch, z którego wypływały wnętrzności. Nie sprawdzałam też ile amunicji zawierała broń. Najważniejszą rzeczą dla mnie, było znalezienie Jacka. Strzelałam do wszystkich w czarnych mundurach z żółtym napisem P.M.U. na plecach, którzy tylko chcieli do mnie podejść. W tym samym czasie musiałam również teleportować kule, lecące w moją stronę, prosto w głowy przeciwników. Zostawiałam po sobie dziury pomiędzy brwiami agentów, z których wyciekała czerwona, gęsta ciecz. Pomimo wielkiej walki, która toczyła się dookoła mnie, słyszałam tyko bicie własnego serca i powtarzające się zdanie w mojej głowie: Gdzie jest Jack?

- Ratunku! - krzyknął znany mi głos.
- Pupetter? - zatrzymałam się gwałtownie i rozejrzałam. Do żółtookiego chłopaka podchodziło z każdej strony, kilkunastu mężczyzn z karabinami w rękach. Puppet nie miał najmniejszych szans na wygranie z nimi. Pod wpływem impulsu pobiegłam w ich stronę i skoczyłam na pierwszego lepszego mężczyznę, który celował w mojego przyjaciela. Z kieszeni wyciągnęłam jeden z tasaków, które w domu dał mi Jack i wbiłam go w plecy mężczyzny. Dokładnie w literę "U". Po chwili wytrysnęła z tego miejsca krew, a część agentów skierowała celowniki na mnie.
Popatrzyłam na Puppeteera. On skinął dyskretnie głową i oboje rzuciliśmy się na mężczyzn. Albo właściwie ja się rzuciłam, bo on do walki wykorzystywał swoje sznurki. Owijał nimi tak mocno brzuchy mężczyzn, że mogłam usłyszeć gruchot ich kości. Rzuciłam tasakiem w jednego agenta. Trafiłam w nogę. Niezbyt dobry cel, lecz lepiej coś niż nic. Od razu reszta moich napastników popatrzyła na swojego... żołnierza, wijącego się z bólu. Wykorzystałam ten moment. Natychmiast podbiegłam do nich i "wysunęłam" pazury jak Laughing Jack. Zanim dwójka agentów zorientowała się, gdzie jestem, mieli wybite moje pazury w gardła. Zostało tylko trzech. Widziałam w ich oczach strach. Zaczęli do mnie strzelać. Ja zrobiłam to co zwykle w takiej sytuacji. Po prostu przeteleportowałam kule spowrotem, do ich właścicieli.
Jeżeli ktoś da radę, trzeba spróbować wykonać nasz początkowy plan!
Slender powiedział to bez składu. Jakby nie był sobą lub był czymś niesamowicie zajęty. Nie dziwię mu się.
- Idziemy? - zapytałam Puppeta kończącego swoją "robotę". On otworzył usta mi miał coś powiedzieć, lecz nie czekałam na odpowiedź. Od razu pobiegłam do siedziby P.M.U. Zapamiętałam kilka tajnych wejść, które pokazywał nam Jason przed bitwą. Dziwne było to, że nikt ich nie strzegł. Pobiegłam na drugą stronę budynku. Oczywiście nie obyło się bez kilku dość szybkich morderstw i wielkiego rozlewu krwi.

Gdy Puppet i ja upewnilismy się, że nie ma nikogo w pobliżu, podbieglismy do jednego z kanałów wentylacyjnych.
- Raz się żyje- uśmiechnęłam się i wskoczyłam do środka. Za mną Puppeteer. Było tam strasznie ciasno i brudno, lecz na szczęście po kilkunastu metrach, pojawiło się małe wyjście. Od wyjścia z wentylacji i jednecześnie rzucenia się na kolejne grupy agentów dzieliły mnie tylko centymetry. Dopiero w w tej chwili pomyślałam o tym, że jestem strasznie głupia. Tylko ja i Puppet w bitwie przeciwko całej armii... Nagle usłyszałam krzyk nikogo innego, niż Laughing Jacka.
- Pop, uważaj! - tak, to na pewno on. I sądząc po kilku innych głosach domyśliłam się, że zaraz dołącze do dość dużej grupy creepypast.

Wystawiłam głowę przez mały otwór - koniec wentylacji. Na szczęście był wystarczających rozmiarów, żeby się przez niego przecisnąć. Ale i tak coś musiało pójść nie tak. Ten otwór znajdował się przy suficie, a na podłodze, pod nim, leżało mnóstwo zmasakrowanych ciał agentów.
- Czekaj chwilę. - powiedziałam, lecz Pupetter nie chciał na nic czekać i wypchnął mnie z wentylacji porosto na stos ciał. Białe ściany budynku i mocne światło lekko mnie oślepiły. Upadłam na jakiegoś faceta z odciętą głową, przy okazji robiąc niezły hałas. Za mną spadł Puppet. Usłyszałam kroki. Właściwie to bardzo dużo kroków. Wstałam, gotowa do ataku. Czekałam na oddział agentów, wychodzący zza rogu. Na szczęście moje przeczucia nie sprawdziły się. To były te creepypasty, które słyszałam wcześniej. Wsród nich, Laughing Jack.
- Tu jesteś! - krzyknął zadowolony, podszedł bliżej i bardzo mocno mnie przytulił.
- Fajnie, że się odnaleźliście i żyjecie, ale odłóżcie sobie obściskiwanie się na później. - powiedział Jeff, stojący razem z grupką creepypast. Popatrzyłam w ich stronę. Był tam jeszcze Jason, Eyeless Jack, Ben, Candy Pop, Cane, Nina i Jane.
- Yyy... gdzie jest Clockwork? - zapytałam.
- Nie ważne, chodźmy dalej. - ponagliła Jane. Bez zastanowienia razem z innymi pobiegłam przed siebie białym korytarzem.

***

- Z tego piętra wszyscy są zabici. - powiedział Eyeless Jack, gdy dotarliśmy do schodów. - Teraz wchodzimy na samą górę. - Byłam cała we krwi. Zabiłam co najmniej setkę agentów. Nie przesadzam! Myślałam, że ich nie ubywa. Jakby ciągle dochodzili nowi.

Zaczęlismy wchodzić po schodach. Wszyscy byliśmy wyczerpani i pewni tego, że zaraz będziemy musięli podjąc ostateczną, najcięższą walkę.

Usłyszałam huk tuż nade mną. Popatrzyłam w górę, leciały na nas wielkie bryły zniszczonego betonu. Zanim zdążyłam zareagować, poczułam, że ktoś mnie odpycha. Uderzyłam głową w ścianę. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, co takiego miało miejsce. Ktoś wysadził schody nad nami. Wszyscy wyszliśmy z tego cało. Chwila... gdzie jest Laughing Jack?!
Przerażona rozejrzałam się dookoła. Oszołomione creepypasty leżały na ziemi, obok mnie. Wszyscy, tylko nie Jack. Podeszłam bliżej gruzu. Zauważyłam czarno-biały materiał wystający z pod jednej z brył betonu.
- O mój Boże! - wrzasnnęłam.- Tu jest Jack! - Candy Pop i Jason szybko podeszli do mnie i usunęli beton przygniatający chłopaka. Uklękłam przy nim.
- Jack... - popatrzyłam na niego. Był cały we krwi... swojej czarnej krwi. Chłopak powoli przekręcił głowę w moją stronę. Popatrzył na mnie. Dotknęłam lekko jego klatki piersiowej. Cicho zawył z bólu. Delikatnie, podciągnęłam mu koszulkę, żeby dowiedzieć się, co mu jest. Wolałam tego nie widzieć. Miał brzuch przebity na wylot jakimś prętem. - Szyko, wchodź do pudełka. - powiedzialam przerażona.
- Ch-chyba n-nie dam... ra-rady. - powiedział cicho z trudem łapiąc powietrze.
- Czemu? Co się dzieje? Przecież musisz się zregenerować. - Jack wskazał na malutką sterte popękanych deseczek, obok której leżała zniszczona korbka. Wszystko to było przugniecione betonem.
- T-twoje pudełko. Jest-jest zniszczone! - uświadomiłam sobie, co to znaczy. Koniec pudełka, to koniec Jacka.

-----------------------

Macie rozdział na ponad 1500 słów!

Wysiliłam się ^^

Ale i tak nikt tego nie doceni, po tym co zrobiłam Jackowi... hehehe... no dobra... rycze...

I nie... to nie jest koniec książki.

Hahaha tak więc do następnego :)

Lanjutkan Membaca

Kamu Akan Menyukai Ini

238K 8.6K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
20.6K 1K 22
Proszę o wyrozumiałość ponieważ piszę tutaj pierwszy raz. Oczywiście ciekawych zapraszam. Ta książka jest na podstawie zmierzchu ponieważ bardzo lubi...
15.9K 999 28
Co by było gdyby Nina the killer i Jeff the killer mieli razem dziecko?
138K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...