Tylko z Elitą możesz przetrwa...

Oleh pszczolka452

721K 19.7K 16.1K

*Na wstępie podkreślam, że ta książka nie była pisana po to, żeby ją wydawać tylko z przyjemności. Pisałam ją... Lebih Banyak

Prolog
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
OKŁADKA
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
31.
32.
33.
34.
35.
36.
37.
38.
39.
40.
Epilog
Podziękowania ❤️
ELITE #2❤️

24.

19.1K 519 692
Oleh pszczolka452

Na wstępie.
Jestem strasznie zadowolona z tego rozdziału i chyba najbardziej ze wszystkich, ponieważ tą scenę planowałam od dłuższego czasu. Dużo się tu zadziało, co tak bardzo mnie ekscytuje. Jest to najdłuższy rozdział, bo ponad 5000 słów.

Miłego czytania!❤️

Spakowana ruszyłam w stronę windy. Miałam już dosyć duży bagaż. Chociaż to miały być tylko trzy dni odpoczynku stwierdziłam, że lepiej wziąć sobie więcej ubrań, gdyby miało by mi nie wystarczyć. W sumie też nie byłam za bardzo pewna pogody. 

Stanęłam przed windą i czekałam aż się otworzy. Gdy tylko to zrobiła mój wzrok padł na wystrojonego Connora. Obleciałam go wzrokiem, a on nawet na mnie nie popatrzył, a wgapiał się w ekran telefonu.

Przyglądnełam się jego zaspanej twarzy. Pod oczami miał dobrze wyraźne sińce, a usta popękane i suche. Z pewnością mogłam stwierdzić, że bawił się nieźle na wczorajszej imprezie.

Poczułam teraz ogromne szczęście i ulgę.  W końcu będę mogła od niego odpocząć. Od jego widoku, od jego głosu... Żyć nie umierać.

Gdy tylko winda się zatrzymała ruszyłam w przód targając za sobą bagaże. Jedna torba zsunęła mi się jednak z ramiona i upadała z nie za głośnym hukiem.

Wkurzona poprawiłam plecak i odstawiłam na bok walizkę, żeby schylić się po torbę. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić jej już nie było.

Spojrzałam zdziwiona na blondyna, który zawiesił już sobie ją na ramię.

-Co ty tu kurwa spakowałaś? - zapytał.

-Najpotrzebniejsze rzeczy - wzruszyłam ramionami.

-Aha. To ja nie chcę pytać kurwa co jest w tamtych - wskazał na walizkę i plecak.

Nie spodziewałam się w ogóle tego, że się do mnie odezwie. W sumie od tamtej kłótni nie zamieniliśmy ze sobą żadnego słowa.

-Daj mi tą walizkę to ci zaniosę do samochodu - wypowiedział obojętnie.

Wyszczerzyłam oczy.

Ja chyba śnię.

On ewidentnie się źle czuje.

-Nie dzięki. Nie trzeba... Poradzę sobie - odmówiłam grzecznie, bo nie za bardzo byłam przekonana co do jego dobroci.

Blondyn jednak, podkreśle to NIE BYŁ SOBĄ i wyrwał mi z ręki walizkę.

-Lepiej mnie nie wkurzaj póki mam dobry humor - oznajmił i ruszył w stronę drzwi wyjściowych.

Podejrzewałam, że jego dobry humor spowodowany był moim wyjazdem. Widocznie tak jak ja cieszył się z tego, że będzie miał spokój ode mnie.

Ruszyłam w stronę wyjścia. Mogłam stwierdzić, że byłam podekscytowana tym wyjazdem. Dawno nie była na takich wakacjach, w sumie to chyba w życiu na nich nie byłam. Moi rodzice nie byli dobrze nastawieni do takich wyjazdów. Nie lubili ich, a może szkoda im było na nie pieniędzy. Dla nich liczył się każdy grosz. Matka nigdy nie pracowała, a cały czas była w domu i gotowała oraz sprzątała. Ojciec zarabiał w dość dobrze płatnej firmie i nawet przez chwilę dostawałam kieszonkowe. Może nie wielkie, bo tak jak to on powtarzał: Po co gówniarzowi więcej, ale dla mnie to było coś, bo mogłam sobie przez to na coś uzbierać. Po śmierci matki ojciec załamał się i stracił pracę. Przez pewien okres w naszym mieszkaniu panowała bieda i nawet nie stać nas było na bochenek chleba. Musiałam zacząć jakoś zarabiać i zawalałam naukę, żeby dorabiać sobie jako sprzątaczka w wielkich domach, a w weekendy opiekunka.

Dlatego bardzo cieszyłam się i byłam ciekawa jakie to uczucie być na takich wakacjach. W wieku prawie 17 lat mogłam zaznać w końcu tego uczucia.

Wychodząc na dwór natknęłam się na ciocię, która widocznie mnie szukała, bo posłała mi wielki uśmiech na mój widok.

-Witaj kochanie. Gotowa na wyjazd? - przytuliła mnie mocno.

-Hej, tak - odpowiedziałam i także się w nią wtuliłam.

Madeline oderwała się ode mnie i objechała z góry na dół z wielkim wymalowanym uśmiechem na twarzy.

-Wyglądasz cudownie - skomentowała mój strój.

Ucieszona spojrzałam na materiał sukienki przejeżdżając po nim ręką. Cieszyło mnie to, że udało mi się ładnie ubrać, bo właśnie to planowałam. Chciałam się jak najbardziej wystroić, żeby zrobić dobre wrażenie na znajomych cioci.

Spięłam więc włosy włosy w gęstego koka i wypuściłam kilka podkręconych pejsów. Makijaż był delikatny, ale też widoczny. Zrobiłam swoją codzienną bazę, a rzęsy podkręciłam i wytuszowałam. Usta obrysowałam ciemniejszą konturówką i nałożyłam na nie jaśniejszy, błyszczący błyszczyk przez który zrobiło się trochę takie ombre, z czego byłam bardzo zadowolona. Nałożyłam na siebie kwiecistą sukienkę podkreślającą mój nie za duży biust i talię, a rozkloszowaną na dole. Może nie przepadałam za swoją figurą, ale to akurat mi się podobało. Na nogi nałożyłam różowe espadryle. Dodałam także kilka dodatków w postaci biżuterii.

-Wszyscy już są, więc zaraz będziemy jechać - oznajmiła blondynka.

Razem z nią ruszyłam w stronę bramy, gdzie stały dwa samochody przygotowane do wyjazdu. Oba były czarne i błyszczały w świetle słońca. Wyglądały na drogie, ale nie ma co się dziwić ludzie, którzy kręcili się wokół mnie byli właśnie tacy. Cholernie bogaci, nie znający smaku biedy.

Głośny śmiech uderzył we mnie, gdy byłam już nie daleko. Nie widziałam jednak nikogo. Cały czas kroczył u boku cioci. Connor minął nas w połowie drogi dziwnie się na mnie patrząc, a także był dziwnie zły. Przez te niedługo dwa miesiące poznałam jego humorki i znałam każdą minę. Teraz też byłam pewna, że coś mu jest. Może to dlatego, bo żałuję jednak, że z nami nie jedzie?

-Jesteśmy już w komplecie - wesoły i głośny głos Madeline wyrwał mnie z zamyśleń.

-Dzień Dobry - podnosiłam głowę grzecznie się witając.

Mój wzrok zatrzymał się pierwsze na starszym mężczyźnie ze świeżym zarostem, ubrany tak elegancko. Byłam przekonana, że skądś go kojarzyłam, ale przez to, że miał założone na nosie okulary przeciwsłoneczne nie byłam tego pewna.
Spojrzałam teraz na kobietę, która stała koło niego. Niska, czarnowłosa ubrana w długą czerwoną sukienkę w białe kropki. Uśmiechnęła się do mnie i wtedy zdałam sobie sprawę kto to jest. Damon i Rose Moore rodzice Nathana stali przede mną i za kilka minut miałam z nimi wyjechać na wakacje. Zszokowana rozglądnełam się dookoła. Nie dostrzegłam nigdzie bruneta. Jak bardzo się cieszyłam, że moja teoria okazała się prawdą. Nathan był pewnie na imprezie wczoraj i nie miał siły dziś gdzieś wyjeżdżać albo po prostu nie chciał.

Uśmiech od razu wkradł mi się na twarz i uczynił mnie wesołą. Te wakacje będą piękne. W końcu sobie odpocznę.

-Adele, pięknie wyglądasz - pochwaliła mnie Pani Moore.

-Dziekuję - odpowiedziałam grzecznie.

Jeszcze bardziej się ucieszyłam. Nie na darmo się starałam.

-Możemy już ruszać - oznajmił wujek przerywając rozmowę z Panem Moore.

-Tak, tak... - pokiwała głową ciocia - Tylko jeszcze wezmę z kuchni jedzenie na drogę - oznajmiła - A ty Adele wsiądź do tego samochodu najlepiej na miejsce pasażera, bo z tyłu jest dużo rzeczy  - wskazała palcem na czarnego Mercedesa.

Posłusznie pokiwałam głową i udałam się wsiąść do samochodu. Przeszłam go wokoło i otrzyłam przednie drzwi. Rzuciłam plecak pod siedzenie, a potem wepchałam się do środka i usadowiłam się na siedzeniu.

Złapałam za pas po lewej stronie i chwyciłam za niego, żeby się zapiąć. Kiedy tylko odwróciłam się w prawą stronę odskoczyłam na bok. Przymrużyłam oczy ze strachu. Głośny śmiech dotarł do moich uszów.

-No siema - wypowiedział przez śmiech - Nie masz się czego bać Adele. Nie zjem cię... - dalej się śmiał.

Jebany Nathan Moore. Co on do jasnej tu robi!? Miało go nie być.

I jeszcze jak ja go nie zauważyłam. Wygłupiłam się tylko przy nim. To chyba było zaplanowane.

-Co ty tu robisz? - zapytałam już uspokojona.

Brunet kończył się śmiać i brał kilka wdechów, gdy myślałam, że już się ogarnął on znów wybuchnął głośnym śmiechem prawie płacząc.

-Ha, ha, ha... Ale śmieszne - powiedziałam zirytowana.

Nathan zignorował to i już mniej się śmiejąc znów próbował się uspokoić.

-A więc pytałaś co tu robię... - zaczął dalej uśmiechnięty, powstrzymując się od śmiechu - Jadę na wakacje życia - oznajmił dumnie.

-Super - rzuciłam.

Nie byłam zadowolona, że będę musiała przebywać z nim aż przez trzy dni. Przez cholerne trzy dni! Pewnie jeszcze będę skazana na niego, bo dorośli przecież mają swoje sprawy, a my raczej nie będziemy chcieli słuchać o ich pracy.

Trzy dni z Nathanem Moore to chyba jakaś kara. Będzie mi dokuczał pewnie i się naśmiewał. A najgorsze jest to, że ja przy nim wariuje i nie wiem co czuję.

-Co nie cieszysz się, że spędzisz trzy dni wolnego, bez chodzenia do szkoły, w wspaniałym miejscu i to jeszcze ze swoim ulubionym kolegą? - zapytałam ucieszony śmiesznie poruszając brwiami.

Na jego wypowiedź przewróciłam oczami, chociaż na moją twarzy wkradł się mały uśmieszek, którego nie chciałam mu pokazać.

-Ohh tak, z tego szczególnie się cieszę - odpowiedziałam z sarkazmem.

-No i widzisz - zignorował to.

Znów przewróciłam oczami i robił to często, gdy obok mnie był ten oto brunet.

-I ja mam jechać z tobą? - zapytałam, chociaż było to oczywiste.

-Jak chcesz to możesz iść na nogach - wysilił się do sztucznego uśmiechu ukazującego szereg białych zębów - Lepiej zapnij pasy, bo to będzie ostra jazda - ostrzegł i puścił mi oczko.

Kolejny raz przewróciłam oczami, ale jednak można było zauważyć, że byłam uśmiechnięta.

Może Moore irytował mnie, ale jego głupota mnie bawiła.

Znów zabrałam się za zapinanie pasów. Chwyciłam za nie i próbowałam wepchnąć do tego nie wiem jak się nazywa, tego takiego co się wkłada pas. Nie mogłam jednak tego włożyć, bo nie trzymało się w tym.

-Nie no... Nie mów, że pasów nie umiesz zapinać - teraz to on był zirytowany.

-To coś się zepsuło - odparłam.

-Tak, tak... Lepiej przyznaj się, że nie umiesz się zapinać dzieciaczku - dogryzł mi i sam zabrał się za zapinanie tego głupiego pasa.

Opadłam wkurzona na oparcie fotela i powiedziałam jak Nathan bierze się za zapinanie mojego pasa. Brunet czekał pierwsze na to aż podam mu pas, który specjalnie puściła. Nie zrobiłam tego, więc wkurzony odpiął pas i pochylił się w moją stronę. Jedną ze swoich dłoni ułożył mi na gołe kolano, całkiem wysoko, bo moja sukienka mi się podwinęła. To było tak dziwnie uczucie, którego nigdy nie doświadczyłam, kiedy po moim ciele przebiegły dziwne dreszcze, a potem takie ciepło. Zrobiło mi się tak duszno kiedy jego palce delikatnie głaskały moją skórę. Robił to specjalnie, bo pas trzymał już w ręku, lecz nadal nade mną wisiał. Zagryzłam wargę ze zdenerwowania, które teraz mi towarzyszyło. On to zauważył, a kąciki jego ust utworzyły cwany uśmiech.

Gdy brunet w końcu zaczął się ode mnie odsuwać poczułam ulgę, jednak gdy zatrzymał swoją twarz tuż koło mojego ucha myślałam, że umrę.

-Wyglądasz dziś tak uroczo, że mam ochotę cię schrupać - wyszeptał cichym, ale przesłodzonym głosem uważnie na mnie patrząc.

Poczułam się dziwnie. Moore widząc to wybuchł idiotycznym śmiechem.

Jebany żartowniś.

Odwróciłam się od niego znów oblała mnie taka gorąca, a motyle szalały w brzuchu. Już zaczęłam szaleć chociaż Nathan Moore był dopiero koło mnie kilka minut.

Rumieńce na mojej twarzy z pewnością poszerzyły uśmiech zadowolonego z sobie bruneta, który za nim odłożył rękę z mojego kolana poprawił materiał sukienki, żeby zakryła moje kolano. Jego każdy mały dotyk sprawił u mnie dreszcze.

-Lepiej pilnuj, żeby ta słodka sukieneczka ci się nie podwinęła, bo nie będę mógł się skupić - ostrzegł i odsunął się ode mnie.

Odetchnęłam z ulgą, gdy był już na swoim miejscu i skupił się na zapinaniu mojego pasa.

Patrzyłam jak chłopak nie umie poradzić sobie z zapięciem. Skupiał się tak nad tym, ale jednak nie za bardzo mu to wychodziło. Gdy za każdym razem pasek wychodził z zapięcia Nathan się denerwował, co sprawiło u mnie chamski uśmiech.

-No i co? Też paseczka zapiąć nie umiesz? - dogryzłam mu tak jak i on mi wcześniej.

Brunet podniósł swój skupiony wzrok na mnie i przewrócił oczami. On chyba też cierpiał na to, że w mojej obecności cały czas przewracał oczami.

-To nie ja nie umiem zapiąć pasa, tylko on jest zepsuty - wyjaśnił oburzony.

-No to wpychaj go mocniej - oznajmiłam.

Diabelski uśmiech wymalował mu się na twarzy, a ja zrozumiałam co on sobie pomyślał.

-Chyba za dużo pornosów się naoogladałeś zboczeńcu - rzuciłam - Lepiej zamiast tego poświęć czas na nauce zapinana pasków w samochodzie - znów mu dogryzłam.

Moore nie odezwał się już nim, a zaczął szarpać pasem, a gdy dalej nic mu to nie dawało pociągnął za niego mocniej i wepchał do środka zapięcie. Zadowolony popatrzył na mnie zwycięsko.

-Wziąłem sobie twoją radę do serca - oznajmił i puścił mi oczko.

Odwróciłam od niego wzrok i popatrzyłam na drzwi które otworzyła ciocia od tyłu.

-Macie tutaj jedzenie na drogę - oznajmiła ciocia i położyła dość dużą torbę na tylnim siedzeniu - Możecie już ruszać. A i jeszcze Nathanku proszę cię, żebyś jechał ostrożnie, bo masz ze sobą pasażerkę - zwróciła się do bruneta.

-Tak jest szefowo - zaśmiał się chłopak razem z blondynką i puścił jej oczko.

Ona na jego gest wychyliła się do samochodu i poczohrała go po włosach.

Widać było, że oboje się bardzo lubią. Nie dziwne. Nathan przebywał w tym domu więcej niż ja.

Całą drogę milczeliśmy oboje. On był skupiony na drodze, a ja zajmowałam się przeglądaniem czegoś w telefonie.

Jechaliśmy już ponad 2 godziny, a mi już skończyły się pomysły co mogę jeszcze zrobić w telefonie.

Radio nie było włączone i towarzyszyła nam niekomfortowa cisza. Słyszałam tylko silnik samochodu i oddech bruneta.

-Ten domek do którego jedziemy jest twoich rodziców? - spróbowałam przerwać ciszę.

-Ta - mruknął nawet na mnie nie patrząc.

-Yhym. Lubisz tam przyjeżdżać? - nie dałam za wygraną, bo ta cisza tak bardzo mnie wkurzała.

Brunet westchnął. Nie patrzył na mnie, ale zauważyłam jak jego szczęka się spina.

-Zależy - wzruszył ramionami - Dawno tam nie byłem, bo gdy byłem mały jeździłem tam co roku i w sumie nie miałem co robić. Potem jak byłem starszy przestałem  tam jeździć, bo było do dupy - stwierdził.

-Czyli teraz będzie nudno? - zapytałam ciekawa.

-Może teraz nie, bo będziemy tam oboje - usmeichął się i przelotnie na mnie spojrzał.

Zrobiło mi się dziwnie ciepło na sercu.

-Ahh tak? A skąd wiesz, że będę chciała spędzać z tobą czas?

Brunet oderwał wzrok od kierownicy i spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.

-Każda o tym marzy - stwierdził.

-No ja akurat nie - znów mu dogryzłam.

-No cóż... Masz problem. Jesteś na mnie skazana - kolejny raz puścił mi oczko i wesoły odwrócił wzrok skupiając się na drodze.

Przez kolejne godziny naszej podróży, która trwała około 6 godzin razem z przerwą na obiad rozumiałam z Nathanem na różne tematy. Może większość naszej rozmowy opierała się na dogryzanie sobie na wzajem, jednak można dużo było się przy tym pośmiać. Dowiedziałam się także od Nathana, że jego rodzice zaplanowali mu, że pod skończeniu tego liceum wybierze się na Oxford. To podobno pomysł jego ojca, który bardzo na to naciska. Zaznaczył mu, że jeśli go nie posłucha nigdy nie dostanie nic w spadku oraz będzie skazany sam na siebie. Nathan podkreślił to, że jego ojciec jest pojebany. Widać z pozoru, że Damon Moore był dziwnie podejrzany, ale nie spodziewałam się tego, że wywiera taką presję na swoim synu. Brunet podkreślał mi kilka razy, że ma wywalone w plany swojego ojca, ale jednak czułam, że w głębi duszy bierze sobie to do serca.

Byłam trochę zdziwiona, gdy zaczął mi się żalić. W sumie to tak dobrze się nie znamy. Może nie powiedział mi za dużo, ale widziałam jak wypowiadał z trudem każde kolejne słowo.

Potem chyba nie chciał mi opowiadać o tym dalej i zmienił temat na to jakie jeszcze mają domki jego rodzice.

Zrobiło mi się go szkoda.

Dotarliśmy na miejsce jakąś godzinę temu. Od razu wpadłam w zachwyt nowemu miejscu. Tu było bajecznie. Piękna ogromna willa, która przypominała zamek, a wokół niej tyle ogrodów, że szok. Na dodatek jeszcze wszystkie kwiaty były tak idealne i piękne, a ich zapach unosił się wszędzie. Pomiędzy tymi ogrodami stało kilka dużych fonntan, na których były cudowne figury aniołków. Trawnik był świeżo skoszony i czuć było gdzie nie gdzie piękny zapach świeżej trawy. Za domem była też ogromna altanka z stolikami, krzesłami, fotelami i kanapami, a obok nich figury i flakony z kwiatami. Pogoda też udała się wspaniała. Był już prawie wieczór i na niebie było widać zachód słońca, który tak pięknie tu wyglądał. To miejsce było tak bajeczne, że nie mogłam uwierzyć, że takie coś istnieje. Zazdroszczę państwu Moore tego miejsca. Zauważyłam także, że Rose Moore uwielbia to miejsce, bo gdy tylko dotarliśmy tutaj wyszła uśmiechnięta z samochodu i zaczęła śmiać się ze szczęścia, a potem nawet wzięła za rękę ciocię Madeline i zaczęła z nią tańczyć wokół tych pięknych ogrodów. Pan Moore nie wydawał się na jakiegoś szczęśliwego i leniwe wysunął się z wnętrza samochodu i przewrócił oczami na gesty żony. Coraz bardziej mnie irytował, a jeszcze bardziej zdenerwował kiedy szarpnął swojego syna za rękę i warknął mu coś do ucha, na co Nathan zły odszedł w niewidomą mi stronę. Jeszcze bardziej było mi go szkoda i miałam ochotę za nim pobiec, ale powstrzymałam się od tego. Wujek Andrew objął mnie ramieniem i przytulił do swojego boku i szepnął miłe komplementy do ucha.

Od razu po przyjeździe poszliśmy do jadalni gdzie stał już stół pełen jedzenia.  Widocznie i tutaj była służba.

Usiadłam przy stole między ciocią i wujkiem, a na przeciw mnie siedziała Rose, u jej boku Damon, a po lewej stało puste miejsce.

Nie wiem co powiedział swojemu synowi pan Moore, ale zakładam, że coś co uraziło chłopak, że nie wrócił do tej pory.
Brakowało mi go tu trochę, bo siedziałam sama przy stole z dorosłymi biznesmenami.

-Nie czekamy na Nathana? - zapytał wujek Andrew, gdy Pan Moore zaczynał nakładać sobie jedną z potraw.

Mężczyzna najpierw nie odpowiedział, nawet nie popatrzył na wujka tylko nakładał sobie kolejną i kolejną potrawę aż wypełnił cały talerz.

-Po cholerę mamy na niego czekać... Gówniarz nie umie się zachować to niech się gdzieś szwęda - rzekł obojętnie w ogóle nie przejmując się synem.

To ty nie umiesz się zachować - stwierdziłam w myślach i zgromiłam go wzrokiem.

-Może powinnam go poszukać - stwierdziła Pani Moore i już chciała stawać, kiedy ręka jej męża szarpnęła ją z powrotem na miejsce.

-Tak, tak... Ty tylko cackasz synka potrafisz, a potem dziwisz się, że ma problemy - mruknął brunet.

Rose spuściła wzrok tak jakby przestraszyła się swojego męża. Wujek i ciocia też nie czuli się komfortowo słuchając ich "mini kłótni". Ja natomiast powstrzymywałam się od tego, żeby stąd wyjść i sama zacząć szukać bruneta.

Potem nastała cisza. Nikt nic się nie odzywał. Słychać było tylko jak Pan Moore przeżuwał obiad. Rose dalej miała spuszczony wzrok, a Madeline i Andrew wymieniali się spojrzeniami.

-No to jedzmy... Smacznego wszystkim! - przerwała tą głuchą ciszę w końcu ciocia i razem z wujkiem zaczęła nakładać sobie jedzenie.

-Adele jedz coś... Może ci nałożyć? - szepnął do mnie wujek.

-Nie, nie trzeba... Zaraz coś sobie wezmę - odparłam, a on obdarował mnie ciepłym uśmiechem.

Reszta kolacji minęła w ciszy. Każdy wymieniał się spojrzeniami. Tylko ciocia i wujek chyba chcieli to załagodzić trochę atmosferę i rzucali do siebie jakieś żarty, które rozśmieszały Panią Moore, a czasami nawet mnie.

Po kolacji pożegnałam się ze wszystkimi i zostałam zaprowadzona przez gosposię do mojego pokoju. Był on na samej górze, ale nie musiałam wchodzić po schodach, bo mała winda nas tam wciągła.

Podziękowałam pani Elizabeth za to, że mnie zaprowadziła i weszłam do pokoju. Zaświeciłam w nim światło, ponieważ panował tu straszny zmrok. Byłam zachwycona, kiedy ujrzałam jego wnętrze. Wyglądał jak pokój jakiejś księżniczki. Był w odcieniach beżu, bieli i złota. Na środku stało wielkie łóżko z baldachimem, a na nim idealnie poukładane poduszki. Na środku był rozłożony puszysty biały dywan. Duża szafa, komoda i toaletka stały po jednej stronie, a pod drugiej kanapa, mały stolik i dwa fotele w górujących tu odcieniach. Na ścianach wisiały różne obrazy i gdzie nie gdzie bluszcze. Najbardziej chyba spodobały mi się szklane drzwi, które prowadziły na balkon z którego widać było wszystko co najpiękniejsze.

Zadowolona rzuciłam się na miękkie łóżko i rozłożyłam się na nim. Pierzynka była milutka i delikatna. Mogłabym już na niej spać, ale musiałam się rozłożyć.

O 21 położyłam się czysta, bez makijażu w piżamce i dwóch warkoczach. Byłam już zmęczona i postanowiłam niedługo się kłaść, ale musiałam wykonać swoją rutynę przed snem czyli przeglądnięcie telefonu.

Moje każde socjal media zostały już przeglądniete, kiedy dostałam jakieś dziwne powiadomienie na poczcie. Ciekawa weszłam na nie i ujrzałam jakieś dziwny artykuł.

"Moja mama mogła jeszcze żyć, ale ona nie zareagowała na wyczyny swojego ojca" - mówi córka ofiary, która zginęła w tragicznym wypadku spowodowanego przez pijanego kierowcę kilka miesięcy temu...

Przerażona czytałam to kilka razy. Wiedziałam co to. Dobrze wiedziałam. I to właśnie teraz musiało mi się wyświetlić.

Powstrzymywałam się od tego, żeby w to nie wchodzić, ale moje głupie myślenia dawało mi to, że może to nie o mnie. Może to ktoś inny.

W końcu weszłam w ten artykuł i zaczęłam po cichu czytać wszystko co tam pisało.

19 grudnia o godzinie 18 Emma Watson wracała pieszo zmęczona po całym dniu pracy. Rozmawiała jeszcze z córką o tym co ma przygotować na kolację. Nagle połączenie zostało przerwane. Zaniepokojona dziewczyna dzwoniła jeszcze kilka razy do matki, ale nie ta nie odbierała. Około 21 zadzwonił do niej telefon z informacją, że kobieta nie żyje. Pijany kierowca, który wracał wraz z córką do domu potrącił ją przez co zginęła na miejscu. Jechał z taką prędkością i łamał wszystkie przepisy. Na miejscu pasażera siedziała także jego córka, która była trzeźwa. Podobno prosiła ojca, żeby zwolnił, ale on jej nie słuchał - inni jednak uważają, że nie przejmowała się tym, a powiedziała tak tylko policji. Przecież mogła powstrzymać ojca przed wejściem do samochodu. Mogła zabrać mu kluczyki. Szesnastolatka jednak nie zrobiła nic, a patrzyła jak jej ojciec potrąca śmiertelnie i zabija jedynego rodzica trójki dzieci...

Nie wytrzymałam, a zaczęłam płakać. Serce biło mi strasznie mocno i robiło mi się duszno.

"Moja mama była najkochańszą osobą na świecie. Kochała nas tak strasznie i zapewniała nam wszystko. Teraz już jej nie ma... Nie mamy już żadnego rodzica, a to wszystko przez jakiegoś pijaka i jego córeczkę. Jeśli moja mama zginęła i nie zrobiła nigdy nic nikomu, to oni powinni zginąć razem z nią" - te szokujące słowa wypowiedziała córka ofiary, która razem z rodzeństwem trafiła do domu dziecka.

Rzuciłam telefonem. Nie mogłam już tego czytać. Dusiłam się łzami. Coś kuło mnie w sercu, a głupie myśli atakowały z każdej strony.

To moja wina.

Przecież mogłam coś zrobić.

Sama do tego dopuściłam.

Przez mnie nie żyje niewinna kobieta, a jej dzieci zostały same.

To ja powinnam wtedy zginąć.

Obwiniałam się za wszystko, no zrozumiałam, że to wszystko było moją winą. Dlaczego dopiero teraz to zrozumiałam!? Dlaczego do cholery zamiast wtedy ryczeć nie wyrwałam mu kluczyków!? Dlaczego do jasnej cholery!? Niewinna kobieta nie żyje przez mnie, a ja mam żyć teraz tak sobie szczęśliwa? Rozwaliłam komuś rodzinę. Jestem skończoną egoistką. Nie powinnam żyć...
Przecież nie ma to sensu... Mam żyć ze świadomością, że zabiłam człowieka?

Moja cała twarz była mokra, a łez było coraz więcej przez co zaczęłam się nimi dusić. Zrobiło mi się gorąco, a pot oblał mnie z każdej strony. W sercu coś tak strasznie mnie kuło. Nie mogłam oddychać. Nie potrafiłam, tak jakbym nigdy tego nie robiła. Złapałam się za serce, gdy coraz gorzej i mocniej mnie kuło nigdy tak nie miałam. Dusiłam się i nie mogłam złapać powietrza. Nie widziałam nic na oczy. Było mi duszno.

Jak najszybciej wyszłam z pod kołdry i na miękkich nogach poszukałam drzwi od balkonu. Kiedy w końcu znalazłam klamkę, szepnęłam za nią i prawie wypadłam przez drzwi.

Ułożyłam się pod barierką na zimnych kafelkach. Zimne dreszcze przebiegły przez moje ciało. Próbowałam nabrać powietrza, ale tak jakby tego nie potrafiłam, bo dalej się dusiłam.

To chyba koniec.

Zamknęłam oczy i oparłam się o barierkę dalej się dusząc. Nie widziałam i nie mogłam nic zrobić.

-Adele! - usłyszałam dobrze mi znajomy głos - Adele! Matko, Adele! - poczułam jak ktoś klęka przy mnie.

-Co ci się dzieje!? Adele oddychaj - krzyczał spanikowany brunet.

Ja jednak go nie widziałam, bo nadal miałam zamknięte oczy i dławiłam się własnym oddechem.

-Adele, popatrz na mnie... Popatrz na mnie i oddychaj - powiedział już nieco spokojniej.

Posłuchałam go. Delikatnie uchyliłam powieki i spojrzałam na jego zmartwioną twarz i szklane oczy. Oddychać jednak dalej nie potrafiłam.

-Dobrze, a teraz oddychaj ze mną... - polecił i schował kosmyk włosów, który przykleił się do mojej twarzy za ucho - Wdech i wydech - robił to że mną.

Kilka razy robiłam to co on. Było mi coraz lepiej. On widząc to pogłaskał mnie po rękach i nawet wziął na swoje, żeby mu i mi było lepiej.

Zrobiło mi się ciepło, a on mocno przytulił mnie do siebie.

W końcu czułam się dobrze. Jedyne co to byłam słaba.

-Tak bardzo się bałem - szepnął i sam wziął kilka wdechów i wydechów trzymając mnie mocno przy swojej klatce.

-Już dobrze - uspokoiłam go i wysiliłam się na delikatny uśmiech.

Byłam mu wdzięczna. Pomógł mi. Gdyby nie on nie wiem co by się ze mną stało.

-Co to było? - zapytał patrząc mi prosto w oczy.

Odwróciłam wzrok w przeciwną stronę. Nie chciałam mu się przyznawać.

-Atak paniki - stwierdził sam do siebie po chwili - Często je masz? - zadał kolejne pytanie, ja jednak dalej milczałam - Adele ja serio chcę ci pomóc - złapał mnie delikatnie za podbródek i przekręcił w swoją stronę.

Odetchnęłam i głośno przełknęłam ślinę.

-Czasami - szepnęłam nie patrząc na niego, a w ścianę.

-Czym są spowodowane? - znów zapytał.

-Nie chcę o tym mówić - odparłam z przekonaniem, że da mi spokój.

Nastała dziwna cisza. Słychać było tylko nasze oddechy i świerszcze. Czułam jego wzrok. Cały czas mi się przyglądał, a ja nie miałam odwagi, żeby na niego spojrzeć.

-Byłaś z tym i psychologa lub terapeuty? - przerwał ciszę.

-Raz, ale zrezygnowałam - odparłam.

-Dlaczego?

Nie dawał za wygraną. Przeprowadzał wywiad, a ja nie miałam siły, żeby się sprzeciwiać albo się kłócić. Jeszcze tego by brakowało

-Bo nie potrzebuje - wytłumaczyłam.

Nathan westchnął, jakby co najmniej zirytowała go moja wypowiedź.

-Adele ty masz poważny problem. Ten napad był straszny. Ty się dusiłaś. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało gdybym cię nie zauważył - jego głos był taki dziwny. Pierwszy raz słyszałam jak się zamartwia - Może powiedz komuś o tym co cię trapi, a będzie ci lepiej. Lepiej zwierzyć się komuś, a nie dusić to w sobie - wytłumaczył.

-Skąd wiesz? - odwróciłam się do niego i spojrzałam mu prosto w te czarne oczy, które nie były teraz takie mroczne.

Moore zmrużył je na chwilę, a potem uniósł wzrok i spojrzał na mnie że smutkiem.

-Bo sam tego potrzebuję. Nawet teraz tego potrzebuję. Chciałem zwierzyć się z tego tobie, bo nikogo innego komu ufam tu nie ma. Tu jesteś drugą i ostatnią osobą której ufam - głos miał załamany.

Teraz to jego było mi tak strasznie żal. Przeżywał coś starszego i to nawet teraz.

-To powiedz. Możesz mi zaufać - zapewniłam.

-Dobrze, ale ty powiesz mi swoje zamartwiania albo historię, którą tak przeżywasz. Będzie ci lepiej, a może nawet zniknął te ataki paniki - zaproponował.

Nie chciałam. Tak bardzo nie chciałam nikomu o tym mówić. Jednak w głębi duszy właśnie tego pragnęłam i potrzebowałam. Ale czy mogę mu zaufać? Może powinnam, jeśli on powie mi swoje przeżycia.

Może oboje będziemy szczęśliwsi i będziemy chociaż przez chwilę się wspierać. Może w końcu przestanę się obwiniać.

-Dobrze, niech ci będzie - zgodziłam się z trudem.

Brunet uśmiechnął się na te słowa, a chwilę później niespodziewanie podniósł mnie i zaniósł w nieznanym mi kierunku.

-Co robisz? - zapytałam zdziwiona.

-Jest już zimno. Idziemy do mojego pokoju - oznajmił.

Spodziewałam się, że przyjedziemy przez mój pokój, ale on zaniósł mnie wzdłuż balkonu, a potem wszedł do swojego pokoju w podobnych kolorach do moich.

No cóż, nie dość, że mamy pokoje obok siebie to jeszcze ze wspólnym balkonem.

Moore położył mnie na wygodnym łóżku, a sam położył się obok. Oboje patrzyliśmy się w sufit.

-Ja zacznę. Nie musisz komentować tego, ani mi współczuć... Nie musisz nawet tego słuchać, ja tylko chcę powiedzieć to na głos ze świadomością, że jesteś obok - spojrzał przez chwilę na mnie, a mi zrobiło się ciepło na sercu - Mówiłem ci o moim ojcu. To kawał skurwysyna. Od dziecka podnosił na mnie rękę, gdy zrobiłem coś co mu się nie podobało. To samo było z mamą. Każdy uważał nas za idealną rodzinę, ale wcale tak nie było. Gdy byłem już starszy zacząłem się buntować, a on nie mógł tego znieść. Nie mógł podnieść na mnie ręki, bo ja też byłem silny. Zamiast tego znalazł inny sposób... Znęcał się nade mną psychicznie. Z matką też mu nie pozwalałem tak pogrywać, ale ona była ślepo w niego zapatrzona i uważała go za niewiadomo kogo. Powoli miałem już tego wszystkiego dosyć i żeby o tym nie myśleć zacząłem brać. To tylko mi pomagało. Narkotyki i inne używki były dla mnie jak zbawienie. Ojciec to zauważył i zaczął wyzywać mnie od najgorszych i kazał mi być normalnym jak każde inne dzieci. Robi mi taką krzywdę od dziecka, a każdy i tak uważa, że jest taki idealny, a ja powinienem brać z niego przykład. Dziś na przykład powiedział mi, że jak coś odpierdole odetnie mnie od wszystkiego i zamknie w pokoju jak jakiegoś szczeniaka - skończył ze smutkiem i żalem.

Jego opowieść prawie mnie rozkleiła. On przeżywał. Przeżywał to piekło.

Bez namysłu podsunęłam się do niego i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

Nie komentowałam tego tak jak prosił. W głębi duszy wiedziałam, że Damon Moore to skurwysyn i nie powinno się go szanować.

-Teraz ty - szepnął brunet i także objął mnie ramieniem.

Westchnęłam i po mału zaczęłam swoją opowieść. Zaczęłam od mojego dzieciństwa, które nie było takie złe, ale nie było najlepsze. Następnie wspomniałam o tym jak zmarła moja mama i jak ojciec się załamał. Potem opowiedziałam o wypadku, a w końcu przeszłam do tego co sprawiło u mnie dzisiejszy napad paniki.

O dziwo ani razu się nie rozkleiłam. Nathan był blisko mnie i to dodawało mi otuchy.

-Adele to nie jest twoja wina... Nawet tak nie myśl... Proszę cię... To wina twojego ojca, nie możesz tak myśleć - zaczął zszokowany chłopak.

-Ale... - próbowałam dokończyć, ale nie pozwolił mi na to.

-Do cholery ty nic a nic nie zrobiłaś... Nie pozwalam ci tak myśleć - złapał ze mną kontakt wzrokowy, a potem mocno przytulił - A jeśli chodzi o te artykuły mogę wszystkie je usunąć. Ta głupia dziewczyna i dziennikarka są jakieś nie normalne. Ten artykuł nie powinien nigdy znaleźć się w internecie. Możesz iść nawet do sądu z tym. Gdybym zobaczył tą zdzirę, która życzyła ci śmierci rozszarpał bym ją - zacisnął szczękę.

-Spokojnie - pogłoskałam go po torsie.

-Jak ma być spokojni. To jej należą się słowa, że powinna umrzeć, a nie tobie - dokończył.

-Nie rozmawiajmy już o tym - poprosiłam - Dziękuję, że mnie przekonałeś do tego, żebym ci to powiedziała, bo jest mi naprawdę lepiej - wyznałam.

Właśnie tak było. Przez jego słowa zrozumiałam, że to nie jest moja wina i nie myślałam już o tym w ogóle.

-Nie ma za co - jego opuszki palców pogłaskały mnie po policzku.

-Dobrze, chce mi się spać, więc muszę już wracać do siebie - oznajmiłam i chciałam się podnieść.

Brunet przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie, tak żebym mu nie uciekła.

-Śpisz ze mną - oznajmił, a jego ton głosu nie wymagał żadnego sprzeciwu.



Lanjutkan Membaca

Kamu Akan Menyukai Ini

336K 10.6K 36
1 tom trylogii Bad choice W nowym rozdziale swojego życia, 16-letnia Amaya wkroczyła w nieznane, kierując się ku bramom liceum. Była pełna mieszanyc...
355K 2.2K 6
Gwyneth Seale była niesamowicie żywym i ciekawym świata dzieckiem. Wszędzie było jej pełno. Uwielbiała odkrywać nowe rzeczy, nawet jeśli to oznaczało...
3.6K 250 30
Po tragicznej śmierci rodziców Hermiona nie wie jak poradzić sobie ze wszystkimi emocjami, a na dodatek jej wróg zaczyna jej uprzykrzać życie. Hermi...
244K 9.5K 35
PIERWSZA CZĘŚĆ DYLOGII SZTUKI Zniszczone rzeczy mają najpiękniejszy odcień. Dlatego Valentina Carrera, córka polityka Stanów Zjednoczonych, słynie z...