30. Miłość

1.1K 128 91
                                    

Nadal nie mogłam do końca uwierzyć w to, co się działo... Minionej jesieni przyjechałam tu po raz pierwszy, myśląc że w tym miejscu zaznam najgorszego, co mnie kiedykolwiek w życiu spotka. Chciałam stąd uciec, nie ufałam Mentorowi, momentami go nienawidziłam, nawet od niego uciekłam, myśląc że nasze rozstanie jest ostateczne... A teraz? Dzisiaj, za kilka godzin miałam zostać jego żoną i to z własnej, nieprzymuszonej woli. Świadomie i dobrowolnie. Z miłości. Kochałam Maksymiliana całą sobą. Pragnęłam życia u jego boku, poznawania go każdego dnia na nowo, zachwycania się naszym wspólnym czasem, którego jak miałam nadzieję, było jeszcze sporo przed nami. I czułam na barkach ciężar naszej misji. Tak, naszej. Maksymilian wciągnął mnie w świat swoich spraw i teraz jego sprawy były również moimi. I ja naprawdę chciałam w tym wszystkim uczestniczyć. Czekał mnie kilkuletni kurs inicjacyjny. Pod okiem Mentora i innych instruktorów miałam odbyć szkolenie teoretyczne oraz praktyczne. Ale najpierw ślub. Odzyskanie depozytu. Potem operacja Maksa i rekonwalescencja. Wszystko po kolei.

Przez kremowe zasłony w mojej sypialni przebijało południowe światło. Drzwi do łazienki, do której przed chwilą weszła Sandra były otwarte na oścież.

- Fryzura i makijaż za piętnaście minut? - zapytała mama nerwowym głosem i nie czekając na moją odpowiedź poszła do łazienki drobnym krokiem, bo jej wąska sukienka nie pozwalała na większe pole manewru dla nóg. Uśmiechnęłam się ukradkiem i z westchnieniem wyjrzałam za okno. Pogoda była idealna. Nie za zimno, nie za gorąco. W sam raz. Z łazienki dobiegły mnie głosy Sandry i mojej mamy. Słodziły sobie na temat własnych kreacji.

Po chwili z łazienki wyszła Sandra w burgundowej sukience z wywijanymi rękawami odsłaniającymi ramiona, gderając coś pod nosem o spóźniającym się Ludwiku. Zmierzyłam ją zachwyconym spojrzeniem. Wyglądała niczym gwiazda szykująca się na czerwony dywan. Naprawdę prezentowała się pięknie i postanowiłam poraz kolejny jej to powiedzieć. Przyjaciółka żachnęła się i poprawiła swoje upięte w kok ciemne loki.

- Ten fagas zasługuje na solidnego kopniaka w tyłek. Chętnie cię wyręczę i sama mu go sprezentuję na powitanie - rzuciła nerwowo. Ręce oparła na biodrach i wyglądała trochę jak wkurzona pani Helenka czekająca na spóźniających się jak zwykle ochroniarzy.

- Daj spokoj, może mu coś wypadło - spróbowałam bez większego przekonania usprawiedliwić Ludwika.

- Jasne... Dzwoniłam do niego. Odebrała jakaś pinda i nawet nie chciała powiedzieć, gdzie on się podziewa, wyobrażasz sobie?

- A tak... To pewnie Yvette. Przyjadą razem... Nie mówiłam ci?

Sandra pozostawiła tę informację bez komentarza, ale widziałam, że minę miała zaciętą, a pomalowane bordową szminką usta zacisnęła w wyrażający zdegustowanie dziubek.

- Sandra ma rację - do rozmowy przyłączyła się mama. - Ten cały Ludwik jest nieodpowiedzialny. Powinniście jeszcze poćwiczyć piosenkę przed weselem. Ale chyba już nie starczy czasu. Ślub o piętnastej, a jeszcze musimy dojechać na miejsce.

- Nie przejmujcie się. Najwyżej coś nie wyjdzie i się wszyscy pośmiejemy z wpadki - próbowałam obrócić wszystko na pozytywną stronę. To był mój ślub i nie miałam zamiaru denerwować się takimi błahostkami.

- Cudny masz ten bukiecik - zachwyciła się mama. - I cała wyglądasz przepięknie. Co prawda ta biżuteria od hrabiny dodała przepychu, no ale skoro musisz ją nosić, to już niech będzie - westchnęła.

- Nie jest wcale taka przesadzona - wtrąciła Sandra. - Z daleka wygląda świetnie. A z bliska nikt nie będzie się przyglądał przecież.

- Wyglądasz jak księżniczka Sissi z tymi klejnotami na szyi - ciągnęła mama sceptycznym tonem. - Ale i tak jest cudownie. Kto by się tam przejmował... W sumie kolor kamieni pasuje ci do oczu... No i nie wychodzisz za byle kogo, możesz pozwolić sobie na taką ekstrawagancję...

Mentor² - Depozyt prawdy [Zakończone ✓]Where stories live. Discover now