Medicine | Dabi

By dead_artist

1.7K 247 67

| BNHA / OC | PARTS: 13/?| PL „i look at you, and i just love you, and it terrifies me. it terrifies me what... More

Appointment
Treatment
Medical emergency
Anamnesis
Diagnose
Dementia
Blood donor
Bruises
Wounds
Forced rapid recovery
Relapse
Derealisation

Examination

132 23 2
By dead_artist

feel like making a deal with the devils?

Wokół panowała kompletna ciemność, przez co Hana nie była do końca pewna, czy idzie w dobrym kierunku. Miała wrażenie, że krąży w kółko i co chwila mija jedno i to samo pieprzone drzewo. Nie potrafiła rozeznać się w terenie na tyle, żeby stwierdzić, czy tu była, czy też jeszcze nie. Telefon, który trzymała w dłoni, słabo oświetlał jej drogę, której celem był dołek numer siedemnaście. Jebana siedemnastka, która od tej nocy będzie ją prześladować w snach do końca (zapewne krótkiego, acz intensywnego) życia. Odwróciła na moment komórkę, żeby zerknąć na mapkę pola golfowego, która tak naprawdę nic jej nie dawała.

Poszukiwany dołek znajdował się gdzieś za jeziorem, które prawdopodobnie okrążyła pięć razy, przy jakimś drzewie, których widziała dziesiątki. Co więcej, był on na żółtym polu, co mogło oznaczać...

— Piasek! — warknęła, wypluwając obrzydliwe ziarenka z ust. Że też musiała spojrzeć na mapę w takim momencie! W ciągu zaledwie kilku sekund straciła podłoże pod nogami i runęła do dołu, zagrzebując się w piachu niczym grzechotnik.

— Dłużej się nie dało? — Głos dobiegał z jej prawej strony, przez co automatycznie skierowała tam głowę. Na krańcu, z którego sama miała zaszczyt spaść, siedział chłopak. W żadnym kawałku nie przypominał uczniaków z liceum, których widywała nieraz na ulicach. Różnił się przede wszystkim okropną maską, która wyglądała jak... dłoń. Na dodatek zdawał się mocno wychudzony, zupełnie jakby nie jadł przez kilka dni.

— Trzeba było łaskawie, jakoś oznaczyć miejsce spotkania, które znajduje się na osiemnastu hektarach! — zawarczała, podnosząc się gwałtownie na dłoniach, żeby zaraz wstać i się otrzepać. Nie takiego „wielkiego wejścia" oczekiwała. Rozejrzała się ukradkiem, dostrzegając poruszające się cienie, które zapewne były rzeczywistymi członkami Ligi. — Chce rozmawiać z waszym liderem — powiedziała, poprawiając lateksową, czarną sukienkę, która zdążyła się jej podwinąć.

— Rozmawiasz z nim — powiedział ten sam chłopak, na co Hana zmarszczyła brwi, krzywiąc się nieznacznie. — Przecież ty masz z siedemnaście lat — stwierdziła z niedowierzaniem.

— Mam więcej, jednak mój wiek nie jest ważny. — Ton jego głosu był zimny, wręcz bezlitosny. Himura musiała mu to przyznać, że choć wyglądał jak dzieciak, to bezduszność, z jaką mówił, była przynajmniej na poziomie dorosłego. — Dość czasu straciliśmy, czekając na ciebie...

— O, przepraszam bardzo! — przerwała mu, wyciągając dłoń przed siebie. Była wściekła i za nic nie potrafiła się opanować. Wątpiła, że ktokolwiek znał ból krążenia po nieoświetlonym polu golfowym nocą w przykrótkiej sukience, szukając zgrai przestępców. — Jakbyście chociaż latarką poświecili, byłoby łatwiej — stwierdziła, a w niedalekiej odległości od niej buchnął błękitny płomień. Odruchowo podskoczyła, odsuwając się na bezpieczną odległość.

— Usatysfakcjonowana? — spytał mężczyzna, nad którego ręką majaczył ogień. Hanie omal szczęka nie opadła, kiedy rozpoznała w nim osobnika towarzyszącego Chi w klubie. Nadal miał paskudne blizny na twarzy i skórę pozszywaną za pomocą staplera chirurgicznego.

— Nie do końca — odpowiedziała, zerkając na niego przelotnie. — Nie przepadam za niebieskim światłem — stwierdziła. — W nim czerwona szminka wygląda na fioletową, co nazbyt kojarzy mi się z topielcami. — Zmrużyła oczy, które przez chwilę zetknęły się z tymi bruneta.

— Dosyć — przerwał poirytowanym głosem jasnowłosy chłopak ze skarpy. — Co wiesz o Toraneko?

— Praktycznie wszystko sprzed dwóch lat — powiedziała. — Jeśli podstawowa jednostka nie uległa zmianie i nikt nie wszedł na moje miejsce, to o samych kotach też mogę sporo powiedzieć. Zapewne mocno się poprawili od tamtego czasu, ale raczej szlifowali swoje dotychczasowe umiejętności na lepsze. — Rozejrzała się, chcąc skorzystać z niewielkiego źródła światła i zobaczyć swoich przyszłych sojuszników. Ich przyciemnione oblicza otaczały ją z każdej strony. Był tam zarówno jaszczurowaty towarzysz Chi, jak i kilka twarzy, które kojarzyła z listów gończych.

— To może nie wystarczyć — mruknął lider.

— Wszystko zależy od tego, ile was jest i jakie macie Quirk — stwierdziła Hana, obserwując, jak niebieski płomień coraz bardziej się zmniejsza, aż w końcu znika na dobre. Zapanowała kompletna ciemność, do której kobieta musiała się przyzwyczaić.

— A co ty potrafisz? — spytał.

— Jeśli chcecie wiedzieć, to sami też mi musicie powiedzieć — odpowiedziała, słysząc, jak kilka osób się przesunęło. Czuła się niepewnie, będąc otoczona przez obce jej osoby.

— To od nas zależy, czy ci pomożemy, więc to ja stawiam warunki — mruknął z dezaprobatą w głosie. Higanbana wiedziała, że ma rację, jednak ciężko jej było się zaadaptować. Nie chciała po raz kolejny dopasowywać się do kogoś, tak, jak to robiła w Toraneko.

— Powiedzmy, że bez ruszenia palcem jestem w stanie zabić was na miejscu — odpowiedziała tajemniczo. — Na dalsze zwierzenia przyjdzie czas, kiedy będę mogła was zobaczyć i tym samym zaufać. Nie mam żadnej gwarancji, że kiedy wam cokolwiek wyjawię, wy staniecie po mojej stronie, lub nie oddacie w ręce kotów. — Założyła ramiona przed siebie, patrząc w miejsce, gdzie siedział mężczyzna.  — Nie znam waszych imion albo pseudonimów. Jedyne co wiem, to że macie interes w pozbyciu się Toraneko, a ja mogę wam zapewnić niebotyczną przewagę. — Jasnowłosy milczał, zastanawiając się przez chwilę, co dalej zrobić.

— Shigaraki Tomura — powiedział, wstając. — Spotkamy się jutro i dobrze ci radzę Hano. Nie zawiedź naszego zaufania — dodał, odchodząc. Tuż za nim ruszyła niewielka grupka, w tym także Dabi, który rzucił jej ostatnie spojrzenie.

— Bez jaj, że teraz muszę jeszcze wrócić — jęknęła, uświadamiając sobie, że minie spora chwila, zanim trafi do punktu, z którego przyszła.

•••

Snuła się uliczkami w centrum dzielnicy Minami, zastanawiając się nad pójściem do Kanpō. Nie było jej w pracy od dobrych kilku dni i nadal nie skontaktowała się z nikim, żeby to wyjaśnić. Miała jednak znacznie poważniejsze rzeczy do zrobienia, w tym poszukiwanie matki Jihiego. Oprócz tego czekało ją spotkanie z Ligą i milion innych rzeczy, o których nawet nie chciała myśleć. Wszystko nakładało się na siebie, tworząc swoistą pułapkę obowiązków, od których tym razem nie mogła uciec.

Poszukiwane osoby są prawdopodobnie odpowiedzialne za makabryczne zabójstwo dwóch ochroniarzy...

Stanęła jak wryta, a wielki billboard umieszczony na jednym z wieżowców wyświetlił krótkie nagranie przedstawiające ją i Iriomote, na chwilę przed jej postrzeleniem kamer. Jakość nie była zniewalająca, ale otępiała Hana nie wątpiła, że z łatwością można było ją rozpoznać.

Osoby posiadające informacje o pobycie podejrzanych proszone są o kontakt z policją lub dzwonienie na tę infolinię.

Rząd żółtych liczb odbijał się od czerwonych tęczówek kobiety, jeszcze bardziej ją porażając. Nieliczni przechodnie na ulicy przystanęli, przyglądając się informacji, która priorytetowo przerwała szpaler jaskrawych reklam. Niektórzy tylko zerkali, a inni zupełnie zignorowali kanał informacyjny. Higanbanie natomiast zrobiło się niebywale zimno. Sytuacja stała się znacznie bardziej skomplikowana niż mogłaby znieść. Drżącą ręką wyciągnęła komórkę z kieszeni, a następnie pochylając głowę odeszła żwawym krokiem w kierunku zaciemnionej ulicy. Serce biło jej jak oszalałe, a strach przed zaczepieniem przez kogoś przybrał na sile. Wpatrywała się w listę kontaktów, zastanawiając się do kogo zadzwonić. I kto byłby w stanie jej teraz pomóc.

Przełknęła resztki dumy, wybierając numer, który nawet jeszcze nie zdążyła zapisać. Po kilku sygnałach przerwano połączenie, a sama blondynka aż warknęła z frustracji. Nie trwało długo, zanim otrzymała wiadomość z zastrzeżonego numeru.

[01:33] Od: Numer zastrzeżony

Za 30min na moście Kisha-michi.

Podróż metrem była dla niej drogą bez końca. Siedziała jak na szpilkach w pustym przedziale, a każde zatrzymanie na stacji, było niczym rosyjska ruletka. Albo wejdzie policja z Bohaterami, żeby ją aresztować. Albo nie. Liczne kamery umieszczone w każdym możliwym miejscu śledziły jej ruch, a ona modliła się, żeby ich operatorzy ucięli sobie w tym momencie drzemkę. Z nerwów było jej już niedobrze, a ostatnia przystań stała się chwilowym wybawieniem.

Ostatni odcinek praktycznie przebiegła, nie zważając na podciągającą się sukienkę, czy włosy wpadające do ust. Przystanęła, dopiero kiedy na widoku zobaczyła dobrze jej znaną sylwetkę. Ulica była pusta, a rozświetlone filary, rzucały żółte światło na promenadę. Wiał mocny wiatr, który przynosił ze sobą słony zapach morza i odgłos dokowania statków.

— Nie spodziewałam się, że tak szybko odpowiesz — powiedziała Hana, przełykając ślinę i podchodząc bliżej kobiety opartej o ciemne, metalowe barierki. Gdyby nie sytuacja, dla której się tu znalazły, Himura mogłaby powiedzieć, że to naprawdę romantyczne miejsce.

— Nie mogłam zasnąć — mruknęła Chi, mocniej wychylając się w kierunku wody. Czarna toń pochłaniała praktycznie wszystko i jedynie żółte smugi światła, padające znad jej głowy utrzymywały się na powierzchni, poruszając się miarowo.

— Tak czy siak pewnie wiesz, dlaczego dzwoniłam. — Oparła się plecami o barierkę tuż obok brunetki, której uwaga ciągle była pochłonięta przez fale. Dwukolorowe włosy szarpane wiatrem wiły się we wszystkie strony, odsłaniając kolejne tatuaże na karku, których Hana wcześniej nie widziała.

— Tak i nawet wiem, jak ci pomóc — mruknęła, a jej słowa zostały porwane przez mocny wicher. Blondynce momentalnie ulżyło. — Jednak... — Podciągnęła się, stając do pionu i spoglądając błękitnymi oczami w odpowiedniczki lekarki. — Nie ma nic za darmo.

— Co chcesz w zamian? — spytała chłodno, rozglądając się po promenadzie w poszukiwaniu przechodniów.

— Nic wielkiego. — Spojrzenia obu kobiet spotkały się. Dopiero teraz Hana zauważyła niewielką lornetkę, przewieszoną przez szyję Chi. — Będziesz miała u mnie dług do spłacenia i tyle — wyjaśniła, wzruszając ramionami.

— Nie ma mowy — burknęła, odpychając się od barierki, żeby stanąć na równych nogach. — Albo konkrety, albo nic z tego.

— Aktualnie nic od ciebie nie potrzebuję, ale ty ode mnie owszem. — Chi poprawiła obszerny sweter na ramionach, unosząc wyżej podbródek. — I nie jest to byle co — dodała.

— Mam się dać złapać na smycz, którą ty zwolnisz, dopiero kiedy będzie ci się podobało? — prychnęła. — Trochę cię poniosło.

— Mogę ci zagwarantować, że nie będzie to nic, co może zagrozić twojemu życiu — powiedziała brunetka, skubiąc rękawy. — Ale chyba w twoim obecnym położeniu, to i tak nie robi na tobie większego wrażenia.

— Ludzie zaczną się zaraz ustawiać do mnie w kolejce — mruknęła Hana. Przemknęło jej nawet przez myśl, że Kaitō bez mrugnięcia okiem ustawiłby się przed nią, pobierając opłaty od każdego chętnego, niczym babcia klozetowa.

— Zmodyfikuje twój wizerunek na nagraniach, tak, że nikt cię nie rozpozna. — Blondynka na nowo oparła się o metalowe zabezpieczenie, słuchając z uwagą. — Zarówno w aktach policyjnych, jak i stacjach telewizyjnych. Jeśli chodzi o nagrania w Internecie, to postaram się usunąć większość. — Ciemnowłosa uśmiechnęła się nieznacznie, odsłaniając czubki zaostrzonych kłów. — W zamian chce jedynie przysługę, która nawet nie będzie zagrażać twojemu życiu, czy zdrowiu — wzruszyła ramionami.

— Ale wpakuje mnie za kratki? Albo - co gorsza - zmusi do wydania kogoś — mruknęła nadal zniesmaczona blondynka.

— Kto wie? Równie dobrze, może to być coś tak banalnego, jak zamówienie mi jedzenia.

— Niech będzie — powiedziała w końcu, wzdychając. Tak naprawdę nie miała innego wyjścia, niż zgodzić się na warunki brunetki. — Kiedy wszystko zmienisz?

— Daj mi tydzień na włamanie się do systemu policji i stacji. Reszta z Internetu zniknie w przeciągu kolejnego tygodnia — odparła, drapiąc się po policzku.

— Mhm — mruknęła jasnowłosa, wzdrygając się. Następnie obróciła się przodem do rzeki, patrząc w wodę. — Jest jeszcze jedno — powiedziała, nagle przypominając sobie o obietnicy, którą złożyła.

— Tak? — Chi dołączyła do blondynki, omal nie stykając się z nią ramieniem. Wspólnie patrzyły się w toń, a odgłosy miasta mieszały się z szumem rzeki.

— Ponad tydzień temu zaginęła pewna kobieta — wypaliła. — Była prostytutką w „Ambrozji", ale jednego dnia tam nie dotarła. — Zerknęła kątem oka na dziewczynę i jej spory tatuaż na szyi - „SINNER".

— Jak się nazywa?

— Atsume Ohta — odpowiedziała, na co brunetka wyjęła telefon, w którym zapisała kilka znaków.

— W Ohta, jakie znaki?

— Takie, jak „czystość" — mruknęła, na co Chi cicho parsknęła.

— Ironia losu — przyznała Hana, a jej wzrok ponownie spoczął na lornetce. — Po co ci to? — spytała w końcu.

— Zaraz zobaczysz — mruknęła, chowając komórkę. — Jeśli chcesz, żebym jej szukała, to będziesz mi musiała powiedzieć o dalszych poczynaniach Ligii.

— W jakim sensie?

— Jak mówiłam, Tomura mi nie ufa i trzyma w tajemnicy swoje dalsze kroki — wyjaśniła.

— Mam dla ciebie szpiegować?!

— Nie do końca. — Zdjęła z szyi pasek, trzymając w dłoni lornetkę. — Chce tylko wiedzieć, czy zamierza zaatakować Toraneko, czy wykorzysta do tego coś innego.

— I tyle?

— Chyba tyle — mruknęła, dając nacisk na drugie słowo. — Shigaraki jest nieufny i żeby zdobyć takie informacje, trzeba się trochę nagimnastykować. Będziesz blisko niego, więc powinnaś co nieco się dowiedzieć.

— Po co ci to wszystko wiedzieć?

— A po co chcesz się dowiedzieć, co się stało z tamtą prostytutką? — Obie zamilkły, a brunetka tylko kiwnęła głową. — No właśnie, a teraz... — zamilkła, przykładając do oczu okular. Chwilę regulowała ostrość obrazu, szukając w międzyczasie obiektu, który chciała zobaczyć. —Jest — mruknęła. — Bez słowa podała blondynce lornetkę, którą ta z wahaniem przyjęła. — Spójrz na ten budynek po lewej, z którego wychodzą ludzie.

— Ten z różowym neonem?

— Tak.

Hana uniosła lornetkę, regulując ją, tak, żeby wyraźnie widziała, po czym skierowała spojrzenie na charakterystyczną lampę w odcieniu fuksji. Następnie obniżyła nieznacznie kąt, żeby lepiej widzieć wejście i...

Oddech ugrzązł jej w płucach.

Taigā.

Nie dało się go nie zauważyć, czy nawet zignorować. Był piękny, jednak nie był to typ piękna, który dałoby się zamknąć w nieswoistych kryteriach. Przyciągał wzrok, niczym magnes, a malownicze pręgi wijące się po jego sierści, zdawały się wręcz hipnotyzować. Nie dało się oderwać od niego oczu.

Posiadał rodzaj niezwykłości, które było do bólu przerażające i niebezpieczne. Jednak pomimo tego, człowiek pragnął zaryzykować. Stanąć choć przez chwilę w jego cieniu i obserwować, jak z wrodzoną gracją porusza się wśród motłochu. A następnie zginąć z jego rąk, mając przed oczami wciąż ten sam porażająco piękny widok.

Był niczym posąg, wyraźnie odznaczający się na tle szarej masy, która go otaczała. Wzrostem przewyższał każdego z osobna, a rozłożyste barki wraz z umięśnionym karkiem, wydawały się być zrobione ze stali. Wszystko jednak skryte było pod warstwą gęstego żółto-pomarańczowego futra, które skrzętnie maskowały wrzeszczący obraz siły i dominacji. Inni członkowie Toraneko przy nim znikali, stając się dopasowanym tłem.

— Mówiłam ci, żebyś trzymała się z dała od Ōoki — mruknęła Chi, jednak Hana ani śmiała się odwrócić. Widziała każdego. Zarówno Iriomote, który spośród wszystkich był najmniejszy. Jak i prawą rękę Taigi, który był jednocześnie jego rywalem — Raiona. Była też Chītā, Reopādo i brat przywódcy — Howaito.

Liczne wspomnienia uderzyły w blondynkę, która na moment straciła poczucie rzeczywistości. Nie wiedziała, czy bardziej czuła rozgoryczenie przez stare czasy, które nie zawsze były złe. Czy może właśnie z powodu, że próbują ją zabić pomimo tych lepszych chwil? Tak długo starała się ukrywać przed nimi, że teraz, gdy ich zobaczyła, nawet jej ulżyło.

Nie mogła się już schować ani uciekać.

Pozostało jej jedynie zmierzyć się z przeszłością.

•••

— Zastanawiałem się, kiedy przyjdziesz. — Gabinet nie uległ zmianie. Drewniane biurko wciąż nosiło drewniane obdrapania na dole, a regał zdawał się móc runąć w każdej chwili. Doktor też był taki sam. Może tylko odrobinę bardziej zmęczony niż normalnie, ale stan liczebny jego palców nie zmniejszył się. Hana, jednak miała wrażenie, jakby od jej wyjścia z kliniki minęło kilka lat.

— Nieprędko znowu tu będę — odpowiedziała, prostując się. — Mam tylko nadzieję, że jeśli już, to w jednym kawałku — dodała cicho.

— Ensui sobie radzi. — Splótł dłonie na brzuchu, odchylając się na krześle. — Choć nie sądzę, żeby cię to interesowało. Po co przyszłaś? — Blondynka miała ochotę westchnąć. Staruch znał ją na tyle dobrze, że nawet nie spodziewał się odwiedzin z czystej życzliwości i uprzejmości.

— Dać ci mój nowy numer i doradzić, żebyś lepiej nie wpuszczał do środka nikogo przypominającego wyglądem kota. — Poprawiła dłonią papiery na blacie, które wystawały poza kant biurka. Spojrzała spode łba na Kanpō, który już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, jednak go ubiegła. — Sprawy się trochę pokomplikowały.

— Rozumiem. — Pochylił się nad blatem, otwierając jedną z szuflad. Chwilę w niej pogrzebał, po czym wyjął z niej coś, co od razu schował w dłoni. — Jeśli przeżyjesz, to praca będzie na ciebie czekać. A na razie... — Przesunął do niej rękę, otwierając palce, skąd wyleciał woreczek celofanowy z białym proszkiem w środku. Hana mimowolnie przełknęła ślinę. — Uznaj to za akt dobroci.

Aż zadrżała.

Mętlik, który nosiła w sobie od jakiegoś czasu, zdawał się niczym przy tym, co teraz przeżywała. Przed nią leżały co najmniej dwie godziny wolności od lęków i kłopotów. Szansa na chwilowy spokój i możliwość wyjścia bez myślenia o konsekwencjach, czy złapaniu przez policję, lub Toraneko. Jednym słowem: wolność.

— Ja... — zamilkła, wahając się przed wypowiedzeniem słów odmowy. Kosztowały ją znacznie więcej niż cokolwiek innego. — Dzięki — mruknęła zrezygnowana, szybko zgarniając woreczek i upychając go do kieszeni, wstała. — Będę się zbierać.

— Mogę ci salę odstąpić, jak chcesz się teraz wyluzować — powiedział, na co pokręciła przecząco głową, idąc w kierunku drzwi.

— Mam jeszcze coś do załatwienia — wyjaśniła. — Na razie.

— Obyśmy się jeszcze zobaczyli — mruknął cicho, jednak Higanbana zdążyła to usłyszeć i zignorować.

Trzymała opakowanie w zaciśniętych palcach, jakby od tego zależało jej życie. Nie zwracała uwagi na zbirów w poczekalni, którzy rzucali jej zaciekawione spojrzenia, ani na Fukurou, który wymamrotał coś o jej braku wychowania jeszcze przed zamknięciem bramy. Pędem zmierzała do wyjścia, wyklinając swój brak woli. Czuła się słaba.

I tak też było.

Kilka miligramów w ciągu sekundy potrafiło zniewolić jej umysł, robiąc z niego swoistą papkę. Zero powściągliwości, czy zdrowego rozsądku.

Przystanęła na środku zaciemnionego tunelu, wyciągając woreczek. Dłoń drżała jej niekontrolowanie, a oddech przyśpieszył. Zdawało jej się, jakby właśnie przebiegła maraton. Kiedy w rzeczywistości była to jedynie walka z uzależnieniem. Bez namysłu cisnęła workiem przed siebie, niemal natychmiast tego żałując. Była na siebie wściekła, zarówno przez to, że to zrobiła, jak i dlatego że nie potrafiła sobie nawet raz odmówić. Wydała z siebie głośne warknięcie frustracji, przełykając potworny ścisk w gardle.

Błyskawicznie wyjęła telefon, odpalając latarkę. W ciemnościach nic nie widziała, a organizm wbrew niej, rozpoczął poszukiwania. Miała ochotę się rozpłakać, kiedy nigdzie nie dostrzegła charakterystycznego białego proszku. Przestąpiła parę kroków, nachylając się nad drogą usłaną śmieciami, po czym przystanęła w bezruchu.

Na granicy światła widziała czubki czyiś zakurzonych butów, a tuż pod nimi wystający róg folijki.

Jej małej celofanowej folijki.

Wyprostowała się, mimowolnie napinając mięśnie. Uniosła telefon, tak, żeby oświetlić twarz właściciela butów, po czym się wzdrygnęła. Stał przednią ten sam osobnik z klubu, jak i pola golfowego. Dabi.

Patrzył na nią z góry, a jego wzrok pałętał się na granicy pogardy i rozbawienia. Nie odezwał się ani słowem, jednak powolnym ruchem schylił się po paczuszkę, unosząc ją w dwóch palcach pod światło z latarki.

— To moje — burknęła wściekła, na co ten jedynie prychnął.

— Naprawdę? — spytał, przenosząc folię na wewnętrzną stronę dłoni, trzymając ją, niczym na niewidzialnej tacy. Hana w tym czasie nie spuszczała wzroku z jego ruchów, walcząc z usilnym pragnieniem użycia Quirk. Mogłaby go teraz zabić i nikt by się o tym nawet nie dowiedział.

— Tak. — Poruszył dłonią na bok, a głowa Himury automatycznie za nią podążyła. Niczym pies. Prawdopodobnie, gdyby powiedział aport i rzuciłby paczką, to Hana bez wahania by za nią pognała. Czy byłoby to upokarzające? Owszem, ale z pewnością nie tak bolesne, jak to, co zamierzał zrobić brunet.

Kiedy buchnęły błękitne płomienie, z ust jasnowłosej wydobył się niewielki krzyk. Jednym susem doskoczyła do niego, upuszczając telefon, jednak było już za późno. W jego dłoni nie pozostał nawet ślad po czymkolwiek. W powietrzu jedynie czuć było odór palonego plastiku i amfetaminy, który uleciał w stronę wejścia, równie szybko, co się pojawił.

— Ty skurw...

— Tomura chce się z tobą widzieć.

Continue Reading

You'll Also Like

8.5K 224 27
E-Eliza S-santia Bb-boberka G-gracjan M-gawronek(Marcel) Z-zabor B-borys
241K 8.6K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
69.8K 3K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
53.2K 2K 44
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...