She wanna be a GOOD GIRL

Af Missudi

460K 14.5K 5.7K

Osiemnastoletnia Katherine pojawiła się w złym miejscu o złej porze i wpadła w sidła bandziora. Czy zdoła z n... Mere

Prolog
1 (Na kolanach)
2 (Strzał)
3 (Wybieraj)
4 (Współudział)
5 (Pilna potrzeba)
6 (Noc w motelu)
7 (Podświadoma ochrona?)
8 (Wymiary ciała)
9 (20 cm)
10 (Nie wyglądam)
11 (Nie jestem Ava)
13 (Definicja okropieństwa)
14 (Zaufam ci, gdy zabijesz)
15 (Wyrzuty rozumu)
16 (Nie wiesz nic)
17 (Moje życie nie jest nudne)
18 (Trzeba dopłacić, kochanie)
19 (Szczęście ma nazwisko)
20 (Piekło zapłonęło)
21 (Skąd wiesz, mamo?)
22 (Piękny dom)
23 (Jak długo tu stoisz?)
24 (Duszę się, gdy ciebie tu nie ma)
25 (Zapraszamy na środeeeeczek!)
26 (Czego chcesz?)
27 (Jesteś wyjątkowy)
28 (To koniec)
29 (Nie. Miałam. Wyjścia.)
30 (Największa przyjemność)
31 (Co ty tu robisz?)
32 (Co, jeśli pojawi się niedźwiedź?)
33 (Ja tego nie robię!)
34 (Wiem, że tam jesteś)
35 (Co w niej takiego jest?)
36 (Jestem zmęczony)
37 (Przepraszam, że cię zdradziłam)
38 (Po prostu o tym zapomnijmy!)
Epilog cz. 1
Epilog cz. 2
Kilka słów od autorki

12 (Nie do mnie)

10.8K 351 111
Af Missudi

Ja i moja kapryśna wena dziękujemy za Wasze bezcenne wsparcie ❤️❤️❤️ w dobiciu do 20 000 wyświetleń, 1000 głosów i za komentarze, dzięki którym w mig robi się ciepło na sercu 😘 Przy okazji serdecznie polecam Wam dzieła prawdziwie utalentowanej wildisthewind6, w tym na przykład do seksownego Rivera w najnowszym opku Ice Breaking! 😍

~* * * ⁂* * * ~

— Przestań! — zapiszczałam.

— Pochodzi z Lake Haven, 4067 North Lane.

— Nie słyszę tego! — krzyknął z przerażeniem Scott. — Przysięgam, nie słucham. Nie chcę tego wiedzieć!

— Jej ojciec ma na imię Rob, ma małą firmę specjalizującą się w budownictwie przemysłowym, matka pracuje w fabryce pane...

— Przestań! Zamilcz! — Podeszłam do nich bliżej i próbowałam przekrzyczeć Tylera, ale on też podnosił głos; jego męska barwa mnie zagłuszała.

— Nie słyszę, nie słyszę! — powtarzał uparcie Scott.

— Siostra, Caroline, dwanaście lat. Brat, Colton, czternaście.

— Dlaczego ty mi to robisz?! — wychlipałam żałośnie.

Zbir wreszcie urwał. W milczeniu wstał z kolana i odsłonił nagie, przypalone krocze Scotta. Odwróciłam się w okamgnieniu, zgarbiłam się chwycona skurczami i zatkałam usta obiema dłońmi. Nie do wiary, że ten zwyrodnialec nie krzyczał non stop z cierpienia.

Rozbrzmiał stukot kroków i poczułam lekki chłód obok mnie. Tyler poszedł do sypialni.

— Katherine — szepnął Scott. — To znaczy... Avo. Słuchaj. Ja niczego nie zapamiętałem. Przysięgam.

Jego słowa kotłowały mi się w umyśle i wprawiały mnie w dezorientację. Był przerażony, telepał się z nerwów i sprawiał wrażenie, że pilnie potrzebował mojej pomocy. Nie rozumiałam dlaczego. Przecież to ja znowu bałam się jego, bo właśnie za dużo się o mnie dowiedział.

— Gdzie te twoje środki czystości, podrywaczu? — zawołał kpiącym tonem Tyler, rozglądając się po sypialni.

Polazł do łazienki, nie czekając na odpowiedź Scotta, który przypominał mi teraz rybę wyciągniętą z wody. Zabrzmiało trzaskanie, szuranie, a potem zbir wyłonił się z łazienki niosąc w ręce średniej wielkości wiadro. Kubeł był wypełniony jakimiś plastikowymi butelkami i spryskiwaczami. Postawił wiadro na podłodze, wyjął jedną z butelek, odblokował dozownik i zaczął wylewać na łóżko wodnistą ciecz.

Przez moment wydawało mi się, że robił to chaotycznie, ale spostrzegłam, że polewał miejsce, na którym wcześniej leżałam. W zetknięciu z materiałem płyn wydzielał dziwne, krótkie opary. Tyler zajął się zostawionym przeze mnie okładem. Wysypał kostki lodu na łóżko, a zakrwawioną szmatkę włożył do kieszeni spodni, choć z pewnością była już dość wilgotna. Polał topniejące kostki płynem, a potem zmienił butelkę na inną, taką ze spryskiwaczem, i obryzgał jej zawartością co popadło. Łóżko, podłoga, ściany, meble. W powietrzu rozszedł się palący smród.

— Avo — dotarł do mnie przez szum w uszach błagalny głos Scotta. — Zrób coś, proszę. Nie pozwól mu. Biegnij po pomoc.

Spojrzałam na niego oszołomiona.

— On mnie zamorduje, Avo. Proszę, sprowadź pomoc. Ja naprawdę nie zamierzałem cię skrzywdzić — zapewniał żarliwie.

Jego pierwsze słowa rezonowały w mojej głowie niczym echo i w pierwszej chwili nie przyjęłam reszty tego, co powiedział. Powoli zaczynałam pojmować umysłem to, co najważniejsze. Ogarnęła mnie zgroza.

— Nie możesz go zabić — wykrztusiłam do Tylera, który właśnie czyścił klamkę od drzwi ścierką wyjętą z wiadra. — Sam tak mówiłeś.

— Kto powiedział, że go zabiję? — zapytał nonszalancko.

— No to — zawahałam się — co ty robisz?

— Sprzątam.

— Dlaczego?

Spojrzał na mnie krzywo i wytarł klamkę z drugiej strony. Potem w milczeniu zapaskudził środkami czystości salon i przedpokój. Wszystko zdawało się syczeć, jakby od żrącej substancji, choć to było tylko krótkie złudzenie. Scott podążał za Tylerem wzrokiem i z płaczem błagał o litość. Popatrzyłam na zwyrodnialca skołowana. Przecież zbir powiedział, że go nie zabije, a mimo to w powietrzu wisiało coś podłego. Groźba podsycająca przerażenie Scotta i moje.

— Krwawisz jeszcze? — zapytał Tyler i popatrzył na mnie przenikliwie.

— Co? — spytałam otępiona.

W tym momencie znów niczego już nie ogarniałam. Przepaliły mi się styki w mózgu i pewnie nie umiałabym dodać dwa do dwóch, gdybym miała za to umrzeć. Gdzieś w podświadomości pomyślałam, że może właśnie śmiertelnie się zatruwałam smrodami chemikaliów, ale Tyler swoją postawą przypominał ogrodnika, który zasadza pachnące kwiatki.

— Ogarnij się, Katherine — rzucił chłodno. — Jesteś w swoim żywiole.

Uniosłam brwi, niepewna, czy dobrze usłyszałam. Co to, do cholery, miałoby znaczyć? To on doskonale się czuł w tych okropnych okolicznościach. Krzątał się niemal tanecznym krokiem, jakby z ust Scotta płynęła muzyka zamiast rozpaczliwego chlipania.

Potem Tyler zniknął w przedpokoju. Rozległy się szmery i za przejściem mignął rękaw marynarki. Coś trzasnęło, przez co wywnioskowałam, że rzucił ciuch na komodę. Kiedy wrócił do salonu, stanął w lekkim rozkroku z opuszczonymi ramionami i Scott zaryczał niczym zarzynana świnia, a ja zamarłam ze zgrozy.

Tyler ściskał w dłoni tę swoją przeklętą garotę.

— Nie — wydusiłam stanowczo; nawet nie wiem, skąd znalazłam na to siłę. — Nigdy więcej.

Przechylił głowę i wykrzywił usta w zagadkowym grymasie.

— Nie chcę być twoją wspólniczką w tak potwornych morderstwach — ciągnęłam, patrząc na niego twardo.

Strasznie się bałam, że przywali mi za takie odzywki, ale nie zważałam na to. Wydarzenia z tego wieczoru coś we mnie zmieniły. Ból fizyczny, który doskwierał mi po starciu ze Scottem, nagle zaczął mnie przywoływać do rzeczywistości, kazał podjąć jakieś działanie. Zastanowiłam się, jak mogłabym wykorzystać tego psychola, żeby uwolnić się od Tylera.

Rozejrzałam się po pokoju, z nadzieją, że znajdę pomocny przedmiot, ale zaraz uświadomiłam sobie, że chyba lepiej niczego nie dotykać. Przeniosłam wzrok na Scotta i stłumiłam jęk obrzydzenia. Przez myśl przeszło mi pytanie, czy gdybym pomogła mu wstać, miałabym z niego jakiś pożytek? Nim zdążyłam cokolwiek wymyślić, Tyler podszedł do nas i podniósł garotę w moją stronę.

— Zabij go — wymamrotał.

Sapnęłam z zaskoczenia i niedowierzania.

— Wie, gdzie cię znaleźć — powiedział sugestywnym tonem. — On albo ty.

Ledwo słyszałam zawodzenie Scotta: Nie, nie, nie. Błagam! Niczego nie pamiętam.

Tyler przyłożył garotę do mojej dłoni. Zamarłam w bezruchu i spojrzałam na niego z lękiem. Chciałam prychnąć i uciec, lecz stał się istnym magnesem dla moich oczu. Nieważne jednak, jak bardzo ośmieszało mnie moje ciało. Głęboko w środku wiedziałam, że nie zabiję człowieka czymś takim.

Zbir musiał wyczuć, co o tym wszystkim sądzę, bo westchnął z niezadowoleniem i powiedział kuszącym głosem:

— Scott chciał trochę intymności.

Skręciło mnie z odrazy.

— Podaruj mu ją — dodał słodko.

Poczułam napięcie w brzuchu. Wymieniłam z Tylerem długie spojrzenia. On patrzył natrętnie i drwiąco, a we mnie wzbierała panika. Od kilku dni zachowywałam się idiotycznie, przyznaję, ale wszystko miało swoje granice. Nie zamierzałam zostać morderczynią. Wzięłam głośny oddech, cofnęłam rękę i zrobiłam dwa kroki w tył.

— Avo, błagam — zawył Scott. — Sprowadź pomoc.

Zbir przeszył go ostrym wzrokiem.

— Jeśli wydasz z siebie jeszcze jeden dźwięk, poucinam ci palce i wsadzę w gardło — ostatnie słowo wypowiedział z dziwnym naciskiem, na co przypomniało mi się, jak Scott penetrował mi buzię swoją łapą.

Mój żołądek zalały mdłości, choć w piersi rozpłynęła się fala satysfakcji. Scott prawie totalnie zamilkł, pociągał jedynie zasmarkanym nosem. Dostrzegłam, że od tej pory krzyk wyzierał z jego udręczonych oczu i mimowolnie poczułam ukłucie współczucia.

Tyler wyprostował ku mnie rękę z garotą.

— Weź ją — nakazał.

Spojrzałam na nią opornie i wyburczałam skrępowana:

— Nie ma mowy.

Mruknął jakby zawiedziony. Opuścił rękę, po czym drugą sięgnął do pleców i znienacka wyczarował pistolet.

— Z tym powinno ci być łatwiej — rzekł lekko.

Zrobił duży krok do przodu i spróbował mi wręczyć broń, ale ponownie się cofnęłam. Wtedy ponownie podniósł garotę. Ułożył dłonie w taki sposób, jakby był Morfeuszem z Matrixa, który zamiast pigułek pokazuje garotę i pistolet.

— Wybierz — nakazał chrypliwym głosem.

— Ja nikogo nie zabiję — wydusiłam uparcie, trzęsąc się już z nerwów.

Wykrzywił usta w drwiącym uśmiechu i wycedził:

— Jeśli nie wybierzesz broni, to sprawdzę czy ci do twarzy z żyłką na szyi.

Moje bojaźliwe onieśmielenie w mig zmieszało się ze wzburzeniem. Mało zbirowi, że mnie prześladował i wykorzystywał przy popełnianiu zbrodni? Miałam do tego stać się jego narzędziem do mordowania ludzi? Zacisnęłam wściekle zęby i popatrzyłam na niego intensywnie, doszukując się w jego spojrzeniu odpowiedzi na te pytania. Wtedy odniosłam wrażenie, że się mną bawił. Przepełniło mnie dziwne przekonanie, że nic mi nie zrobi, jeśli dalej będę się opierać.

Mimo to przybrałam posłuszną minę i sięgnęłam po pistolet. Zbir uważał, że ma nade mną pełną kontrolę, ale bardzo się mylił. Popełnił pierwszy diabelnie poważny błąd i prosiło się, żebym to wykorzystała. Uniosłam pistolet w powietrzu, trzymając go niezdarnie. Tyler włożył sobie garotę za pas, objął swoimi dłońmi moją i poprawił mi chwyt. Momentalnie poczułam pod skórą ciepłe dreszcze, które popłynęły w dół mojego brzucha. Zadarłam głowę i spojrzałam na Tylera z ukosa, oddychając płytko, a on, skoncentrowany na broni, skierował lufę w kierunku głowy Scotta.

Przez chwilę tak postaliśmy bez ruchu, po czym zabrał jedną rękę i znienacka dotknął nią moich lędźwi, a kciukiem drugiej pogłaskał wierzch mojej dłoni. Teraz on spojrzał mi w oczy. Głęboko, z tajemniczym błyskiem, który rozpalił żar w moim sercu. Odniosłam wrażenie, że wszystko dookoła nas pociemniało, ucichło skomlenie Scotta. Przez kilka sekund istniał dla mnie wyłącznie Tyler i z trudem opierałam się pokusie, żeby nie przylgnąć do niego całym moim ciałem.

— Błagam! — wrzasnął Scott.

Otrząsnęłam się i uciekłam wzrokiem na bok. Co się ze mną działo? Co zbir ze mną robił? Czy był tego świadomy, że głupiałam, gdy się aż tak mocno zbliżał? Ogarnął mnie wstyd, zażenowanie i wygarnęłam sobie w myślach, że natychmiast powinnam jakoś ocalić resztki mojej godności.

Tyler powoli zabrał ręce i odsunął się dwa kroki w tył. Spojrzałam spłoszona na pistolet.

— Odbezpieczony? — zapytałam drżącym głosem.

— Tak — mruknął leniwie.

Popatrzyłam z wahaniem na spanikowaną twarz Scotta, a potem z szybkiego półobrotu wymierzyłam w zbira. Ku mojemu zdziwieniu, nie okazał na to żadnej emocji. Zmrużył tylko lekko oczy.

— Już to dzisiaj przerabialiśmy — stwierdził kąśliwie po krótkiej ciszy.

Speszyłam się, a pistolet, którym celowałam w klatkę piersiową Tylera, zaczął mi koszmarnie ciążyć. Nerwowo wpuściłam i wypuściłam powietrze ustami.

— Strzelaj! — krzyknął płaczliwie Scott.

Tyler prychnął.

— Nie strzeli — wychrypiał i dodał z pyszałkowatym uśmieszkiem: — Nie do mnie.

Spojrzałam na niego gniewnie, a on mierzył mnie wzrokiem, którym mógłby zamrozić piekło. Poczułam w żyłach przypływ adrenaliny i w brzuchu rozpalił mi się ogień urażonej dumy i niezłomnej determinacji. Byłam świadoma, że dostałam szansę od losu. Musiałam tylko dać się ponieść emocjom, żeby ją wykorzystać.

Zniżyłam pistolet, wycelowałam w nogę Tylera i nacisnęłam spust.

Nic się nie wydarzyło. Nie rozległ się dźwięk wystrzału. Jedynie puste kliknięcie. Mechanicznie nacisnęłam spust jeszcze raz, drugi, trzeci. Wciąż nic. Spojrzałam oniemiała na twarz Tylera i spostrzegłam, że patrzył mi w oczy, niewzruszony. Przez moment staliśmy w bezruchu, po czym szybko i zwinnie odebrał mi pistolet.

Wtedy zrozumiałam, że to był test, a ja poniosłam sromotną klęskę.

Jak mogłam być tak naiwna? Zaryzykowałam życiem moich bliskich bez upewnienia się, czy miałam w ogóle szansę unieszkodliwić zbira. Powinnam najpierw strzelić w Scotta, konkretnie w jego przyrodzenie, żeby w szpitalu spisali je na straty. Dopiero później mogłam zaskoczyć Tylera. Jednak możliwość posłania go na deski skłoniła mnie do ostrego działania. Który to już raz nie wyszło mi to na dobre?

Zbir schował pistolet za plecami. Odniosłam wrażenie, że w jego oczach błysnęła wściekłość, choć wykrzywił usta w szyderczym uśmiechu. Wstrzymałam oddech z upokorzenia, jak i przerażenia nad tym, co nastąpi dalej. Czułam, jakby pod skórą rozlewa mi się gorąca lawa. Z pewnością byłam cała czerwona. Cholera, wolałabym spudłować niż złapać haczyk, który na mnie zarzucił.

Tyler oparł dłoń na garocie, obrzucił zimnym wzrokiem Scotta, a potem powoli obrócił głowę i utkwił oczy w mojej twarzy. Wypuściłam powietrze ustami, mój oddech zrobił się szybki i płytki, serce waliło młotem.

— On cię napastował, pobił i próbował wykorzystać, ale strzeliłabyś do mnie? — zapytał zbir złowrogim głosem, w którym zabrzmiała nuta niedowierzania.

— Ty też jesteś do tego zdolny — wydusiłam bez namysłu.

Zmrużył gniewnie oczy i odparł cierpko:

— Bo wcale nie byłem dla ciebie za dobry, prawda?

Zaniemówiłam, zaskoczona tym przytykiem. Jak miałam go rozumieć? Celowo mi pobłażał i tak naprawdę nie był tak groźny na jakiego pozował, czy zirytował się, że okazałam o jedno nieposłuszeństwo za dużo? Jego aura sugerowała to drugie, dlatego szybko odskoczyłam do tyłu, gdy Tyler wyjął garotę i rozwinął żyłkę. Sądziłam, że postanowił mnie zabić i przez paraliżujący strach nie potrafiłam już wykonać kolejnego kroku, gdy Scott wykrzyknął z przejęciem:

— Uciekaj, Avo! Uciekaj na korytarz i wołaj o pomoc!

Spróbowałam poderwać nogi do biegu, ale te ani drgnęły. Ku mojemu zdziwieniu, Tyler nie ruszył w moją stronę, tylko zaszedł Scotta od tyłu i powiedział do mnie stanowczo:

— Idź do przedpokoju, załóż moją marynarkę i zaczekaj kilka minut.

Niezwłocznie zrobiłam, co kazał. Jak zaczarowana. A potem słyszałam, co zaczął robić. Przez moment chciałam otworzyć drzwi i pognać po pomoc, ale ostatecznie nie zbliżyłam się do nich z obawy, że okażą się zamknięte i dostanę czerwoną kartkę. Jednak podświadomie musiałam godzić się na czyn Tylera, bo kiedy rozległo się łupnięcie, poczułam ulgę. Przeżyłam starcia z dwoma psycholami i nie musiałam się bać, że Scott mnie odnajdzie. W mojej piersi wybuchła euforia, choć ciało pozostało sztywne.

Kwadrans później stanęłam w sypialni, w której wszystko się dzisiaj zaczęło. Zanim wróciliśmy do pokoju numer pięćdziesiąt sześć, Tyler w oczywisty sposób się spinał, gdy słyszeliśmy czyjeś kroki, więc jeszcze w drodze do windy nabrałam nieśmiałej nadziei, że zostanę uratowana. Niestety, potem widziała nas jedynie grupka podchmielonych mężczyzn pokroju Scotta.

— Wow! — zawołali chórem, przyglądając się zniszczonemu makijażowi na mojej twarzy i poklepali zbira po plecach. — Fajnie się bawiłeś, stary.

Hotel popaprańców.

Podeszłam do łóżka i powoli zdjęłam z siebie marynarkę. Kiedy zsuwałam ją z ramion, dopiero wtedy naprawdę ją poczułam. To było dziwne i surrealistyczne. Przedtem potraktowałam ciuch jak pierwsze lepsze okrycie z szafy, a teraz świadomie i z mimowolnym namaszczeniem dotykałam grubego, mięsistego materiału, który niedawno otulał Tylera. Powinno mnie skręcić z odrazy, tak jak podczas pewnej przerwy po lekcji wychowania fizycznego sześć lat temu. Kolega z klasy dla żartu założył moje jeansy i tak mnie to obrzydziło, że wyrzuciłam je do kosza. Ponadto poskarżyłam się nauczycielce i wymusiłam naganę dla tego kolegi. Wiem, że postąpiłam szalenie głupio, ale lubiłam te spodnie, a nie mogłam się więcej zmusić, żeby je założyć. Na samą myśl telepał mną wstręt.

Z biegiem czasu zrozumiałam, że przesadziłam, bo kolega żartowniś wydawał mi się bardzo nieatrakcyjny i potraktowałam jego wyczyn jako formę dziecinnego podrywu. No i zażartował na oczach mojego crusha, a gdyby to on wskoczył w te spodnie, na pewno śmiałabym się do rozpuku.

Wyciągnęłam z tego wnioski, ale nie nauczyłam się kontrolować moich uczuć. W przeciwnym wypadku, wyrzuciłabym tą marynarkę do kosza i podpaliła. Niestety, noszenie jej po zbirze było... dziwacznie przyjemne. To oznaczało, że przegapiłam moment na rozpoczęcie skutecznej terapii u psychiatry i czym prędzej powinnam wylądować w wariatkowie.

Złożyłam marynarkę na przedramieniu i nagle poczułam delikatny zapach wanilii. Nie wyłapałam go wcześniej. Zbir był w garniturze, gdy przygniatał mnie swoim ciałem na łóżku, ale nie poczułam wtedy żadnych perfum. Ani gdy po prostu stał blisko albo potrącił mnie przy stoliku Scotta. W moim nosie była czarna dziura. A może to mój mózg próbował mi oszczędzić wspomnień na przyszłość. Szkoda, że teraz zrobił sobie od tego przerwę, bo z pewnością będę sobie przypominać ten moment, ilekroć znowu poczuję wanilię.

Cóż. Ostatecznie lepiej wspominać trzymanie marynarki niż bezradne leżenie pod zbirem. Oby tylko jedno nie prowadziło do drugiego.

Rzuciłam ciuch na łóżko, wyskoczyłam ze szpilek, a potem związałam włosy w kok, odpięłam nad karkiem guziki i zsunęłam ramiączka. Poruszałam się strasznie sztywno, co mnie wprawiło w zdziwienie i niezrozumienie. Rozpiętą sukienkę zsunęłam do bioder, niezgrabnie założyłam biustonosz i dopiero wtedy uprzytomniłam sobie, czemu moje ciało zrobiło się nieporadne. To, co brałam za ból po tym jak ocknęłam się w sypialni Scotta, było tylko ćmieniem. Teraz zaczęłam odnosić wrażenie, jakbym otrząsała się z szoku po zderzeniu z autobusem. Całe moje ciało przeszyło palące rwanie.

Odwróciłam się do lustra, które wisiało na ścianie. Początkowo chciałam unikać patrzenia na swoje odbicie, ale teraz niechętnie obejrzałam moje obrażenia. Zobaczyłam zaczerwienienie i krwiaka po przyjęciu ciosu w szczękę, zaczerwienienia na brzuchu oraz rozciętą skórę na łokciach i kolanach. Może niepotrzebnie przesłałam aktualizację do mojego mózgu, bo ból natychmiast się nasilił i skamieniałam otępiona.

Nie usłyszałam otwieranych drzwi i nie od razu zarejestrowałam, że stanął za mną zbir. Zwróciłam na niego uwagę dopiero, gdy złapał mnie za rękę i zaczął ją wkładać w rękaw mojego swetra. Robił to powoli i delikatnie. Powtórzył czynność z drugą i pomógł mi wciągnąć sweter przez głowę. Miałam mieszane uczucia w związku z tym. Niechęć wobec jego obecności, odrazę co do dotyku, ale też speszenie, napięcie i wdzięczność. Starałam się jednak udawać obojętność. A po odbiciu w lustrze widziałam, że wyglądałam na totalnie odrętwiałą.

Tyler wygładził mi sweter, szarpiąc za brzegi materiału. Potem wziął z łóżka moje jeansy i kucnął, żeby wsunąć je na moje nogi. Ale najpierw zabrał się za sukienkę, która wciąż opinała mi biodra. Podparłam się rękami na lustrze, a on pociągnął ją w dół. Nie wiedzieć czemu, wstrzymałam dech i poczułam łaskotanie w brzuchu.

W końcu Tyler założył mi na nogi jeansy i trampki. Wyprostowałam się i zapięłam spodnie w pasie, a on stanął za mną naprężony jak struna. W milczeniu popatrzyliśmy sobie nawzajem w oczy przez lustro. Ja spoglądałam na niego z pretensją, natomiast jego wzrok był ni to beznamiętny, ni to uporczywy i zagadkowy. Może nie mógł się zdecydować, jakimi emocjami mnie krępować.

— Czy jesteś groźny dla niewinnych ludzi? — wypaliłam zduszonym głosem.

W ogóle nie planowałam tego pytania, nie przemyślałam. Po prostu samo się nasunęło i wyrwało z gardła. Moja podświadomość nieustannie analizowała wydarzenia, w które zostałam uwikłana. Pamiętałam, że co powiedział zbir, kiedy spędzaliśmy noc w motelu w Pinepool. Ludzie, których do tamtej pory zabił, dokonali złych wyborów i tak jakby sugerował, że im się należało. Nie wiedziałam, czym zawinił mój szef czy fotografka, ale Scott był potworem.

Nagle przypomniało mi się o mężczyźnie zastrzelonym pod mostem. Zginął przez marny dług. A Tyler uważał, że i ja jestem mu dłużna pieniądze. Pożałowałam, że zadałam moje pytanie. Co niby chciałam usłyszeć? Ten psychol miał pokręcony system wartości. Wcześniej dało się odnieść wrażenie, że zapłacono mu za zabicie Scotta, jednak na pewno nikt mu nie zapłacił za dręczenie mnie. Strzeliłby mi w głowę wyłącznie z własnej woli.

„Czy jesteś groźny dla niewinnych ludzi?", co za żenada.

— Jakich niewinnych ludzi? — zapytał Tyler poważnym tonem.

Spojrzałam na niego ze zdumieniem. Chyba spodziewałam się drwiny.

— Mojej rodziny — odparłam spięta i po krótkiej pauzie dodałam nieśmiało: — Mnie.

Uniósł lekko kącik ust i obrzucił moją twarz takim wzrokiem, że zrobiło mi się gorąco.

— Nie jesteś niewinna od poniedziałku, a już na pewno od wtorku, gdy nawet nie pisnęłaś jak dusiłem Paige — wymruczał i uśmiechnął się cynicznie.

— Zastraszyłeś mnie — odburknęłam.

Spojrzał na mnie z wyraźnym politowaniem i ruszył do drzwi.

— Zmyj tapetę w łazience — rozkazał na odchodne. — Odpadła ci już z policzka.

— Zmyję w domu — odparłam urażona.

— Nie. — Zatrzymał się. — W korytarzach są kamery. Musisz być zupełnie niepodobna z twarzy do dziewczyny w czerwonej kiecce.

Westchnęłam ze wzburzenia na ten komentarz.

— Niech zgadnę — wycedziłam. — Wyznajesz zasadę „Pierwsza randka na basenie"?

Parsknął śmiechem, po czym odpowiedział zjadliwie:

— Sekundę temu kojarzyłaś mnie z gwałcicielem, a teraz patrzysz mi w oczy i myślisz „randka"?

Skrzywiłam się z zażenowania. Nie chciałam dać mu satysfakcji, że to durne przekręcenie moich słów zrobiło na mnie jakiekolwiek wrażenie, choć tak naprawdę poczułam ciarki wstydu. Nieustannie głupiałam przy tym psycholu.

— Masz coś przeciwbólowego? — zapytałam z wyrzutem, żeby szybko zmienić temat.

— Mam, ale ci nie dam — odparł chłodno, a gdy oniemiałam z oburzenia, dodał kąśliwie: — Zawiozę cię do lekarza. On zdecyduje, co możesz zażyć.

Uniosłam brwi z zaskoczenia. Do lekarza? Lekarza, przed którym mogłabym się zachowywać niczym zastraszona maltretowana żona, żeby wezwał policję, mimo braku mojej wyraźnej sugestii? Tyler nie mógłby mieć do mnie o to pretensji. Nie miałby prawa się za to mścić. Często przecież widział, że nie panowałam nad przerażeniem, które we mnie wzbudzał.

Spojrzałam na niego z wdzięcznością, a potem jedną rękę przyłożyłam do brzucha, drugą oparłam na obitej głowie i teatralnie stęknęłam z bólu.

~* * * ⁂* * * ~

Fortsæt med at læse

You'll Also Like

233K 9.2K 33
William Edevane, świeżo upieczony młody miliarder z wpływowej rodziny próbuje utrzymać swoją pozycję. Jednak jego burzliwa dotychczas reputacja go wy...
1M 31.8K 63
Célia Rojas to dwudziestopięcioletnia hiszpanka, która zaraz po ukończeniu szkoły styka się z szarą rzeczywistością. Śmierć ojca sprawia, że musi szy...
23.6K 363 33
Nazywam się Sara Brandon. Mój ojciec wykupywał mi mieszkanie w apartamentowcu na czas studiów. Przez moją nienawiść do niego przeprowadziłam się do w...
53.2K 1.5K 29
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...