☆ミ Rozdział 4 ☆彡

411 26 16
                                    

  Nadszedł świt kolejnego dnia, który zadecyduje o losie polskiego królestwa. RON nie spał i ubrany w szaty siedział przy kołysce synka zabawiając go pluszakami. Widać było po nim, że jest troskliwy i kocha mocno swojego aniołka. Starał się pokazywać innym, że nawet po stracie ukochanej żony potrafi być wytrwały i silny nie pokazując swojej słabości. Robi to dla niego, Polski. 

- Abububu, zobacz jaki uroczy misiaczek - uśmiechnął się i wtulił delikatnie misia w twarz chłopczyka, który uśmiechnął się słodko i popatrzył na rodzica. - Moja mała gwiazdeczka. Nawet nie wiesz, jaką mi sprawiasz radość, gdy się uśmiechasz.

 Maluch ukazał swoje małe skrzydełka tak białe niczym górski śnieg. RON sam posiadał skrzydła, lecz nieco inne; szare i bardzo długie, gdzie ich rozpiętość w locie wynosiła nawet cztery metry. Mężczyzna oparł lekko zarośniętą brodę o dłoń, a drugą pogłaskał jego skrzydełko, wywołując u chłopca łaskotki.

- Skąd wytrzasnąłeś takie skrzydełka, co? - rzekł rozbawiony.

  Nagle drzwi od komnaty gwałtownie się otworzyły, a do środka wparował zziajany i roztrzęsiony strażnik.

- Panie! - wysapał ledwo opierając się o framugę. - Jest źle!

- Ciszej! O co chodzi? - wstał, już nie wyglądał tak beztrosko jak przed chwilą.

- Nadciąga wróg! 

 Król nie ukrywał zaskoczenia i przerażenia.

- Jak to? Ilu ich jest?!

- To rosyjska piechota, mają przewagę liczebną i posiadają armaty - wyjaśnił. - Nie wiadomo, czy zdołamy przeżyć.

 RON zmarszczył czoło i zacisnął pięści. W jego głowie kłębiły się miliony negatywnych myśli, że  jeśli naprawdę przegrają tą bitwę, zginie także jego syn. Nie może do tego dopuścić, więc wpadł na pomysł, dzięki któremu mały książę ma szansę przeżyć. Uniósł wzrok przepełniony stanowczością na strażnika.

- Powiadom Barbarę, Elizę i Annę aby jak najszybciej zajęły się Polską i spakowały jego rzeczy. Jedna z nich niech także wyjedzie z nim jak najdalej stąd do Księstwa Litewskiego i tam go wychowa. - rozkazał. Strażnik rozumiejąc polecenie, ukłonił się lekko i wybiegł z komnaty na korytarz, gdzie rozlegał się gwar i panika. 

***

 Minęło parę godzin, a wojna zdążyła się przekształcić w istne piekło. Wszędzie leżało pełno trupów i rozlane mnóstwo krwi dosłownie wszędzie. 

  Królewska służąca - Barbara - wraz z księciem na rękach gnała przez tylne strony miasta prosto do karety, gdzie czekał na nią już woźnica. Kobieta wsiadła szybko do pojazdu, woźnica zamknął drzwi i wsiadł na przód powozu, aby wyruszyć w daleką podróż. Jednak zanim zdążył pociągnąć za lejce, dobiegł do powozu RON.

- Panie, musimy ruszać! - wykrzyknął do króla, lekko się kuląc od huków wywołanych uderzeniami od katapult.

- Zaczekaj chwilę - zwrócił się do niego i wszedł do powozu. Ukucnął przy służącej, kładąc swoje chłodne dłonie na kocyku. - Basiu, opiekuj się nim jak własnym dzieckiem. Nigdy nie mogłaś mieć swojego, dlatego możesz się wykazać instynktem macierzyńskim.

  Kobieta wysiliła się na słaby uśmiech, zaś jej wzrok spoczywał na śpiącym księciu. Pomimo że było wokół głośno, wyglądał tak spokojnie i beztrosko.

- Postaram się, Wasza Wysokość. Postaram się dać mu szczęśliwe dzieciństwo - zapewniła spojrzawszy mu w oczy. 

  Mężczyzna zaraz sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął srebrny naszyjnik ze złotą zawieszką z wygrawerowaną postacią orła, który jest w herbie ich królestwa. Położył go na drobnej dłoni Basi.

Countryhumans: Upadłe KrólestwoWhere stories live. Discover now