✓ | Stitches On Our Hearts

By riczekkraczek

29.4K 1.7K 443

Harry świeżo po studiach niemal szczęśliwym trafem może odbyć rezydenturę w jednym z największych londyńskich... More

00
01
02
03
04
05
06
07
08
09
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
35 (ostatni)

34

711 47 10
By riczekkraczek

Kiedy Louis obudził się z samego rana, wyklinając pod nosem, że jego telefon dzwonił za wcześnie i za głośno, z przykrością odkrył, że nie czekała na niego żadna wiadomość od Harry'ego. I to nie tak, że brunet pisał do niego codziennie, idealnie w okolicy jego budzika. Ale kiedy ten miał nocny dyżur i wracał do domu albo się ku temu szykował, to zawsze pisał kilka wiadomości. I to zdecydowanie sprawiało, że szatyn jakoś lepiej zaczynał dzień.

Nie martwił się jednak specjalnie, chociaż był nieco zawiedziony. Jednak jeżeli Harry miał ważnego pacjenta albo wydarzyło się cokolwiek innego, to Louis nie zamierzał go winić. Zresztą, bez przesady, to były tylko głupie wiadomości, więc nie będzie się dąsał z tak durnego powodu.

I chociaż wcale nie chciał, to wygramolił się z łóżka. Nie ścielił go nigdy jakoś dokładnie, ale zawsze starał się chociaż ułożyć kołdrę, żeby nie wyglądała jak po przejściu tornada. Wsunął po tym stopy w kapcie i szurając, poszedł do łazienki. Kiedy chlapał twarz — a przy okazji i blat — zimną wodą, poczuł, że wolałby chlapać twarz pierzem, które robiło za wkład poduszki, ale nie miał wyboru. Taka była jego praca.

Potem ubrał się, niemal obijając się o każdy mebel dookoła niego, gdy wciągał na siebie spodnie, aby uznać, że to wszystko nie miało sensu. Później wypił kawę, samemu pisząc do Harry'ego, aby finalnie schować telefon do kieszeni i kończąc szykowanie się do wyjścia. Zajęło mu to jeszcze dobry kwadrans, ale w końcu mógł opuścić swoje przytulne mieszkanko, ale robił to że smutkiem.

Droga minęła mu bez większych rewelacji. W końcu co ciekawego miało się dziać na ulicach, które dopiero co budziły się w większości do życia. Na szczęście nie musiał stać w żadnych szalonych korkach, bo tego szczerze nienawidził. Mógł pozwolić sobie nawet na podróż do piekarni, gdzie szybko kupił coś na przekąszenie dla siebie i dla pewności wziął również coś dla Harry'ego. W razie czego zje wszystko sam, ale może brunet był jednak jeszcze w szpitalu i się nie miną.

Wciąż jednak dziwił go brak jakiejkolwiek odpowiedzi od Harry'ego. Ten przecież odpowiadał bardzo szybko, nawet w czasie swoich nocnych dyżurów, o ile nie miał masy pacjentów.Dlatego obiecał sobie, że kiedy tylko dojedzie do szpitala zadzwoni, a jeżeli to nie pomoże zapyta, czy ten tak właściwie opuścił budynek.

Dalsza droga do pracy nie minęła mu najprzyjemniej, kiedy zaczął zastanawiać się, co działo się ze Stylesem. I niech nikt go nie oskarża o jakąś chorobliwą zazdrość, ale mieli swoje małe rytuały, więc był zmartwiony, że mogło stać się coś złego.

W końcu jednak znalazł się na miejscu. Szpital nadal był w jednym kawału, nikt nie biegał dookoła szaleńczo, próbując złapać kogoś niebezpiecznego albo uciec przed czymś, co mogło sprawić krzywdę.

Wszystko wyglądało spokojnie, jakby nic się nie stało, ale to wcale nie sprawiło, że Louis martwił się mniej. Ba, jeszcze bardziej wydawało mu się, że coś musiało się wydarzyć. Szczególnie, gdy był sygnał podczas nawiązywania połączenia, ale Harry nie odebrał ani za pierwszym, ani za trzecim razem.

Wtedy właśnie wszedł do szpitala i w środku również wszystko wyglądało normalnie. Pacjenci krążyli tu i tam, szczególnie blisko recepcji, personel szedł, nie oglądając się na nic, a każdy mebel wyglądał tak samo, jak ostatnio. Czyli świat się nie walił. Nie zdziwił go nawet widok, że personel plotkował między sobą cicho. W końcu zawsze działo się coś ciekawego, o czym można było porozmawiać.

Rozejrzał się jeszcze raz, zanim nie podszedł do recepcji, aby zapytać o Harry'ego. Było to jedyne sensowne rozwiązanie, aby dowiedzieć się, czy ten jeszcze był w szpitalu.

— Doktor Styles? — zapytała ta z zaskoczeniem, jakby nie wierzyła, że Louis mógłby ominąć jakąś ważną informację. Chyba wszyscy inni już wiedzieli doskonale co się stało. No, a przynajmniej ci, którzy byli już na swoich oddziałach i usłyszeli plotki, o ile oczywiście byli nimi zainteresowani.

— A mamy tutaj kogoś innego o takim samym nazwisku?

— W nocy zaatakował go pijany i wściekły pacjent — powiedziała ta, spoglądając na szatyna. Nie wyglądała na zdziwioną, że pytał o bruneta, więc pewnie teraz miała dla swoich koleżanek jedynie dowód na to, że coś między nimi było.

— Jak to zaatakował go pacjent? — zapytał od razu Louis, czując jak na moment jego serce zdawało się przestać bić. — Kiedy to się stało?

— Nie wiem, ale leży teraz na... — zaczęła ta, stukając coś w komputerze. — O, w dwadzieścia osiem?

Ledwo skończyła wymawiać liczbę, a Louis już pędził w odpowiednią stronę. Bal się o bruneta. Przecież w jego głowie było tak wiele planów na najbliższą przyszłość. Przecież chciał go zabrać w najbliższym czasie do jakiegoś miłego miejsca i oficjalnie ustalić, co było między nimi. Bo Tomlinson musiał przyznać, że przez te wszystkie tygodnie nie traktował Harry'ego wyłącznie jako osoby, z którą randkował i chodził do łóżka.

Chociaż niektórzy chcieli coś do niego powiedzieć, on mruczał jedynie coś o tym, że później, gdy parł do przodu, aby znaleźć się w odpowiedniej sali. Musiał wiedzieć, co działo się z Harrym. Był przerażony, a jego głowa pokazywała mu same najgorsze scenariusze.

I kiedy wpadł do sali, widział śpiącego bruneta, z bandażem wokół głowy oraz kilka zadrapań na ciele, ale prócz tego nie dostrzegał nic poważniejszego. Ale doskonale wiedział, że o wiele gorsze rzeczy mogły dziać się w środku. Sięgnął po kartę, chcąc zobaczyć, co było z brunetem.

Opadł na krzesło obok, w tym jednym momencie naprawdę będąc wdzięcznym za to, że mógł chodzić po szpitalu bez większego problemu i nikt go z żadnej sali nie wyganiał. Wiedział, że gdyby nie był lekarzem, który na dodatek pracował w tym samym szpitalu, to jak nic teraz siedziałby i umierał z niepewności.

Na całe szczęście nie widział nic podejrzanego. Harry, choć poturbowany, nie wykazywał niepokojących oznak. Widział jednak, że podano mu leki nasenne, więc Louis wiedział, że przez kilka następnych godzin nie będzie nawet cienia szansy na to, aby mógł porozmawiać ze Stylesem. Ale sen dobrze działał, dlatego nie zamierzał narzekać. Oczywiście nadal nieco obawiał się o stan zdrowia bruneta, ale musiał przyznać, że całkiem spory kamień spadł mu z serca, ponieważ jego wyobraźnia pokazywała mu coś o wiele gorszego.

Ułożył nawet delikatnie swoją dłoń na tej Harry'ego i ścisnął tak lekko, że ledwie sam czuł nacisk na drugiej kończynie.

I chociaż chciał, to nie mógł przy nim zostać. Na jego nieszczęście nie był to dzień wolny, a cały szpitalny młyn miał się zaraz rozpocząć. Jednak oderwanie własnej dłoni od tej nieco większej i wyjście było trudne. Trudniejsze niż śmiałby przypuszczać w całym swoim życiu.

— Wrócę tu, jak będę miał trochę czasu, okej? — powiedział cicho Tomlinson, ale nie dostał odpowiedzi. Harry wciąż leżał z zamkniętymi oczyma, oddychając spokojnie.

A on, chcąc czy nie, musiał zająć się swoimi obowiązkami. Podniósł się, wzdychając ciężko. Nie mógł zawieść innych pacjentów, ale myśl o zostawieniu kogoś, kogo kochał... To było dla niego uczucie, jakby coś rozdziało mu serce. Tym bardziej w takim momencie. Musiał porozmawiać z tym, kto opiekował się Harrym.

— Na szczęście będę mógł mieć na ciebie oko — mruknął sam do siebie lekarz, zanim nie wyszedł z sali, czując, że wcale nie powinien jej opuszczać. — I że co by się nie działo, to nikt nie wciśnie mi kitu.

———

Kilka godzin później Louis wyszedł z sali ostatniego pacjenta, którego miał tego dnia pod swoją opieką. A to spowodowało, że mógł zaraz popędzić do zupełnie innego pomieszczenia, gdzie zostawił Harry'ego. Nie spodziewał się, że stan tego miałby się nagle pogorszyć, skoro już z rana po opatrzeniu wyglądał na całkiem stabilny, ale w tym wypadku zdecydowanie był pesymiastą. Teraz mógł bez problemu spędzić całą swoją przerwę na siedzeniu przy nim, licząc na to, że ten obudzi się i Tomlinson będzie mógł zająć się nim i jego samopoczuciem.

I kiedy wszedł, niemal ruszył pędem, gdy widział, że Harry półleżał na swoim łóżku, wyglądając na nieco skonfundowanego. Obok niego leżały jego rzeczy i szatyn domyślił się, że ktoś musiał przynieść rzeczy z szafki Stylesa.

— Hej, Harry — powiedział spokojnie, nie wiedząc, czego miał się spodziewać. — Jak się czujesz?

Ten spojrzał na niego i zmrużył na moment oczy, zanim nie opadł bardziej na poduszkę.

— Daj spokój, Lou — mruknął ten. — Boli mnie głowa, jakbym wypił cały alkohol świata.

Tomlinson musiał przyznać, że przez moment bał się, że urazy, których doznał Harry spowodują utratę pamięci. Jednak kiedy ten wciąż miał wszystkie wspomnienia na swoim miejscu, to pozwolił sobie na to, aby podejść bliżej i usiąść na łóżku.

— Wzięli cię na badania?

— Tak, dali coś na ból, więc liczę, że zaraz to wszystko ze mnie zejdzie — powiedział Styles, obracając delikatnie głowę tak, aby móc spojrzeć na Louisa. — Jutro powinni wypuścić mnie do domu. Będę miał kilka dni wolnego.

— Pamiętasz, co się stało?

— Mhm, zawołali mnie do pacjenta. Był pijany i agresywny. Ratownicy go trzymali, ale się wyrwał, kiedy chciałem podać coś na uspokojenie. No i trafiło na mnie, kiedy chciał kogoś zaatakować. A potem znalazłem się tutaj.

— Myślałem, że stanęło mi serce, kiedy usłyszałem, co się stało.

Głos szatyna choć nadal wydawał się być tak samo cichy i spokojnie, to mimo to można było wyczuć w nim niepewne i zmartwione nuty.

— Nie chciałem cię zmartwić.

— To nie twoja wina, kochanie — powiedział Louis, łącząc razem ich dłonie. Nie chciał składać żadnego pocałunku na jego czole, lub się przybliżać, wiedząc, że ten mierzył się z bólem w głowie. — Postaram się jutro o dzień wolny, choćbym miał się z kimś pozamieniać na jakieś niemoralne dyżury i zabiorę cię do siebie, okej? Może zostanę dzisiaj na noc, zanim cię nie wypiszą.

— Nie musisz się tak poświęcać. Pewnie i tak prześpię resztę dnia i całą noc.

— Nie muszę, ale chcę.

— Jesteś zbyt dobry — powiedział Harry, samemu czując się jakoś lepiej, kiedy miał przy sobie miłe towarzystwo. Jego lekarka traktowała go dobrze, jasne, w końcu niejako byli znajomymi po fachu, ale nie był jej jedynym pacjentem.

— Nie jestem, po prostu cię kocham.

Styles zamrugał kilkukrotnie, zastanawiając się czy to, co właśnie usłyszał. Bo był pewien, że może było to jego majaczenie spowodowane jego stanem i lekami, które wziął.

— Co powiedziałeś? — zapytał Harry, chcąc upewnić się, że wcale sobie tego wszystkiego nie wymyślał.

— Że nie jestem za dobry i że żywię do ciebie uczucia, które mogę nazwać miłością?

— Ale znalazłeś sobie moment, żeby mi to powiedzieć — mruknął ni to z oburzeniem, ni to z rozbawieniem.

— Kiedy pędziłem do ciebie z rana, uznałem, że nie mogę tego dłużej ukrywać. Ani przed sobą, ani przed tobą, tym bardziej, że nie wiedziałem, co się z tobą działo.

Harry uśmiechnął się, nawet na ten jeden krótki moment, ignorując to, że bolało go cokolwiek.

— Wiesz, wcale bym się nie obraził, gdybyś mnie pocałował.

— Nie chcę zrobić ci krzywdy — odpowiedział Louis.

— Hej, rozmawiam z tobą, jestem w stanie myśleć i nadal żyję, więc mógłbym dostać jakąś małą nagrodę. Tak na znak tego, że ja też cię kocham, co ty na to?

I nim się obejrzał, ich usta połączyły się ze sobą. Wcale mu to nie przeszkadzało, tym bardziej, że chwila choć nieco nieodpowiednia, to była zdecydowanie specjalna. Pozwalali sobie na delikatne muśnięcia, jakby robili to dopiero po raz pierwszy.

Nie zauważyli nawet, że mieli małą widownię w postaci jednej osoby, która zaraz odeszła. Oni jednak skupiali się na sobie, choć prawdę mówiąc był to całkiem krótki moment.

— Wiesz, to całkiem miłe. Ta miłość — powiedział Harry, kiedy wrócił do leżenia na poduszce, a Louis poprawiał kołdrę na jego ciele. — Ale miejsce bardzo średnie. Z drugiej strony to w szpitalu po części wszystko się zaczęło, prawda?

— Jutro znajdziesz się w nieco lepszych warunkach.

— Będziesz moją pielęgniarką?

A Louis uśmiechnął się, muskając jeszcze ostatni raz te pełne, acz nieco suche wargi.

— Przyniosę ci coś do picia, co ty na to?

Harry zgodził się, ale zanim Tomlinson wrócił z napojem, ten znów spał. Szatyn posiedział jeszcze chwilę, gładząc go po dłoni.

Bo nawet jeśli te kilka ostatnich miesięcy obfitowało w tak wiele wydarzeń, to przyszłość malowała się w najpiękniejszych barwach, jakie tylko mógł sobie wyobrazić.


Continue Reading

You'll Also Like

39.4K 3.2K 43
Harry Potter przez własną nieuwagę zostaje wplątany w sprawę martwego śmierciożercy, znalezionego w Grand Manor, jednym z hoteli należących do Draco...
13.5K 996 34
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
53.3K 4.3K 31
🄼🄰🄻🄴🄲 🄵🄰🄽🄵🄸🄲 Alexander Lightwood to 18-letni pracownik McDonald's, który zaczął pracę w danej jadłodajni po wyprowadzeniu się z rodzinneg...
4.7K 370 12
Harry planuje już swoją przyszłość: ślub z Charliem, będzie żył długo i szczęśliwie jak w bajkach. Pewnego wieczoru odbierze telefon od narzeczonego...