If you knew me

By haneczxa

48.4K 2K 548

Szesnastoletnia Flora Davis, po śmierci ojca, musi zakasać rękawy i poradzić sobie z trudną rzeczywistością... More

Ostrzeżenie
Dedykacja
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Epilog

Rozdział 22

733 29 22
By haneczxa

— Na pewno wszystko masz? — pani Scottsdale kolejny raz tego dnia, zapytała o to samo.

— Tak, mamo. Nie martw się, upewniałaś się już jakieś sześć razy.

— Proszę pani to tylko ponad tydzień. Poradzimy sobie — zapewniłam Erin, postanawiając pomóc przyjaciółce. — Nawet pani nie zauważy jak szybko to zleci.

— No dobrze już nie będę tak zrzędzić.

Mama Stephanie popatrzyła na mnie czule i rozłożyła ramiona. Ciemne niczym węgiel włosy, spięła za pomocą klamry. Ubrana w luźny ciemnozielony dres, wyglądała młodo i swobodnie. Jej naturalnie piękną urodę, podkreśliła zaledwie różem i maskarą. Można było z nią poplotkować jak z prawdziwą psiapsiółką, a jej szarlotkę uwielbiał każdy. Zazdrościłam Steph takiej mamy i że były tak blisko.

— Chodź tu do mnie, za tobą też będę tęsknić — ścisnęła mnie w niedźwiedzim uścisku, tak że prawie zabrakło mi tchu. — I Erin, nie pani!

Kobieta nie znosiła gdy zwracano się do niej per pani. Za każdym razem upominała mnie o to.

— Dobra nie zagaduj już nas mamo... Chłopaki pewnie się niecierpliwią — chwyciła za rączkę od walizki w kaczuszki i podeszła do drzwi. — Zadzwonimy jak dojedziemy na lotnisko i jak będziemy na miejscu.

Wyszłyśmy na dwór, słysząc kolejne klaksony samochodu i pożegnałyśmy się z Erin. Po obiecaniu jej, że wyślemy pocztówkę, w końcu nas puściła i pozwoliła się oddalić.

— To jak panie? Jesteście gotowe na zabawę w Kalifornii! — przy czarnym Cadillacu stał Oscar. Przejął od brunetki walizkę, o mało nie wybuchając śmiechem. — Kaczuszki? Serio? Ile ty masz lat?

— Oh, zamknij się. Są przepiękne. — Blondyn zaśmiał się pod nosem, ale wstawił bagaż Steph do bagażnika.

— Okej. Twoją walizkę blondi już mam — wskazał na mnie. — Twoją już też, ty wredna żmijo...

— Ejj!

Nagle drzwi od auta się otworzyły, a my ujrzeliśmy głowę Nicka.

— Możecie ładować się już do tego auta?! — powiedział zniecierpliwiony. — Musimy być wcześniej na lotnisku, a zaraz się spóźnimy. 

Stephanie na widok swojego chłopaka, pognała na przód, na miejsce pasażera, by być bliżej niego, gdy ja w tym czasie dalej stałam jak kołek.

— Ty moja droga siedzisz ze mną i z Lukiem z tyłu — wyszczerzył się szeroko i pociągnął mnie w stronę drzwi przesuwnych. Jednym ruchem je otworzył i władował się na środek.

Jeżeli chodziło o Hayes'a, to nadal nie miałam pewności jak wygląda nasza relacja i na jakim etapie jesteśmy. Sporo rzeczy nie do końca sobie wyjaśniliśmy. Chyba woleliśmy je zakopać i nie wracać do nich.

Zajęłam swoje miejsce, zamykając za sobą. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy, to mini lodówka, wypełniona paroma piwami i innymi napojami. Obok stała reklamówka z przekąskami, a przy nogach walały się ładowarki z power bankami. Z radia leciała jakaś luźna muzyka, a wszyscy wydawali się być w dobrych humorach.

Od dłuższego czasu, czułam na sobie czyjś wypalający we mnie dziury wzrok. Spojrzałam w tamtym kierunku, napotykając się na czekoladowe oczy bruneta. Lustrował mnie od góry do dołu, przez co czułam się jakby rozbierał mnie wzrokiem. Gdy powrócił do moich oczu, utrzymanie kontaktu wzrokowego było wręcz niemożliwe. Szybko się odwróciłam, a niekontrolowany uśmiech wypłynął na moje usta.

Mimo, że czułam to spojrzenie na sobie, przez jeszcze długie sekundy, nie dałam się sprowokować. Wpatrywałam się w jeden punkt lub przeglądałam główny ekran swojego telefonu.

Podskoczyłam w miejscu na nagłe uszczypnięcie w bok.

— A ty co się tak szczerzysz? — zapytał Oscar, wyczuwając jakieś napięcie w powietrzu.

— Ja? — odpowiedziałam głupio.

— Mhm... Masz strasznie czerwone policzki.

Instynktownie zasłoniłam je i wzruszyłam ramionami, próbując pohamować unoszące się kąciki ust.

Blondyn musiał to zauważyć, ponieważ popatrzył to na Luke'a, to na mnie, a w jego oczach dostrzegłam ogień. Nachylił się do mojego ucha, a następne słowa wyszeptał, by nikt nie mógł tego usłyszeć.

— Spokojnie, postaram się, aby twój Romeo był o ciebie zazdrosny — zachichotał i dodał — Słyszysz tą piosenkę? — wskazał na radio, a ja pokiwałam. — Do you know what you started? I just came here to party. But now we're rockin' on the dance floor, actin' naughty. Your hands around my waist just let the music play. We're hand in hand, chest to chest, and now we're face to face [...] — wyśpiewał tekst piosenki Rihanny i odezwał się tajemniczym, wręcz nie wróżącym nic dobrego głosem. — To będziecie wy. Ahh... Czeka nas cudowna podróż!

A żebym wiedziała...

***

Przeprawa na lotnisku, poszła nam zaskakująco szybko. Nikt się nie ociągał, tylko staraliśmy się przebrnąć przez te wszystkie kontrole.

Teraz siedzieliśmy przed odpowiednią bramką i czekaliśmy, aż wywołają pasażerów naszego lotu. Stephanie przysypiała wtulona w Nicka, Oscar oglądał coś na komórce i obżerał się żelkami, a ja siedziałam na przeciwko Luke'a i udawałam, że czytam książkę. Tak naprawdę lektura w ogóle mnie nie obchodziła. Za to osoba na którą zerkałam, wydawała się o wiele bardziej interesująca. Nie mogąc się powstrzymać, co chwila wyglądałam na niego zza książki, aż w którymś momencie przyłapał mnie na tym.

Brunet podniósł się i przesiadł na wolne miejsce koło mnie. Nachylił się w moje stronę i zapytał:

— Ciekawa chociaż ta książka? — Cholera. Znowu użył tego zachrypniętego głosu, który doprowadzał mnie do szału.

— Tak — skłamałam, nie mogąc przywołać się do porządku. Zbyt bardzo mnie rozpraszał, a ja nawet nie miałam siły by tego ukrywać.

— Hmm... — mruknął, a moje podbrzusze wykonało fikołka. Matko. — O czym jest? — ciągnął dalej z tą chrypką.

— E-ee... O o takim mordercy i... — Nie mogłam za grosza się skupić. Mój mózg nie mózgował.

— Wiesz, że trzymasz ją do góry nogami? — odparł w pewnym momencie, gdy moja plątanina weszła na wyższy poziom.

Co?

Otrząsnęłam się i obróciłam przedmiot. Nieco zawstydzona, skuliłam się w sobie i założyłam kosmyk włosów za ucho, który wypadł mi z luźnego koka.

Podskoczyłam niemal w miejscu, czując na swoim policzku ciepły oddech Luke'a. Następnie owiał moją żuchwę i skórę przy szyi. Myślałam, że żołądek zaraz mi wybuchnie, a wokół stało się niewyobrażalnie gorąco.

Co on wyprawiał? Wiedział co właśnie przez niego przeżywam?

— Rozumiem, że nie chcesz się spieszyć... — wyszeptał. — Ale powinnaś wiedzieć, że nie jestem cierpliwy... Dlatego ci pomogę. Pokażę ci, że przy mnie będziesz traktowana jak pieprzona królowa. Będę cię czcił i całował ziemię po której stąpasz... — Boże święty. Zaraz zemdleje. — A wiesz dlaczego? — wymruczał.

— Nie — nie zdołałam wydobyć z siebie głosu. Tylko z ruchu warg mógł wyczytać moją odpowiedź.

— Bo bez ciebie nie mogę oddychać. Muszę być blisko ciebie, ponieważ inaczej wariuje. Jesteś moim własnym narkotykiem Flor. Jesteś moim uzależnieniem, ale nie tylko. Jesteś dla mnie słońcem, które rozświetla mi pochmurny dzień. Jesteś moim Yang. Jesteś moim całym pierdolonym światem. — przejechał czubkiem nosa po mojej szyi (która całe szczęście już się wygoiła) i złożył delikatny pocałunek na niej.

Przyjemny dreszcz przeszył moje ciało. Czułam mrowienie w całym wnętrzu, a skóra wydawała się płonąć. I pomyśleć, że to za sprawą tych niewinnych, słodkich słówek.

Przymknęłam powieki i wciągnęłam gwałtownie powietrze gdy się odsunął. Przez cały ten czas wstrzymywałam oddech i dopiero teraz mogłam swobodnie oddychać.

Odnosiłam dziwne wrażenie, że moje uczucia co do Luke'a stawały się coraz silniejsze. Odkrywałam, że rozłąka na parę godzin stawała się ciężka do zniesienia. Zagłębiałam się w tym niezwykle niebezpiecznym, ale pięknym uczuciu, a z dnia na dzień pragnęłam go mieć przy sobie coraz to bliżej i bliżej. Tak jak on, uzależniałam się od niego. Był dla mnie narkotykiem. Znaczył dla mnie tak dużo, że nie wiem co by się stało, gdybyśmy stracili kontakt.

Niestety ta mroczna strona mnie, miała większą kontrolę nad moim chorym umysłem. Czasem nie byłam wstanie myśleć i oddawałam się w jego szpony. Przez co bałam się. Bałam się, że czymś więcej, zniszczę nas, mimo że tak bardzo pragnęłam tego spróbować.

Marzyłam o spróbowaniu tego zakazanego owocu.

— Pasażerowie lotu 38862 do Los Angeles, proszeni są o ustawienie się przy bramkach i przygotowanie dokumentów tożsamości oraz biletów lotniczych. — głośny komunikat, rozniósł się po hali, a ludzie zaczęli się zbierać.

Naszą piątka również zaczęła się przygotowywać. Blondyn schował swój bufet do plecaka, a nasza para gołąbeczków z bólem się od siebie odciągnęła. Natomiast Luke... Złapał mnie za rękę, przyciągając bliżej siebie, tak że przylegałam całym bokiem do jego. Wziął ode mnie moją torbę i nie zdziwiłabym się gdyby uniósł mnie nad ziemią, niczym panną młode.

Ustawiliśmy się w kolejce i nim się obejrzeliśmy, wchodziliśmy na pokład samolotu.

Oczywiście powstało małe zamieszanie spowodowane przez Oscara i Luke'a. Chłopacy walczyli o miejsce koło mnie. Blondyn zaczął się wykłócać, że jestem jego ulubienicą i musi siedzieć koło mnie, bo przecież plotki same się nie rozejdą. Za to Lucas mierzył go morderczym wzrokiem mówiącym, by lepiej nie ciągnął dalej tej konwersacji.

— Ej a możecie wyluzować? — odezwałam się w końcu, widząc że zaraz dojdzie do rękoczynów. — Steph i Nick usiądą sobie na podwójne fotele, a my możemy iść na te potrójne. Ja usiądę w środku i tyle.

— Mi się podoba ta propozycja. — odparł zadowolony brunet i zajął swoje miejsce.

Oscar wyglądał na naburmuszonego i nie podobała mu się ta opcja. Odkąd postanowił zrobić z siebie swatkę, starał się by Luke był zazdrosny o mnie na każdym kroku. Moim zdaniem, było to kompletnie niepotrzebne, skoro chłopak sam zaczął o mnie walczyć.

Wszyscy zajęli swoje miejsca, a stewardessy tłumaczyły co zrobić w razie awarii. Czułam na raz ekscytację i strach, ponieważ nigdy nie było mi dane latać samolotem. Czekał nas ponad pięcio godzinny lot. Mieliśmy przelecieć całe stany na wysokości ponad dziesięciu tysięcy kilometrów. Sam ten fakt mnie przerażał, ale pocieszała mnie myśl, że w razie rozbicia zginiemy wszyscy, a nie tylko ja.

***

Okazało się, że start nie był aż tak zły. To turbulencje były o wiele gorsze. W pewnym momencie, już chciałam się żegnać i mówić jak bardzo nienawidzę tego życia. Na szczęście mój rycerz na białym rumaku, ujął moją dłoń, a wszystko inne straciło znaczenie.

Sam lot nie był przyjemny. Oscar'owi nie zamykała się buzia. Gadał jak najęty, nie robiąc nawet przerw na wzięcie oddechu. I nie zliczę, ile razy, usłyszałam o moim i Luke'a domu, dzieciach i chomiku.

— Oscar! — przyłożyłam rękę do jego twarzy. — Z łaski swojej... Zamknij się! Nie potrzebujemy żebyś nas swatał, poza tym tu są inni ludzie i na razie od dwóch godzin słuchają Twojej gadaniny.

Chłopak wytrzeszczył oczy i starał się pohamować śmiech. No tak. Bardzo śmieszne...

— Nie potrzebujecie swatki? Czyli co? Jesteście razem?

— Nie.

— Tak — odezwaliśmy się w tym samym czasie.

— Znaczy... jesteśmy gdzieś pomiędzy — poprawiłam się, wierząc że to uciszy blondyna.

— Czyli... okazjonalnie się całujecie i udajecie, że dalej między wami nic nie ma?

— Nie...

— Dokładnie tak — przerwał mi Luke i widząc moje zdezorientowanie dodał — Tylko nie okazjonalnie. Wiesz, zazwyczaj kiedy mamy na to ochotę.

Myślałam, że zaraz spalę się ze wstydu. Gdybym mogła ukryłabym się gdzieś i nigdy nie wyszła.

— Przestańcie już... — powiedziałam słabo, patrząc na swoje buty. — I jak się obaj zamkniecie, to będzie cudownie. A teraz dobranoc, idę spać.

Nasunęłam czapkę z daszkiem na oczy,  włożyłam sobie słuchawki do uszu i puściłam muzykę.

Moje ciało zaczęło powoli się rozluźniać. Wszystko dookoła ucichło, a Oscar nie darł mi się do ucha. Niektóre zapachy stały się intensywniejsze... Na przykład mój ulubiony zapach lasu i mieszanki drewna z cynamonem. W moim wnętrzu zaczęło się robić ciepło. Było mi przytulnie i komfortowo.

Po jakimś czasie powoli odpłynęłam. Czyjaś ręką objęła mnie, dzięki czemu mogłam wygodniej oprzeć głowę i przespać resztę podróży.

***

Przemierzaliśmy wypożyczonym na miejscu autem, przez rozświetlone ulicę. W oddali na niebie, błąkały się jeszcze ostatnie czerwone barwy zachodu słońca.

Lily tak jak obiecała, zajęła się wszystkim. Wynajęła nam domek w Santa Monice, przy samej plaży, przesłała środki na konta i kupiła bilety w powrotną stronę. Czułam się źle, że ktoś wydawał na nas taką ilość pieniędzy, ale w końcu sama wyszła z tym całym pomysłem.

Miasto wieczorem wyglądało cudownie. Wszędzie wysokie palmy, charakterystyczne dla takich miejsc tablicę, zielona przyroda i urocze osiedla... Ogrom sklepów w stylu surfingowym, przyciągało uwagę. Nie mogłam się doczekać, aż z Stephanie pójdziemy sobie na zakupy.

— Jesteśmy na miejscu — poinformował nas Nick.

Znaleźliśmy się pod białym dwupiętrowym domkiem. Był urządzony w nowocześniejszym stylu. W środku przeważała biel, czerń i zielone akcenty. Nie zabrakło oczywiście roślin, które nadawały przytulny klimat. W zasadzie nie było tu nic takiego niezwykłego. Kuchnia, wyspa, jadalnia, przestronny salon z wyjściem na taras, basen, ogródek, widok na ocean i trzy sypialnie.

Trzy sypialnie?

— Jak będziemy spać? — zapytałam. Chciałam wybrać pokój z własną łazienką, nie lubiłam jej dzielić z kimś.

— No ja z Nickiem, Oscar sam... A ty z Lukiem.  — powiedziała dumnie Steph. Czyli ona też bawiła się w swatkę. Świetnie.

Posłałam jej mordercze spojrzenie, a ona tyłków wzruszyła ramionami.

— Wasze bagaże już tam na was czekają. — dodał Nick szczerząc się. Oni wszyscy grali w jednej drużynie! Naprawdę?! Gdzie się podziała solidarność mojej przyjaciółki?

— Chodź — szepnął mi brunet na ucho — Nie dajmy im tej satysfakcji.

Zgodziłam się z nim i pomaszerowałam na piętro. Stanęliśmy razem w drzwiach i zaczęliśmy się rozglądać. Łazienkę na szczęście swoją mieliśmy...

Był tylko jeden mały problem.

Ja. On. I tylko jedno łóżko.

Jedno łóżko!

***

Hejka!!!
Postanowiłam was nie dobijać i napisać ten rozdział tak żeby nikt mnie nie udusił.
Mam nadzieję że wam się spodoba!

W ogóle wbijajcie na mojego tt nazwa to: haneczxa

(Kto by się spodziewał)

A ja biorę się już za pisanie następnego rozdziału <333

Continue Reading

You'll Also Like

16.4K 279 50
Nagła ucieczka na drugi koniec świata miała być odpoczynkiem od życia w niebezpieczeństwie... Jednak nikt się nie spodziewał, że przeniesienie się w...
570K 19.1K 45
Każdy nosi w sercu jakieś mroki przeszłości. Wyścigi, szybkie samochody, motory, imprezy i mnóstwo używek. Wszyscy chcemy oderwać się od rzeczywisto...
14.8K 521 35
Pierwsza część Trylogii Topaz Każdy człowiek jest kłamcą, prawda? Ja przecież też nim byłam, lecz w tym wszystkim ja okłamywałam najbardziej samą sie...
204K 5.6K 33
,,Na początku czułam, że ogarnął cały bałagan, który panował w moim życiu, ale on chciał je jeszcze bardziej spierdolić. I to zrobił''. Siedemnasto...