4. Szantaż

1.3K 162 93
                                    

— A tak w ogóle to co panienka tu robi? — wyrzuciła z siebie pani Helenka, obrzucając mnie taksującym i podejrzliwym spojrzeniem.

— Ja... — zawahałam się, bo przecież nie mogłam wyznać jej całej prawdy. Postanowiłam więc ujawnić tyle, ile mogłam.
— Chcę naprawić to, co zepsułam — powiedziałam ostrożnie.

Kobieta uniosła brwi i zacisnęła usta w wąską linię. Odchrząknęła przy tym znacząco.

— Pewnych rzeczy nie da się ot tak cofnąć, naprawić. To tak samo jak z przypaleniem jajecznicy. Nawet zebrana z wierzchu trąci spalenizną. Ani zjeść, ani wyrzucić... — Pokręciła głową i z zapałem wróciła do zeskrobywania z blachy spalonego niemal na węgiel jedzenia.

— Mimo wszystko chciałabym spróbować... Naprawić, co tylko się da... — rzuciłam kobiecie pełne skruchy spojrzenie.

Pani Helenka nie przerwała szorowania, a wręcz przyłożyła do tego jeszcze więcej siły. Przez chwilę obserwowałam jej pulchne dłonie skrobiące zawzięcie uporczywy brud przyschnięty do naczynia. Cała jej zacięta postawa mówiła mi, że nic już nie będzie takie, jak kiedyś.

— Myślałam, że ma panienka więcej oleju w głowie... A tam tylko fiu bździu — rzuciła w końcu, a zabrudzona druciana gąbka wylądowała z plaśnięciem w rogu umywalki.

Zamurowało mnie. Poczucie wstydu oblało mnie od góry do dołu jak roztopiony wosk, unieruchamiając w miejscu. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie choćby słowa.

— Przez panienkę pan hrabia zniknął. Jak go znam, to wyjechał w te głupie góry, tak jak wtedy, kiedy Zuzanna..  Ledwo co uszedł z życiem. Gdyby go nie znaleźli... Boże, co też panienka narobiła... — warknęła, a jej pulchne ramiona kołysały się od szybkiego oddechu. — Jest mi jak syn. Jak syn...

Nagle kobietą wstrząsnął szloch, przerywający jej gorzkie słowa, dławiący resztę jej słów w ściśniętym gardle. Rozpłakała się na dobre, a ja nie miałam pojęcia, co powinnam w takiej sytuacji zrobić.

— Naprawdę mi przykro — szepnęłam, ale Helenka chyba nawet tego nie usłyszała.

Wycofałam się z kuchni, czując się jak złodziej, intruz, niechciany i nieproszony gość. Persona non grata w majątku Rozdrażewskich.

Przysiadłam na wytartym schodku, kompletnie nie wiedząc, co mogłabym ze sobą począć. Przetarłam rozgrzaną twarz lodowatymi dłońmi i czekałam. Czekałam na jakikolwiek sygnał od Mruka, jednak ten się nie pojawiał.

Zerknęłam po raz enty na telefon. W tych podziemiach nie miał zasięgu, wiec nawet nie mogłam skontaktować się z mamą. 
Mijały ciężkie, zatęchłe, pachnące wilgocią minuty. Z kuchni nie dobiegał już odgłos płaczu. Zamiast tego słychać było szum zmywarki przemysłowej. Widocznie pani Helenka zabrała się z powrotem do roboty.  

W głowie miałam totalną pustkę. Wiadomość o wyjeździe Maksa w góry była jak kubeł zimnej wody. Cała się trzęsłam, bo ilość lodowatych emocji zalała mnie zapierającą dech falą. Nie pozostało mi nic innego, jak biernie czekać.

— Tutaj panienka siedzi? Przecież tu zimno, wilka można dostać... — Helenka wyjrzała z kuchni i załamała ręce na mój widok. — Na kogo pani tak czeka?

— Na Bartosza. Miał mi powiedzieć, co mam robić. Dzwonił do Fawora, ale podobno nie mógł się z nim skontaktować.

— Aj tam, będzie pani tak czekać do rana. Lepiej na górze, w sypialni. Już ja chłopakowi nagadam. Co to za pomysły... Zmarzła pani na kość — pokręciła głową i westchnęła poirytowana. Minęła mnie i otworzyła schowek pod schodami, by po dłuższej chwili okraszonej dźwiękami uderzajacego o siebie szkła wyjąć butelkę z jakąś złocistą nalewką. — To na rozgrzanie. Pigwówka z tamtego roku, sama robiłam — wcisnęła mi lekko przykurzoną butelkę w dłoń i podreptała do kuchni. Wyszła z niej po chwili, dzierżąc w dłoni niewielką szklaneczkę. — Może nie jest to kryształ, ale tutaj nie mam lepszych naczyń. Nie chce mi się drałować w tę i we w tę do kredensu w salonie. A teraz już, sio mi na górę, zanim się całkiem przeziębi — fuknęła, zwracając się do mnie bezosobowo, niczym surowa pani w dziekanacie.

Mentor² - Depozyt prawdy [Zakończone ✓]Where stories live. Discover now