Setting Fire To Hell

By Devellax

132K 6.4K 8.4K

Jest to moje pierwsze opowiadanie, co sprawia, że jest przepełnione żenującymi sytuacjami itp, więc od razu n... More

Prolog
1. Znowu on.
2. Powiedz, że żartujesz.
3. Myślę, że robilibyśmy ciekawsze rzeczy w twoich snach.
4. Podziękujesz w inny sposób.
5. Wyglądasz, jakbyś zobaczyła śmierć.
6. Ja wiem, kiedy mi wystarczy.
7. Nienawidzę cię.
8. Nie przesadzaj mamo, to tylko tydzień.
9. Jesteś chora.
10. Żadnych morderstw.
11. Gwiazdy muszą mieć spektakularne wejście.
12. No nie bądź taka, daj popatrzeć.
13. Noszę je tam na wszelki wypadek.
14. Jesteś zazdrosna.
15. Pogadaj z nim.
16. Zwykle wszędzie chodzicie razem.
17. Świat jest mniejszy, niż się wydaje.
19. Smutne.
20. Obyś miał rację.
Epilog + Podziękowania
Rozdział Specjalny.
Rozdział Specjalny 2
Druga część?

18. I nic mi nie powiedziałaś?

4.2K 230 302
By Devellax

     Biała sukienka jest rozwiana przez wiatr, tak samo jak moje włosy. Wokół mnie rozciąga się laką z najpiękniejszymi kwiatami. W powietrzu unosi się ich woń, szczypiąc mój nos.

Stawiam kilka kroków przed siebie, a moje nogi są jak z waty. Widzę chłopaka w czarnych włosach, który ochoczo macha w moją stronę. Obok niego stoi dwóch małych chłopców, którzy również robią to samo.

Są niesamowicie podobni do niego, jak i... Do mnie. Podchodzę bliżej, kucając przy nich. Dwójka chłopców wpada mi w ramiona, śmiejąc się wniebogłosy. Mężczyzna również siada obok nas, posyłając mi szeroki uśmiech.

Sceneria gwałtownie się zmienia i znajdujemy się w ciemnym pokoju. Dwójka chłopców przybiera demoniczne wyrazy twarzy, powodując tym mój strach.

— Obwiniasz się? — mówi jeden z nich, obracając w dłoni nóż.

— Czujesz się winna? — odzywa się drugi. Jestem z nimi sama, mężczyzna zniknął.

Drgam niespokojnie i chcę się odsunąć, ale nie potrafię. Nie mogę zmusić ciała do ruchu. Patrzę na nich ze strachem, a na ich twarzach rozciągają się szerokie uśmiechy. Nie wiem, o czym mówią. Ich ton głosów powoduje gęsia skórkę na każdym skrawku skóry.

Jeden z nich popycha mnie do tyłu, przez co zaczynam lecieć w dół.

Jeden schemat – spadam, trafiam w wodę, topię się i znów spadam. Krzyczę ile sił w płucach, ale najcichszy dźwięk nie wydobywa się z moich ust.

Trafiam ponownie do ciemnego pomieszczenia, jednak tym razem nie ma tutaj ani śladu małych chłopców. Leżę na ziemii, zwijając się z bólu, który przeszywa mój kręgosłup. Nade mną pojawia się mężczyzna, który jest dziwnie znajomy.

Czuję, że go znam, ale nie potrafię przypomnieć sobie jego twarzy. Nachyla się nade mną, a jego oczy zakryte są dziwną, białą smugą światła. Usta rozciągając się w grymasie, który przypomina szyderczy uśmiech.

— To twoja wina. Przez ciebie zginęła — szepta w moją stronę, a biała sukienka, którą mam na sobie przybiera szkarłaty kolor.

Moje dłonie toną w krwi, a po policzkach spływają łzy. Siadam w kałuży krwi, kręcąc głową.

Wtedy widzę jasny błysk, który mnie oślepia. Postać wygląda jak anioł, który chce mnie uratować. Podchodzi do mnie, ale tak samo, jak wszystko wokół przybiera kolor czerwony i szyderczo się ze mnie śmieje.

— Masz jej krew na rękach — mówi półszeptem, znikając w ciemności.

Ciemność pochłania także mnie.

***

     Wyrwałam się gwałtownie ze snu, podnosząc do siadu. Pieprzony koszmar.

Poczułam mocny uścisk na nadgarstkach, a w uszach szumiała mi krew. Głowa ciążyła, jakbym conajmiej ktoś przywiązał do niej kamień, a obraz przed oczami powoli się wyostrzał. Usiłowałam przełknąć gulę w gardle, ale miałam tak sucho w ustach, że nie mogłam wytworzyć ani krztyny śliny.

Czułam się, jakby coś mnie przejechało.

     Jak tylko obraz przed moimi oczami zaczął być wyraźny, rozejrzałam się po pomieszczeniu. W zasadzie, nie było tutaj nic, oprócz materacy, na których leżała Sophia i Poppy. Obydwie były nieprzytomne, przynajmniej tak mi się wydawało.

W kącie dostrzegłam dwa drewniane krzesła, które wyglądały dosyć podejrzanie. Chciałam się ruszyć, ale każdy mięsień w moim ciele dawał o sobie znać. Dodatkowo, przez to, że moje ręce były skrępowane na plecach, jakikolwiek ruch był utrudniony.

     Kosmyki włosów przykleiły się do mojego czoła, opadając na oczy, przez co pole mojego widzenia było ograniczone. Starałam się je jakoś zdmuchnąć, ale wszystko było na nic.

Świetnie.

Cicho nawoływałam imiona moich towarzyszek, aby jakoś je obudzić i nie narobić hałasu, ale kompletnie mi to nie wychodziło. Obydwie wyglądały jak nieżywe.

Starałam się wyswobodzić moje nadgarstki, ale niestety było to na nic. Mogłam się rzucać, ile tylko chciałam, ale nie było opcji, aby się wydostać.

Dlaczego mnie to spotyka?

     Drzwi od pomieszczenia się otworzyły, a w nich pojawił się... Charles. Zmierzyłam go zdenerwowanym wzrokiem, na co ten parsknął śmiechem. Podszedł do kąta i zabierając jedno z krzeseł, usiadł przede mną.

Założył nogę na nogę, splatając palce na kolanie. Spojrzał na mnie pobłażliwie, posyłając cwaniacki uśmiech. Odwróciłam głowę w bok, aby na niego nie patrzeć, na co się roześmiał.

— No nie udawaj obrażonej — rzucił, nachylając się nade mną. Złapał dłonią mój podbródek, odwracając w swoją stronę.

— Zostaw mnie — warknęłam, wyrywając głowę z uścisku. Chłopak ponownie się roześmiał, zaczesując włosy do tyłu.

— Pewnie oczekujesz wyjaśnień — powiedział, poprawiając się na krześle. — Nie bierz tego do siebie, ale chciałem się po prostu zemścić na moim kochanym kuzynie, a przy okazji pomóc komuś — westchnął. — Michael od zawsze mówił, że nie mógł nic zrobić, jak ojciec wyrzucał mnie na zbity pysk. Gówno prawda.

— Nie mógł — mruknęłam. — Twój ojciec jest popieprzony i mógł zrobić krzywdę jego rodzicom, jak i jemu.

— Może i masz rację, ale kochał Michaela bardziej niż mnie. Wystarczyło słowo, a zmieniłby zdanie — prychnął. — Ale nie o to się rozchodzi. Teraz skończysz jak jego była dziewczyna — roześmiał się, rzucając mi radosne spojrzenie. Naprawdę zastanawiałam się, czy nie był jakimś psychopatą, bo miał na niego zadatki.

— Aiden i Manu na pewno się połapali i nas szukają. Zapłacisz za to — splunęłam, gdyż tylko to było ostatnią deską mojego ratunku. Charles wybuchł głośnym śmiechem, łapiąc się za klatkę piersiową.

— Mówiłem ci słodziutka, że ten nieudacznik cię nie uratuje. Dba o swój tyłek i tyle — wzruszył ramionami, ciągle się uśmiechając.

W międzyczasie starałam się ze wszystkich sił rozwiązać knebel na moich rękach, jednak bez skutku. Gdybym tylko miała coś ostrego...

Mogłabym to rozciąć, ale nic takiego nie widziałam. Westchnęłam z frustracją, modląc się, aby mój brat faktycznie zaczął mnie szukać. Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło od porwania, ale na pewno się połapali.

Przynajmniej na to liczyłam.

— Nie rozwiążesz tego — parsknął. — A teraz sobie odpocznij. Wrócę za jakiś czas. Do zobaczenia, słodziutka — pomachał w moją stronę, co kompletnie zignorowałam.

Pokiwał głową z politowaniem i wyszedł z pokoju, zostawiajac mnie z nieprzytomnymi dziewczynami. Miałam nadzieję, że zaraz się wybudzą i wymyślimy coś, aby stąd uciec.

***

— Co jest, kurwa — usłyszałam cichy głos Sophii, dzięki czemu wybudziłam się z letargu. — Ale mnie wszystko boli — jęknęła.

— Nie tylko ciebie — prychnęłam, odwracając się w jej stronę. Dziewczyna posłała mi zdezorientowane spojrzenie, na co wzruszyłam ramionami.

— Co my tu robimy? — zapytała, rozglądając się dookoła.

— Ja z pewnością czekam na śmierć, a wy jesteście tu przypadkiem — odparłam, kręcąc głową z politowaniem. — Nie wiem, ile tu jesteśmy, ale mam nadzieję, że już nas szukają.

— Mówiłam ci, żebyś w nic się nie pakowała — syknęła. Widziałam na jej twarzy drobne rozczarowanie, jak i troskę.

— Skąd wiedziałam, że pieprzone wiadomości zamienią się w porwanie? — warknęłam, zapominając kompletnie o tym, że dziewczyna nic o tym nie wiedziała. Jak zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam, chciałam się złapać za głowę.

— Jakie wiadomości? — zapytała, nie kryjąc zdziwienia.

— Kurwa — westchnęłam. — Zaczęłam dostawać groźby w wiadomościach, dlatego przeprowadziłam się do Manu. Potem wszystko ucichło, więc myślałam, że będzie już spokój — wyjaśniłam. — A potem znalazłyśmy się tutaj — wskazałam ruchem głowy na pomieszczenie. Sophia przez chwilę siedziała cicho, myśląc nad moimi słowami.

— I nic mi, kurwa, nie powiedziałaś? — warknęła, gwałtownie odwracając się w moją stronę.

— Nie mogłam — westchnęłam. — Manu mówił, że nie powinnam o tym nikomu wspominać.

— Kurwa — splunęła, usiłując jakimś cudem strzepać włosy z oczu. — Nie ma sensu się kłócić, ale mogłaś mi powiedzieć.

— Wiem. Przepraszam — odparłam ze skruchą, patrząc w drewniane drzwi, które zaczęły się otwierać.

Do środka ponownie wszedł Charles, niosąc w dłoniach wodę. Spojrzał na nas, uśmiechając się psychicznie pod nosem.

— Mam dwie księżniczki do towarzystwa — zaklaskał, kucając przed Sophią. Założył przeszkadzające jej kosmyki za ucho, a następnie podszedł do mnie i uczynił to samo. — Jest i moja ulubienica.

— Spierdalaj — warknęłam, odsuwając się do tyłu. Blondyn zaśmiał się gardłowo, łapiąc brutalnie mój podbródek i odwracając w swoją stronę.

— Przypominasz mi moją żonę, dlatego cię lubię — powiedział, siadając naprzeciwko mnie. — Szkoda, że skończyła z kulką w głowie — westchnął, powodując moje osłupienie.

Jakim cudem mógł mówić o tym z takim spokojem? Miałam wrażenie, że mówi o kimś, kto nie ma dla niego żadnego znaczenia, a nie o swojej żonie. To tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że był potworem.

— Jesteś psychopatą. Jak możesz mówić w taki sposób o swojej żonie? — żachnęłam, spoglądając na niego spod przymrużonych powiek.

— Też była taka hop do przodu jak ty. Ostrzegałem ją, ale nigdy mnie nie słuchała — wzruszył ramionami. — A teraz zostawiła mi malucha do wychowania — westchnął, a mnie zamurowało. Ktoś taki jak on miałby wychować dziecko? Absurd.

— Współczuje temu dziecku — mruknęłam, patrząc na swoje nogi. Nie wiem, co oni ze mną robili, ale moje czarne jeansy były uwalone błotem, a dodatkowo rozdarte przy nogawce.

Oni mnie ciągnęli po ziemi, czy co?

— Oj, słodziutka — zaśmiał się. — Możesz myśleć, że jestem taki okrutny i niedobry, ale za Charliego oddałbym życie. Nie mam nikogo, prócz niego — wzruszył ramionami, poprawiając się na krześle. — Aktualnie robię to, co muszę.

— I tak jest coś z tobą nie tak — prychnęłam, na co się zaśmiał.

— Gdyby nie okoliczności, umówiłbym się z tobą — rzucił, posyłając mi cwaniacki uśmiech.

Chciałam coś odpowiedzieć, ale usłyszałam głośny, gardłowy śmiech. Odwróciłam się, spoglądając na Poppy, która była źródłem tego dźwięku. Podniosła się do siadu, posyłając nam rozbawione spojrzenia, po czym jej wzrok padł na Charlesa.

— Skończ już ten teatrzyk, Charles — parsknęła, odchylając głowę do tylu. Spojrzałam na nią ze zdezorientowaniem. — Rozwiąż mnie, bo mnie nadgarstki bolą.

     Siedziałam tam, jak rzeźba. Spoglądałam ze strachem na Sophię, która robiła dokładnie do samo. Byłyśmy w szoku i kompletnie nie rozumiałyśmy, co się tutaj dzieje. Charles podszedł do dziewczyny, następnie stając za nią, rozwiązał knebel z jej nadgarstków, posyłając mi szeroki uśmiech.

Blondynka pokręciła głową, rozmasowując obolałe nadgarstki. Następnie wstała, po czym chwyciła butelkę z wodą i upiła porządny łyk.

— Poppy? — mruknęłam cicho, nie widząc tutaj żadnego powiązania. — Co się tutaj dzieje?

— Mała, głupiutka Lana — zadrwiła, stając nade mną. Położyła dłoń na moich włosach, roztrzepując je w każdą stronę. — Zemsta, moja droga — uniosła głos, wyrzucając dłonie w powietrze.

— Jaka zemsta? — zapytałam, spoglądając na nią. Włosy ponownie lepiły się do mojej twarzy, powodując irytację.

— Sprawię, że będzie cierpiał tak samo, jak ja, gdy zginęła Lacey — warknęła, siadając na krześle przede mną.

— Możesz jaśniej?

— Już tłumaczę — parsknęła, przysuwając się bliżej mnie. — Lacey była moją siostrą, a twój kochany chłoptaś sprowadził na nią śmierć. Tyle czekałam, żeby się zemścić i proszę — wskazała dłonią na mnie, szczerząc usta w uśmiechu. — Moja słodka zemsta siedzi tuż przede mną.

— Myślałam, że się przyjaźnimy — mruknęłam, patrząc w podłogę. Było mi przykro, że zostałam tak potraktowana. Naprawdę jej ufałam, a ona to wykorzystała.

— To źle myślałaś — zaśmiała się. — Zapłaci za to, co ją spotkało.

— On też ją kochał. Jego też to bolało — broniłam go, mimo że nadal czułam do niego żal. Jego słowa naprawdę mnie zabolały.

— Zamknij się! — warknęła, a następnie poczułam jej dłoń, która spotkała się z moim policzkiem. Odruchowo odwróciłam głowę, czując pieczenie i dziwne gorąco w miejscu uderzenia. — Nie wiesz kompletnie nic!

— Może to ty nic nie wiesz? — zaśmiałam się gorzko. — Rozmawiałaś z nim, że wiesz, co czuł? Bo wydaje mi się, że ni... — nie dane było mi skończyć, bo poczułam kolejne uderzenie.

— Jeszcze słowo, to zrobię ci krzywdę — warknęła, łapiąc mnie za koszulkę.

— Śmiało. Wyżyj się za swoją siostrę — uśmiechnęłam się prosto w jej twarz, co jeszcze bardziej ją rozjuszyło. — Myślisz, że byłaby dumna, z tego co robisz?

— Co ty możesz wiedzieć? — zaśmiała się z goryczą, popychając na materac. Zachwiałam się lekko, ale w porę złapałam równowagę i usiadłam prosto.

— Na pewno więcej, niż ty — prychnęłam. — Wiesz w ogóle, na kim się mścisz? Bo nie przypominam sobie, abym coś ci zrobiła. Dlaczego tutaj jestem?

— Oh, słoneczko — zaśmiała się, łapiąc moją twarz w dłoń. Zacisnęła moje policzki, powodując tym ból. — To proste. Jesteś dla niego na tyle ważna, że zrobi wszystko, żeby cię odzyskać.

— I tu się mylisz — wydukałam, mówiąc nie do końca wyraźnie. W końcu jej parszywa łapa dalej spoczywała na mojej twarzy.

— Już skończyłyście teatrzyk? — jęknął ze znudzeniem Charles, podchodząc bliżej. — Mój syn na mnie czeka, a dobranocka zaczyna się za godzinę — wzruszył ramionami, odciągając Poppy od mojej osoby. — Naprawdę nie mam ochoty słuchać kłótni dwóch pieprzniętych lasek.

— Odezwał się ten normalny — prychnęła blondynka, zakładając ręce na piersi.

     Charles westchnął pod nosem, a w pomieszczeniu zapanowała cisza. Każdy żył w innym świecie. Ja myślałam o tym, czy faktycznie ktoś nas uratuje, a dwójka przede mną, jak doprowadzić do końca swój plan zemsty.

Nagle, w pomieszczeniu rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia. Charles zmrużył oczy, szukając telefonu w kieszeniach i jak tylko go chwycił, odebrał. Przez chwilę stał w bezruch, ale gdy usłyszał jakąś wiadomość, jego oczy aż zaświeciły z radości.

— No, słodziutkie — klasnął w dłonie, tuż po tym jak się rozłączył. — Twój książę na czarnym koniu już niedługo tu będzie — potarł swoje ręce, spoglądając w moją stronę.

Następnie podszedł do drugiego krzesła i chwycił z niego dwie szmatki. Jedną podał Poppy, a ta zaś podeszła w moją stronę. Nachyliła się nade mną, starając się przyłożyć materiał do mojej twarzy. Chciałam się jakoś wyrwać, ale wszystko na marne.

Po chwili poczułam, jak moje ciało się rozluźnia i upada miękko na materac. Potem już tylko błogi odpoczynek ogarnął mój mózg.

***
Dzień dobry/ dobry wieczór słoneczka!

No cóż, mam nadzieję, że pewne kwestie się wyjaśniły i sprawiły, że postrzegacie niektóre rzeczy inaczej.
Rozdział miał być jutro, ale niestety się nie wyrobie, aczkolwiek postaram się go wrzucić w czwartek!

Mam nadzieję, że u was wszystko dobrze i że rozdział się spodobał!

standardowo, twitter; devellax #Devwatt tam was o wszystkim informuję!

Trzymajcie się ciepło, uważajcie na siebie i do następnego!

Wasza, Dev xx

Continue Reading

You'll Also Like

79.8K 3K 30
„Gdzie byłeś sześć lat temu?" Gdzie Blake Remington był kiedy Charlotte Wilson go potrzebowała? Tego nikt nie wie. Przepadł z dnia na dzień, a nikt n...
685K 27.8K 50
„To, czego warto się trzymać, nie pozwoliłoby ci odejść" Historia o trudnej miłości, która nie zdarza się często. Scarlett Holmes to pyskata nastolat...
5.8K 221 7
Julianne Carington raczej woli trzymać się z dala od ludzi. Wybiera ciszę, spacery i swój własny, dobrze znany świat. Jednak czasem to, czego pragnie...
68K 1.8K 24
Tom I trylogii Mafia Vivian Scott mając siedemnaście lat ucieka od rodziców, którzy zostali mafią. Po trzech latach dziewczyna jedzie na nielegalny w...