24. Kontra

1.3K 133 61
                                    

Nie miałam pojęcia, kiedy znalazłam się na biurku, bo nie docierało do mnie nic oprócz dotyku i bliskości Maksa. W każdym pocałunku chciałam przekazać mu to, jak bardzo brakowało mi go przez tych kilka dni rozłąki. Wodziłam rękami po jego plecach, karku, krótkich włosach. Napawałam się ich miękkością, nasycałam zapachem mojego narzeczonego, który pachniał jak zwykle, rozgrzanym drewnem, roztopioną żywicą i czymś kremowym, słodkim... kawą karmelową. Jego dłonie odnalazły koniec mojego swetra i wśliznęły się pod ubranie, dotykając mojej nagiej skóry. Słyszałam jego ciężki, przyspieszony oddech osiadający na moim ciele jak rozgrzane promienie słońca. Chciałam więcej i więcej.

- Maks... - westchnęłam i przeciągnęłam się rozkosznie, ocierając udami o jego nogi i oplatając łydkami biodra.

- Oszaleję przez ciebie... - warknął, pocałował mnie mocno, jakby przepraszając. Przez chwilę przyciskał swoje czoło do mojego, po czym odsunął się, pozostawiając między nami wolną, chłodną przestrzeń.
Gwałtownym ruchem poluzował krawat i odetchnął głęboko.

Podniosłam się do pozycji półleżącej, opierając się ramionami o blat biurka, z którego przed chwilą spadła większość rzeczy. Zdmuchnęłam z nosa zabłąkany kosmyk i obserwowałam jak Maks doprowadza do porządku swój strój. Wciąż oddychał ciężko, wypuszczając powietrze nosem. Natychmiast odwróciłam wzrok, kiedy dostrzegłam wybrzuszenie na jego spodniach. Całe moje ciało zalała fala gorącego mrowienia i nie potrafiłam stwierdzić, czy to ze wstydu czy pożądania. A może wszystkiego na raz.

- Dlaczego tak się temu opierasz? - zapytałam, nabierając szybkie i płytkie oddechy. W ustach mi potwornie zaschło.

- Z kilku powodów, kochanie. Już ci mówiłem, mam powtórzyć jeszcze raz?

- Tak. Poproszę o jakiś nowy powód, bo tamte mnie nie przekonują.

- Jesteś niemożliwa... Michasiu, oprócz tamtych powodów mam jeszcze swój osobisty. Chciałbym, żeby... Jeśli już do tego ma dojść, to w wyjątkowych okolicznościach. Nie chcę, żeby między nami było jak... Jak wcześniej. Z tamtymi. Zresztą sama powiedz... Co, chciałabyś żebyśmy rzucili się na siebie tu i teraz? I co? Swój pierwszy raz przeżyłabyś na moim biurku... - prychnął.

- Odrażająca perspektywa... - skrzywiłam się teatralnie.

- Cóż... Nie powiedziałbym... Ale chcę dla ciebie czegoś lepszego. Oczekiwanie wzmaga przyjemność - mrugnął do mnie.

- Właśnie czuję...

- Być może kiedyś się przekonamy, ile jest prawdy w tym stwierdzeniu.

- A jeśli ja chcę się przekonać już teraz?

- Wiem przecież, że nie jest łatwo - westchnął, wciskając koszulę w spodnie. Następnie zaczął poprawiać kaburę przy pasie, chociaż jak na moje oko wszystko było z nią w porządku. Chyba chciał zająć ręce czymkolwiek.

- Wciąż cię nie rozumiem...

- Ja też do końca siebie nie rozumiem... - westchnął ciężko i z trudem oderwał wzrok od mojego wciąż odsłoniętego ciała.

- To wiesz co? Ja też przez ciebie oszaleję i w końcu oboje trafimy do psychiatryka... - mruknęłam, obciągając sweter na brzuch.

Maks podszedł do mnie i pochylił się, delikatnie odgarniając mi włosy na lewą stronę.

- Michasiu... - mruknął, składając pocałunek na mojej odsłoniętej szyi. - Przepraszam, nie powinienem cię drażnić - szepnął i po czym zdjął mnie z blatu, usiadł w fotelu i usadowił mnie sobie na kolanach. Objęłam go za szyję, wciąż badając opuszkami gładką strukturę jego skóry.

Mentor² - Depozyt prawdy [Zakończone ✓]Where stories live. Discover now