Ruby. Bloody Valentine +18

By FortunateEm

117K 11.1K 6.9K

Książka jest kolejną z serii #Kamienie Miami. Jeśli nie czytałxś poprzednich części, zaserwujesz sobie potężn... More

Prolog
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 16.
Rozdział 17.

Rozdział 8.

6.2K 566 322
By FortunateEm

Keller

Adrenalina była czymś, co szczerze kochałem. Tak generalnie była to jedyna rzecz, poza moją siostrą, którą obdarzyłem prawdziwymi uczuciami. Zdolność do miłości była dla mnie jednoznaczna ze słabością, ale takie dwie niewinne słabostki przecież nie czyniły ze mnie frajera.

To, że moja siostra żyła, było dla mnie motorem zachęcającym do działań. Coraz to bardziej popierdolonych działań, przez które stawałem się bardziej nieobliczalny. Lubiłem swoją osobowość i wyjątkowe spojrzenie na świat. Byłem nieszablonowy w sposób, który działał ludziom na wyobraźnię, niszcząc ich. A czy mogło być coś lepszego niż mieszanie niewinnym w głowach, łamanie ich i ustawianie pod swoje dyktando? Otóż nie. A przynajmniej tak uważałem, żyjąc samotnie przez wiele lat.

Dzisiaj był wyjątkowy dzień. Dzień mojej walki z robakiem, którego wystawił di Novi. Dochodziły mnie już niejednokrotnie słuchy, że szykował dla mnie coś wyjątkowego po tym, jak zabiłem w ringu jego syna, ale od walentynek nic się nie stało. Było spokojnie. Za spokojnie, jak na moje oko. Zaciągnąłem się papierosem, jednocześnie go kończąc i wyrzuciłem niedopałek na ziemię. Ruszyłem w kierunku klubu, wokół którego kręciło się mnóstwo szemranych typów. Verina chciała normalnego klubu i nauki samoobrony wraz ze sztukami walki, ale ja nie miałem do tego nerwów. Ilekroć jakaś matka przychodziła zapisać dzieciaka, przerażenie zmuszało ją do odwrotu i danie dyla. Żałosne, bo byłem przecież zajebiście czarującym mężczyzną. Nikt nie uśmiechał się tak szeroko, jak ja. Ale cóż, nie mnie kopnął zaszczyt nauki samoobrony, a Caelana i jego siostrę Cadenzę. Po tym wszystkim, czego doświadczyła, jej lekarz uznał, że dobrym sposobem na walkę z trudnymi wspomnieniami będzie pomoc innym, a Cael jak to Cael, oczywiście zrobiłby wszystko dla swojej siostrzyczki. Łączył ściganie gwałcicieli z nauką dzieci samoobrony i muszę z gulą w gardle przyznać, że był w tym kurewsko dobry — miał anielską cierpliwość i był największym pedantem na świecie. Potrafił zaczynać z tymi gówniakami to samo ćwiczenie po setki razy w ciągu jednego treningu, za co ja pewnie wystrzelałbym ich po łbach. Ileż można było tłuc komuś jedno i to samo?

Wszedłem do klubu przepychając się przez całą masę napalonych na rzeź gnojków. Zastałem tam Verinę z Zeną, Vincenta, Setha i Stanleya. Tym razem rolę niańki całego naszego przedszkola przypadła Ronowi, Oldze, Val i Troyowi. Współczułem im tego nudnego posiedzenia.

— Gwiazda wieczoru — powitała mnie Verina, uśmiechając się czarująco. — Jak się czujesz?

Odetchnąłem pełną piersią i uśmiechnąłem się w sposób, który przyprawiał ją o dreszcze. Wzdrygnęła się, gdy gwałtownie pochyliłem się w jej kierunku i głęboko spojrzałem w jej fiołkowe oczy.

— Doskonale — zaciągnąłem się powietrzem — czuję śmierć, szefowo. Jesteś podekscytowana? Czego dzisiaj oczekujesz? Skręcić mu kark? Złamać kręgosłup? Może powinienem wydłubać mu oczy i rzucić w widownię?

Przerażenie malujące się na twarzy Rin stopniowo niknęło pod maską, którą nauczyła się przy nas nakładać. Zacisnęła oczy, by potem otworzyć je gwałtownie i posłała mi swój specjalny uśmiech, który wspólnie określiliśmy uśmiechem psychopaty.

— Wyłam mu palce, a potem wyrwij i wsadź mu w dupę — wyszeptała niskim głosem, błądząc oczami po mojej twarzy. Cholera, zrobiło się gorąco.

— Jezu, Rin, bo mi stanie — jęknąłem pokazowo i cofnąłem się o krok, by następnie złapać się za krocze. — Nie flirtuj ze mną, bo go nie utrzymam.

Parsknęliśmy śmiechem w tym samym momencie, w którym Zena objął swoją żonę w pasie i pociągnął w swoim kierunku. Oplótł ją ciasno jak pieprzony kokon i ułożył brodę na czubku jej głowy. Jego wzrok był mroczny, ale ja wiedziałem, że lubił gdy bajerowałem jego żonę. Lubiła mnie a ja lubiłem ją i to wszystkim nam wychodziło na zdrowie. Dzięki mnie Verina miała swoje przebłyski popierdoleństwa.

— Gdzie Veira? — zapytał Zena.

Cóż, od urodzin Valianta jej nie widziałem, a generalnie nasz kontakt był bardzo ograniczony. Każde z nas chodziło swoimi ścieżkami, bo moja żona w ogóle mi nie ufała i nadal wolała łazić w pojedynkę. Jedyna nadzieja była w tym, że otworzymy sobie razem burdel, do którego przyciągniemy nasz koszmar o nazwisku Mory.

— Nie wiem, nie pilnuję jej — oznajmiłem nonszalancko.

— Zastanawiałem się ostatnio czy nie chciałaby zawalczyć w twojej klatce. Co o tym sądzisz?

Zmarszczyłem brwi, zaskoczony taką propozycją. Nie miałabym nic przeciwko walczącej Modliszce, ale czy byłoby to bezpieczne? Moja żona była topką morderców i szkoda by było ringu, gdyby zaczęła rozpierdalać nie tyle swoją rywalkę, co wszystko dookoła.

— Ciekawa propozycja, ale wątpię by moje zdanie miało jakieś znaczenie.

Drzwi trzasnęły, a na moje ręce wstąpiła gęsia skórka. Moment później Modliszka stanęła u mego boku, pachnąc śmiercią. Uśmiechnąłem się na myśl, że przyszła. Byłem przekonany pięćdziesiąt na pięćdziesiąt co do jej przyjazdu.

— Dzień dobry — powiedziała.

Odwróciłem się w jej kierunku i na moment zaparło mi dech w piersi. Miała na sobie ciężkie buty, krótką bordową spódnicę, która ledwo zakrywała jej dupę i czarny top, a na to skórzaną kurtkę. Do tego makijaż i włosy związane w wysoki kucyk, przez co wyglądała jak wredna sucz. Przełknąłem ślinę, a mój kutas drgnął w spodniach na samą myśl o tym, jak gorąca była.

— Przyszłaś kibicować swojemu ukochanemu? — zapytałem, zbliżając się do niej o krok. Nachyliłem się, żeby ją pocałować, ale umiejętnie złapała moją szczękę w ciasny chwyt.

Była ode mnie o wiele niższa, ale swoją dumą i siłą przerastała mnie o głowę. W jej dwukolorowych oczach płonął ogień śmierci.

— Przyszłam patrzeć, jak rozlewa się krew — szepnęła i pochyliła się do mnie. Jej wargi musnęły moje. — Nie obchodzi mnie czy będzie jego czy twoja. Ma być jej po prostu dużo.

Odepchnęła mnie, krzywiąc się ze zdegustowaniem, po czym minęła mnie i udała się do szatni.

— Nie boisz się, że cię ugryzie? — zapytał Zena. — Kutasa na pewno by ci upierdoliła. To potwór nie kobieta.

Parsknąłem śmiechem.

— Lubię na ostro, jeśli chce go pogryźć, droga wolna.

Skrzywił się, a Verina ku mojemu zaskoczeniu szeroko się uśmiechnęła.

— Jeśli wasze małżeństwo przetrwa i się w sobie zakochacie, a potem założycie rodzinę, chcę być matką chrzestną waszego dziecka — wypaliła, a mnie szczęka upadła do podłogi. Tego się, kurwa, nie spodziewałem.

— Skąd pomysł, że byłbym tak pojebany by mieć z nią dziecko?

— Stąd, że dwa minusy dają plus i to dziecko byłoby klątwą dla ludzkości — odpowiedział Zena.

— Och — parsknąłem śmiechem. — W waszym przypadku Rin jest plusem a ty minusem i teorię chuj strzela bo Fianka to życie. Mój dzieciak zamiast pić mleko matki, wysysałby z niej krew.

— Wiedziałem, że te pojebane opiłowane zęby to nie efekt dentysty a po prostu urodziłeś się wamiprem. — Zena uśmiechnął się wesoło. — Twoja tajemnica została odkryta, Edwardzie Cullen.

O mój kurwa panie, czy on naprawdę to powiedział?

— Czy ty porównałeś mnie do... ja pierdolę.

— Nigdy nie oglądałam Zmierzchu i uznałam, że najlepszy wieczór filmowy będzie z moim mężem — poinformowała mnie Rin. — Nie masz pojęcia jaka to była zabawa, przyglądać się Zenie, który krzywił się w każdym możliwym momencie i w kółko powtarzał, że Kristen gra jak taboret.

— Idę stąd — poinformowałem z odrazą.

Minąłem ich w akompaniamencie ich śmiechu i udałem się do szatni. Do walki zostało sporo czasu, ale zaraz mieli zacząć wpuszczać ludzi, więc wolałem się zmyć. Wszedłem do ciemnego pomieszczenia i zaświeciłem światło, by dotrzeć do mojej szafki i wyjąć z niej spodenki bokserskie, w których miałem zamiar dzisiaj wyjść. Były wygodne i w kolorze świeżej krwi, co dodatkowo dodawało im uroku. Rozebrałem się po drodze, rzucając swoje ciuchy na ziemię, bo szatnia była wyłącznie do mojej dyspozycji — ten drugi buc miał swoją w innej części, bo Zena uznał, że tak będzie bardziej profesjonalnie.

Otworzyłem szafkę i sięgnąłem po moje spodenki w chwili, w której moja żona zaczęła się do mnie zbliżać. Byłem wyczulony na zagrożenie, ale nie chciałem zdradzać swojego szóstego zmysłu i psuć jej zabawy. Nie musiałem długo czekać na jej atak — skoczyła do mnie, jedną rękę owijając wokół mojej szyi, a drugą błyskawicznie wsunęła mi w bokserki. Adrenalina uderzyła w moje ciało niczym fala tsunami, powodując gwałtowne uderzenie krwi do członka. Chwyt na szyi był na tyle mocny, że z trudem wciągnąłem w płuca powietrze. Mógłbym dojść przez sam fakt jej seksownej brutalności.

— Dlaczego nie reagujesz? — szepnęła mi do ucha, boleśnie przygryzając jego płatek. — Co, gdybym była mordercą?

— Jesteś mordercą — wychrypiałem, rozkoszując się jej małą ręką w bokserkach. Subtelnym gestem głaskała mojego fiuta. — Sęk w tym, że jesteś moja, Modliszko.

— Rozkoszne — prychnęła, obejmując mojego twardniejącego członka. — A czy w tej bajce były smoki i księżniczka w złotej wieży?

Uśmiechnąłem się, zamykając oczy.

— Nie, ale byłaś ty, na kolanach z moim fiutem w ustach. Fiut może być rumakiem więc możesz też na niego wskoczyć i okazać się księciem, który na nim hopsa.

— A potem zerżnąć cię w dupę?

— Jeśli sprawi ci to przyjemność, rżnij — szepnąłem.

Veira mocniej zacisnęła pięść, a potem zaczęła leniwie poruszać ręką. Moje nogi zmiękły, a oddech przyspieszył. Każdy wdech był ciężki, bo moja żona nie szczędziła mi swojej siły. Chyba nie zdawała sobie jeszcze sprawy z tego, jak bardzo podniecała mnie jej brutalność. Kutas mi pulsował na samą myśl, że mogłaby mnie zranić. Zadać ból, który był tak rozkoszną grą wstępną, gdy zadawała ci ją osoba, której ufasz. A ja jej ufałem, bo przeczucie nigdy mnie nie myliło. Była moja, mimo że nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.

— Dlaczego ja nie dostałam swojego księcia z bajki? — syknęła, zwiększając nacisk na moją szyję. — Dlaczego to nie mnie ktoś uratował z piekła? — jej ton stał się mroczny. — Po chuj mi mąż, skoro mogę zrobić z nim pierdolone wszystko?

Och, więc to tak się chce zabawić. Rozkoszna, zrujnowana pojebuska.

Jednym ruchem zerwałem jej chwyt, odwróciłem się, odwróciłem ją i wykręcając jej ręce, z dużą siłą pchnąłem ją na ścianę, o którą uderzyła całym ciałem. Z jej ust uciekło westchnienie, które przerodziło się we wściekły warkot. Zaczęła się szarpać i nawet chciała uderzyć mnie w nos z główki, ale byłem na to za szybki. Unieruchomiłem ją jedną ręką, a drugą uniosłem jej spódnicę, by przycisnąć do niej twardego już fiuta. Miała pierdolone stringi. Zacząłem się o nią ocierać, mrucząc jej do ucha, a potem korzystając z jej szoku złożyłem pierwszy z wielu pocałunek na jej ramieniu. Składałem pocałunek za pocałunkiem prosto do jej ucha, które przygryzłem.

— Potrzebujesz ratunku? — zapytałem. — Kogoś, kto cię ocali? Poprowadzi za rączkę przez ciemność?

— Jeśli powiem, że tak?

— Nie uwierzę — szepnąłem, przenosząc wargi na jej policzek. — Ale będę udawał, że to kupiłem i pójdę z tobą tam, gdzie tylko zechcesz.

— Prosto do piekła.

— Tam i tak pójdziemy, wymyśl coś kreatywniejszego. — Parsknąłem śmiechem. Jej skóra była tak cholernie miękka i gryzła się z tym cholernym zapachem śmierci. Przesunąłem ręką z jej biodra między nogi i bez zawahania wsunąłem palce pod materiał majtek. Była mokra, gorąca i chętna, ale usilnie próbowała pokazać swoją wyższość. — Coś, co będzie naszą słodką tajemnicą.

— Nie chcę mieć z tobą żadnych tajemnic — warknęła. — Odpierdol się.

— Jesteś podniecona i będziesz usilnie grać niewzruszoną, co?

Musnąłem jej cipkę, a ona bezwiednie rozszerzyła nogi. Jej oddech zwolnił i na moment przestała się szamotać.

— Nienawidzę cię. — Veira odwróciła twarz tak, że mogłem sięgnąć jej ust, ale zatrzymałem się milimetry od nich, spoglądając na nią z buzującym we mnie szaleństwem. Patrząc jej prosto w oczy, musnąłem jej łechtaczkę. — Kurewsko cię nienawidzę.

Uśmiechnąłem się wesoło, wsuwając w jej cipkę palec i końcówką języka dźgnąłem jej wargę. Ruch jej bioder był jednoznaczny z przyjemnością, ale nie chciała się ugiąć.

— Mów mi więcej — szepnąłem. Wsunąłem w nią drugi palec, a kciukiem trąciłem łechtaczkę i jej kolczyk. Jęknęła, a jej nogi zadrżały.

— Keller...

— Tak, Keller to ja.

— Pieprzony śmieć — syknęła pod nosem i skapitulowała, wciskając w moje usta brutalny pocałunek.

Puściłem ją, odwróciłem w swoją stronę i objąłem jej biodra, przyciskając jej drobne ciało do swojego. Ona za to ujęła w dłonie moją twarz i pogłębiła pocałunek, owijając jedną nogę wokół mojego pasa. Czułem żar jej cipki na członku, ale nie poruszyłem się ani o milimetr. Całowałem ją, rozkoszując się pracą jej języka i nic poza tym. Jeśli mnie chciała, byłem jej. Ale musiała wyjść z inicjatywą.

— Pieprzony, cholerny śmieć — powtórzyła z większą mocą. Zsunęła dłonie w dół, po moim torsie aż na lędźwie, a z nich na pośladki, w które boleśnie wbiła swoje szpony. Naparła na mnie, sugerując, że chce więcej, więc ja też złapałem za jej tyłek. Podniosłem ją, a ona od razu objęła mnie nogami i wsunęła między nas dłonie. — Pierdolony skurwiel — dodała jeszcze głośniej, a potem złapała mnie za członka i odsunęła swoje majtki, by moment później nakierować główkę na swoje wejście. — Pieprz mnie — rozkazała, gdy się nie poruszyłem.

— Poproś, Modliszko.

— Keller.

— Veira.

Jęknęła z frustracją i odchyliła głowę, żeby spojrzeć na mnie ze szczerą nienawiścią. Jej oczy błyszczały podnieceniem i złością. Złapała mnie za szyję, znów wbijając w moją skórę pazury.

— Rżnij mnie.

— Taka romantyczna... — mruknąłem, uśmiechając się słodko i wszedłem w nią całą długością, wyduszając z niej wrzask przyjemności. — Twoja subtelność mnie zachwyca — kpiłem.

— Pysk.

Parsknąłem śmiechem, rozbawiony jej podejściem i cofnąłem biodra, by następnie uderzyć w nią z większą mocą, niż zakładała. Jęknęła, puszczając moją szyję i zaraz zerwała z siebie top, by ścisnąć swoje cycki. Zrobiła to mocno i boleśnie, wyginając plecy z przyjemności. Była obłędna w tym swoim szaleństwie. Z każdą kolejną spędzoną z nią chwilą, podobała mi się bardziej.

Chwyciłem jej pośladki w mocny chwyt i naparłem na nią bardziej, przygniatając jej drobne ciało do ściany, a potem nadałem sobie szybkiego, mocnego tempa, rżnąc ją tak, jak lubiła — brutalnie i głęboko.

Przez kolejne chwile słuchałem tylko tego, jak dyszała i jęczała, szepcząc naprzemiennie moje imię i to, jak bardzo mnie nienawidzi. A ja z każdą sekundą dawałem się pochłonąć jej demonom. Wchodziłem w nią i w jej spaczone jestestwo, nakręcając się bardziej i bardziej, bo już przy naszym pierwszym spotkaniu wiedziałem, że nigdy nie spotkam drugiej tak popierdolonej osoby jak ona. Veira Ventura—Hartley. Moja udawana żona.

Veira

Stałam na podwyższeniu, czekając aż mój mąż wyjdzie z szatni i wejdzie do klatki, w której nasterydowany śmieć już drobił nogami. Był naćpany, nakręcony i popierdolony, co można było stwierdzić po jednym spojrzeniu w jego oczy. Tłum ludzi szalał, domagając się swojego ulubionego mordercy, który jak na złość się spóźniał. Po tym, jak zostawiłam go w szatni, odświeżyłam się w łazience, porozmawiałam chwilę z Veriną i przyszłam czuwać wśród tłumu. Tym razem każdy z ludzi Geoffa di Novi został sprawdzony i nie przyniósł broni, ale przecież równie dobrze ktoś mógł wsadzić sobie w dupę jakiś nóż, wysrać go i potem rzucić nim w osobę, która była pod moją ochroną. Najbardziej zależało mi na Verinie, ale ona była ze swoim przygłupim mężem na balkonie i pilnowało ich kilku ochroniarzy, których Zena specjalnie ściągnął z wyspy Valerii, na której wciąż przebywają staruszkowie. To mdląco słodka miłość Zeny i Rin zaczęła mieszać mi w głowie. Na czele z tym niebieskookim skrzatem o imieniu Fianna. Ja pierdolę, przy nich już do reszty mi odpierdalało.

Tłum nagle się podniósł i wybuchła wrzawa, bo Keller w końcu raczył swoją dupę do klatki. Szedł z największą nonszalancją, jaką widziała ludzkość i uśmiechał się jak zjeb, którym był. Zaschnięta krew na jego szyi sprawiła, że znów uderzyła we mnie gorąca fala podniecenia. Nienawidziłam tego dupka.

Odwróciłam wzrok, żeby go nie widzieć i skupiłam się na rozglądaniu, dopóki nie zaczęła się prawdziwa zabawa. Nie widziałam niczego niepokojącego, póki nie poczułam za sobą czyjejś obecności. A potem cichy szept owiał moje ucho i przebiegł mnie dreszcz.

— Pani Hartley — powiedział. — Miło mi w końcu cię zobaczyć.

Spojrzałam na wysoką, postawną postać i zmarszczyłam brwi, gdy dotarło do mnie, że to sławny Cael. Ubrany w idealnie pasujący do niego garnitur, ze schludną fryzurą i perfekcyjnie przyciętym zarostem. Jego popielate oczy wpatrywały się we mnie bez wyrazu.

— Przyszedłeś kibicować Kellerowi?

— Zadbać o bezpieczeństwo, bo doszły mnie słuchy, że poluje na was przeszłość.

Zacisnęłam usta w wąską linię. Przebiegły dupek.

— Steven Mory jest znany w każdym brudnym kręgu, jaki istnieje na tym popieprzonym świecie. Jest jedną z najcięższych do zlokalizowania osób nawet dla płatnych morderców.

— Doprawdy? — prychnęłam. — To wcale nie tak, że szukam go od lat.

— Jest jak duch, pojawia się i rozpływa w powietrzu, ale jest takie jedno miejsce, w którym bardzo łatwo na niego trafić.

Zainteresowana skupiłam na nim całą swoją uwagę. Cael wyglądał przerażająco, wpatrując się w klatkę z bijącymi się mężczyznami bez emocji. Ja również ich nie pokazywałam, ale... Cholera, typ był tak porażająco spokojny. Tacy zawsze okazywali się najbardziej pokurwieni. A on mordował gwałcicieli i podobno robił to z chirurgiczną dokładnością, bo kręciło go to, jak wiele bólu można zadać przez cierpliwość i precyzję.

— Rozwiń — ponagliłam go.

Ale on ani drgnął. Zmrużył oczy, przyglądając się czemuś po prawej stronie i westchnął, robiąc pierwszy krok do przodu. Potem kolejny, a ja zgłupiałam, bo kutas mnie zignorował.

— Ej! — wrzasnęłam i ruszyłam za nim. — Caelan!

Zatrzymał się i spojrzał na mnie przez ramię. Światło padające na jego twarz z góry sprawiło, że jego oczy wydawały się białe.

— Jeśli Keller się złamie i sam do mnie przyjdzie po pomoc, pomogę.

— To pizda ze zbyt wielkim mniemaniem o sobie!

— Pech.

Ludzie zaczęli krzyczeć jak popierdoleni, więc gwałtownie się odwróciłam, żeby spojrzeć na klatkę. Ten wielki chujek siedział na Kellerze i okładał go pięściami jak pierdolone mięso tłuczkiem! Zacisnęłam dłonie w pięści, wkurwiona jego popieprzoną taktyką, w której najpierw dawał się tłuc, a potem mordował z zaskoczenia. Kto tak robił? Tylko jakiś pomyleniec.

Zwróciłam się ponownie do Caela, ale jego już nie było. Zniknął w tłumie, wykorzystując moją nieuwagę. Dupek. Ze złością wróciłam na swoje miejsce i rozejrzałam się po ludziach, a potem w pełni skupiłam się na przedstawieniu.

Keller zrzucił z siebie osiłka, wstał na równe nogi z szerokim uśmiechem i splunął krwią na ziemię, czym rozwścieczył swojego przeciwnika. Steryda wstał i ruszył jak byk na płachtę w kierunku Kellera, ale ten zrobił unik, podciął mu nogę i sprowadził go do parteru. Potem z zabójczą prędkością złapał go za kostkę, wyprostował mu nogę i kopnął go w kolano z taką mocą, że noga zgięła się w drugą stronę. Ludzie zaczęli wiwatować, a mój mąż kochający bycie w centrum zainteresowania odpalił swoją obłąkaną stronę. Przeciwnik nie miał już szans, bo Keller wpadł w trans. Nim osiłek się zorientował, mój mąż stał na jego przedramieniu, by następnie kopnąć w jego nadgarstek, wyłamując go. Potem zgniótł mu palce, ciesząc się z wrzawy, jaka wokół niego była. Pławił się w tej chorej ekscytacji, która go otaczała. Zaczął się popisywać i odszedł od przeciwnika, by zaraz zacząć tańczyć jak pieprzona baletnica po ringu. Ten kretyn kręcił piruety, unikając połamanego przeciwnika i gdy byłam pewna, że zaraz się ze sobą zderzą, Keller się napiął, porządnie zakręcił i gdy nikt się tego nie spodziewał, wyrzucił ciężką nogę w powietrze. Bezbłędnie kopnął w szczękę osiłka, pozbawiając go życia. Jego głowa odskoczyła do tyłu i zawisła z szyi zanim martwy padł na ziemię. Ludzie zaczęli wrzeszczeć z ekscytacji, która po chwili udzieliła się też mi. Uśmiechnęłam się, bo po krótkim przemyśleniu ta walka była po prostu komiczna i spektakularna.

Wpatrywałam się w mojego ociekającego krwią męża, który w dalszym ciągu kręcił po ringu piruety i naprawdę się, kurwa, uśmiechałam. On naprawdę był chory. A przy tym potrafił sprawić, że czułam się dobrze. No, wkurwiona byłam, ale nadal było w jego gadaniu coś takiego, co przynosiło mi jakiegoś dziwnego rodzaju ukojenie. Jakbym odnalazła w nim jakąś minimalną cząstkę, która mogłaby mnie fascynować.

Prychnęłam, uderzając się mocno w twarz i wróciłam wzrokiem do tłumów. Po moich plecach przeszedł dreszcz złego przeczucia, który zamienił się w mrowienie. Potem wszystko działo się jak na zwolnionym tempie. Zobaczyłam biegnącego wśród tłumu Caelana z wyciągniętą przed siebie bronią, potem usłyszałam strzał i wyciągnęłam swoją broń, kierując ją w stronę hałasu i padł strzał od Caela, który zabił napastnika. Ale w tym wszystkim umknął mi najistotniejszy moment.

Moment, w którym padły dwa kolejne strzały. W tym jeden w mojego męża. W mojego męża, z którego buchnęła krew, a potem on buchnął. Twarzą w ziemię.

Ja pierdolę. 

___________

Twitter: #BloodyValentinepl

Continue Reading

You'll Also Like

153K 3.8K 24
Valencia Briven po kłótni ze swoją najlepszą przyjaciółką, postanawia pójść do baru by zapomnieć o tym co się wydarzyło. Tam spotyka przystojnego chł...
29.5K 2.1K 20
Spin-off dylogii układ ARES HERMAN Trzydziestosześcioletni Ares Herman poszedł w ślady ojca, Victora Hermana i założył własną firmę graficzną. Jego ż...
164K 4.8K 30
„ Na własne życzenie weszłam w ogień, który sami rozpalili „ Zawsze myślałam, że życie jest piękne. Jako mała dziewczynka nie mogłam na nic narzekać...
451K 24K 47
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...