If You Love [18+]

By JBHiddleston

999K 63.8K 45.1K

Kiara Morton zmuszona jest opuścić ukochane, słoneczne Miami i wraz z rodzicami przeprowadzić się do ponurego... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Epilog

Rozdział 3

35.7K 2.3K 2.4K
By JBHiddleston

Od pamiętnego przyjęcia w rezydencji Alexandra Daviesa minął niespełna tydzień. Te kilka dni w zupełności jednak wystarczyło, aby nazwisko tego człowieka, powtarzane niemal każdego dnia, wsiąknęło w mury rodzinnego domu Kiary.

Ojciec dziewczyny zdawał się wręcz zachwycony tym mężczyzną. Mówił o nim podczas śniadań, obiadów i kolacji, a także nawet wtedy, gdy w pośpiechu zakładał krawat tuż przed wyjściem do firmy.

Mama Kiary w pełni oddała się życiu przykładnej, bogatej żony. Popołudnia spędzała zazwyczaj na zakupach z Amber Stewart, żoną burmistrza, wieczorami natomiast popijała wino, relaksując się w ogródkowym basenie, zupełnie jakby godziny wydawania pieniędzy i plotkowania potwornie ją zmęczyły.

Kiara postanowiła (przynajmniej na razie), nie wracać do tematu studiów. Wciąż miała sporo czasu na złożenie papierów na uczelnię, więc skupiła się na unikaniu rodziców, czytaniu książek, bieganiu i rozmowach z Polly.

Ten piątkowy poranek nie różnił się praktycznie niczym od każdego poprzedniego. Mortonowie zasiedli w ogromnej, jasnej i niemal sterylnie czystej jadalni, aby zjeść wspólne śniadanie, nim ich drogi rozejdą się na dalszą część dnia.

– Będę pracował dzisiaj do późna w firmie – odparł ojciec, nie odrywając spojrzenie od gazety, która spoczywała na stole.

– Och, a ja umówiłam się na wieczór w spa z Amber i kilkoma jej znajomymi – poinformowała dźwięcznie Olivia Morton, zapewne spodziewając się, że jej mąż okaże jakiekolwiek zainteresowanie. Gdy tak się jednak nie stało, dodała: – Powinniśmy zaprosić Stewartów na obiad, może w najbliższą niedzielę? Amber opowiadała mi wczoraj o swoim synu Felixie. – Jej wzrok spoczął na brunetce, która zamarła, z kawałkiem grzanki w ustach. – Jest tylko o rok starszy od ciebie. Pochodzi z dobrej rodziny, więc to chyba dobry pomysł, abyście nawiązali kontakt, nie sądzisz?

Kiara przełknęła zawartość swoich ust i, pośpiesznie chwytając kubek z herbatą, upiła spory łyk. Kątem oka spojrzała na ojca, który nie wydawał się jednak zaciekawiony rozpoczętym tematem.

– Powinnaś znaleźć sobie jakichś odpowiednich znajomych – dodała matka.

Mówiąc ''odpowiednich'' miała, rzecz jasna, na myśli wystarczająco bogatych i cieszących się dobrą opinią.

Zanim Kiara zdołała cokolwiek powiedzieć, jej ojciec wstał z ciężkim westchnieniem.

– Nie czekajcie na mnie z kolacją – poinformował, nim opuścił jadalnię.

– Widzisz, co narobiłaś? – Matka obdarzyła ją spojrzeniem. – Nie powinnaś denerwować ojca przed pracą. – Również wstała. – W niedzielę zjemy kolację ze Stewartami – oznajmiła, kręcąc głową.

Kiara odprowadziła matkę zmęczonym wzrokiem. Potem spojrzała na swój talerz. Nagle całkowicie straciła apetyt. Dopiła nieco słodkiej herbaty i gdy również zdecydowała się opuścić jadalnię, zorientowała się, że została w ogromnej willi kompletnie sama.

Westchnęła ciężko.

Ostatecznie samotność była przecież o wiele lepsza niż przebywanie w towarzystwie osób, przy których nie czuła się dobrze.

W myślach pośpiesznie ułożyła sobie plan na resztę dnia, który jednak szybko runął, niczym domek z kart, gdy w pustych ścianach rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Kiara pokonała ogromny, jasny hol i zanim zdołała chwycić klamkę, drzwi stanęły otworem, a ona utonęła w objęciach Polly.

– Nie rób takiej zaskoczonej miny. – Blondynka obdarzyła Kiarę radosnym uśmiechem, jednocześnie wciągając do wnętrza willi swoją walizkę. – Myślisz, że mogłabym zostawić cię samą z twoimi paskudnymi rodzicami?

– Myślałam, że żartujesz, mówiąc, że wpadniesz w weekend...

– Nigdy nie żartuję – wtrąciła, wymijając przyjaciółkę. W zwiewnej, jasnożółtej sukience wyglądała dziwnie młodo i dziecinnie, co zdecydowanie nie pasowało do jej wybuchowego charakteru. – Przyjechałam, jak zresztą widzisz i zamierzam zabrać cię na imprezę. Wiedziałaś, że w Vancouver mają klub niemal na każdej ulicy? – Uśmiechnęła się nieco szerzej, zerkając na Kiarę przez ramię. – Przywiozłam całą walizkę sukienek. Którędy do twojego pokoju? 

***

– Doszły nas słuchy, że zaoferowałeś współpracę Jonowi Mortonowi. – Burmistrz Stewart uniósł wzrok znad swoich kart i, wyciągając cygaro spomiędzy spierzchniętych warg, spojrzał na Alexandra.

Dzielił ich okrągły stół, kilka szklanek whisky i chmura dymu. Jak co piątek wieczór, znajdowali się w piwnicy jednego z klubów.

Alexander nabrał głęboki oddech. Minęła dłuższa chwila, nim odpowiedział skinieniem.

Parker, który siedział po jego lewej stronie, zaśmiał się, wciąż trzymając papierosa w ustach. Potem pokręcił głową.

– Wygląda na to, że Alexander Davies znalazł sobie nową ofiarę. – Spojrzał na swoje karty i syknął jakby z rozczarowaniem.

– Nie mam pojęcia, o czym mówicie...

– Daj spokój. – Stewart machnął dłonią. – Całe Vancouver doskonale wie, dlaczego Jons&Jons z jednej z najbardziej dochodowych firm w kraju w jednej chwili stało się bankrutem. – Obdarzył bruneta paskudnym, niemal złośliwym uśmiechem. – Jesteśmy przyjaciółmi, Alexandrze. – Pochylił się nad stołem.

Nie, zaprzeczył w myślach brunet, to wy myślicie, że tak właśnie jest.

– Wiesz dlaczego? – Stewart spojrzał na Parkera, a potem Leonarda, który wydął wargi. – Bo każdy, kto ma dość oleju w głowie wie, że lepiej nie mieć sobie ciebie za wroga. – Zaniósł się śmiechem. – Niech mi Bóg świadkiem, jeżeli Diabeł ma syna, to jesteś nim właśnie ty. Nie znam nikogo, kto tak jak Alexander Davies potrafiłby niszczyć ludzi. – Pokręcił głową z uznaniem. – Panowie. Ile czasu dajemy Jonowi Mortonowi?

– Trzy miesiące – odparł Parker. Leonard zgodził się z nim skinieniem.

– Dwa – dorzucił burmistrz. – Za dwa miesiące wyniesie się stąd z niczym. – Spojrzał prosto w oczy Alexandra.

Kącik ust bruneta drgnął ku górze w lekkim, pozbawionym radości uśmiechu. Nie skomentował słów swych towarzyszy i, przenosząc wzrok na karty, odparł:

– Podbicie. 

***

– Hej, ostrożnie. – Polly pokręciła głową ze śmiechem, gdy Kiara jednym łykiem opróżniła całą zawartość swojego kieliszka.

Siedziały przy zatłoczonym barze, w jednym z klubów, w którym no weekend gromadzili się mieszkańcy Vancouver.

Kiara rzadko sięgała po jakikolwiek alkohol. Miała zbyt słabą głowę, aby mieć w sobie dość odwagi i wypić więcej niż jeden czy dwa drinki. Właśnie dlatego Polly patrzyła na nią ze zdziwieniem, gdy brunetka opróżniła już trzeci kieliszek.

– Rodzice, hm? – Skrzywiła się, nawet nie potrafiąc tego ukryć.

– Wszystko – westchnęła ciężko Kiara. – Nie znoszę tego miasta – jęknęła, przechylając głowę w bok. Oparła podbródek na dłoni. – W Miami miałam przynajmniej ciebie...

– Teraz też mnie masz. Cóż, tysiące mil dalej, ale i tak jestem. Pamiętaj o tym, okej? – Pochyliła się w kierunku przyjaciółki. – Idę poszukać toalety. Nie ruszaj się stąd i nie pij więcej, dopóki nie wrócę.

– Jasne – mruknęła, odprowadzając blondynkę spojrzeniem.

Gdy Polly zniknęła w tłumie tańczących ludzi i blasku zielonych neonów, Kiara odwróciła głowę, aby zamówić kolejne drinki. Właśnie wtedy ktoś boleśnie uderzył ją w ramię.

– Hej! – Syknęła.

– Butelka whisky – odezwał się męski głos.

– Byłam pierwsza... – Kiara zamilkła, gdy, odwróciwszy głowę, ujrzała znajomą, wychudzona i bladą twarz.

Mężczyzna, który mógł być niewiele starszy od niej samej, uniósł ciemną brew w geście zaskoczenia i rozbawienia.

– Kiara Morton – odparł, sunąc wzrokiem w dół.

Brunetka nagle pożałowała, że dała się namówić Polly na obcisłą, czerwoną sukienkę, która pokazywała zdecydowanie zbyt wiele jej ciała.

– To nie przypadek, że ponownie się spotkamy – dodał Parker, mężczyzna, którego brunetka poznała kilka dni wcześniej, w rezydencji Alexandra Daviesa. – Jesteś tutaj... – rozejrzał się dookoła – sama?

Kiara pokręciła głową.

– Moja przy...

– Chcę coś ci pokazać – wtrącił nagle.

– Ja...

– Chodź ze mną. – Jego chuda, zimna dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku.

Była zbyt słaba lub pijana, aby zorientować się w porę, że mężczyzna poprowadził ją przez parkiet i, że chwilę później opuścili również sam budynek klubu. Dopiero gdy jej plecy uderzyły o zimną, mokrą ścianę ciemnego zaułka, odurzenie alkoholem stało się nieco mniej wyczuwalne.

– Powinnam wracać do środka... – Odwróciła się w bok, jednak Parker zagrodził jej drogę, kładąc dłoń na ścianie tuż obok jej głowy.

– Możemy się zabawić – odparł. – Mój samochód stoi kawałek dalej...

– Naprawdę muszę wracać do środka...

– Nie mów, że ubrałaś taką kieckę tylko po to, żeby ładnie wyglądać – syknął. – Tutaj, w Vancouver, w klubie takim, jak ten, taka sukienka to zaproszenie to porządnego pieprzenia.

Kiara napotkała jego spojrzenie. Być może coś w jego oczach sprawiło, że strach uderzył w nią z podwójną siłą, bowiem pojęła, że właśnie wpakowała się w cholernie poważne kłopoty. 

***

– Pieprzyć to. – Burmistrz rzucił karty na stół i, wskazując Alexandra palcem, syknął: – Cholerny gnojek z ciebie. Masz farta. – Pokręcił głową. – Gdzie Parker? Dziesięć minut temu wysłałem go po butelkę whisky, czy ten dzieciak nie może zrobić chociaż tak prostej rzeczy? Muszę się napić przed kolejną partią.

– Kończę na dzisiaj. – Alexander wstał od stołu.

– Daj spokój. Noc jeszcze młoda. – Leonard spojrzał na niego spod okrągłych okularów.

– Jest jeszcze wiele rzeczy, które muszę zrobić.

– I wiele ludzi, których musi zniszczyć – dodał burmistrz. – Za tydzień... skopię ci tyłek, Davies.

Alexander odpowiedział jedynie lekkim uśmiechem, doskonale wiedząc, że whisky i cygara rozwiązały język burmistrza.

Gdy znalazł się w wąskim, słabo oświetlonym korytarzu, poprawił mankiety czarnej marynarki, przy okazji zerkając na zegarek. Było krótko przed pierwszą w nocy.

Popchnął drzwi i nagle dudnienie klubowej muzyki odezwało się gdzieś za nim. Przystanął pośrodku ciemnej uliczki, pragnąc przez ten jeden krótki moment nasycić się ciszą, która nie trwała jednak dłużej, niż mgnienie oka. Gdzieś w oddali usłyszał śmiech – charakterystyczny dźwięk zdartego od alkoholu i papierosów gardła. 

***

Ciepły, śmierdzący whisky oddech musnęły jej szyję. Ciałem Kiary wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz obrzydzenia i przerażenia.

– Obiecuję, że nam obojgu się to spodoba. – Ochrypły głos rozbrzmiał tuż obok jej ucha, a zimna, szorstka dłoń spoczęła na jej udzie.

Próbowała się szarpnąć, ale wypity wcześniej alkohol skutecznie uniemożliwiał jej wykonanie jakiegoś mocniejszego ruchu.

– Przestań – syknęła, gdy dłoń Parkera wdarła się pod materiał jej sukienki. – Prze...

– Daj spokój, mała. – Przycisnął wargi do jej szyi.

Kiara poczuła nagłe mdłości. Nie była pewna, skąd odnalazła w sobie te resztki sił, które pozwoliły jej unieść kolano, które trafiło prosto w krocze mężczyzny.

Jęknęła cicho, gdy niemal pociągnął ją za sobą, cofając się o kilka chwiejnych kroków. Przycisnęła plecy do twardej ściany i, dysząc ciężko, uniosła głowę. Spojrzała prosto w pełne gniewu oczy.

– Ty mała su... – Ruszył w jej kierunku. Jego dłoń powędrowała w górę i zamarła, pochwycona w żelaznym uścisku innej ręki.

Kiara zdołał dostrzec jedynie błysk srebrnego sygnetu, gdy z ciemności wyłoniła się spowita w czerń wysoka, postawna sylwetka Alexandra Daviesa.

Jego przybycie nawet w najmniejszym stopniu nie przyniosło jej jednak ulgi. A w chwili, w której poczuła na sobie ciężar jego spojrzenia, zapragnęła zwymiotować.

– Panna Morton? – Uniósł brew. Zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy w subtelny, niemal niedostrzegalny sposób. Gdy brunetka spuściła wzrok, spojrzał na mężczyznę, którego nadgarstek wciąż trzymał. – Musisz nauczyć się trzymać ręce przy sobie, Parker. – Jednym ruchem wygiął jego dłoń w tak nienaturalny sposób, że Kiara z trudem zdołała zdusić krzyk.

Parker z głośnym jęknięciem upadł na kolana.

Kiara, oddychając ciężko, zmusiła się do uniesienia głowy. Napotkała spojrzenie czarnych tęczówek Alexandra Daviesa, który, puszczając ranną rękę mężczyzny, zapytał:

– W porządku?

– Ja...

– Kiara! – Polly pojawiła się na końcu uliczki. – Boże... – Rzuciła się biegiem w kierunku przyjaciółki. – Szukam cię od kilku minut... Coś się stało? – Przystanęła gwałtownie, gdy dostrzegła wijącego się na ziemi Parkera.

– Nie – odparła szybko Kiara, w końcu odrywając spojrzenie od bruneta. – Nie – powtórzyła, odwracając się w kierunku blondynki. – Chodźmy stąd.

– Och... Ale...

– Chodźmy, Polly. – Chwyciła ją pod ramię i pociągnęła w kierunku ulicy. – Wracajmy do domu – szepnęła, nie oglądając się za siebie. 

***

Alexander spojrzał na Parkera z góry. Potem kucnął i westchnął ciężko:

– Co mam z tobą zrobić,  Smith? Przecież dobrze wiesz, jak bardzo nie lubię, gdy ktoś dotyka tego, co należy do mnie. 



J.B.H

Continue Reading

You'll Also Like

Be Mine By idalia

Teen Fiction

2.2M 10K 6
Mogłam być kimkolwiek zechcę na tym świecie, a zdecydowałam się być jego. (c)youmademyday7
85.7K 3.2K 25
"Przypadek chciał, że się poznaliśmy. Los chciał, że się rozdzieliliśmy. Przeznaczenie chciało, żebyśmy znów się spotkali." Yvette Reynolds aspiruje...
1.1K 147 2
Gdyby Cindy posłuchała rady przyjaciółki, być może chęć znalezienia ekskluzywnego klubu nocnego nie skończyłaby się przypadkowym, całkowicie niechcia...
155K 4.8K 30
„ Na własne życzenie weszłam w ogień, który sami rozpalili „ Zawsze myślałam, że życie jest piękne. Jako mała dziewczynka nie mogłam na nic narzekać...