Mentor² - Depozyt prawdy [Zak...

By KarMail

62.2K 6.2K 3.2K

Michalina Domańska ucieka przed konsekwencjami swojego wyboru łudząc się, że Mentor zniknął z jej życia na do... More

Słowem wstępu
Prolog
1. Ołów
2. Brzytwa
3. Kolce
5. Egzekutor
6. Kapitulacja
7. Wciągnięcie
8. Oliwa
9. Plan
10. Gotowość
11. Warunki
12. Próg
13. Serce
14. Powody
15. Rysy
16. Demony
17. Mrok
18. Blisko
19. Intruz
20. Błysk
21. Mentorium
22. Kawa
23. Siedziba
24. Kontra
25. Psychologia
26. Słodycz
27. Ewentualność
28. Ucieczka
29. Prometeusz
30. Miłość
31. Dom
32. Jedno (18+)
33. Alarm
34. Rozdzielenie
35. Ruiny
36. Jad
37. Okruchy
38. Zmrok
39. Upadek
Epilog
Słowem podsumowania

4. Szantaż

1.4K 163 93
By KarMail

— A tak w ogóle to co panienka tu robi? — wyrzuciła z siebie pani Helenka, obrzucając mnie taksującym i podejrzliwym spojrzeniem.

— Ja... — zawahałam się, bo przecież nie mogłam wyznać jej całej prawdy. Postanowiłam więc ujawnić tyle, ile mogłam.
— Chcę naprawić to, co zepsułam — powiedziałam ostrożnie.

Kobieta uniosła brwi i zacisnęła usta w wąską linię. Odchrząknęła przy tym znacząco.

— Pewnych rzeczy nie da się ot tak cofnąć, naprawić. To tak samo jak z przypaleniem jajecznicy. Nawet zebrana z wierzchu trąci spalenizną. Ani zjeść, ani wyrzucić... — Pokręciła głową i z zapałem wróciła do zeskrobywania z blachy spalonego niemal na węgiel jedzenia.

— Mimo wszystko chciałabym spróbować... Naprawić, co tylko się da... — rzuciłam kobiecie pełne skruchy spojrzenie.

Pani Helenka nie przerwała szorowania, a wręcz przyłożyła do tego jeszcze więcej siły. Przez chwilę obserwowałam jej pulchne dłonie skrobiące zawzięcie uporczywy brud przyschnięty do naczynia. Cała jej zacięta postawa mówiła mi, że nic już nie będzie takie, jak kiedyś.

— Myślałam, że ma panienka więcej oleju w głowie... A tam tylko fiu bździu — rzuciła w końcu, a zabrudzona druciana gąbka wylądowała z plaśnięciem w rogu umywalki.

Zamurowało mnie. Poczucie wstydu oblało mnie od góry do dołu jak roztopiony wosk, unieruchamiając w miejscu. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie choćby słowa.

— Przez panienkę pan hrabia zniknął. Jak go znam, to wyjechał w te głupie góry, tak jak wtedy, kiedy Zuzanna..  Ledwo co uszedł z życiem. Gdyby go nie znaleźli... Boże, co też panienka narobiła... — warknęła, a jej pulchne ramiona kołysały się od szybkiego oddechu. — Jest mi jak syn. Jak syn...

Nagle kobietą wstrząsnął szloch, przerywający jej gorzkie słowa, dławiący resztę jej słów w ściśniętym gardle. Rozpłakała się na dobre, a ja nie miałam pojęcia, co powinnam w takiej sytuacji zrobić.

— Naprawdę mi przykro — szepnęłam, ale Helenka chyba nawet tego nie usłyszała.

Wycofałam się z kuchni, czując się jak złodziej, intruz, niechciany i nieproszony gość. Persona non grata w majątku Rozdrażewskich.

Przysiadłam na wytartym schodku, kompletnie nie wiedząc, co mogłabym ze sobą począć. Przetarłam rozgrzaną twarz lodowatymi dłońmi i czekałam. Czekałam na jakikolwiek sygnał od Mruka, jednak ten się nie pojawiał.

Zerknęłam po raz enty na telefon. W tych podziemiach nie miał zasięgu, wiec nawet nie mogłam skontaktować się z mamą. 
Mijały ciężkie, zatęchłe, pachnące wilgocią minuty. Z kuchni nie dobiegał już odgłos płaczu. Zamiast tego słychać było szum zmywarki przemysłowej. Widocznie pani Helenka zabrała się z powrotem do roboty.  

W głowie miałam totalną pustkę. Wiadomość o wyjeździe Maksa w góry była jak kubeł zimnej wody. Cała się trzęsłam, bo ilość lodowatych emocji zalała mnie zapierającą dech falą. Nie pozostało mi nic innego, jak biernie czekać.

— Tutaj panienka siedzi? Przecież tu zimno, wilka można dostać... — Helenka wyjrzała z kuchni i załamała ręce na mój widok. — Na kogo pani tak czeka?

— Na Bartosza. Miał mi powiedzieć, co mam robić. Dzwonił do Fawora, ale podobno nie mógł się z nim skontaktować.

— Aj tam, będzie pani tak czekać do rana. Lepiej na górze, w sypialni. Już ja chłopakowi nagadam. Co to za pomysły... Zmarzła pani na kość — pokręciła głową i westchnęła poirytowana. Minęła mnie i otworzyła schowek pod schodami, by po dłuższej chwili okraszonej dźwiękami uderzajacego o siebie szkła wyjąć butelkę z jakąś złocistą nalewką. — To na rozgrzanie. Pigwówka z tamtego roku, sama robiłam — wcisnęła mi lekko przykurzoną butelkę w dłoń i podreptała do kuchni. Wyszła z niej po chwili, dzierżąc w dłoni niewielką szklaneczkę. — Może nie jest to kryształ, ale tutaj nie mam lepszych naczyń. Nie chce mi się drałować w tę i we w tę do kredensu w salonie. A teraz już, sio mi na górę, zanim się całkiem przeziębi — fuknęła, zwracając się do mnie bezosobowo, niczym surowa pani w dziekanacie.

Nie śmiałam protestować. Właściwie umysłem znajdowałam się wiele kilometrów na południe, gdzieś ponad chmurami, na ośnieżonych szczytach Tatr, więc nawet nie bardzo myślałam, co robię. Miałam nadzieję, że Maksymilian jednak zrezygnował z wyprawy i przebywał obecnie w bezpiecznym miejscu, jakimś schronisku lub górskiej chacie. Pani Helenka poprowadziła mnie tajnym przejściem wąskimi schodkami w górę, po czym ukrytym w ścianie wyjściem przecisnęłyśmy się na korytarz przylegający do sypialni. Kobieta uchyliła drzwi pomieszczenia i wpuściła mnie do środka, po czym, rozglądając się na boki, wyślizgnęła tuż za mną.

— Niech panienka raczy donikąd nie wychodzić. Jeśli czegoś trzeba, dzwonić dzwonkiem — oznajmiła sucho, unikając mojego spojrzenia. Postawiła na stoliku nocnym butelkę z pigwową nalewką oraz lekko zmatowiałą szklaneczkę. Uzupełniła ją do połowy i bez słowa odstawiła na półkę.

Chciałam coś powiedzieć, ale kucharka odwróciła się na pięcie wirując spódnicą, która przez ułamek sekundy wyglądała jak nakręcony bączek, po czym podreptała ku wyjściu. Odprowadziłam ją wzrokiem, aż jej przysadzista sylwetka zniknęła za drzwiami.

Stałam nieruchomo, nie mogąc uwierzyć, że znów znalazłam się w pałacu, w dodatku w swojej sypialni. Chwila. Żadnej "swojej". To był tylko pokój, w którym spędzałam noce w trakcie pobytu w tym miejscu. To pomieszczenie nie należało do mnie w żaden sposób.

Widok znajomych mebli był jak swoista podróż do przeszłości. Nic się nie zmieniło. Te same jasne kolory, ten sam kwiatowo-cedrowy, kojący zapach. Oczy zapiekły mnie od niespodziewanie narastających emocji. Zawsze byłam sentymentalna, ale teraz zdusiłam w sobie te niepotrzebne odruchy. Musiałam działać racjonalnie. Przyjechałam tu po coś, nie na wycieczkę. Wzięłam głęboki oddech i przysiadłam na łóżku, jedną ręką sięgając po telefon, a drugą po kuszącą złocistymi refleksami nalewkę, która natychmiast znalazła się w moich ustach. Nie tracąc więcej czasu wybrałam numer czekającej na mnie mamy. Odebrała po trzech sygnałach.

— Córcia, ja już jadę — odezwała się dziwnie przytłumionym głosem. Tak jakby miała zatkany nos lub coś blokowało jej mikrofon.

— Jak to jedziesz? Nie czekasz na mnie? — wydusiłam, krztusząc się łykiem pigwówki. Gardło zapiekło mnie niemiłosiernie, ale zignorowałam to.

— Michaśka... On już wie.

— Kto? Co wie?

— Onyszkiewicz. Dzwonił do mnie zaraz po tym, jak przelazłaś przez żywopłot. Pytał, jak ostateczna decyzja. To mu powiedziałam, że sprawa jest w toku, że podwiozłam cię do Maksymiliana, że coś spróbujesz wykombinować...

— A on? Co on na to?

— Kazał mi odjechać. Chyba się ucieszył, słysząc, że jesteś już na miejscu. I zdaje się, że chce, żebyś załatwiła to sama, bo po co kazał mi cię zostawić?

— I posłuchałaś go?

— A co miałam zrobić? Poza tym ojciec nie odbiera telefonu. Zaczynam się martwić. Albo już się dowiedział i jest na nas wściekły, albo coś się stało... Innej opcji nie ma. Muszę wracać, sprawdzić...

Mój żołądek ścisnął się boleśnie, a oddech przyspieszył. A jeśli Onyszkiewicz zrobił coś ojcu?

— Jasne, tak. Jedź. I daj znać, jak już czegoś się dowiesz — wykrztusiłam, modląc się w duchu, żeby moje obawy okazały się niesłuszne. — Dziękuję za wszystko. I uważaj na siebie.  Kocham cię mamo.

— Ja ciebie też, córcia. Bądź ostrożna. Pamiętaj, pomyśl dwa, albo nawet trzy razy, zanim cokolwiek powiesz. Pilnuj emocji. Wiem, że to trudne, ale nie daj się im. Po prostu rób swoje, a jakoś to będzie. Poradzimy sobie.

— No jasne. Damy radę. Dzięki, mamo — wydusiłam niemal szeptem.

Nacisnęłam czerwony przycisk i w tej samej chwili zanurzyłam się pod taflą ciszy i samotności. Od teraz byłam już w tym wszystkim sama. Sama naprzeciw wszelkim wyzwaniom i problemom. Tak bardzo chciałam mieć przy sobie Maksa, który na pewno wiedziałby, co zrobić. Byłam gotowa wbrew groźbom Onyszkiewicza powiedzieć mu o wszystkim, jak tylko wróci do pałacu. Już układałam sobie w głowie słowa, w których mogłabym go przeprosić i przedstawić mu całą sytuację. Na pewno by zrozumiał i zgodził się pomóc. Przecież Onyszkiewicz nie miał żadnej możliwości dowiedzenia się, czy zachowałam milczenie. A zanim by się zorientował, Maksymilian podjąłby odpowiednie kroki, aby ochronić moją rodzinę. Tak jak kiedyś. Zabrałby ich w bezpieczne miejsce. Pozbyłby się tych, którzy czyhali na ich życie.

A jeśli Mentor nie wróci? Jeśli coś mu się w tych przeklętych górach stanie? Nie... Musiałam być dobrej myśli. Nie mogłam popadać w czarną rozpacz. On wróci. W jakiś sposób czułam, że gdzieś tam jest i o mnie myśli.

Tęskniłam za nim jak nigdy wcześniej. Tak bardzo pragnęłam mu o wszystkim powiedzieć, zatonąć w jego silnych ramionach, zapomnieć o wszelkich strachach i niebezpieczeństwach. Nie mogłam go przecież okłamać. Ponownie zranić i liczyć, że kolejny raz mi wybaczy. Wolałam zaryzykować i oszukać Onyszkiewicza, a nie Rozdrażewskiego. W sercu już postanowiłam, jednak moje zamiary posypały się, zanim zdążyły skrystalizować w realne słowa i czyny. Telefon ponownie zadzwonił, a na wyświetlaczu pojawił się jakiś nieznany mi numer. Mając nadzieję, że to Mruk, nacisnęłam zielony przycisk.

— Tak? — bąknęłam niepewnie, przyciskając urządzenie do ucha.

— Dzień dobry, pani Michalino.

Ten lekko zachrypnięty tembr rozpoznałabym wszędzie. Padalec. Nie raczyłam się odezwać, lecz mężczyzna nie zwrócił na to uwagi. Przystąpił do ataku, jak ukryty w trawie wąż, gotowy ukąsić znienacka.

— Wiem, jakie myśli krążą po pani głowie — wysyczał.

— Słucham? O co panu chodzi? Przecież pan wie, staram się wypełnić umowę...

— Niech mnie pani nie rozśmiesza. Wiem dobrze, że jak tylko nadarzy się okazja, wszystko pani wyśpiewa Mentorkowi. Dlatego dzwonię. Postanowiłem się zawczasu zabezpieczyć.

— O czym pan mówi? Nie mam zamiaru o niczym mówić komukolwiek...

W głośniku zatrzeszczało, a po chwili rozległ się w nim dobrze mi znany, choć roztrzęsiony jak nigdy, głos mojego ojca.

— Michasiu... Nie słuchaj go... Wiesz co masz robić...

— Zamilcz! — przerwał mu Onyszkiewicz.

W głośniku słychać było dźwięki szamotaniny, która po chwili ucichła, zastąpiona ponownie przez znienawidzony głos.

— Jeśli pani piśnie choć słówko, dowiem się o tym, jasne? Dowiem się, może być pani tego pewna. A wówczas pani ojczulek straci najpierw paluszki, jeden po drugim, a potem...  głowę. De-ka-pi-tac-ja. Zna pani to słowo? — zapytał jedwabistym, zaprawionym groźbą głosem.

Dobrze znałam to słowo i nie musiał nic więcej dodawać. Zemdliło mnie na samą myśl, a w oczach mi pociemniało. To był jakiś koszmar... Nigdy się z niego nie wyplączę...

— Pan jest psychopatą! — wykrztusiłam przez łzy. — Niech pan go wypuści! Ja zrobię wszystko, co pan każe... — łkałam, ledwo będąc w stanie wyartykułować sensowne zdania.

— Ależ wypuszczę, wypuszczę... — mruknął mężczyzna pozornie uspokajającym tonem. — Wypuszczę, kiedy odzyska pani dokumenty — dokończył, a ja w myślach przeklęłam cholerny depozyt Rozdrażewskich. — Jeśli będzie pani grzecznie wypełniać misję, nic się tatusiowi nie stanie. Ma pani moje słowo...

— Niech pan je sobie wsadzi w dupę! — syknęłam. Moje palce bezwiednie powędrowały w stronę włosów. Z bezsilności i rozpaczy ciągnęłam je, nie czując bólu.

— A pani niech nie pogarsza swojej sytuacji. Z moich ostatnich informacji wiem, że pani matka, jak jej tam, Dorota Domańska, obecnie przejeżdża obok Nowego Sącza...Oby jej się udało dojechać do domu bez szwanku. Takie paskudne warunki na drogach... Okropna pogoda — westchnął teatralnie. — Szkoda by było, gdyby miała wypadek... Oczywiście nie życzę jej tego, jednak...

— Dość! — przerwałam mu, nie chcąc wysłuchiwać jego kolejnych gróźb. — Dobrze już, zrozumiałam. Nic nie powiem. Ma pan moje słowo.

— Świetnie. Widzę, że potrafimy się dogadać.

Zaraz się dogadamy, padalcu.

— Jeszcze nie skończyłam... Ja też mam pewien warunek...

— Ojej, no popatrz ty... mały kotek wyciąga pazurki? — Onyszkiewicz roześmiał się z niedowierzaniem.

— Bez tego nie będę w stanie porozmawiać z Rozdrażewskim. Nadal będzie się pan śmiał, czy mnie wysłucha?

— No mówże, bo zaraz mam spotkanie...

— Załatwi pan przeprosiny w mediach i oczyszczenie Maksymiliana ze wszystkich zarzutów. Niech pan coś wymyśli.  Że znaleziono dowody uniewinniające czy coś... Inaczej nie dam rady odzyskać jego zaufania. Nie będzie chciał ze mną rozmawiać. A co za tym idzie, nie zdobędę tego, na czym panu zależy.

— No, no. Sprytnie... — skomentował ze szczerym podziwem. — Cóż... Nie jest mi to na rękę, bo szczerze udupiłbym Rozdrażewskiego i wsadził go za kratki na wiele długich lat, ale jeśli tak pani stawia sprawę...

— Taki stawiam warunek.

— Schowaj te pazurki, kotku, bo się ich nie boję...

Szymon. Szymon zwrócił się do mnie w takich samych słowach. Jak ja ich obojgu nienawidziłam... Jaki ojciec, taki syn...

— Dobra. Załatwię to. A pani niech robi wszystko, żeby zdobyć dokumenty. Zbierać informacje, powęszyć trochę, pomyszkować tu i ówdzie. Kobiety mają predyspozycje do tego typu roboty. A jak już zdobędzie pani papiery, proszę o telefon na ten numer. Zrobimy ewakuację, i wszyscy będą szczęśliwi.

Chyba ty, padalcu. Jakkolwiek się to wszystko nie zakończy, ja będę skończona.

— Oczywiście. Zrobię, co w mojej mocy — zapewniłam go, czując się, jakbym własną krwią podpisywała cyrograf z samym diabłem.

— Oby tak było, pani Michalino. Oby się pani udało...

Rozłączył się, zostawiając mnie z sercem przepołowionym na pół.

Musiałam kolejny raz wkroczyć na drogę zdrady. Tak naprawdę już nią szłam, chociaż nie miałam pojęcia, co się znajduje na jej końcu.

Continue Reading

You'll Also Like

4.5K 169 4
ZAKOŃCZONA!! Od zawsze miałam pecha w zwiazkach. A ostatni był totalną porażką. Na szczescie nie jestem sama. Mam oddanego przyjaciela ktory zawsze j...
219K 8.8K 6
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
8.3K 189 14
Moja kontynuacja Rodziny Monet od 19 rozdziału Diamentu.
409K 16.9K 54
A co jeśli to kobieta uratuje wielkiego szefa mafii? Powinno być chyba na odwrót, prawda? Czasy kobiet w opałach jednak już dawno minęły. Hank jest...