Odwróciłam się, zapierając nogami żeby odepchnąć się od podłogi, jednak moje wysiłki spełzły na niczym, bo czyjeś silne dłonie chwyciły mnie za szlafrok i przyciągnęły do siebie, unieruchamiając w stalowym uścisku.
— Hej... Spokojnie, to ja. Michasia, no co ty? — usłyszałam przy uchu znajomy szept i odwróciłam głowę, wypuszczając z ulgą powietrze z płuc.
— To ty... Nie poznałam cię... — wydusiłam drżącym jeszcze ze strachu głosem.
— Bo ściąłem włosy... A właściwie Łysol mi ściął — wyjaśnił, pocierając dłonią czubek głowy.
Usłyszałam charakterystyczny szelest pocierania skóry o krótkie włosy. Wytężyłam wzrok, żeby się przyjrzeć. Rzeczywiście włosy Maksa były króciutko przycięte. Wyglądał zupełnie inaczej. Młodziej i groźniej.
— Dlaczego? — zdziwiłam się bezmyślnie.
— Chłopaki stwierdzili, że nie mogę jechać do twoich rodziców taki zarośnięty. Nie było czasu na fryzjera. Więc Łysol wziął swoją maszynkę elektryczną. Bardzo źle? — zapytał niepewnym, lekko rozbawionym tonem.
— Nie wiem... Po prostu inaczej, zresztą w tym świetle, a właściwie w tych ciemnościach niczego nie widać.
— Chodź, tu jest zimno, usiądziemy w pokoju — mruknął Maks, otwierając tajne przejście. Przekroczyliśmy próg i po chwili oboje siedzieliśmy już w fotelach na przeciwko okna z widokiem na ciemną linię lasu, nieznacznie tylko odcinającą się od nocnego sklepienia.
— A czemu ty jeszcze nie śpisz? Piłaś? — zapytał Maks, chyba wyczuwając ode mnie brandy.
— Yyy... Tak... Z Ludwikiem — wyznałam z lekkim zakłopotaniem.
Maks sapnął przeciągle z niezadowoleniem. Przez długą chwilę siedzieliśmy w milczeniu, w niemal całkowitej ciemności, a niewidzialny mur między nami rósł i rósł. Przypomniało mi się wszystko, co powiedział tej nocy Ludwik, wszystkie jego słowa, oskarżenia i zalała mnie nagła fala złości... A może raczej zazdrości. Brandy nie pozwalała jasno ocenić ani uczuć, ani emocji. Jeśli już, to tylko je wzmagała i podsycała do ataku.
— Ile ich było? — zapytałam nagle.
— Kogo?
— Kobiet, z którymi się pieprzyłeś po całym świecie.
Maks nic nie mówił przez długi czas. Słyszałam tylko jego nierówny oddech i szelest bluzy. Dlaczego był ubrany, jakby miał za chwilę gdzieś wyjść?
— Ludwik ci powiedział — odezwał się w końcu.
— Nieważne. Odpowiedz. No ile?
— Dużo. Nie pamiętam dokładnie — wciąż ten sam, pozbawiony emocji ton.
Miałam dosyć takiego Maksa. Wolałabym już, gdyby się wściekł, gdyby się tłumaczył, podał jakiś sensowny powód. Jego opanowanie i wycofanie było tak obce, tak niepodobne do Mentora, jakiego kiedyś znałam.
— Dużo, to znaczy kilkanaście, czy dużo, kilkadziesiąt? — naciskałam, próbując opanować drżenie głosu.
— Kilkadziesiąt na pewno nie — westchnął ciężko, okazując jakieś dziwne zrezygnowanie. — Chyba kilkanaście, może około dwudziestu. Naprawdę nie pamiętam.
— Nie pamiętasz kobiet, z którymi się pieprzyłeś? — rzuciłam z niedowierzaniem i obrzydzeniem.
— Nie bardzo. Nie wszystkie. Skupiałem się na zdobyciu informacji. Reszta była...
— Miłym dodatkiem do pracy? — dokończyłam zjadliwie.
— Tak. Do czasu.
Zszokowana nawet nie byłam w stanie wykrztusić słowa. Tak. Były miłym dodatkiem. Przez długi czas oboje nie odezwaliśmy się, trwając w wymownym milczeniu. W końcu postanowiłam to uciąć raz na zawsze. Wyjaśnić, przemielić i zakopać w dole niepamięci.
CZYTASZ
Mentor² - Depozyt prawdy [Zakończone ✓]
RomanceMichalina Domańska ucieka przed konsekwencjami swojego wyboru łudząc się, że Mentor zniknął z jej życia na dobre. Jedna krótka wizyta smutnego pana z tajnych służb zmienia jednak wszystko. Mężczyzna grozi, że zabije jej rodziców, jeśli ta nie zdobę...