Mentor² - Depozyt prawdy [Zak...

By KarMail

62.2K 6.2K 3.2K

Michalina Domańska ucieka przed konsekwencjami swojego wyboru łudząc się, że Mentor zniknął z jej życia na do... More

Słowem wstępu
Prolog
1. Ołów
2. Brzytwa
3. Kolce
4. Szantaż
5. Egzekutor
6. Kapitulacja
7. Wciągnięcie
8. Oliwa
9. Plan
10. Gotowość
11. Warunki
12. Próg
13. Serce
14. Powody
15. Rysy
16. Demony
17. Mrok
18. Blisko
19. Intruz
20. Błysk
21. Mentorium
22. Kawa
23. Siedziba
24. Kontra
25. Psychologia
26. Słodycz
27. Ewentualność
28. Ucieczka
29. Prometeusz
30. Miłość
31. Dom
32. Jedno (18+)
33. Alarm
34. Rozdzielenie
35. Ruiny
36. Jad
38. Zmrok
39. Upadek
Epilog
Słowem podsumowania

37. Okruchy

1.1K 124 81
By KarMail

Ze zgrozą spostrzegłam, że Yvette wyjęła z torby sporą strzykawkę. Odbezpieczyła igłę i zbliżyła ją powoli do mojej twarzy, napawając się moim rosnącym z sekundy na sekundę przerażeniem. Oddychałam spazmatycznie, zacisnęłam powieki i odwróciłam głowę, żeby trzymać się jak najdalej od tego jadowitego kolca.

— Błagam, nie rób tego... — wydyszałam. Kręciło mi się w głowie. Miałam wrażenie, że zaraz stracę przytomność. Może to byłoby nawet lepsze w tej sytuacji. Przynajmniej niczego bym nie czuła... Wybuchłam płaczem i zaczęłam drzeć się wniebogłosy, chociaż wiedziałam, że nikt prócz Yvette nie mógł mnie usłyszeć. A ona zaśmiewała się do rozpuku. Bawiły ją moje wrzaski. Moje łzy rozśmieszyły ją do łez. Śmiała się i płakała, aż niespodziewanie odwróciła się w stronę drzwi. Poderwałam z nadzieją głowę i wypuściłam krótki oddech ulgi. W otwartych drzwiach znikąd pojawił Maks, trzymając pistolet wycelowany w naszym kierunku.

— Puść ją! Odejdź od niej natychmiast! — krzyknął.

Yvette szybko stanęła tuż za mną i wycelowała koniec strzykawki w moją szyję.

— Jeśli strzelisz, wbiję jej igłę z trucizną w tętnicę! Umrze w kilka sekund! — zawołała z dziką satysfakcją w głosie.

Maks stał z bronią wycelowaną w Yvette. Nawet na mnie nie patrzył. Oddychał ciężko, wyglądał jednak na opanowanego. Ręce mu nie drżały. Był skupiony na celu.

— Wiedziałem, że cię tu znajdę... Yvette... — syknął, niepostrzeżenie podchodząc krok bliżej.

— Świetnie, chociaż szczerze mówiąc obstawiałam, że pędzisz teraz po depozyt... Właściwie to pozytywnie mnie zaskoczyłeś. Nareszcie jest dla ciebie coś ważniejszego niż ten jebany kraj.  Więc tym bardziej się cieszę, że cię tego pozbawię... — syknęła. Kątem oka widziałam jej dłoń zaciskającą się mocno na strzykawce. Yvette była gotowa w każdej chwili wtłoczyć we mnie śmiercionośną substancję.

— Fajne to miejsce, prawda? — ciągnęła. — Takie symboliczne. Tyle wspomnień... Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? Wybrałam to miejsce, bo tutaj wszystko się zaczęło. Tutaj się w tobie zakochałam. I tutaj wszystko się skończy! — krzyknęła piskliwym głosem.

— Odejdź od Michaliny, rzuć to co masz w dłoni. Inaczej ci tę dłoń odstrzelę, palec po palcu! — zagroził Maks, pierwszy raz okazując większe emocje.

Kątem oka dostrzegłam, że Yvette pokręciła głową i roześmiała się.

— Nie strzelisz, nie jesteś w stanie zrobić mi krzywdy. Wiem, że masz do mnie słabość. Inaczej już dawno byś mnie przejrzał — zakpiła. — To ty rzuć broń, Maks, wtedy być może podejmę jakieś pertraktacje... — Urwała na chwilę. — Albo i nie...

Nagle poczułam mocny ucisk ręki na ramieniu i ukłucie. W tym samym momencie huknęło. Siła uderzenia odrzuciła Yvette do tyłu. Jej ciało uderzyło z impetem o jakąś zardzewiałą maszynę. Maks podbiegł do mnie i szybko wyciągnął igłę z mojego ciała...

— Spokojnie, kochanie... — szepnął, badając z uwagą specyfik w strzykawce. — Tylko trochę dostało się do krwiobiegu. Nic ci nie będzie... Możesz za chwilę poczuć się lekko odurzona. Ale to po kilku godzinach powinno minąć... — mruknął, z troską w oczach lustrując moje drżące ciało. — Jesteś ranna? Zrobiła ci coś jeszcze?

Potrząsnęłam głową i zalałam się łzami. Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. Trzęsłam się i miałam ochotę zwymiotować. Ukłucie w szyi pulsowało piekącym bólem. Tak jakby przed chwilą to miejsce dotknął rozżarzony pręt. Maks ostrożnie przeciął linkę za moimi plecami i uwolnił mi ręce oraz nogi. Nie patrząc mi w oczy przycisnął moją głowę do piersi i pocałował mnie w czoło. Słyszałam szybkie bicie jego serca. Pochylił się i spojrzał mi w oczy, gładząc mnie po bolącym policzku, pękniętej wardze.

— Wybacz mi... Powinienem był bardziej o ciebie zadbać. To wszystko moja wina... — szepnął ze łzami w oczach.

Z podłogi dobiegł nas dźwięk krztuszenia się. Maks odwrócił ode mnie wzrok i spojrzał na drgające jeszcze w śmiertelnych konwulsjach ciało Yvette. Trzymała się kurczowo za krwawiącą ranę gdzieś ponad sercem.

— Kochałam cię... — wycharczała kobieta. Z jej ust wypłynęły strużki krwi, tak samo czerwone jak jej usta. Wyglądała upiornie, ale nie mogłam oderwać od niej wzroku.

— To nie była miłość, to była obsesja — syknął Maks. — Yvette... Nie sądziłem, że jesteś aż tak niepoczytalna... Jak mogłem tego nie dostrzec...

— Ona już cię... Ona cię nie...  Nie kocha — wydusiła kobieta z trudem. — Widziała papiery... Zna prawdę... Jesteś... Skreślony... Wszystko straciłeś. Udało mi się. Zemsta jest słodka — wyszeptała, po czym spróbowała jeszcze raz odetchnąć, drgnęła kilka razy i znieruchomiała.

Maks przez chwilę patrzył w jej martwe oczy. Wyprostował się, przetarł swoją twarz rękawem i usiadł na brudnej ziemi, odwrócony do mnie plecami. Ciało miał pochylone. Patrzyłam na niego z mieszaniną przeróżnych uczuć. To był mój mąż, ale nie potrafiłam do niego podejść, pocieszyć. Zamiast tego chłonęłam ten widok w milczeniu. Maks ukrył twarz w dłoniach i płakał. Bezgłośnie. Nie wydając z siebie prawie żadnego dźwięku. Jednak widziałam jego trzęsące się ramiona... Obeszłam jego postać na drżących nogach i kucnęłam tuż przed nim. Po jego twarzy spływały łzy.

— Maks... Ja... Nie wiem, co mam powiedzieć...

Otarł twarz ręką i odetchnął. Wyglądał jak wrak samego siebie.

— Ani ja... Tak bardzo mi przykro, Michasiu. Naraziłem cię. Mogłaś zginąć. Przeze mnie... Powinnaś mnie nienawidzić... Od zawsze. Nie powinienem był cię w to wciągać. To wszystko moja wina — szepnął, wykonując jakiś nieokreślony ruch ręką. 

Nic nie odpowiedziałam. Siedzieliśmy obok siebie w milczeniu, roztrzaskani, jak okruchy rozbitego szkła... Sprzeczne uczucia walczyły we mnie. Nie mogłam zdecydować, czy chcę się do niego przytulić czy wyszarpać z niego prawdę, po czym rzucić mu ją w twarz, odwrócić się i nigdy więcej nie wracać. Zebrałam się w sobie. To nie był czas na takie decyzje... Musiałam zająć myśli czymś innym i odsunąć na bok emocje, uczucia... Teraz to nie było najważniejsze.

— Co z Ludwikiem? — rzuciłam, patrząc w napięciu na Maksa.

— Wciąż żyje. Sandra została z nim w szpitalu. Zapłaciłem za podtrzymywanie jego życia. Jednak nawet Wojtek twierdzi, że nadzieje są nikłe. Szanse oceniają na bliskie zeru — odparł cicho.

— Boże... Tak mi przykro... — wykrztusiłam, przygryzając do bólu spuchniętą wargę. Powstrzymałam szloch. — A hrabina?

— Żyje. Rozmawiałem z nią... Jest w tym samym szpitalu, co Ludwik.

Nagle coś mi się przypomniało i aż drgnęłam.

— Maks... Hrabina powiedziała ci o depozycie? — zapytałam, chwytając go za rękę.

— Tak... Skąd wiesz? — zapytał szybko i poderwał głowę, wpatrując się we mnie z napięciem.

— Oni też już wiedzą. Ktoś tam z tobą był? Bo przekazał im informację o miejscu ukrycia depozytu. Słyszałam, jak ktoś mówił o tym Rupertowi przez telefon.

Maks znieruchomiał, analizując przez kilka sekund usłyszaną informację, po czym zerwał się na równe nogi.

— Kurwa mać... — syknął wściekle. — Oni już wiedzą. Bartosz musiał podsłuchać moją rozmowę z hrabiną... — rzucił, nerwowo pocierając dłońmi włosy.

— W takim razie Rupert dzwonił do... Do Mira... Tak! To był jego głos! — zawołałam, czując nagle olśnienie.

Przyjaciel mojego ojca stał za tym wszystkim. Był zdrajcą!

— Czyli Miro został zwerbowany, być może już przed odejściem — skwitował Maks. — Znał mnie dobrze, ufałem mu, więc zatrudniłem w ochronie jego syna... A ten z kolei miał za zadanie donosić ojcu. Szlag!

— Ale przecież Miro mówił mojemu tacie, że od Bartosza ciężko cokolwiek na twój temat wyciągnąć... Że jest tobie lojalny...

— Specjalnie to powiedział, żeby się uwiarygodnić. Tylko dla kogo on pracuje? Yvette z ojcem dla Francuzów. Onyszkiewicz miał powiązania z bezpieką, ale Miro... Czy wszyscy byli związani? Czy wręcz przeciwnie, Yvette była ogniwem łączącym Onyszkiewicza z Mirem? — zastanawiał się na głos.

Maks wyjął telefon i szybko wybrał numer. Po kilku sekundach z głośnika dobiegł głos Jerzyka.

— Co tam, Maksiu?

— Weź wrzuć na bęben Mirka Rosiaka.

— Mira? Tego twojego byłego szefa ochrony?

— Tak. Tego. I jego syna. Podeślij mi wszystko jak najszybciej. A poza tym... Masz jakieś ciekawe wieści? Jakieś ruchy w Krakowie?

— Zaraz... A tak... Najświeższe wieści... Wysłano węża do jakiejś kamienicy. Podobno mają robić ewakuację i przeszukanie pod kątem antyterrorystycznym.

Maks prychnął i pokręcił głową.

— Dobra. Tyle mi wystarczy. Dzięki, Jerzyk. Jakby co to nie było rozmowy.

— Jasna sprawa — rzucił lekko Jerzyk.

Maks rozłączył się i rozejrzał się po pomieszczeniu. Pospiesznie zgarnął z podłogi torbę Yvette, strzykawkę oraz stertę teczek z dokumentami. Odwróciłam wzrok, kiedy przeszukiwał jeszcze ciała Yvette i Braciaka. Wyjął ich telefony i schował do kieszeni.

— Szybko. Musimy jechać — rzucił, chwytając mnie za rękę. Jego dotyk wydawał mi się dziwny. Jakby dotykał mnie obcy mężczyzna, a nie mąż.

— Dokąd?

— Do pałacu.

— Depozyt jest w pałacu? — zapytałam głupio.

— Nie, no skąd? Fawor i Exe tam są. Zawiozą cię gdzieś w bezpieczne miejsce. Na razie nie ma czasu sprzątać tego bałaganu. Więc dopóki tego nie zrobię, muszę cię ukryć. Będziesz bezpieczna, a ja pojadę po depozyt. Oni nie wiedzą dokładnie, gdzie on jest. Hrabina podała tylko ogólną informację, że w kamienicy moich dziadków. W Krakowie. I będą ją przeszukiwać.

— Nie! Pojadę z tobą! Nie zostawiaj mnie znowu!

— Chodź, po drodze omówimy plan.

Zachwiałam się, stawiając pierwsze kroki w kierunku drzwi. Maks zauważył mój stan. Już po chwili znajdowałam się w jego ramionach, niesiona na dół po schodach. Czułam jego oddech na twarzy, znajomy zapach koił moje zszargane nerwy.

— Maks... To Yvette zabiła Zuzannę...

— Domyśliłem się. Niestety Yvette już nie żyje, więc raczej nie dowiemy się, co z nią zrobiła — westchnął, otwierając biodrem stare drzwi.

Nie odpowiedziałam, bo czułam się coraz gorzej. Wyszliśmy na zewnątrz. Oślepiły mnie promienie słońca przedostające się przez korony wysokich drzew. Las pachniał tak pięknie...  Podobnie jak Maks. Zobaczyłam, że przed budynkiem zaparkowany był jego czarny Rolls-Royce.

— Jak...

— Adam mi go podrzucił do szpitala. Łysol zadzwonił, powiedział że zadanie wykonane, że jesteś z Rupertem. Powiedziałem mu, że żadnych takich rozkazów nie wydawałem. Od razu jak to sobie uświadomił, wrócił do pałacu i uwolnił Exe oraz Fawora. A ja... Bałem się, że nie zdążę. Na szczęście dobrze obstawiłem, że Rupert pracował dla Yvette — rzucił Maks, stawiając mnie ostrożnie na ziemi. Wyjął z kieszeni klucze i przyciskiem otworzył drzwi. Zajęłam miejsce na fotelu pasażera.

— A skąd wiedziałeś, że dokładnie tu mnie znajdziesz? — zapytałam, kiedy Maks siadł już za kółkiem i uruchomił silnik. Wyjął ze schowka butelkę wody mineralnej i położył mi na kolanach.

— Pij, musisz teraz dużo pić —  powiedział.

Ręce mi się trzęsły i było mi tak słabo, że nie mogłam pozbyć się zakrętki.

— Daj to.

Maks w sekundę otworzył butelkę i znów mi podał. Upiłam kilka małych łyków i odetchnęłam.

— Wypij więcej. Jedna trzecia ma być pusta. Już.

Przyłożyłam butelkę do ust i pociągnęłam kilka długich łyków.

— Kiedy domyśliłem się, że Yvette stoi za tym wszystkim, wiedziałem że wybierze miejsce symboliczne. To miejsce — odpowiedział na moje pytanie, odwracając się żeby wycofać na wąskiej drodze. Jak tylko koła samochodu znalazły się na asfalcie, Maks zadzwonił do Fawora. Na szczęście ten odebrał już po kilku sekundach.

— Fawor, jesteś w pałacu?

— Tak.

— Kto jest z tobą?

— Exe, Adam, Łysy... Strasznie się przejął... Jest w tej chwili niezdolny do służby. Rupert go oszukał. Co mam z nim zrobić?

— Z Łysym... Łysy jak chce niech wraca do domu. Powiedz mu, że Michalina jest cała. Później się z nim rozmówię.

— A Bartosz? Wciąż go nie ma, spóźnia się, to do niego niepodobne...

— Bartosz już nie przyjedzie — rzucił Maks, krzywiąc się ze złości.

Fawor zaklął i powiedział coś do Exe, który zrobił to samo tylko w znacznie gorszych słowach.

— Sprawdźcie, co z Prometeuszem. Jeśli Bartosz zdradził, oni już wiedzą, kim on dla mnie jest, a to oznacza...

— Że jesteśmy w czarnej dupie. Zaraz go namierzymy — wtrącił się Exe. — Co z Yvette?

— Nie żyje. Musiałem. Życie za życie — odparł Maks. Zauważyłam, że mocniej zacisnął palce na kierownicy.

— Chciała zabić Michaśkę? — warknął do telefonu Exe.

— Tak. Chciała jej wstrzyknąć koktajl.

Exe znowu zaklął, używając wulgarnego określenia w stosunku do Yvette. Maks skrzywił się i spojrzał znacząco na butelkę. Posłusznie upiłam jeszcze kilka łyków.

— Dobra... Fawor, jesteś tam?

— Cały czas.

— Sprawa wygląda następująco... Zostawię Michalinę z którymś z was — oznajmił, zerkając na mnie przez moment. Pokręciłam przecząco głową, ale Maks to zignorował.

— Szefie, a może jedźmy wszyscy od razu do Krakowa? Po co szef ma zawracać. Tam Exe przejmie Michalinę, a my ruszymy już wszyscy.

Maks zastanowił się chwilę, po czym w zamyśleniu pokiwał głową.

— Dobra... Dzięki temu zaoszczędzimy trochę czasu — zgodził się. — Spotkajmy się pod szpitalem.  — Dojechał do jakiejś zatoczki i dość gwałtownie zawrócił, aż mną lekko zarzuciło. —  Zostawimy tam Michalinę i...

— Nie! — odezwałam się, czując się coraz gorzej. Nie chciałam znowu zostawać sama. Umrę w tym szpitalu z niepokoju o Maksa. — Jadę z wami!

— Michaśka... — warknął Maks, uciszając mnie. Przyspieszył,  jakby jechał na jakimś nielegalnym wyścigu. — Michalina zostanie z Exe. Będzie jej pilnował. Trzeba jej zrobić badania krwi. Być może będzie trzeba zrobić detoksykację. Wojtek ją przyjmie. Jest na miejscu.

— Ale...

— Ty i Adam pojedziecie ze mną. Teraz słuchajcie uważnie. Będą przeszukiwać kamienicę. Najpierw ewakuują mieszkańców, więc to trochę potrwa. Spróbujemy ich zdjąć na odległość z dachu sąsiedniej... Trzeba to zrobić po cichu. I tak, żeby nie było ofiar śmiertelnych. Weźcie tylko niezbędny sprzęt. Tłumiki. Karabin snajperski z lunetą. Noktowizja, jeśli będziemy musieli wejść do piwnic. Kamizelki. Kamuflaż...

Maks mówił to wszystko najzupełniej poważnie, chociaż brzmiało jak żywcem wyjęte z filmu sensacyjnego. W głowie mi się kręciło, nie wiedziałam czy z emocji, tych wszystkich informacji czy z powodu tej substancji, która dostała się do mojego organizmu. Głowa pulsowała mi nieznośnym bólem. A może to wszystko naraz skumulowało się i sprawiło, że czułam się jakby ktoś mocno rąbał mnie w potylicę. Maks pędził jakąś drogą przez zielone lasy. Wszystko wydawało się takie spokojne, przyroda aż kipiała zielenią. Maks zakończył rozmowę i jechaliśmy przez chwilę w ciszy.

— Maks...

— Michasiu... Posłuchaj. To jest jedyna szansa na zdobycie depozytu. Muszę spróbować. Poza tym Yvette narobiła sporego bajzlu, muszę to posprzątać. Być może zniknę na kilka dni. Postaram się po wszystkim dać znać. Ale nie martw się, jeśli nie będę się odzywał...

— Nie! Nie wytrzymam tego... Nie zostawiaj mnie znowu!

Maks spojrzał na mnie z bólem w oczach i odetchnął przez nos.

— Przepraszam, kochanie... Nie mogę cię znowu narażać. Ale nie mogę też odpuścić... Ten depozyt... Jest bardzo ważny. Muszę zaryzykować.

— Boję się, że coś ci się stanie. Nie chcę cię stracić...

— Myślałem, że nie będziesz chciała mieć ze mną nic wspólnego po tym, co zobaczyłaś w tych teczkach.

— Widziałam tylko pobieżnie... Yvette mówiła coś o nagraniach, na których jesteś obecny przy torturach. Czego jeszcze o tobie nie wiem?

Maks westchnął i ,o dziwo, zajechał w jakąś leśną zatoczkę. Nie gasił silnika, ale chyba uznał że nie jest w stanie prowadzić w trakcie tej rozmowy.

— Pytaj, o co chcesz — rzucił.

— Dlaczego? Dlaczego brałeś w tym udział? — zapytałam o kwestię, która najbardziej nie dawała mi spokoju. Motywacje. Powody.

— Długo by opowiadać... Postaram się wyjaśnić w skrócie. Widzisz... Cała sprawa zaczęła się kilka lat po ataku na WTC. Studiowałem wtedy. I tak się złożyło, że napisałem artykuł na temat wpływu substancji na skłonność przesłuchiwanych do mówienia. Chodziło o opracowanie tak zwanego serum prawdy. Artykuł ukazał się w anglojęzycznym czasopiśmie naukowym. Napisał do mnie jeden z profesorów. Korespondowaliśmy przez jakiś czas. Dzięki niemu dostałem zaproszenie do West Point. To była dla mnie ogromna szansa. Moje badania i pomysły okazały się dla Amerykanów bardzo ciekawe. Zaprosili mnie do udziału w szkoleniach. Ten, kto nie był wtedy w Stanach nie pojmie, jaka tam była wtedy atmosfera. Wszystko nakierowane było na jeden cel, walkę z terroryzmem. Wszyscy tylko o tym mówili, na tym się skupiali. Kolejne stany wprowadzały normy bezpieczeństwa, obostrzenia... Cały kraj postawiono na baczność. A ja traktowałem to jako furtkę do kariery, zdobycia znajomości. Szybko dostrzeżono mój potencjał w CIA. Tak trafiłem do Guantanamo. Przesłuchiwaliśmy tamtejszych więźniów. Tak, stosowaliśmy brutalne metody. Tak, miałem w tym swój udział. Ale dzięki wymuszonym zeznaniom rozpracowano siatki terrorystów w Stanach i innych krajach. Czy żałuję? Nie wiem. Nie wiadomo ile ataków udało się dzięki temu powstrzymać. Nikt nie mówi o prewencji, o zapobieganiu. Dopiero jak mleko się rozleje podnoszą się głosy, że można było temu zapobiec. Czy udało się uratować życie setek, jeśli nie tysięcy niewinnych ludzi? Być może. Tego nie jesteśmy w stanie stwierdzić. Dlatego nie jest łatwo ocenić takie działania. Możesz mieć mnie za potwora. Masz do tego pełne prawo — zakończył, patrząc na mnie bez nadziei w oczach.

— Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej?

— Wolałem, żebyś o tym nie wiedziała. Czy jest to powód do chluby? Kiedyś tak uważałem. Teraz... Sam już nie wiem. Nie chciałem do tego wracać, ale miałem też zobowiązania, nie mogłem porzucić współpracy z Amerykanami. Wzbudziłoby to w nich podejrzliwość. Mogliby zarzucić mi przejście na stronę wroga. Musiałem być lojalny i nie rezygnować. Poza tym wkrótce potem, w dwa tysiące ósmym roku weszła kwestia tarczy antyrakietowej. Byłem w to mocno zaangażowany. Jak i w wiele mniejszych, nie mniej ważnych projektów... Nie teraz chciałem cię w to wszystko mieszać. Nie chciałem, żebyś się martwiła.

— Chyba powinnam wiedzieć takie rzeczy przed ślubem! Teraz mam wrażenie, jakbym w ogóle cię nie znała... Jakbyś był obcym człowiekiem...

— Michasiu... Mówiłem ci, że mam tajemnice, o których nie mogę mówić. Zaakceptowałaś to. A ja bałem się, że jeśli ci powiem, zrezygnujesz, a zależało... Zależy mi na tobie. Bardziej, niż myślisz.

W głowie miałam totalny mętlik. Czułam się jakbym zeszła z karuzeli. Obraz wirował przed moimi oczami, a w podbrzuszu czułam mocny nacisk. Pęcherz postanowił dać o sobie znać po wypiciu ponad litra wody. No nie...

— Maks...

— Wiem... Rozumiem... Musisz to wszystko przemyśleć. Dam ci czas. Poczekam.

— Nie o to chodzi... Ja... Muszę... Do łazienki — wykrztusiłam, rumieniąc się jakbym przyznała się do czegoś wstydliwego.

— Michasiu, jesteśmy w środku lasu. Nie mam przewoźnej łazienki, najbliższa stacja jest za jakieś piętnaście minut. Ale jeśli chcesz, to możesz wyskoczyć tutaj...

Bez dalszego zwlekania nacisnęłam przycisk i wygramoliłam się na zewnątrz. Nogi się pode mną ugięły i pewnie osunęłabym się na ziemię, gdyby Maks nie pojawił się u mojego boku, chwytając mnie w talii. Wziął mnie na ręce i zaniósł w jakieś bardziej ustronne miejsce za drzewami.

— Dasz radę sama?

Pokręciłam głową, opierając się ręką o drzewo. Ziemia pod moimi stopami wydawała się falować jak wzburzone morze. Oddychałam ciężko i miałam wrażenie, że zaraz nie wytrzymam.

— Wstydzę się... — wydusiłam. — Ale nie dam rady sama...

— No już. Widziałem gorsze rzeczy niż sikająca dziewczyna. Poza tym jesteś moją żoną, czego tu się wstydzić? — mruknął niecierpliwie Maks i zaczął rozpinać mi spodnie.

Myśląc, że spalę się przy tym ze wstydu, załatwiłam potrzebę i z pomocą Maksa wciągnęłam na siebie ubranie. Maks znowu wziął mnie w ramiona i szybko zaniósł z powrotem do samochodu. Wytarł mi ręce chusteczkami, zmarszczył brwi na widok zaschniętej krwi i spojrzał z niepokojem na moją bladą twarz.

— Czyja to krew?

— Szymona — rzuciłam, czując pod powiekami zbierające się łzy na wspomnienie gasnących oczu Szymona.

— Przykro mi. Naprawdę żałuję, że do tego wszystkiego doszło. Szukałem go, chciałem się z nim skontaktować, ale unikał mnie. Myślał, że to ja załatwiłem jego ojca — westchnął Maks. — Musimy jechać — mruknął, chrząkając lekko. Wrzucił bieg i wyjechał na drogę. 

— Dobra... Teraz to już chyba możemy powiedzieć, że jesteśmy starym dobrym małżeństwem. Widziałeś, jak sikam — mruknęłam, opierając głowę o zagłówek.

Maks zaśmiał się krótko  i pokręcił głową. Spojrzał na mnie z czułością, dzięki czemu pokłady wstydu zgromadzonego z powodu tej krępującej sytuacji natychmiast się ulotniły.

— Nie wstydź się mnie. Zresztą to żaden powód do wstydu. Michasiu... — szepnął miękko. Poczułam jego rękę na swojej. Była ciepła.

— Dobrze już... Po prostu... Chyba wciąż jeszcze się z tobą do końca nie oswoiłam. Sama nie wiem...

— Mam nadzieję, że uda mi się to jeszcze zmienić. Jak wszystko się wyjaśni, wrócimy do tego, dobrze? — rzucił Maks i włączył kierunkowskaz, wjeżdżając na drogę ekspresową.

Pokiwałam głową i przymknęłam oczy. Mdliło mnie od tego wszystkiego, co się wydarzyło. Słowa Yvette wracały do mnie jakby z zaświatów. Czy miała rację? Czy przestałam go kochać? Nie byłam w stanie teraz sama przed sobą odpowiedzieć na to pytanie. Yvette zasiała zatrute ziarno w moim sercu. Miałam wrażenie, jakbyśmy razem z Maksem rozbili się na tym zakręcie i coś między nami się roztrzaskało. Z drugiej strony wciąż go pragnęłam. Byłam przekonana o tym, że bez niego nie zdołam pozbierać tych okruchów, nie posklejam ich na nowo. A do tego gnębiło mnie jakieś złe przeczucie. Chciałam odciągnąć Maksa od walki o depozyt, jednak  byłoby to bezcelowe. Wiedziałam, że Mentor nie odpuści i będzie walczył do końca. Widziałam to w jego oczach.

Continue Reading

You'll Also Like

408K 16.9K 54
A co jeśli to kobieta uratuje wielkiego szefa mafii? Powinno być chyba na odwrót, prawda? Czasy kobiet w opałach jednak już dawno minęły. Hank jest...
41.9K 1K 18
Marco Di Costanzi. - Dwudziestosześcioletni Boss jednej z największych mafii na świecie. Bezwzględny, pozbawiony uczuć, żyjący w ciągłym mroku jest g...
8.3K 189 14
Moja kontynuacja Rodziny Monet od 19 rozdziału Diamentu.
322K 11.7K 65
Jedna dziewczyna. Dwie twarze. Za dnia spokojna i cicha, a nocą zadziorna i waleczna lwica. Co je łączy? Oczywiście jedno ciało. Jednak co się stanie...